Rozdział 262

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Mężczyzna przez dłuższą chwilę czekał na jego odpowiedź. Chłopak przełknął ślinę i mocno zacisnął powieki jakby to było w stanie przenieść go w inne, mniej przerażające miejsce.
W końcu jego porywacz prychnął, ewidentnie niezadowolony i przybliżył twarz policjanta do siebie.
- Gdybyś nie był oczkiem w głowie naszych klientów, to z przyjemnością wrzuciłbym cię do tego pieca. - Warknął, a potem odsunął się o krok i pchnął go dłonią w stronę pieca.
Skrzyżował ramiona na piersi i zerknął na palenisko. Trociny ładnie się paliły, choć ogień zaczynał już powoli wygasać.
Krystian przełknął łzy i sięgnął po pierwsze zwłoki. Zarzucił je sobie na ramiona, przeszedł parę kroków i zamykając oczy wrzucił ciało do środka.
- I co? - Rzucił zbir. - Aż tak źle było-? - Spytał. Policjant spojrzał na niego załzawionymi, rozwścieczonymi tęczówkami i od razu odwrócił głowę, żeby złapać kolejnego nieszczęśnika.
Czarny, duszący dym wdarł się do jego nosa i sprawił, że policjant zaczął się krztusić. Chwilę uspokajał swój oddech.

---

Stracił rachubę które to było ciało. Można wręcz powiedzieć, że z każdymi kolejnymi zwłokami szło mu coraz lepiej. Sterta w piecu zrobiła się tak duża, że żeby wrzucić kolejną ofiarę musiał podnieść ją nad głowę.
Złapał zwłoki i przeniósł je do paleniska. Podniósł je nad głowę, a wtedy posypał się na niego deszcz robaczków. Przez całe jego ciało przeszedł lodowaty dreszcz obrzydzenia. Momentalnie odrzucił trzymane zwłoki i strzepał z siebie oślizgłe żyjątka. Myślał, że zaraz zwymiotuje. A w dodatku przez to, że drzwiczki do pieca były otwarte do pomieszczenia wpadał czarny, duszący dym. Chłopak jak na zawołanie znów zachłysnął się nim i zaczął kaszleć, prawie wypluwając sobie płuca. Dawno nie czuł takiego smrodu. I pomyśleć, że to dzieje się teraz. Dzisiaj. Wyglądało na to, że ewolucja zatoczyła koło. Z bestii, zwierzęcia powstał człowiek, który potem przeobraził się w kolejną, obrzydliwą bestię. Bestię, którą on, jako policjant, musiał chronić. Nie ma człowieka idealnego. Ale to, czego on doświadczył to już stanowcze przegięcie. Jak ludzie mają czelność mówić o tym, że są stworzeni na podobieństwo Boga, istoty, która ma być przecież z założenia dobra? Jak ten Bóg mógł stworzyć jednostkę tak odrażającą, tak bezkompromisową, tak okrutną? Czy w swojej mądrości nie widział błędu, jaki popełnia? ...a może właśnie o to chodziło? Żeby zniszczyć swoje dzieło jakim był ten piękny świat? Może chciał go zresetować używając tego podłego zwierzęcia? A może jego obraz nie jest tak cudowny, jak wszyscy mówią? Może tak naprawdę nie interesują go ludzkie losy. Może jest zły. A może w ogóle nie istnieje.

Z gardła uciekł mu krzyk gdy poczuł uderzenie mokrą ścierką przez plecy. Chłopak wrócił na ziemię.
- Skończyłeś już zadumę? - Warknął przestępca. - Rusz się jak chcesz coś zjeść, bo gwarantuję ci, że nikt nie ma zamiaru na ciebie czekać.
Na myśl o jedzeniu żołądek policjanta dał o sobie znać. I to tak bardzo, że jego właściciel bez słowa sprzeciwu dokończył swoje paskudne zajęcie, a potem z ulgą zamknął drzwi pieca. Nadal trochę kaszlał, ale miał nadzieję, że w końcu mu to przejdzie. 
Przestępca uśmiechnął się do niego i złapał go za ramię, po czym wyprowadził go z pomieszczenia wprost na chłodny korytarz. Policjant przymknął na chwilę oczy. Dopiero opuszczając to makabryczne pomieszczenie zdał sobie sprawę z tego jak było w nim gorąco.
Przestępca popchnął go lekko, więc chłopak ruszył w stronę celi. Z każdym krokiem na jego barki zalegał większy ciężar poczucia winy. Nie mógł znaleźć powodu, który usprawiedliwiłby jego poczynania z ciałami. Co miałby niby powiedzieć w sądzie? Że mu kazali? Nauczyciele też każą rysować dzieciom szlaczki. To nie był żaden argument. A może powinien powiedzieć, że starał się przetrwać, żeby pomóc policjantom na zewnątrz? Nie, to też bez sensu. Stracił już nadzieję, że go szukają. Jeśli chcieli się go pozbyć mogli po prostu go zwolnić! Krystian miał ochotę rozszarpać całe CBP i spalić tą cholerną komendę aż do samych fundamentów. Miał tylko nadzieję, że jeśli nie szukają jego, to silą się chociaż nad znalezieniem jego córeczki. Westchnął cicho. Był wykończony, głodny i spragniony, a do tego wszystkiego było mu cholernie zimno. Nie wiedział tylko czy było to spowodowane ujemną temperaturą, czy może ogromnym poczuciem winy, które ciążyło nad nim niczym ciężka, burzowa chmura.

Przestępca wepchnął go do celi i przypiął pod ścianą. Krystian zauważył, że przestali wiązać im dłonie i zakładać worki. Najwidoczniej uznali, że obroże potrafiące razić prądem i łańcuch łączący kończynę ze ścianą jest wystarczającą ochroną przed ucieczką więźniów. Miał szczerą nadzieję, że nie jest to jego wyrok. 

Zanim jednak zdążył na dobre utopić się w swoich smutkach ktoś wszedł przez drzwi targając ze sobą jakiś worek. Chłopak miał tylko nadzieję, że nie jest to jego kolejny 'przeciwnik'. Ku jego zaskoczeniu porywacze wyciągnęli z worka styropianowe pudełka i zaczęli je im rozdawać. Krystian otworzył pojemnik nieco się ociągając. Do jego nosa dotarł zapach porządnego, ciepłego posiłku. Poczuł jak jego oczy wilgotnieją i szybko przełknął łzy, żeby nie okazać im swojej słabości. Nawet nie zaczekał aż jedzenie ostygnie. Rzucił się na nie jak wygłodniałe zwierzę i w chwilę pochłonął całą porcję. Poparzył sobie przy tym usta i język, lecz szczerze mówiąc, miał to gdzieś. Liczyło się tylko to, że w choć niewielkim stopniu napełnił swój żołądek. Ku jego uciesze mężczyźni rozdali im też po kubku wody. Krystian przypomniał sobie słowa Bartka i zamiast wypić wszystko duszkiem zabrał się za powolne sączenie zimnego płynu. Wyglądało na to, że inni nie mieli takiego szczęścia, bo zewsząd dobiegały go odgłosy zwracania zawartości żołądka. W myślach podziękował Bartkowi za jego lekcję. Nawet nie chciał sobie wyobrażać co czują inni. Chciał im pomóc. Naprawdę chciał. Jego policyjna natura wręcz błagała o tę możliwość. Niestety, nieważne jak bardzo chciałby pomóc nie był w stanie tego zrobić. Nie miał żadnego jedzenia ani wody, którymi mógłby się podzielić. W dodatku sam nadal był głodny i spragniony. Posiłek uświadomił mu jak bardzo jest wygłodzony. Nie wierzył, że ci porywacze mają czelność karmić ich takimi małymi porcjami, a potem oczekiwać wzorowej walki na ringu. A może właśnie o to chodzi? Żeby pokazać ich jako wojowników? W końcu jeśli człowiek jest w stanie wygrać pojedynek żyjąc w takich warunkach, wygra go żyjąc w każdych innych.

***

Do przeczytania,
- HareHeart

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro