V
Patience
Budzę się niewyspana, z potwornym bólem pleców. Podnoszę się do pozycji siedzącej i pocieram piekące oczy. W ubraniach spało mi się strasznie niewygodnie, ale chyba Eleanor to nie przeszkadza, bo głośno chrapie. Gdy wróciłyśmy w nocy od Tegan, poszłyśmy spać nie dbając o nic i tak oto teraz czuję tego konsekwencje.
Całe szczęście, że nie wypiłam wczoraj dużo alkoholu i nie mam kaca, czego nie mogę powiedzieć o przyjaciółce.
Nie budząc jej idę pod prysznic i w niecałe pół godziny ogarniam się na tyle by nie przestraszyć nikogo swoim wyglądem.
-Hej- mówię do rodziców i podchodzę do lodówki.
-Witaj Pat, jak się spało?- pyta rozbawiony ojciec widząc moją zmęczoną minę.
-Do dupy- mówię wyciągając dżem i smaruję nim sobie naleśnika- El strasznie się wierci.
-Czemu nie spała w gościnnym? Nocuje u nas tak często, że może niech sobie wybierze którąś sypialnie na stałe?
-Zaproponuję jej to- mówię z uśmiechem.
Moi rodzice są świetni. Zawszę się z nimi dobrze dogaduję. Zadbali, żebym miała wszystko. El też ich lubi, ogólnie w przeciwieństwie do większości ludzi, toleruje wampiry.
***
-Serio, tato. Pójdę piechotą- mówię i nim ojciec zdąży coś powiedzieć wychodzę z domu.
Od czasu gdy dowiedziałam się, że w mojej szkole są łowcy, za wszelką cenę nie chcę dopuścić do konfrontacji Zacka z Loganem. Nie to, że mi się chłopak spodobał... Nie jest raczej w moim typie. Po prostu ciekawi mnie konspiracyjna organizacja łowców i chciałabym sama ją bliżej poznać.
-Parience, słuchasz mnie?!- dostaję z łokcia w bok od przyjaciółki gdy idziemy szkolnym korytarzem.
-Jasne... Jasne. Też tak uważam...- zmarszczyła brwi.
-Nie ignoruj mnie. Mówiłam, że ten koleś z imprezy cały czas się na ciebie gapił, kiedy przechodziłyśmy obok szafek.
-I co z tego. Zrobiłam mu aferę sobotniej nocy, nie dziwię się, że się patrzy. Ma mnie za kretynkę, bo nie zgadzam się z jego poglądami. Nie polubił mnie, nic specjalnego.
-Nie sądzę. Właśnie tu idzie- odwracam się i faktycznie widzę Logana zmierzającego w naszą stronę- o rany, zostawiłam apaszkę w szatni- El klepie mnie po ramieniu- spotkamy się pod klasą- i szybko odbiega. A to przebiegła gnida...
-Rozważyłaś moją propozycję?- pyta bez zbędnych wstępów.
-Zluzuj. Nie mogę się do was przyłączyć nie wiedząc w co się pakuję. Najpierw musiałbyś mi pokazać co wy tam odwalacie...
-Nie bądź naiwna. Nie damy ci aż takiej swobody. Musimy mieć pewność, że nas nie zdradzisz, zanim cię wtajemniczymy. Musisz złożyć ślubowanie nim zaprowadzę cię do kryjówki.
-I myślisz, że ja tak po prostu wam coś obiecam i wstąpię w wasze szeregi nie wiedząc w jakie gówno brnę?- jak to mam w zwyczaju odruchowo prycham.
-Musisz mi zaufać. Ja ci ufam. Robimy coś słusznego, Pat. Możesz nam pomóc- patrzy się na mnie błagalnie, wzrokiem smutnego szczeniaka, na co ja posyłam mu zażenowane spojrzenie.
-Odpuść sobie, aż tak głupia nie jestem- odwracam się z zamiarem odejścia, ale jego dłoń zaciska się na moim przedramienia, po czym Logan zagradza mi drogę.
-Czekaj! Dobra, zrobię wyjątek. Wezmę cię na spotkanie, żebyś mogła zobaczyć jak żyjemy, ok? Pasuje ci dzisiaj wieczorem?
Przewracam oczami i powstrzymuję uśmiech. Nie wiedziałam, że ten frajer tak łatwo da się zmanipulować.
-Niech będzie.
-Super. Pewnie dostanie mi się za to od naszego szefa, ale na pewno mu się spodobasz. Będziesz idealna do tej roboty, jestem przekonany. Spotkajmy się o dwudziestej pod szkołą.
-Tylko mnie nie wystaw- mówię na odchodne.
-Tylko się nie rozmyśl- rzuca z uśmiechem
***
Stoję pod szkołą. Wiatr rozwiewa moje rozpuszczone włosy na wszystkie strony, co tylko wzmaga moją irytacje. Czemu on się spóźnia? Zaraz się przeziębię a ten dureń prawdopodobnie wystawił mnie do wiatru.
Dosłownie- myślę trzęsąc się z zimna.
-Jejku, Patience, przepraszam, długo już tu czekasz?- po chwili dobiega do mnie Logan.
-Trochę- burczę poprawiając szalik.
-To chodź- łapie mnie za rękę i ciągnie w nieznanym kierunku- to niedaleko.
Szkoda tylko, że to jego niedaleko oznaczało ponad dwadzieścia minut wędrówki różnymi dzielnicami miasta. Zaczynam podejrzewać, że specjalnie mnie tak poprowadził, żebym nie zapamiętała drogi.
W końcu zatrzymujemy się przed starym, prawie walącym się już budynkiem. Logan otwiera metalowe drzwi z bocznego wejścia i puszcza mnie przodem. W środku jest strasznie ciemno i praktycznie nic nie widać. Chłopak odnajduje włącznik światła i po chwili w korytarzu zaświeca się jedna, słaba żarówka. Rusza przodem, a ja za nim.
-Uważaj, schody są śliskie- mówi gdy otwiera kolejne drzwi i schodzi w dół.
Schodzimy coraz głębiej i po jakimś czasie na końcu korytarza przed nami zauważam światło. W końcu docieramy do jakiegoś pomieszczenia. Mrugam kilka razy by przyzwyczaić się do jasności. Nim mój wzrok zdąży się wyostrzyć i cokolwiek zarejestrować, słyszę z niedaleka niski, wrogo brzmiący głos.
-Kto to jest?
~*~
Hejeczka! Przepraszam, że tak krótko, ale zależało mi, by skończyć w takim momencie.
Chciałam też dodać świetną piosenkę w multimediach, ale wciąż nie pojawiła się na YouTubie, więc najwyżej dam ją w kolejnym rozdziale.
Miłego weekendu!
Wasza princessa67577
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro