Rozdział V

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Minęło mniej więcej dwóch i pół tygodnia. Dwa dosyć ciężkie tygodnie dla Paula. Nie dość, że musiał mieszkać z Johnem pod jednym dachem, to jeszcze dzielili łóżko i szafę, musieli się myć w tej samej łazience i siedzieć w tych samych miejscach. Trudne dlatego, że Paul nie mógł wytrzymać przez Johna. Jego perfumy były strasznie pociągające, równie mocno, jak sam John. Jednak Lennon nie używał tych perfum, by przyciągać swojego młodszego koleżkę. Nie. Perfumy służyły do zakrywania zapachu papierosów, który można było czuć od Lennona. Na szczęście nie palił ich dużo i zdarzały się sytuacje, w których Lennon dobrowolnie psikał się aromatycznym płynem. 

 Najgorsze były jednak noce. Jako że łóżko McCartneya nie było duże, to dwójka musiała spać plecami do siebie. Ewentualnie Paul spał przyklejony do ściany. McCartney nie znosił, kiedy budził się wcześniej i musiał przez kilkanaście minut wpatrywać się w starszego przyjaciela, żeby się obudził, a sam nie miał serca budzić takiej kreaturki. Noce miały też plusy. Okazało się, że Paul nie chrapie. John w takim razie nie miał żadnej broni przeciwko domniemanemu chrapiącemu. 

 Podczas "odwiedzin" Johna uczucia Paula były już potwierdzone na tyle, że mógł o nich z kimś rozmawiać. Problem w tym, że brązowooki myślał, że wszyscy go wyśmieją. George nie wiedziałby co mu doradzić, Pete jest ogólnie wredny, brat będzie z niego żartować. Z bardzo mocnych przemyśleń wyrwał go Lennon, który akurat pomagał w ogrodzie: 

 - Ziemia do Paula McCartneya! - John potrząsnął ramionami chłopaka. Starszy wyglądał na trochę zmartwionego, bo jego przyjaciel zachowywał się tak od jakiegoś czasu. 

 - Jestem tutaj cały czas! - Paul krzyknął na chłopaka, po czym westchnął. Oczywiście, że nie było go przez cały czas. Paul postanowił pójść się napić czegoś, jednak los chciał, żeby potknął się o własne nogi. I znowu Lennon go złapał. 

 - Błagam cię, Pauly. Musisz bardziej na siebie uważać... - John się uśmiechnął, a Paul jak zwykle się zaczerwienił. - Masz podobno 20 lat... 

 - No i co z tego, że tyle mam?! - Paul był kompletnie zdezorientowany i cały czerwony. Przez to drugie, John przyłożył mu rękę do czoła. - Nie jestem chory!

Paul wyprostował się, odepchnął Johna i poszedł do siebie. Boże... Dlaczego z niego musi taka niezdara?! Poszedł do swojego pokoju i usiadł na ziemi. Oczywiście nie mógł w spokoju uspokoić się, bo John natychmiast zjawił się w jego pokoju. 

 - Pauly, wszystko okej? - Lennon kucnął przy swoim siedzącym przyjacielu, patrząc na niego zmartwiony. 

 - Idź stąd, John... - schował swoją czerwoną twarz między swoimi nogami i zaczął cicho szlochać. Bardzo zmartwiony Lennon otoczył swoimi ramionami swojego przyjaciela i co chwila próbował go uspokajać. 

 - Powiesz mi, co się dzieję? - John usiadł obok niego, cały czas go obejmując. Paul kiwnął głową i starał się uspokoić. Po jakimś czasie opowiedział wszystko Johnowi, zmieniając tylko płeć i dane osobowe osoby, w której się rzekomo zakochał. Musiał co nieco dodać od siebie, żeby nie było to za bardzo podejrzane. Kiedy Paul skończył, John spokojnie go przytulił.

 - Na pewno ci się kiedyś uda - Lennon uśmiechnął się i poszedł do kuchni, by zrobić im herbaty. Paul w międzyczasie się ogarnął i zszedł na dół. 

 Niestety tę sielankę musiał przerwać dzwoniący telefon. Kiedy John odłożył słuchawkę, miał smutną wiadomość - musiał wracać do domu. Oboje to przeżywali, ale dali sobie radę w pakowaniu rzeczy Johna. Jakiś czas później pod dom McCartneyów przyjechało auto i John musiał opuścić swojego przyjaciela. Pożegnali się przytulasem. Kiedy Lennon odjechał, Paul wziął głęboki wdech i wypuścił powietrze ustami. To były jego najbardziej szalone dni. Przynajmniej na chwilę ówczesną... 

Paul nie wiedział co ze sobą zrobić. Postanowił, że pójdzie trochę pograć na gitarze. Świetnie mu to już wychodziło i znał już większość nut od piosenek, więc po godzinie znudzony odłożył swój instrument i poszedł się umyć. W łazience dalej się roznosił zapach szamponu Johna, który dotarł tutaj wraz z jego innymi rzeczami po oświadczeniu, że zostaje na dłużej. Na samą myśl o myjącym się Johnie Paulowi zrobiło się okropnie ciepło, pomimo tego, że pod prysznicem i tak było już stosunkowo ciepło. Oparł się o ścianę i zsunął na dół. Musiał to sobie poważnie przemyśleć. Jutro miał urodziny, więc nie miałby jutro okazji zobaczyć się z Johnem. Może by jednak spróbował przekonać ojca? 

 Skończył swoje przemyślenia, bo nie chciał płacić miesięcznego rachunku za wodę. Ubrał się w piżamę, położył na łóżku i zasnął. A przynajmniej starał się zasnąć. Przekręcił się na drugi bok i w końcu zmusił się do snu. Musiał się porządnie wyspać. Musiał.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro