• 2 •

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Od autorki: Kurczę, jak Wam nie pasuje Niall tops, to nie musicie czytać. Parę osób mnie pytało, czy napisze kiedyś takie ff i robię to teraz. Jest mało ff, gdzie Zayn jest bottom i pomyślałam, że przyda mi się odmiana szczególnie, że teraz mam mało chęci do pisania.

Wszedłem powoli do wielkiej firmy marszcząc brwi i nos na widok tych wszystkich facetów w garniturach albo lasek w tych brzydkich uniformach.

Ale przynajmniej te eleganckie materiałowe spodnie ładnie opinały tyłki tych kolesi. Dlatego wciąż przychodziłem po mojego kuzyna do pracy, tylko po to by móc się trochę poślinić.

W dłoniach miałem pudełko z pączkami i podstawkę z dwoma kawami ze stacji benzynowej, bo koleś, który tam pracował był naprawdę słodki. I naprawdę liczę, że w końcu mnie przeleci.

Cholera, jestem taką dziwką. Ale co mi tam!

Przystanąłem w połowie holu wiedząc, że dalej wchodzą tylko pracownicy. Zerknąłem na zegarek stukając nerwowo swoimi glanami i czekając aż ten palant w końcu oderwie się od biurka.

- Harry, cholera nareszcie - zawołałem i pare osób się obejrzało. No co, koleś w skórzanej kurtce, podartym stylowo podkoszulku, rurkach i glanach to jak jakieś dziwne stworzenie tu?

- Przestań się wydzierać - prychnął Styles podchodząc do mnie i otworzył pudełko z pączkami, a ja zamiast pozwolić mu jedno wyjąc, wepchnąłem mu je w dłonie samemu wyjmując tego z różową posypką - Żartujesz?

- Ja kupiłem, ty nosisz - wzruszyłem ramionami i odwróciłem się szybko zanim będzie chciał mi je oddać albo przypomni sobie, że to z jego kasy je kupiłem. Niestety, wykonałem zbyt gwałtowny ruch zapominając, że nie jestem tu sam. Wpadłem na kogoś rozgniatając pączusia na klapie marynarki, a jedna z kas spadła z podstawki rozwalając się i brudząc przy okazji jego buty - Cholera, zmarnowałem pączka. I kawę - wymamrotałem.

- I garnitur za pięćset funtów - odpowiedział mi niezadowolony męski głos, ale dziwne znajomy. Uniosłem w końcu wzrok i napotkałem niebieskie tęczówki, wwiercające się w moją twarz - I buty.

Rozchyliłem wargi wpatrując się w mężczyznę, który zmacał mnie pare dni temu w barze.

- O mój Boże, tak bardzo mi przykro Panie Horan, on nie chciał! - zaczął Harry, a ja nie rozumiałem kim niby jest ten koleś. Nie może być szefem, nie piłby wtedy taniego piwa w barze na skraju Londynu - Zwróci Panu za pralnie.

- Nie zrobię tego - powiedziałem spoglądając przez ramie na Harry'ego - On też mógł patrzeć jak idzie.

- To ty wpadłeś na mnie - odezwał się mężczyzna - Zniszczyłeś ubranie i prawdopodobnie spóźnię się zaraz na spotkanie - warknął, a ja zmrużyłem oczy.

- To czemu wciąż tu Pan jest? - uniosłem jedną brew.

- Styles, pogadamy o tym jutro - mruknął blondyn i odwrócił się idąc do wyjścia. Spojrzałem na Harry'ego i wyglądał jakby miał zaraz się rozpłakać.

- Co to za koleś? - prychnąłem oblizując palce z lukru, który został mi po pączku.

- Mój szef.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro