2.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jurij zacisnął mocniej swoje nogi, które były owinięte wokół bioder Jeana. Odpowiadał chętnie na wszystkie pocałunki, jednocześnie starając się ściągnąć przeszkadzającą mu koszulkę Leroy'a. Dopiął swego i po chwili mógł rozkoszować się miękką oraz ciepłą skórą pod swoimi palcami.

Czarnowłosy nie chcąc pozostawać w tyle zdjął z młodszego większość ubrań, pozostawiając go w samych bokserkach w panterkę. Przeniósł się z pocałunkami na klatkę piersiową, a gdy dotarł do linii ostatniego pozostałego ubrania na chłopaku, zaczął je powoli zdejmować. Sam także rozebrał się do końca, gdyż spodnie zaczynały zbyt mocno uciskać jego erekcję.

Nawilżył swoje palce śliną i włożył jeden w chłopaka, po krótkiej chwili dokładając następny. Poruszał nimi z początku wolno, ale w miarę upływu czasu, co raz bardziej przyspieszał. Gdy trzeci palec znalazł się w Juriju, chłopak zaczął głośno jęczeć, o mało co nie dochodząc. Jean chwilę przed zbliżającym się orgazmem chłopaka, zamienił palce, na coś większego. Mimo iż ogarniająca go ciasnota, zachęcała wręcz by się w nią wbić jeszcze głębiej, odczekał chwilę, nie chcąc skrzywdzić blondyna.

Jurij wypchnął biodra do przodu, kiedy początkowy dyskomfort zaczął zanikać zastąpiony przez o wiele przyjemniejsze uczucie. Leroy poruszał się z każdym pchnięciem co raz szybciej i gwałtowniej sprawiając, że z ust młodszego co chwilę wypływały podniecające jęki. Nie obyło się także bez przekleństw zarówno po rosyjsku jak i angielsku.

Plisetsky przyciągnął do siebie starszego tak, aby mógł go pocałować oraz zostawić na jego plecach długie, czerwone ślady po swoich paznokciach. Przygryzł dolną wargę Jeana prawie do krwi, po czym oderwał się od jego ust i przeniósł się na szyję, zostawiając tam kilka dużych malinek.

Jurij czuł, że długo nie wytrzyma, tak samo jak jego partner, którego ruchy stały się mniej rytmiczne. Ciałem blondyna wstrząsnął dreszcz, kiedy doszedł da swój brzuch, wgryzając się jednocześnie w ramię chłopaka.

Leroy szczytował z głośnym jękiem chwilę po Rosjaninie, wypełniając jego wnętrze swoim nasieniem. Oparł się rękoma po obu stronach głowy Plisetsky'ego, przyciskając do siebie ich czoła i starał się unormować przyspieszony oddech.

Młodszy chłopak jęknął cicho, czując nagłe uczucie pustki oraz wypływającą z niego spermę. Gdyby miał siłę, zacząłby wyzywać Kanadyjczyka, przez to że się w nim spuścił.

Zmęczony blondyn przymknął oczy czując, jak powoli ogarnia go co raz większa senność. Poczuł jeszcze tylko, jak silne ramię przyciąga go do ciepłego ciała starszego, po czym odpłynął.

Starszy wpatrywał się przez jakiś czas w spokojną twarz Jurija, tak bardzo różniącą się od tego co pokazywał mu na co dzień. Odgarnął jasne kosmyki na bok tak, aby nie przeszkadzały mu w składaniu delikatnego pocałunku na malinowych ustach.

Położył się wygodnie, przyciskając plecy młodszego do swojej klatki piersiowej i również zasnął.

*****

Plisetsky obudził się sam w ogromnym łóżku, podnosząc się gwałtownie do pozycji siedzącej i czując, jak coś usilnie próbuje wydostać się z jego brzucha. Przekręcił się tak, aby zwymiotować na podłogę zalegające w jego wnętrzu kwiaty, podrażniające jego gardło swoim nektarem. Z jego ust wydostawały się złociste, pojedyncze płatki chryzantem skroplone krwią. Kiedy wszystkie mniejsze kwiatki wydostały się z niego, zaczął dusić się przez ostatnią największą roślinę, chcącą opuścić jego wnętrze. Z trudem pozbył się jej oraz długiej łodygi dołączonej do złocistego kwiatu, kalecząc przy tym jeszcze bardziej swoje gardło.

Opadł ciężko z powrotem na miękkie poduszki, ocierając słone łzy, które mimowolnie zaczęły wypływać z jego oczu pod wpływem bólu. Czuł okropny smak krwi połączonej z kwiatowym nektarem. Chciał jak najszybciej pozbyć się tego posmaku, więc ubrał się w pierwsze lepsze rzeczy leżące na podłodze i skierował się wolnym krokiem w stronę łazienki.

Będąc już w pomieszczeniu, wypłukał dokładnie usta i przemył twarz chłodną wodą. Spojrzał na swoje żałosne odbicie w lustrze, pokazujące mu obraz chłopaka z ciemnymi workami pod przekrwionymi oczami oraz popękanymi ustami, od częstego zwracania chryzantem.

Odwrócił wzrok od tego widoku i wyszedł z łazienki, kierując się z powrotem do sypialni z zamiarem posprzątania wszystkiego co z siebie wydostał. Znalazł jeszcze po drodze jakąś siatkę i już po chwili wkładał do niej złoto czerwone kwiaty. Czuł przy tym jak wokół niego owijają się zabójcze łodygi rośliny, chcące dobitnie przypomnieć mu, że powoli umiera.

Był zakochany w Jeanie od dobrych dwóch lat. Mimo iż zawsze uważał go za niezwykle wkurzającego natręta, to ledwie po roku ich znajomości zaczął umierać przez niego z miłości. Jego uczucie było jednostronne, a ich nocne przygody tylko urozmaiceniem w codziennym życiu. Wiedział, że tylko ranił się przez to jeszcze bardziej, ale potrzebował tego uczucia, które ogarniało całe jego ciało jak i umysł, gdy mógł być w ramionach Kanadyjczyka chociaż przez chwilę.

Kiedy kończył sprzątać, z jego brzucha chciały ponownie wydostać się złociste chryzantemy. Tym razem przytłoczony wielkością kwiatów jak i bólem wewnątrz ciała osunął się na kolana pragnąc, aby jego cierpienia dobiegły już końca.

*****

Jean wszedł do swojego mieszkania wcześniej niż zazwyczaj, co było spowodowane tym, że jego szef potrzebował go w pracy dwie godziny, przed jego normalną porą stawiania się w firmie.

Zdjął z siebie kurtkę i buty, po czym skierował się do kuchni zgarniając butelkę z wodą. Upił trochę cieczy w czasie, gdy szedł do swojej sypialni, z zamiarem zdjęcia z siebie niewygodnego garnituru.

Widok jaki zastał w pomieszczeniu przeraził go nie na żarty. Jurij klęczał na podłodze, a wokół niego walało się pełno skropionych krwią kwiatów, w których rozpoznał złociste chryzantemy. Chłopak najwyraźniej nie zauważył jego przyjścia, zbyt zajęty próbowaniem zwrócić ostatnich kwiatów na ten moment.

Oszołomiony Leroy nie wiedział, co ma zrobić, ale kiedy Plisetsky skończył wymiotować rośliną, podszedł do niego również klękając.

- Jurij? Potrzebujesz czegoś? - zapytał zatroskany. Wiedział bowiem co oznaczają te piękne, choć śmiertelne kwiaty. Jak ktoś mógł tak bardzo krzywdzić tego chłopca?

Blondyn podskoczył przestraszony, ale natychmiast uspokoił się widząc, że to tylko właściciel mieszkania, w którym się znajdował.

- W-wody... - ledwo wyszeptał przez podrażnione gardło, ale najwyraźniej to wystarczyło, bo chwilę później czuł już w swoich ustach przyjemnie chłodną ciecz.

Kiedy skończył pić przymknął oczy i oparł się o łóżko, aby choć trochę odpocząć po wysiłku.

Siedzieli tak w ciszy, dopóki czarnowłosy się nie odezwał.

- Długo już się z tym męczysz?

- Dwa lata - młodszy spojrzał na Kanadyjczyka ze zmęczeniem.

- To strasznie długo. Próbowałeś coś z tym zrobić? - Jurij pokręcił przecząco głową - Słyszałem, że jest jakaś operacja usuwająca...

- Nie chcę żadnej operacji! - ryknął wściekle tak głośno, na jak pozwalało mu jego obolałe gardło.

Wiele razy proponowano mu usunięcie kwiatów, rosnących w jego wnętrzu, ale on tego nie chciał. Nie zniósłby zapomnienia o Jeanie, już wolał umrzeć, dusząc się przez te cholerne kwiaty, niż stracić wszystkie wspomnienia o jego miłości.

Leroy westchnął ciężko, ale nic nie odpowiedział. Nie mógł patrzeć jak chłopak, na którym mu zależy tak okropnie się męczy, kiedy on nie mógł z tym nic zrobić.

- Mogę chociaż wiedzieć, przez kogo tak cierpisz?

Plisetsky przez dłuższą chwilę milczał zastanawiając się, czy powiedzieć czarnowłosemu prawdę.
Skoro i tak umrze to co mu szkodzi? Przynajmniej kiedy w końcu odejdzie, nie będzie żałował, że nie zebrał się na odwagę i nie wyznał swoich prawdziwych uczuć.

- To przez... - w dokończeniu zdania przeszkodziły mu wydostające się z ust kwiaty.

Chryzantemy jakby specjalnie przerwały Jurijowi wypowiedź, nie chcąc, aby kończył zdanie. Jednak chłopak nie poddawał się i po wyciągnięciu długiej, zielonej łodygi wyznał swoje uczucia.

- ... ciebie. To wszystko przez ciebie - spojrzał na Jeana z wargami wykrzywionymi w lekkim uśmiechu. Był z siebie dumny, że udało mu się to powiedzieć. Teraz może umierać w spokoju, chociaż chciałby spędzić o wiele więcej czasu z Kanadyjczykiem.

- Ja? - Leroy nie wierzył w to co usłyszał. To przez niego Rosjanin tak cierpiał i był na krawędzi śmierci?

Starszy otrząsnąwszy się z pierwszego szoku, przytulił do siebie mocno blondyna. Już nigdy go nie puści i nie pozwoli, żeby chłopak tak bardzo się męczył.

- Przepraszam, że tak przeze mnie cierpiałeś - odsunął się lekko, aby spojrzeć na zmęczoną twarz Plisetsky'ego.

- Nie przejmuj się tym i tak mi już nic nie pomoże - wzdrygnął ramionami niby obojętnie, ale mimo to w jego oczach można było dostrzec strach.

- Nie mów tak - położył jedną dłoń na jego policzku, głaszcząc go lekko.

Czarnowłosy przysunął się bliżej i złożył na ustach blondyna delikatny lecz czuły pocałunek.

- Kocham cię - uśmiechnął się ciepło odsuwając się na niewielką odległość.

Jurij poczuł dziwne ciepło ogarniające jego ciało, które sprawiło, że na chwilę zapomniał o swojej chorobie.

- N-naprawdę? - nie do końca wierzył wyznaniu Leroya, ale kiedy w jego tęczówkach nie doszukał się kłamstwa odetchnął z ulgą. Oparł się wykończony o chłopaka i przymknął oczy, czując się nagle bardzo senny.

- Nie pozwolę ci umrzeć - usłyszał jeszcze, zanim nie zasnął szczęśliwy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro