• 42 •

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Minął miesiąc, cztery tygodnie, trzydzieści dni odkąd go straciłem.

Blizny przypominały mi za każdym razem, co się stało, przez co przeszliśmy, by na koniec i tak zostać z niczym.

Stałem pod prysznicem opierając dłoń na zaparowanej szybie, kiedy ciepła woda oblewała mnie całego. W końcu sięgnąłem po gąbkę i wylałem na nią odrobinę żelu. Przesuwałem nią po swoim ciele omijając na początku niedawno zagojone rany. Ostatecznie przesunąłem raz po nich krzywiąc się lekko na ten ból. Ale dobrze było go czuć, przypominał mi, że wciąż żyje. Dzięki niemu.

Wyszedłem spod prysznica sięgając po ręcznik i powoli wycierając swoje ciało. Nie miałem po co się spieszyć. Opuściłem łazienkę z ręcznikiem przewiązanym wokół bioder i wszedłem do sypialni, a potem do garderoby.

Sięgnąłem po przygotowany wcześniej garnitur. To mój pierwszy dzień w firmie, od kiedy Liam wdarł się do mojego domu, zaatakował mnie a potem Zayna, wiedziony chorym zauroczeniem do mojego byłego chłopaka.

Ubrałem się i dokonałem ostatecznych poprawek, by zejść na dół. Samochód czekał już na mnie przed domem. Nie było chwili bym przez ten miesiąc nie myślał o Zaynie. Brakowało mi go. Ale teraz musiałem się wziąć w garść i wrócić do pracy.

W firmie patrzyli na mnie jak na kosmitę, wszyscy słyszeli o tym co się stało. Irytowało mnie to, ale nie miałem wpływu na ich myśli ani dziwne spojrzenia jakie mi posyłali.

Najgorszy jednak był wzrok Harry'ego. Wszedł do mojego gabinetu ściskając mocno jakieś papiery.

- Moja rezygnacja - powiedział chłodno, a ja uniosłem wzrok znad laptopa, najpierw zatrzymując go najpierw na kartkach, a potem na brunecie.

- Po pierwsze, nie ja się tym zajmuje. Powinieneś dać je mojej sekretarce, ale ty to wiesz. Chciałeś tylko posłać mi to pełne pogardy spojrzenie czy też sprawdzić czy ruszyło mnie odejście Zayna? - spytałem wpatrując się w mężczyznę, który zacisnął tylko wargi - Po drugie, nie musisz się zwalniać. Mogę cię przenieść do innego oddziału firmy, jesteś dobrym pracownikiem.

- Podziękuje-

- Podziękujesz jak już cię przeniosę. Równa się to z dłuższą drogą do pracy albo przenosinami. Wiem jednak, że Louis ma mieszkanie w Liverpoolu, gdzie mógłbym załatwić ci posadę - powiedziałem splatając dłonie razem, opierając łokcie na blacie.

Harry patrzył na mnie nieufnie.

- Czemu Pan to robi? To niczego nie zmieni.

- Nie jestem sukinsynem, za jakiego mnie uważasz - mruknąłem wracając wzrokiem do laptopa i wiadomości na nim. Styles wyczuł, że temat skończony a ja i tak postawie na swoim, ruszył więc w kierunku drzwi - Harry - odezwałem się zatrzymując wzrok w jednym punkcie na ekranie komputera - Jak on się czuje?

- Leży, całe dnie - odpowiedział po chwili, trzymając dłoń na klamce - Mało je, dużo śpi.

- Powinien się ktoś nim zająć - wymamrotałem i już czułem jak Styles otwiera usta, by powiedzieć, że sam daje sobie radę, a ja nie podejdę już nigdy do Malika, dlatego odezwałem się pierwszy - Jakiś lekarz. Mogę załatwić mu psychiatrę, najlepszego.

- Niczego nie będzie od Pana chciał - powiedział brunet, ale wiedziałem, że to rozważał.

- Przekażesz mu to jako swój pomysł, a namiary od psychiatry będziesz miał niby od Louisa - mruknąłem spoglądając na niego. Kiwnął głową.

- Okay, ale.. To wciąż nic nie zmienia.

- Oczywiście - wymamrotałem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro