26.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Thomas:
Nie wiem ile minęło dni jak zostałem porwany przez tych pacanów. Straciłem kompletnie rachubę czasu, bo dawali mi jakiś leki na sen, żebym się nie darł, bo mieli dość moich krzyków. Ta cała sytuacja w której się znalazłem była tak dołująca, że nie miałem ochoty żyć. Jednak ten dzień wszystko zmienił, nie wiem który to był dzień, czwarty, piąty, czy już szósty. Siedziałem w zamknięciu w tym ciemnym pomieszczeniu, byłem wypuszczany tylko do prowizorycznej łazienki lub gdy chciałem się umyć. Przeklinając w myślach Dylana użyłem już chyba wszystkich możliwych epitetów i przekleństw.

Tego dnia, gdy miałem w planach podjęcie próby ucieczki, usłyszałem jakieś głośniejsze rozmowy z korytarza, i wśród tych głosów usłyszałem tego zdrajcę. Ruszyłem szybkim krokiem do drzwi i zacząłem w nie kopać.

- Tu jestem! DYLAN! - zacząłem się drzeć.

Po chwili drzwi się otworzyły. Ujrzałem Dylana, jak zwykle wyglądającego perfekcyjnie.

- Masz kluczyki i idź do auta, zaraz przyjdę - powiedział i dał mi kluczyki.

Popatrzyłem na niego, bałem się że coś mu się stanie, jednak ten wskazał bym wyszedł, więc zostawiłem go z tymi gangsterami.

Wyjście na światło dziennie było czymś okropnym, po tym jak kilka dni siedziałem w ciemnicy, doznałem niemalże szoku. Wsiadłem szybko do samochodu tak jak Dylan mi kazał, i czekałem. Nadal czułem złość na tę całą sytuację. Po jakichś dwudziestu minutach mój wybawca przyszedł i z piskiem opon ruszył przed siebie.

- Skąd ich znasz? - zapytałem.

- Miałem już z nimi po prostu do czynienia. Nieważne. Nie myślałem, że pod moją nieobecność czepisz się takiego poważnego tematu - westchnął.

- Mogłeś mnie uprzedzić, że masz znajomości w takim środowisku i żeby z nimi nie zadzierać, zresztą chciałem napisać dobry artykuł.

- Przecież nie mam pretensji - powiedział.

- A ja mam. Mam kurwa do ciebie pretensje! - wykrzyknąłem, tak że ten niemal wypuścił kierownicę.

- O co niby? - zapytał.

I będzie jeszcze robił ze mnie idiotę.

- Hmm no zastanówmy się. Może o to, że mnie zostawiłeś z tym wszystkim? Samego? Martwiłem się o ciebie, a ty mnie zdradzasz z tym twoim kolegą! - wywrzeszczałem.

Brunet zjechał na pobocze, przestraszyłem się, że może chce mnie wyrzucić z auta.

- Po pierwsze, nie zdradzam cię. Nie umawiam się z nikim. Po drugie była umowa, że jeśli coś mi ważnego wypadnie ty zajmujesz się gazetą, jesteś moim asystentem - powiedział ze stoickim spokojem.

- Zniknąłeś z dnia na dzień nic mi nie mówiąc. Nie odbierałeś. Odchodziłem od zmysłów, nie wiedziałem gdzie jesteś. A kilka dni temu zobaczyłem Scotta u ciebie pod domem jak niósł jakieś torby. Na wakacjach byliście? - zapytałem i się zacząłem śmiać jak wariat, miałem serdecznie dość tej całej sytuacji.

- Nic nie rozumiesz. Nie mogę ci powiedzieć, ale nie byłem na wakacjach. Zresztą, nie myślałem że ktoś będzie się martwił. Jak dotąd żaden z moich asystentów się o mnie nie martwił, tylko miał wyjebane.

- Dzięki, że pomyślałeś że też taki jestem. Bardzo miło mi to słyszeć - powiedziałem i wysiadłem z auta.

Owiało mnie chłodne powietrze, staliśmy przy lesie. Nagle Dylan wysiadł i podszedł bliżej.

- Masz, zimno jest - powiedział i narzucił na mnie swoją kurtkę.

- Dlaczego mi nie chcesz powiedzieć gdzie byłeś? Byłeś z nim, tak? - dopytywałem.

- Miałem problemy ze zdrowiem. Tyle. Skończ już ten temat, wróciłem i.. I na szczęście nic ci się nie stało i...

- Nie! Nie skończę! Cały czas mnie okłamujesz, masz to w nosie, że popadłem przez ciebie w jakąś nerwice i się kurwa martwiłem, ja pierdole mam dość! - wydarłem się, a mój głos poniósł się po całym lesie.

- Przestań już! Uspokój się, wsiadaj i wracamy - zarządził Dylan.

Obrażony wsiadłem do samochodu i siedziałem jak najdalej od niego. Byłem obrażony i nie miałem zamiaru z nim rozmawiać. On nawet nie wiedział ile mnie to wszystko kosztowało, jak zwykle widział tylko czubek własnego nosa.

- Nie chcę już u ciebie pracować. Zwolnij mnie - burknąłem.

- Ty chyba oszalałeś.

- Powiedziałem, że JUŻ NIE CHCĘ U CIEBIE PRACOWAĆ, JA PIERDOLE CO TU DLA CIEBIE JEST NIE JASNE?! - ryknąłem.

Dylan nic nie odpowiedział. Jakby analizował co ma mi powiedzieć.

- Dobrze, powiem Ci wszystko. Powiem Ci tylko już się uspokój i nie krzycz. Jak wrócimy, to pogadamy.

- A dlaczego nie teraz? Co, musisz sobie zaplanować całe kłamstwo, żeby się w nim nie pogubić?

- Uwierz mi, że to nie jest rozmowa na teraz. I skończ już - powiedział skupiony na drodze.

Postanowiłem się zamknąć. Nadal byłem wkurwiony i zastanawiałem się jakie kłamstwo tym razem wymyśli Dylan. Byłem mu wdzięczny chociaż za to, że mnie uwolnił z rąk tej mafii. Reszta drogi minęła nam w milczeniu. Odwiózł mnie do domu i powiedział, że jak się ogarnę żebym do niego przyszedł na poważną rozmowę.

W pierwszej kolejności wziąłem porządną kąpiel, i skontaktowałem się z Liamem od którego miałem kilkadziesiąt nieodebranych połączeń. Jak się okazało wszyscy z wyjątkiem jego uwierzyli w moje wypowiedzenie i przez ten czas gazeta po prostu nie funkcjonowała. Wyobrażam sobie, jak Dylan się musiał zdenerwować.

Potem poszedłem do sklepu żeby kupić jakieś jedzenie, przez te kilka dni wszystko co miałem w lodówce się zepsuło. Rozumiem, że rozmowa z Dylanem jest ważna, jednak muszę najpierw mieć siły na tę rozmowę. Nawet nie wiem czego się spodziewać.

Założyłem czyste i pachnące ubrania i dopiero zdałem sobie sprawę jak bardzo moja higiena była zaniedbana przez pobyt w tej norze.

Po doprowadzeniu się do porządku poszedłem do Dylana. Nie spieszyło mi się, miałem złe przeczucia.

- Wejdź - powiedział łagodnym tonem gdy otworzył drzwi i pomógł zdjąć mi kurtkę.

- Coś się napijesz? - zapytał.

Ta. Alkoholu z wielką chęcią, bo czuję, że ta rozmowa będzie tego wymagała.

- Nie, dziękuję - powiedziałem.

Usiedliśmy w salonie. Dylan wyglądał na trochę zdenerwowanego, i zachowywał się dość dziwnie. Patrzyłem na niego wyczekująco.

- No dobra. A więc chcesz wiedzieć czemu mnie przez pewien czas nie było... - zaczął, a ja pokiwałem twierdząco głową.

-  Nie wiem jak ci mam to powiedzieć... - zaczął, a ja czułem jak ogarnia mnie fala gorąca - Mam chorobę dwubiegunową - powiedział i zapadła cisza.

Nie byłem w stanie wydać z siebie żadnego dźwięku czy słowa, spodziewałem się wszystkiego, ale nie tego.

- Miałem po prostu stan depresyjny, a Scott jest moim terapeutą i wtedy, gdy go widziałeś przyjechał po więcej moich rzeczy, bo byłem u niego w szpitalu i nie byłem zdolny do funkcjonowania. Oprócz Scotta nikt o tym nie wie. Nie chciałem ci mówić, stwierdziłem, że będziesz mnie traktował jak wariata, albo że w ogóle nie będziesz chciał ze mną... No wiesz - powiedział.

Potrzebowałem chwili by mój mózg dokładnie przyjął do wiadomości co usłyszałem.

- To nic nie zmienia...  Zależy mi na tobie. Ja nie wiedziałem... Nie miałem pojęcia, że przechodzisz przez coś takiego. Nawet nie wiesz jak mi głupio, że na ciebie naskoczyłem - powiedziałem zakłopotany.

Przecież gdyby wiedział, że chodzi tu o coś tak poważnego, to nigdy w życiu bym go tak nie naciskał.

- Miałeś prawo. Nic ci nie powiedziałem że znikam, bo sam nie wiedziałem. Charakter też mam okropny, wszyscy się mnie boją, ale to są trochę skutki choroby. Naprawdę zrozumiem jeśli nie będziesz chciał się spotykać ze mną poza pracą.

- Nie zostawię cię. To nie ma znaczenia, że jesteś chory. Nadal chcę pracować u ciebie i.... No wiesz...- powiedziałem nieśmiało.

- Nigdy nikt mi nie powiedział czegoś takiego, bo dla każdego to zawsze miało znaczenie. Ta choroba zawsze była istotna. Moja rodzina się ode mnie odwróciła. Z tego powodu nigdy nawet nie byłem w związku i nie będę. Oprócz Scotta nie mam nikogo - powiedział Dylan.

Przytuliłem go mocno. Co to znaczy, że nigdy nie będzie w związku? Nawet nie jest świadom, że obok niego siedzi osoba, której zależy aż za bardzo.

- Ty... Ty widzisz we mnie... Kolegę? Pracownika? - zapytałem po chwili.

- Przyjaciela - powiedział i mnie ucałował w czoło. Świetnie, jestem zamknięty we friendzonie.

- Pewnie, chcesz wiedzieć coś więcej o mojej chorobie... - zaczął, a ja przytaknąłem. Widziałem, jak dużo kosztuje go mówienie o tym.

- Choroba dwubiegunowa zaczęła się u mnie objawiać jakieś dziesięć lat temu, gdy byłem nastolatkiem. Na początku nie chciałem się leczyć. Moja rodzina miała mnie dość i mnie zostawili, zresztą zawsze słyszałem, że jestem niechcianym dzieckiem, więc był to dodatkowy pretekst. Wtedy pojawił się Scott, poznałem go na terapii, bo uznałem, że naprawdę muszę zacząć się leczyć. Od razu złapałem z nim kontakt i dzięki niemu zacząłem się leczyć tak na poważnie, on na początku miał tylko praktyki studenckie w szpitalu psychiatrycznym, ale po studiach się tam zatrudnił i jest moim lekarzem. Na co dzień choroba się u mnie już za bardzo nie objawia, jak już to tylko tym, że czasami jestem agresywny. Ale jak mam stan depresyjny to nie mam siły wstać z łóżka. Dlatego mój każdy dzień zaczyna się od wysłania smsa do Scotta. Gdy tylko wstaje muszę mu napisać jaki mam nastrój. On umie rozpoznać po samej treści smsa gdy mam stan depresyjny, wtedy od razu zabiera mnie do szpitala, gdzie jestem pod stałą opieką żebym sobie nic nie zrobił. Stan depresyjny występuje tak nagle. Czasami boję się obudzić, bo się boję tej nagłej zmiany nastroju. Dlatego nigdy nie proponowałem ci żebyś u mnie spał, a nie raz chciałem... Po prostu nie wiem jaki będę na drugi dzień, a nie chciałbym żebyś mnie zobaczył w stanie depresji. I tak zdarza mi się to już rzadko, na początku przez pięć miesięcy miałem stan depresyjny. A teraz trwa dość krótko i nie tak często. To już chyba wszystko - powiedział przybity, widziałem ile go to kosztowało.

- Nie wiem co mam powiedzieć.. Nie wiedziałem, że zmagasz się z czymś takim.

- Pomyślałem, że będziesz się mnie bał. I nie pójdziesz ze mną do łóżka, a ja cię już od początku lubiłem. Byłeś pierwsza osobą która nie bała mi się sprzeciwić - powiedział chłopak.

- Ta choroba nic nie zmienia. Lubię twój wybuchowy charakter, jak na wszystkich się drzesz z wyjątkiem mnie. Lubię seks z tobą chociaż nigdy nie myślałem, że to powiem. Mówiłeś, że nigdy nie byłeś w związku...

- Nie byłem. Nie chciałbym żeby ktokolwiek się ze mną użerał, bo życie z osobą chorą na tę chorobę jest ciężkie. I tak wiem, że jestem o ciebie zbyt zazdrosny i wybacz, ale no jesteś moim przyjacielem więc mam chyba prawo być zazdrosny. Zresztą jak pomyślę, że ktoś inny miałby cię macać... Ohh nie - powiedział i zaczęliśmy się śmiać.

Jak sobie przypomnę, że przespałem się kilka dni temu, z tym typem z agencji towarzyskiej... Dylan by mnie wyrzucił stąd i się wkurwił do granic możliwości. A mnie zaczynały gryźć wyrzuty sumienia, myślałem, że on mnie zdradza a tak naprawdę leżał w szpitalu.

- Ah i coś jeszcze. Oczywiście nie chciałbym tego. Ale jeśli sobie kogoś znajdziesz... Powiedz mi, a zaprzestanę macania cię i tym podobne. Wiem, że nie chciałbyś żyć do końca życia w takim dziwnym czymś, że jesteśmy łóżkowymi przyjaciółmi więc po prostu mi powiedz. Nie chciałbym, żebyś przeze mnie nie angażował się w żaden poważny związek. Nie wierzę, że to mówię, ale przemyślałem sobie trochę rzeczy - powiedział Dylan, a moje serce rozbiło się na tysiąc kawałków.

- Raczej nie szukam nikogo - powiedziałem wymijająco.

Już wiem, że zależy mu na mnie w inny sposób. Tak jakby dostałem kosza. Ale nie Dylan, ja nie chcę nikogo innego, i będę trwał z tobą w w tym dziwnym czymś, dopóki nie będziesz miał mnie dosyć. Nie myślałem, że ta rozmowa i dla mnie będzie taka dołująca.

- Co ci się stało w rękę? - zapytałem gdy zobaczyłem plastry przy nadgarstkach.

- Hmmm.... Nazwijmy to jako skutki choroby - powiedział i się uśmiechnął.

Usiadłem na jego kolanach i wziąłem jego rękę. Odkleiłem duży plaster i zobaczyłem tam świeże blizny.

- Boże... - powiedziałem cicho.

- O zdrowych zmysłach bym tego nie zrobił. Nie martw się - powiedział i złapał mnie za rękę.

- Jak ja mam się nie martwić. Jest mi tak głupio, że zrobiłem awanturę...

- Tommy, nie bądź smutny. Ja się pogodziłem, że jestem chory. Naprawdę, nie zrobię sobie nic - powiedział chłopak.

Po tej poważnej rozmowie wróciłem do domu, musiałem to sobie poukładać w głowie. Dlaczego akurat Dylan musi być chory i tak przez to cierpieć. I do tego ten tekst, że mogę sobie kogoś poszukać. Czy naprawdę nie ma szans na to, że on się kiedyś da namówić na związek na przykład ze mną? Gdy mi o tym wszystkim powiedział poczułem jeszcze większe przywiązanie do niego. I postanowiłem nie wiem jeszcze jak, ale jakoś go do siebie przekonać, że będziemy tworzyć cudowną parę.

Gdy byłem już świadomy tego wszystkiego, będę się o niego martwił jeszcze bardziej. Najprościej by było gdybyśmy razem zamieszkali, ale on się w życiu na to nie zgodzi.

❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️

Ogłoszenia parafialne!
Nie lubię wam przekazywać takich informacji, ale...
Nadchodzi taki moment raz na kilka tygodni, że i ja muszę przestać się opierdalać i zacząć się uczyć. Tak więc następny rozdział dodam dopiero w piątek lub sobotę. Muszę się skupić na nauce tak żeby ładnie napisać kolokwium🙁🙄



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro