Rozdział 84

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

<><><>

Olgierd westchnął i dopił swoją zimną już kawę. Jego wzrok mimowolnie powędrował na zdjęcie, które w dalszym ciągu zdobiło jego biurko. Krystiana nie było już ponad 3 miesiące. Nawet on sam musiał w końcu zaakceptować fakt, że chłopak najprawdopodobniej już nie żyje.

Zarębski ze Szwarcem, z bólem serca wspólnie postanowili, żeby zamknąć śledztwo dotyczące ich byłego pracownika. Detektywi prawie rzucili się na nich z pięściami, lecz w końcu sami musieli przyznać, że mało kto żyje po takim czasie od zaginięcia.

Uniósł dłoń i przetarł swoją zmęczoną twarz. W półce pod biurkiem trzymał pewien dokument. Od tygodnia zastanawiał się nad swoją przyszłością. Chciał zanieść ten list do szefów, a potem wyjść. I nigdy nie wrócić.
Praca bez Krystiana nie była taka sama.
Zerknął przed siebie. Teraz było to biurko Artura. Blondyn wyszedł gdzieś właśnie, najpewniej poszedł po kawę.
- Puk, puk! - Dobiegło zza drzwi. Te otworzyły się, a w nich pojawiła się Maja z dwoma kubkami kawy. - Cześć. - Rzuciła, po czym podeszła do biurka policjanta i położyła na nim kubek pełen ciemnego płynu. - Źle wyglądasz. - Skrzywiła się nieco. Ten skomentował to pełnym zmęczenia westchnięciem.

- Olo... Wiem, co ci chodzi po głowie. - Mruknęła i usiadła na biurku. - Wszyscy za nim tęsknimy. Ale trzeba iść dalej... Może powinieneś pogadać o tym z Dominiką? - Zaproponowała. Ten pokręcił głową i spuścił wzrok na swoje dłonie.
- Ja... po prostu już nie mogę. - Wydusił nagle. - Wolałbym chyba, żebyśmy znaleźli jego ciało... Cokolwiek... - Schował twarz w dłoniach. - Czasem w nocy śni mi się, że on gdzieś tam jest. I cholernie się męczy. Że ktoś nadal go krzywdzi... A on nadal w nas wierzy. Wierzy, że my dalej go szukamy... - Łzy zasłoniły mu widok. - Ja już nie wytrzymuję... - Dodał.
- Olo... - Westchnęła kobieta i położyła drobną dłoń na jego ramieniu.
- Dokończymy tą sprawę i odchodzę. - Powiedział nagle. - Mam dość. - Szepnął. - Nie mogę już patrzeć na tą cholerną odznakę... Nienawidzę tej pracy... Pomagamy tylu osobom, a dlaczego nie mogliśmy pomóc akurat jemu? - Zapytał nagle. - Co go odróżnia od innych ofiar, co? Kurwa... - Sapnął i schował twarz w dłoni.

Kobieta zamilkła. Chyba wszyscy mieli dość. Łapała się czasem na tym, że chciała iść do ich pokoju. Pogadać z tym wesołym chłopakiem. A potem przypominała sobie, że jego już nie ma. I czuła się jeszcze gorzej.

Ponurą ciszę przerwało ciche pukanie do drzwi, które po chwili uchyliły się, ukazując postać ich szefa.
Wystarczyło jedno spojrzenie mężczyzny, by wiedział z czego wynika tak ponura i przygnębiająca atmosfera.
- Olo... - Westchnął Zarębski. Mazur zazgrzytał zębami. - Wiem, że ci ciężko... - Zaczął.
- Nawet nie wiesz jak bardzo... - Wydusił. Piotr już miał coś powiedzieć, gdy nagle w progu pojawił się Szwarc.
- Macie akcję, zbierajcie się. Żaneta zaraz wyśle wam lokalizację. Antyterroryści w gotowości. - Zameldował rzeczowo, po czym wyszedł. Zarębski warknął coś pod nosem. Olo zdusił chęć rzucenia się na szefa z pięściami, lecz posłusznie wstał i sięgnął po kurtkę.
Gdy wychodził z pomieszczenia poczuł na ramieniu silną dłoń swojego szefa.
- Dokończymy tą rozmowę. - Usłyszał i ponuro skinął głową.

---

Wsiedli do auta, w którym czekał już Krzysiek.
- Gdzie Artur? - Spytał Olgierd rozglądając się po samochodzie.
- Szwarc kazał mu zostać. - Mruknął.
- To nieco dziwne. - Skomentowała Majka sprawdzając magazynek swojej broni.
- Szwarc czasem robi dziwne rzeczy. - Rzucił Krzysiek.
Kierowca westchnął, ale w końcu ruszył z parkingu. Olgierd powtórzył jego gest i oparł się o chłodną szybę. Jak on nienawidził swojej pracy...

---

Podjechali pod budynek o równej 18. Śnieg powoli spadał z nieba rzadkimi, drobnymi płatkami. Było ciemno - policyjne koguty widać było z kilometrów. Rozświetlały ulice swoim jasnym, niebiesko-czerwonym światłem.
Wysiedli z samochodu i podeszli do grupy AT stojącej nieopodal.
- Wszystko zaplanowane. - Zameldował dowódca. 
- Dobrze. To co? Wchodzimy. - Mruknął Olo.

Wpadli do budynku.
- POLICJA! WSZYSCY NA ZIEMIĘ! - Wydarł się dowódca. W chwilę zapanował chaos. Ludzie krzyczeli w przerażeniu, kładli się, a niektórzy uciekali. Olgierd zauważył jedną, ciemną sylwetkę, która biegła właśnie w kierunku wyjścia.
- Lecę za nim! - Krzyknął i puścił się pędem, dzierżąc w dłoni naładowaną broń.

Wypadli na ulicę. Postać szybko się oddalała. Mazur jednak był szybszy. Dopadł do uciekiniera i przycisnął go do ściany. 

Już miał świętować zwycięstwo, gdy coś rzuciło mu się w oczy. A konkretniej, w uszy. Cichy, wystraszony szloch. Zdziwiony odsunął się nieco. Postać przycisnęła przedramiona do klatki piersiowej.
- N-nie rób mi-i krzywdy-y-! - Zapłakał cichy głos.

Policjant poczuł jak ziemia osuwa mu się spod nóg.

Jak w transie wyciągnął dłoń. Chłopak uniósł głowę i spojrzał mu w oczy. Serce starszego policjanta stanęło.

Ciemne, obecnie lśniące od łez tęczówki, wpatrywały się w niego wyrażając niemą prośbę o to, by ten nic mu nie robił.

Przed nim stała przerażona do szpiku kości kupka nieszczęścia, która kiedyś z nim pracowała.

- Krystian-! - Sapnął wilgotnym głosem. Wyciągnął do niego ręce. Objął go w pasie i mocno do siebie przycisnął. Miał ochotę płakać. Ostatkiem sił trzymał emocje na wodzy. - Nie bój się... Już okay... Już nikt cię nie dotknie... - Szeptał do niego. Zdziwił się, gdy chłopak położył dłonie na jego klatce piersiowej i zaczął wyrywać się z uścisku.
- P-puść! Ja nie chcę! Nie gwałć mnie-! - Płakał przerażony, w panice wyrywając się z jego ramion. - B-będę grzeczny, tylko mnie nie gwałć-! - Z płaczem opadł na kolana, czołem niemal dotykając zimnego chodnika.
Olo natychmiast kucnął przed nim. Cała akcja nie miała już dla niego znaczenia. Rozpiął swoją kamizelkę, a następnie zsunął z ramion kurtkę. Owinął nią drżącego chłopaka.
- Ciii... Nikt nie będzie cię gwałcił. - Szepnął cicho. - Opatrzymy cię i położysz się spać, tak? - Zapytał czułym tonem. Brunet złapał za poły kurtki i zacisnął na niej pięść, przyciskając ją do piersi. Odsunął się pod ścianę budynku, podwinął kolana pod brodę i zwinął się w kulkę. Usilnie wtulał twarz w kolana, jak gdyby kierował się zasadą ,,jeśli ja cię nie widzę, to znaczy, że ty mnie też".
Policjant podsunął się do niego i nałożył mu kaptur na głowę. Chłopak uniósł na niego spojrzenie swoich załzawionych oczu.
- Będę grzeczny-! Nie rób mi krzywdy-...! - Płakał dalej, szeptem wyrzucając z siebie pojedyncze prośby.

***

Znów mam wrażenie, że rozwaliłam tą scenę- :/

Do przeczytania,
- HareHeart

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro