Rozdział 91

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Szef:
Będzie dobrze. Obiecuję. Nie zrobię mu nic złego.

:Ja

Szefie, ja to wiem. Ale... nie jestem pewien, czy on też.

Szef:
Olo... będzie dobrze.

:Ja

Dobra... Niech będzie.
O której będziesz?

Szef:
Może koło 21? Rozwiązaliśmy większość spraw. Zostały tylko jakieś pierdoły. I cała góra papierków.

:Ja

Powiem ci... Chyba cieszę się z tego wolnego.

Szef:
Ha... ha... Wiesz, że ciebie też to czeka. Artur nie wyrabia.

:Ja

Macie cokolwiek w sprawie ,,Szefa"?

Szef:
Powiem ci to dzisiaj, okay? Będę mógł przy okazji podpytać Krystiana.

:Ja

Z tym bym raczej uważał... Ale może uda się coś z niego wyciągnąć.

Olgierd westchnął.

Krystian skończył już jeść, a teraz wtulał się policzkiem w jego udo, głową raz po raz lekko podrzucając jego dłoń.
- Już cię głaszczę. - Uśmiechnął się. Chłopak zamruczał i zamknął oczy. - Dzisiaj przyjdzie nasz szef. - Zaczął.
- Szef? - Powtórzył niepewnie.
- Piotr Zarębski. - Przypomniał. - Kojarzysz? - Spytał z nadzieją.
- Trochę... - Rzucił chłopak. - Głowa mnie boli. - Dodał i westchnął z ulgą, gdy poczuł na niej chłodną dłoń swojego przyjaciela. 
- To pewnie z nerwów... - Mruknął Olo. - Zarębski chce sprawdzić jak się czujesz. Stęsknił się za tobą... Co się stało? - Spytał gdy zauważył jak chłopak przygryza wargę i niepewnie wpatruje się przed siebie.
- Wiesz... że ja ich nie pamiętam, prawda? - Szepnął prawie bez tchu. - Jak bardzo złe jest to, że nie pamiętam praktycznie nic z pracy na komendzie? - Odwrócił się na plecy i ze łzami w oczach spojrzał na swojego przyjaciela. Po chwili znów odwrócił się do niego plecami, policzkiem przylegając do ciepłego materiału jego spodni. - Naprawdę chcę pamiętać... - Szepnął. Jego głos był lekko wilgotny.
- To nie twoja wina. - Rzucił czule. Chłopak ponownie odwrócił się na plecy. Mazur położył swoją lewą dłoń na jego ciepłym policzku. - Przeszedłeś przez piekło... Te zaniki pamięci to pewnie wina stresu i traumy... Znajdziemy ci dobrego psychologa. Zobaczysz, wszystko wróci do normy. - Obiecał, prawą dłonią gładząc jego głowę.
- Naprawdę chciałbym pamiętać. - Szepnął, zamykając oczy.
- Wiem, Mały. - Mruknął. - Wiem...

---

Do wieczora nie ruszali się z kanapy. Olo wstał tylko na chwilę, żeby odnieść talerze. Krystian zadowolony wtulał się w jego nogę. Do pełni szczęścia brakowało mu tylko jego obroży. Raz na jakiś czas jego dłoń wędrowała na jego szyję. Mazur na szczęście nie wyłapał tego drobnego gestu. Wgapiał się w telewizor. Właśnie leciał jakiś kryminał. Chłopak leżał zwinięty w kłębek, owinięty miękkim, ciepłym kocem. Czuł się jak pies. I, szczerze mówiąc, było mu dobrze.

Mazur usłyszał ciche pukanie do drzwi. Podniósł jego głowę i wstał z kanapy.
- Gdzie ty idziesz? - Spytał zaspany chłopak. Widocznie musiał przysnąć.
- Zarębski przyszedł. - Uśmiechnął się do niego. Krystian usiadł na kanapie i zaczął przecierać swoje oczy. Ziewnął cicho. Olo nie chciał przyznać tego głośno... ale chłopak był uroczy. - Zaczekaj tutaj, okay? - Poprosił. Chłopak pokiwał głową, w dalszym ciągu użerając się z klejącymi się oczami.

Policjant podszedł do drzwi.
- Cześć, szefie. - Uśmiechnął się do niego.
- Cześć. - Odparł mężczyzna.

---

Krystian znów się położył. Wtulał policzek w miejsce, gdzie jeszcze niedawno siedział jego przyjaciel. Kanapa w tym miejscu była przyjemnie ciepła.
Słyszał cichą rozmowę dobiegającą z korytarza. W jego uszach brzmiała jak szum strumyka. 
Nagle do jego nosa dotarł ledwo wyczuwalny zapach Zarębskiego. 

Jego oczy wypełniły się łzami. Mięśnie mimowolnie zaczęły drżeć. Zsunął się na podłogę i odruchowo położył dłonie na udach. Spuścił nisko głowę. Nie chciał kary...

Mężczyźni weszli do salonu. Zarębski stanął zszokowany. Do tej pory w jego głowie stale tkwiła myśl, iż jego pracownicy przeprowadzają jakiś podły żart. Teraz zrozumiał, że to prawda... Jego pracownik naprawdę się odnalazł...

- Krystian, co ty robisz? - Spytał Olo. Podszedł do chłopaka i stanął przed nim. - Dlaczego klęczysz na podłodze? - Dopytał.
- Ja-a... n-nie chce-ę kary-y... - Wykrztusił młodszy. Cały się trząsł, a łzy powoli rzeźbiły mokre ślady na jego policzkach.
- Jakiej kary? - Zdziwił się starszy policjant. - Mały, co się stało? Nie dostaniesz żadnej kary. - Olgierd szybko klęknął przy nim. Położył dłonie na jego policzkach i uniósł jego głowę. - Czemu ty płaczesz? - Spytał zmartwiony. Zarębski zbliżył się niepewnie. Chłopak spanikował. Wyrwał twarz z uścisku i przycisnął się do podłogi.
- Bę-dę grzecz-nym chłop-cem... - Zapłakał. - Nie-e rób mi-i krzywdy-y... - Dodał, wciskając swoje przedramiona w klatkę piersiową. Czuł się bezpiecznie w tej pozycji. Nikt nie mógł złapać go za rękę i zaciągnąć do kolejnego klienta, albo uderzeniem w brzuch zmusić do otwarcia ust, i zaspokojenia jakiegoś napalonego jegomościa.
- O czym on mówi? - Spytał cicho Piotr. Pierwszy raz widział go w takim stanie. Olgierd uniósł głowę, odwrócił ją i wymownie spojrzał mu w oczy. ,,Mówiłem, że to nie jest dobry pomysł.", mówiły jego jasne tęczówki. Wstał z zamiarem pójścia po maskotkę, którą znalazł, lecz gdy zrobił pierwszy krok chłopak zerwał się do klęku i w panice objął jego udo ramionami. Wtulił w nie policzek.
- N-nie idź! - Zapłakał błagalnie. - N-nie-e zost-awiaj mnie-e z ni-m! - Dodał, mocniej wciskając się w jego nogę. Oparł o nią brodę i załzawionymi, szczenięcymi oczami spojrzał błagalnie wprost w jego jasne tęczówki. Olo spróbował oderwać go od siebie. W końcu mu się to udało, lecz wtedy chłopak ponownie wtulił się w podłogę i zaniósł się płaczem.
- P-pani-e, pro-szę, nie zos-tawia-aj m-nie-e z n-im! - Zapiszczał przerażony. Jego serce biło jak szalone. - N-nie-ch mnie-e już nie gwał-ci! O-n się na mnie-e kła-dzie...! - Zrobił krótką przerwę na zaczerpnięcie oddechu. - Je-est taki ciężki-i- - Wyszeptał. Trząsł się jak galaretka. - Ni-e mo-ogę przez nie-go oddychać- - Poskarżył się smutno. - A on u-uwiel-bia kła-ść się na swo-ich zabaw-kach... - Wydusił zapłakany.
Mężczyźni zorientowali się, że Zarębski musiał skojarzyć się Krystianowi z jakimś jego klientem. Olo kucnął przy nim. Chłopak rozpaczliwie wczepił się w znany sobie zapach.
- Cii... - Szepnął Mazur, delikatnie gładząc jego spięte plecy. Zerknął na szefa i dłonią wskazał mu maskotkę, którą odłożył na półkę. Mężczyzna poszedł po nią i podał ją policjantowi.

- Patrz, co znalazłem w twoich rzeczach. - Rzucił cicho, siląc się na delikatny uśmiech. Krystian uniósł na niego swoje załzawione oczy. Zobaczył, co jego przyjaciel trzyma w ręce. Chłopak znalazł się w takim szoku, że na chwilę przestał płakać.

---

...kochające ramiona, w których uwielbiał być trzymany... 

...ciepła klatka piersiowa, w którą uwielbiał się wtulać... 

...a w niej szczere, kochające serce, które biło tylko i wyłącznie dla niego... 

...piękny, niemal anielski głos...

...miękkie usta, które tak kochał całować... 

...troska,

...ciepło,

...bezpieczeństwo... 

...a to wszystko zamknięte w pięknych, kochających tęczówkach o kolorze czystego, nocnego nieba...

---

Wspomnienia momentalnie wróciły... Jego oczy ponownie zaszły łzami...

***

Do przeczytania,
- HareHeart 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro