VIII

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-Kompletnie oszalałaś- mówi El gdy idziemy razem przez miasto. Poprosiłam ją, by odprowadziła mnie na moje pierwsze spotkanie łowców i właśnie w tym momencie próbuję przypomnieć sobie drogę. 

-Wiem. Ale chyba właśnie tego potrzebowałam. Jakiegoś szaleństwa i oderwania się od rutyny. 

-Mało ci szaleństwa w życiu?- patrzy na mnie rozbawiona- prawie cała twoja rodzina to wampiry, nie licząc babci i Mii, a ty mówisz, że mało ci rozrywki? 

-Nagle zachciało mi się przynależności do grupy, a że sprawy tak się potoczyły, to może i dobrze. 

-Słabo sobie jednak tę grupę dobrałaś. Jeśli twój ojciec się dowie...

-Dlatego właśnie się nie dowie- zaczynam rozpoznawać uliczki i już wiem, że jesteśmy niedaleko. 

-W takim razie co, jeśli twoi nowi znajomi się dowiedzą o twojej rodzinie?

-Oni też się nie dowiedzą. Wierzę, że uda mi się odseparować od siebie te dwie części mojego życia. 

-Szczerze w to wątpię...- ma rację. 

***

Pokonuję schody i wchodzę do głównego pokoju, gdzie jest już parę osób. 

-Patience! Chodź do nas- woła chyba Charlie, o ile dobrze zapamiętałam imię. Podchodzę do kanap i siadam obok uśmiechniętego blondyna. 

-Jak ci minął dzień, mała?- pyta. Orientuję się, że tak naprawdę jestem najmłodsza z grupy. Wszyscy są pełnoletni, albo pełnoletność osiągnął w tym roku. Ja jestem dopiero przed siedemnastką...

-Całkiem znośnie. Gdzie jest cała reszta?- w pokoju jestem tylko ja, Charlie i dwie dziewczyny. 

-Planują akcję obok. Nam nie pozwolili wejść, bo jesteśmy jeszcze świeżakami. Ciebie tym bardziej nie wpuszczą. 

-Nie liczyłam na to- odpowiadam zgodnie z prawdą. Z tego co mi wczoraj powiedział Charlie, sam jest tu od niecałych dwóch tygodni. Więc skoro wciąż nie jest na tyle wyszkolony, by uczestniczyć w akcjach, nawet nie liczę, że od początku będą się ze mną liczyć. Z resztą na dzisiaj mam zaplanowany trening z Alice. 

-Powinni wyjść za jakieś pół godziny, wtedy Al weźmie cię do sali treningowej. 

-Macie salę treningową?

-Prowizoryczną. W budynku obok jest kilka mat i manekinów do których można celować. Nic specjalnego. 

Gadam z chłopakiem jeszcze przez jakiś czas, w międzyczasie do rozmowy przyłączają się też pozostałe osoby i jest całkiem sympatycznie. 

Po jakimś czasie dochodzi nas gwar z korytarza i do pokoju wchodzi cała reszta. Alice od razu podchodzi do mnie. 

-Wybacz, że musiałaś na mnie czekać. Idziemy?- nim zdążam odpowiedzieć, z pomiędzy tłumu wychodzi T.

-To ja jadę, jak coś się będzie działo to dzwoń- pochyla się i całuje dziewczynę w policzek, po czym nie zwracając na mnie najmniejszej uwagi odchodzi w stronę wyjścia. 

-Wracaj szybko, długo nie ogarnę tego sama- śmieje się. Podchodzi do jakiejś szafy i wyjmuje z niej dużą torbę sportową. 

Czuję malutkie ukłucie zawodu, bo jednak miałam nadzieję, że T nie ma dziewczyny. Nie żeby mi się podobał, czy coś, w końcu wygląda na dużo starszego i kompletnie mną niezainteresowanego, nie miałabym u niego szans. Jednak fakt, że nie jest singlem trochę mnie boli. 

Nie zdążyłam nawet zarejestrować co Alice włożyła do tej torby. Zarzuca już spakowaną na ramię i ciągnie mnie do wyjścia. 

*** 

Spocona i naprawdę zmęczona wracam razem z brunetką do ''bazy''. Al skopała mi dupę ucząc podstaw samoobrony, a także pokazała mi jak rzucać nożami. Opowiadała mi o broni na wampiry i jak się nią posługiwać. Czułam się trochę niekomfortowo rozmawiając o zabijaniu istot, które tak naprawdę towarzyszą mi od narodzin. 

Czeka mnie jeszcze wiele ćwiczeń i treningów. 

-Ej- jakiś koleś zgolony na łyso, z którym wcześniej nie rozmawiałam staje na stole i skupia na sobie uwagę wszystkich- skoro T wyjechał, to może wreszcie pójdziemy zabawić się na mieście?

Po tłumie rozległy się szmery dezaprobaty. 

-Kurwa, ludzie! Zawsze wszystko tak zajebiście planujemy, co odbiera nam większość zabawy! Chodźcie choć raz na spontana i zabijmy paru krwiopijców!- krzyczy i wyjmuje zza pleców nóż, który zaraz potem wbija w stół na którym stoi. 

-Nie ma mowy!- na środek wychodzi Alice- T w życiu by się na to nie zgodził, nie narażajmy się na darmo. 

-O to właśnie chodzi laluniu. Skoro go tu nie ma, wreszcie możemy zrobić coś bez jego rozkazów! Kto jest ze mną?- między ludźmi roznoszą się pojedyncze krzyki i już po chwili wszyscy są za wyjściem na miasto. 

-Nie ma mowy! Nigdzie nie idziemy. Nie dość, że to niebezpieczne, to jeszcze narazi nas na ujawnienie naszej działalności. 

-Nie powstrzymasz nas wszystkich, Al- łysy zeskakuje ze stołu i podbiega do szafy. Otwiera ją i zaczyna podawać ludziom broń.  Zaczęli się pchać całą gromadą do wyjścia, aż zostałam tylko ja i Alice. 

-Pojebało ich- warczy wściekła.

-Co robimy?- pytam zbita z tropu. 

-Muszę tam za nimi iść. Obiecałam T, że ich przypilnuję, a ja zawiodłam już pierwszego dnia jego nieobecności. Jak chcesz to tu zostań- chwyta jedyny pistolet na specjalne naboje jaki pozostał. 

-Nie, idę z tobą- przegrzebuję torbę w poszukiwaniu srebrnego sztyletu. 

-Dobra, tylko trzymaj się z boku i spróbuj nie umrzeć- mówi po czym chwyta mnie za rękę i wyciąga na zewnątrz. 

~*~

Heloł, weekendowego maratonu ciąg dalszy! Po co komu nauka? Mogę pracować w mcdonaldzie! 

Kolejnego rozdziału spodziewajcie się za tydzień, gdzieś tak w święta może znajdę czas. 

W ogóle zauważyłam, że wasza aktywność znacznie spadła :c Wydaje mi się, że to zależy od częstotliwości dodawania rozdziałów. Im rzadziej, tym bardziej się docenia czy coś. Ale z racji, że piszę również dla siebie nie będę na złość zmieniać częstotliwości dodawania rozdziałów. Chilli tak jak zwykle, będę pisać w każdej wolnej chwili. 

Przydało by się też trochę pouczyć...

Kocham, princessa67577

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro