• 45 •

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Czy to złe, że kazałem pilnować Zayna? Zatrudniłem paru ludzi, by mieli go na oku. Mimo iż nie chciałem się przyznać, to martwiłem się o niego. Jest pięknym chłopakiem i mimo iż taki Liam Payne zdarza się rzadko, nie chciałem ryzykować.

Co jakiś czas dostawałem wiadomości o tym gdzie jest, czy wychodzi z mieszkania.

Żałuje.. Żałuje, że zgodziłem się na rozstanie. Ale nie potrafiłem przeciwstawić się jego decyzji. Nie mogłem zmuszać go by był z kimś, kto mu nie wierzył. Gdybym nie był kutasem i zwracał uwagę na coś więcej niż praca, pewnie by do tego wszystkiego nie doszło. Może właśnie pakowalibyśmy się na wyjazd na święta to mojej rodziny? Zabrałbym go do nich, pokochaliby go. Albo uprawialibyśmy seks z ciuchami porozrzucanymi na łóżku czy podłodze, całkowicie zapominając, że musimy je wrzucić do walizek. Nie, kochalibysmy się. Powoli, czule i delikatnie.

Przymknąłem na moment powieki, zaciskając dłonie na oparciu fotela na wspomnienie delikatnej skóry Zayna i jego słodkich jęków, tego jak bliski orgazmu wykrzykiwał moje imię.

- Cholera - wymamrotałem czując, że zrobiłem się twardy od samych wspomnień seksu z nim.

Tęsknię za nim.

Moja komórka zawibrowała nową wiadomością. Zignorowałem ucisk w garniturowych spodniach, sięgając po urządzenie rzucone na biurko obok laptopa.

Z SMSa dowiedziałem się, że Zayn po raz pierwszy od dłuższego czasu wyszedł z mieszkania i nie na wizytę u psychiatry. A na obiad, ze swoim psychiatrą. Zaraz, co?

Wpatrywałem się w wiadomość mając nadzieje, że coś mi się pomyliło. Jednak nie, jak wół było tam, ze wyszedł z tą Hadid do restauracji. I tak to kurwa jest, polecasz kobietę gejowi, by pomogła mu uporać się z traumą, a ta próbuje go poderwać.

Nie powinienem być zazdrosny, ale jestem, cholernie jestem.

- Nini - Shawn nagle wpadł do mojego gabinetu. Spojrzałem na niego, szeroko uśmiechającego się z poluzowanym już krawatem i marynarką w ręku - Jeżeli teraz nie wyjdziemy, przepadnie nam rezerwacja - powiedział podchodząc do mnie i łapiąc moją rękę. Nagle utkwił wzrok poniżej mojego pasa - Czy tobie-

- Nie - wymamrotałem odrobine zażenowany, ale nie miałem nawet momentu by sobie z tym poradzić.

- W sumie możemy te pięć minut sobie darować, najwyżej kierowca wciśnie gaz a ty sobie w spokoju..

Widziałem, że jest szczerze rozbawiony i czerpie przyjemność z maltretowania mnie.

- Wszystko jest dobrze, więc jak nie chcesz bym zawiózł cię w cholerę a nie do restauracji, to idź przodem - burknąłem popychając go lekko, by wyszedł z mojego gabinetu. Mały złośliwiec, pomyślałem, gdy w windzie wciąż zerkał na mnie rozbawiony albo chichocząc.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro