Rozdział 162

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Weszli na pokryty kafelkami ganek i zapukali w ciemne drzwi. Usłyszeli ciche kroki, a po chwili przekręcanie zamka. Ich oczom ukazał się nieco zgarbiony staruszek.
- Dzień dobry. - Przywitał się grzecznie z głosem dość mocno pokaleczonym przez chrypę.
- Dzień dobry. - Odparł Olo, po czym wylegitymowali się.
- Och, myślałem, że już pojechaliście... - Staruszek podrapał się po głowie pokrytej siwymi włosami. A przynajmniej ich resztą.
- Nasi technicy już odjechali, ale my mamy do pana parę pytań. - Wyjaśnił Krystian. - Możemy wejść? - Spytał jeszcze.
- Co? A tak, tak. Proszę. - Mruknął i nieco koślawo usunął się z progu. Policjanci weszli do domku. Korytarz był pomalowany na jasne kolory, z białymi meblami. Po prawej stronie znajdowały się schody, najprawdopodobniej do piwnicy. Krystian zauważył, że są zamurowane.
- Dlaczego pan zamurował te schody? - Spytał. Staruszek zastanowił się chwilę. Podrapał się po głowie.
- Ja... nie wiem. - Przyznał w końcu. Młodszemu policjantowi zrobiło się go żal. - Chociaż... Nie! To syn je dla mnie zamurował... Tak, tak... Syn... Mówiłem mu, że nie mam po co tam chodzić.
- Nie wystarczyło ich zamknąć? - Dopytał Olo.
- Ja... nie wiem. - Mruknął ponownie staruszek. 
- Dobrze, spokojnie. - Wtrącił troskliwie Krystian. Naprawdę było mu żal staruszka. - Możemy porozmawiać o włamaniu? - Poprosił. Mężczyzna pokiwał głową.

---

- Dobrze, to chyba wszystko. - Młodszy policjant podniósł się z kanapy. Sięgnął do kieszeni i wyjął małą karteczkę. - To mój numer telefonu. Gdyby coś się działo lub coś sobie pan przypomniał, bardzo prosimy o kontakt. - Powiedział do żylastego staruszka. Ten pokiwał głową i uśmiechnął się w podziękowaniu.
- Dziękuję bardzo. - Odparł i przyjął papierek. - Odprowadzę panów. - Mruknął i wstał. Razem udali się do drzwi. Pożegnali się z mężczyzną i wrócili do samochodu.
- Żal mi tego faceta... - Mruknął cicho Krystian. Olo przyznał mu rację cichym pomrukiem.
- To co? Zawijamy na fabrykę. - Westchnął policjant. - Jak tam twój Aru? - Spytał z uśmiechem. Sam chłopak również się uśmiechnął.
- Cudownie. - Odparł szczęśliwy.
- I co? - Dopytał. - Żadnych pikantnych szczegółów? - Starszy parsknął śmiechem widząc rumieniec wstydu i zażenowania na policzkach przyjaciela. - Dziwi mnie dlaczego za każdym razem się rumienisz. Pamiętasz jeszcze rozmowy o naszych podbojach? - Obaj uśmiechnęli się na to odległe wspomnienie.
- Inaczej jest jak ty jesteś na dole. - Mruknął.
- Na dole? - Powtórzył policjant. Krystian jeszcze bardziej się zarumienił. Spuścił wzrok.
- W sensie... No... Wiesz... - Wydukał usiłując jakoś ubrać w słowa swoje myśli. W pewnej chwili zerknął na swojego przyjaciela. Na jego ustach widniał uśmiech szeroki jak plasterek arbuza. W momencie pojął, że jego kolega sobie z niego żartuje.
- Ty draniu! - Wściekł się. Olo parsknął śmiechem.
- Jaja sobie z ciebie robię. - Wyjaśnił rozchichotany.
- Właśnie widzę. - Burknął krzyżując ramiona na piersi. 
- Co myślisz o tej kradzieży? - Zapytał. Zrobił się bardziej poważny.
- Nie wiem. Staruszek stanowił naprawdę łatwy cel. - Mruknął i oparł głowę o szybę.
- Majka rozpytała już sąsiadów, więc nam zostaje monitorować czarny rynek. Widzieliśmy zdjęcia tej statuetki. Jest strasznie charakterystyczna. 
- No... - Mruknął Krystian. - ...nie wydaje ci się to dziwne-? - Zapytał nagle.
- Co dziwne?
- Ta statuetka... Coś mi z nią nie pasuje. - Westchnął.
- Dojedziemy na komendę, polecimy Żanecie monitoring czarnego rynku, a my weźmiemy kawę i zrobimy raporty. - Uśmiechnął się pocieszająco. Krystian prychnął.
- Bo nie ma nic lepszego niż raporty. - Westchnął cierpiętniczo.

---

W całkiem dobrych humorach dojechali na komendę. Ze zdziwieniem zauważyli ekipę techniczną użerającą się z windą. Przeszli obok, a następnie udali się do pokoju informatyków.
- Żanetka, słuchaj... - Zaczął Krystian i szybko streścił na co dokładnie ma uważać. Kobieta kiwała głową ewidentnie zaangażowana w sprawę.

- Ty wiesz o tym, że naprawiają windę? - Szepnął chłopak, przybliżając się do koleżanki. Ta otworzyła usta.
- Co ty gadasz? - Sapnęła zszokowana. Olgierd parsknął śmiechem.
- My będziemy lecieć. Pilnuj tej statuetki. - Rzucił. Blondynka pokiwała głową. Policjanci wyszli z jej pokoju i udali się do operacyjnego. Usiedli przy swoich biurkach i wzięli się za pracę.

---

49 minut później do tego samego pomieszczenia wpadła ich znajoma. 
- Mam. - Oznajmiła. - Statuetka jest na sprzedaż. Mamy nabywcę. Mają się spotkać za godzinę. - Dodała. W jej głosie wybrzmiała duma.
- Super. - Rzucił chłopak. - To co... zostawiamy te papiery i jedziemy? - Dopytał z nutką nadziei w głosie. Olo zarechotał.
- Chodź, leniu. - Zaśmiał się i poklepał kolegę po ramieniu.
- Prześlę wam adres. - Odparła i zniknęła za drzwiami. Mężczyźni szybko zebrali się, a potem lotem błyskawicy zbiegli po schodach i wsiedli do samochodu. Krystian zerknął na swój telefon. Gwizdnął przez zęby.
- Druga strona miasta. - Skrzywił się. Olo nic nie mówiąc odpalił samochód i wyjechał z podziemnego parkingu.
- Dojedziemy. - Mruknął i przyspieszył.

- Ciekawi mnie dlaczego tak im zależy na tej statuetce? Przecież ten staruszek przyznał, że to pomalowany metal. To nie złoto. - Mruknął. - Dlaczego ktoś miałby to ukraść?
- Może ktoś po prostu chciał wmanewrować kupujących. - Podpowiedział skręcając w odpowiednią ulicę. Popołudniowe słońce przyjemnie oświetlało ich samochód. Krystian oparł się o szybę i westchnął zadowolony. Ciepłe promienie czule gładziły jego twarz.
- Nie śpij. - Mruknął rozbawiony Olo.
- Nie śpię. - Odparł chłopak. Cicho ziewnął. - Zgarniamy tego typa i idziemy na obiad? - Zasugerował. - Jestem głodny. - Mruknął jeszcze nawet nie otwierając oczu. Olo aż otworzył usta. - No co? Język ci obcięło? - Spytał cicho wyczuwając na sobie wzrok kolegi.
- Pierwszy raz od pół roku powiedziałeś mi, że jesteś głodny. - Sapnął.
- Kurwa, tort mi kup. - Warknął chłopak. - Po prostu jestem głodny. Jestem człowiekiem, nie? Chyba, że geje nie muszą jeść, a ja o tym nie wiem. - Dodał jeszcze wkurzony.
- Krystian, spokojnie. Ja po prostu się cieszę, że wracasz do dawnego siebie. - Powiedział łagodnie. 
- Nie chcę wracać do bycia hetero. - Przyznał krzywiąc się. Olo uśmiechnął się rozbawiony.
- Naprawdę go kochasz, co? - Spytał rozczulony.
- Oczywiście, że tak. - Uśmiechnął się. - Wyobrażasz sobie jakąś ciężką, trudną sprawę, rozwiązanie jej, a potem relaks w jego ramionach? - Zapytał rozmarzony. Olo tylko się uśmiechnął. - Uwielbiam się do niego kleić. - Dodał jeszcze.

---

 Dojechali na miejsce i wyciągnęli słuchawki z mikrofonem. 

Jakieś 20 minut później pojawił się mężczyzna. Miał ze sobą torbę. Usiadł na chwilę na ławce. Otworzył przedmiot i wyjął z niego butelkę wody. Wziął parę łyków, a potem odłożył ją na poprzednie miejsce i oparł się o oparcie za sobą. Nagle ktoś go zawołał. Odwrócił głowę i dostrzegł drugiego mężczyznę zmierzającego w jego stronę. Uśmiechnęli się do siebie niczym starzy znajomi. Usiadł obok tego drugiego i przyjął parę łyków wody. Nagle rozejrzał się i z kieszeni wyciągnął kopertę. Drugi wyciągnął w jego stronę swój plecak.
- Zgarniamy. - Rzucił Olo. Wypadli z auta i rzucili się w ich stronę.
- Stać! Policja! - Krzyknęli. Mężczyźni rzucili się do ucieczki. Krystian pobiegł za jednym z nich, celując do niego ze swojej broni. Krzyczał, żeby się zatrzymał, oddał nawet ostrzegawczy strzał. Policjant chciał strzelić. W chwili, gdy miał oddawać strzał jakieś auto zajechało mu drogę zgarniając po drodze uciekiniera. Krystian zaklął głośno, a potem wysłał patrolom rejestrację samochodu. Biegiem wrócił do auta. Zastał przy nim zdyszanego Olgierda.
- Złapałeś go? - Sapnął. Starszy pokręcił głową.
- Kurwa mać. - Warknął. - Wsiadaj. Jedziemy. - Dodał i wskoczył do samochodu. - Dałem naszym blachy. Może go namierzą. - Sapnął jeszcze. W tej samej chwili dostali informację od szefa mówiącą o potrzebie ich natychmiastowego powrotu na komendę.
- Jasny szlag! - Warknął Krystian. Zaraz rozległ się dzwonek jego telefonu.
- Krystian, bierz Ola i dawaj na komendę. Natychmiast! - Polecił.
- Szefie, mamy ich na wyciągnięcie ręki. - Jęknął chłopak.
- A my wiemy dlaczego tak zależy im na tej statuetce. - Wtrącił mężczyzna.
- Już jedziemy. - Westchnął.

---

Gdy dojechali na komendę od razu przybiegli do gabinetu szefa. Zapukali i weszli do środka.
- O, jesteście. - Mruknął mężczyzna. Tuż obok niego stał Szwarc, a na krześle siedziała Żaneta.
- Mówiliście, że macie coś o statuetce. - Przypomniał Olo.
- Tak. Znalazłam jej kolejną kopię. Okazało się, że to statuetki ze skrytkami w środku. Używane do tajnego przemytu narkotyków.
- To by się zgadzało z tym co mówił Wierzbicki. - Mruknął Krystian przywołując w pamięci postać żylastego staruszka. - Mówił, że dostał ją od syna.
- A rzeczony syn zamurował wejście do piwnicy. - Dodał Olo.
- To też sprawdziłam. Gość nazywa się Kamil Wierzbicki. Pracuje na budowie. - Poinformowała Żaneta. - Wyślę wam adres. - Dodała.
- Trzeba będzie go zgarnąć. - Mruknął Zarębski.
- No nie wiem... - Wymruczał Krystian.
- Czego nie wiesz? - Dopytał Olgierd.
- Coś mi tu nie gra... - Przyznał w zamyśleniu patrząc na podłogę.
- A ten Wierzbicki? - Wtrącił Szwarc.
- Szefie, facet ma jakieś 90 lat, problemy z poruszaniem i pamięcią. - Mruknął Krystian.
- Może nic o tym nie wie? - Zasugerowała informatyczka. - A synek używa tatusia do załatwienia swoich interesów.
- Może. - Mruknął Olo. - Wypadało by go odwiedzić. Zarębski pokiwał głową.
- Jedźcie. - Polecił.

---

W końcu dojechali pod pracę mężczyzny. Była godzina 16:49. Budowlaniec powinien być na miejscu. Przed wejściem zauważyli jakiegoś młodego człowieka. Sprawdzał coś na telefonie.
- To nie jest czasem on? - Zapytał Olo. Krystian zmrużył oczy.
- To on. - Powiedział upewniwszy się.
- Zgarniamy. - Mruknął policjant. Wysiedli z samochodu. 

***

Do przeczytania,
- HareHeart

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro