(🌿)────rozdział dwudziesty szósty

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

— Gronostajowa Gwiazdo, wiem, że to nie jest specialnie dobre, ale jak zjesz poczujesz się lepiej. — Miauknęła uparcie ciemnoruda uczennica przysuwając pod pysk kocura jakieś zioło, które miało mu pomóc.

Pręgus leżał na posłaniu w legowisku medyczki pooblepiany pajęczynami na każdej możliwej ranie, a było ich naprawdę dużo. Większość z nich jeszcze krwawiła i okropnie bolała, ale kocur nie przejmował się tym zbytnio. Cały czas przed oczami widział obraz załamnej Nagietkowej Łapy leżącej przy ciele brata.

Przywódca niechętnie zjadł ziele, a następnie rozejrzał się po legowisku. Obok niego leżała Kwiecista Łapa, która akurat w tym momencie spała, ale jej tylnia, lewa łapa była bardzo wykrzywiona co zapewne sprawiało uczennicy ból. Nie miał pojęcia jak doszło do tego okropnego złamania, ale cóż, wyglądało to strasznie. Obok Kwiecistej Łapy leżała Lśniący Grzbiet, a obok niej Rudzikowa Fala i kilka innych kotów.

Przywódca ziewnął przeciągle i poczuł jak jego powieki stawały się coraz cięższe i cięższe aż w końcu kocur zapadł w sen. Od ostatniego czasu sny od klanu Gwiazd zaczęły coraz rzadziej się zdarzać, a pręgus wysypiał się o wiele lepiej niż wcześniej, ale nie tym razem. Kocur w łapach poczuł przerażający chłód, który powodował dreszcze przechodzące wzdłoż jego masywnego cielska. W powietrzu również można było wyczuć zimno i lekki, jakby wywietrzały zapach leśnej żywicy i przyjemnego zapachu mokrego mchu na korze drzew. Przywódca otworzył niepewnie oczy, które zaraz zamknął oślepiony przez rażącą biel. Nie tylko na podłożu, ale też na gałęziach otaczających go drzew i krzewach. Dosłownie wszędzie był śnieg, przerażająco biały śnieg, który pobłyskiwał w bladych promieniach słonecznych. Gdzieś w dali słychać było cichy śpiew ptaków i równie cichy szum wiatru między łysymi koronami drzew. Nagle na pysk przywódcy spadła malutka kulka białego puchu, ale kocur zaraz strzepnął śnieg z swojego pyska.

— Halo? — Jego głos odbił się od wielu drzew i wrócił do niego tworząc echo. Czyżby tym razem na tej polanie był sam? Przeważnie w tym miejscu odwiedzała go ciemniej pręgowana kotka, która z tego co wie była niegdyś przywódczynią klanu Porywistej Rzeki i zwała się ona Słoneczną Gwiazdą, a wcześniej Słonecznym Kwiatem.

Przywódca rozejrzał się po polanie i postanowił wejść do lasu skoro nadeszła taka okazja.  Przeważnie nie mógł nawet jednej łapy ruszyć z miejsca bo coś go powstrzymywało, a teraz był całkowicie wolny wśród tych wszytskich zasp śniegu.
Kiedy tak szedł przez głęboki śnieg w stronę tajemniczego lasu poczuł jak jego łapy zaczynają powoli zamarzać. Kocur nie był przystosowany do takich mrozów bo w realnym świecie panował początek pory Zielonych Liści.

Niepewnie postawił kilka kroków i uważnie nasłuchując i rozglądając się wszedł do lasu. Na początku czuł się dziwnie. Nie był nigdy w tym miejscu, a jedynie obserwował go z daleka mogąc się zastanawiać co się tutaj dzieję. W tym momencie był prawdopodobnie jedynym kotem, który stąpa po tej białej pierzynie co wzbudzało w nim dziwne poczucie pustki.

Po następnych kilku krokach poczuł jak jego łapy są coraz słabsze i słabsze, a głowa z każdą chwilą staję się coraz bardziej ociężała.
Obraz zaczął się rozmazywać, a czarne plamy zaczęły się wszędzie pojawiać. Nagle upadł ciężko i zapadł się w puchu. Poczuł jak zapada się w biały śnieg i spada w nicość. Nie mógł się poruszyć, a za każdą próbą otworzenia oczu raziło go przeraźliwie intestywne światło.

Przywódca z krzykiem i najerzonym futrem zbudził się ze snu. Niestety, ale jego krzyk obudził wszystkich zebranych w legowiska medyka oprócz samej medyczki, która zapewne spała na swoim posłaniu w oddzielnej jaskince. Kocur poczuł jak spala się ze wstydu kiedy wszytskie koty spojrzały zdziwione na niego.

— Wszystko w porządku, Gronostajowa Gwiazdo? — Usłyszał zaspany głos Rudzikowej Fali, którego oczy zabłyszczały w ciemności.

— Tak. — Odpowiedział krótko kładąc łeb na przednich łapach i wbijając wzrok gdzieś w ciemnośc. Usłyszał jak zastępca ułożył się z powrotem na posłaniu, a następnie zwinął się w kłębek. Inne koty również to zrobiły, a po niedługiej chwili przywódca mógł słyszeć spokojny oddech śpiących kotów.

[636 słów]

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro