(🌿)────rozdział siódmy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Minęło dokładnie pięć dni od ataku na szczury. Przywódca oraz Miodowe Futro już nie mieli konieczności bycia w legowisku medyka, a Rudzikowa Fala za niedługo również będzie mógł już wyjść. Za to Motyla Łapa będzie musiała jeszcze poleżeć, jej stan się ani nie polepszał ani nie pogarszał.

Brunatne futerko lekko powiewało na zimnym wietrze, a brzuch był zatopiony w zimnym puchu, który zasypał obóz. Przywódca właśnie kierował się do mizernego stosu z jedzeniem. Głód zawisnął nad lasem, wszystkie klany głodują.
Kocur wziął ze stosu chudą, kościstą mysz do pyszczka i skierował się z powrotem do swojego legowiska. Śnieg zaczął już być bardzo uciążliwy. Za każdym razem kiedy wydeptywali sobie ścieżkę do stosu i legowisk zaraz z powrotem zostawała zasypana przez świeży śnieg padający w nocy i wieczorem. Kociaki miały zakaz bez opieki wychodzić z żłobka bo mogły by utopić się w tym głębokimi śniegu. Skoro dorosłe koty miały śnieg po brzuch to co dopiero taki malutki kociak! Kocur usiadł przy legowisku gdzie śnieg był nieco niższy i zaczął spożywać zwierzynę, którą wziął. Słońce zaczęło już powoli zachodzić, a niebo się ściemniać.
Kiedy kocur skończył przeżuwać drobną mysz wszedł do swojego legowiska i położył się na mchu. Klan bardzo ciężko pracował aby przeżyć tą srogą Porę Nagich Drzew przez co większość z kotów była straszliwe wykończona całym dniem. Po niedługiej chwili kocur zasnął wykończony dniem.

Przez jego ciało przeszedł chłodny dreszcz, a łapy znalazły się nagle na zielonej, gęstej trawie. Brunatne futerko kocura powiewało delikatnie na lekkim, ciepłym wietrze, który przynosił do nozdrzy przywódcy zapachy zwierzyny oraz wielu kwiatów. Czy to sen? Zdecydowanie tak. W realnym świecie panowała sroga Pora Nagich Drzew, a tam... Pora Nowych Liści. W około polanki pełnej kolorowych kwiatów unoisły się potężne drzewa o zielonych listkach wśród koron. Na niektórych gałązkach rosły drobne kwiatki, różowe, białe i nawet lekko fioletowawe! Wszędzie unosił się cichy szum liści oraz piękny śpiew ptaków ukrywających się gdzieś głęboko w lesie. Wszystko było piękne, świeże. Kocur był zachwycony widokiem, który mógł podziwiać jednak cały czas był czujny, wiedział, że w każdej chwili może się coś stać. Kiedy zielonymi oczami skanował widoki ujrzał ciemną sylwetkę przebiegająca przez krzaki. Cienista sylwetka z pewnością należała do kota, a gracja i lekkość z którą się poruszała świadczyła o tym, że to kotka. Pręgowany był już pewny, że za niedługo klan Gwiazd — miejsce gdzie trafiały zmarłe koty — z nim się skontaktuje, więc czekał. Na początku kilka uderzeń serca, później kilkanaście aż w końcu zdawało się, że minął cały księżyc. Zawiedzony kot wpatrywał się dalej w miejsce gdzie ujrzał ową postać jednak nic tam się nie pojawiło. Błękitne niebo zasłoniły ciemne chmury, a wiatr zaczął targać futro. Wszystkie odgłosy umilkły w jednym czasie, a jedyne co mógł usłyszeć kocur to swój własny oddech. Nagle, przed brunatnym przywódcą pojawiła się jasna stylwetka, która znacząco wyróżniała się wśród ciemnego lasu. Jej futro było jasno rude, a na nim znajdowały się ciemniejsze pręgi. Oczy były jak dwa, okrągłe bursztyny w których odbijał się piękny blask.

— Słuchaj mnie, Gronostajowa Gwiazdo. To ważne — miauknęła kocica. Jej futro połyskiwało jakby było to ugwiezdzone niebo. — Dziś jeden z kotów nie potrzebnie umrze, zapobiegnij temu nieszczęściu.

— Ale kto? kto umrze?! — miauknął głośno kocur zaraz po tym jak ruda kocica wypowiedziała swoje słowa. Jak miał kogoś uratować skoro nie wiedział kto to był! To było bezsensu.

Nie uszłyszał już odpowiedzi. Jasny blask zgasł, a kocica zniknęła tak szybko jak się pojawiła. Kolory z powrotem zrobiły się chłodne, a mróz opanował ciało brunatnego kota. Blade promienie słoneczne oświetliły pysk przywódcy, który skrzywił się w grymasie. Nie miał pojęcia o co chodziło z tą nie potrzebną śmiercią, ale tak czy siak będzie musiał poważnie porozmawiać z medyczką klanu. Przy okazji opowiedziałby jej o snach, które nawiedzały go ostatnio bardzo często przez co przywódca się nie wysypiał. Chciałby wrócić do swojego beztroskiego życia wojownika gdzie nie zasypują cię problemy całego klanu no i przede wszystkim można było się wysypiać. Zaraz jednak przypomniał sobie przykre wspomnienia. Zobaczył bezwładne ciało jego ukochanej, które leżało zimne wśród krzewów. Kocica urodziła o wiele za szybko, gdyby się to nie stało zapewne była by teraz z nim. Poczuł jej ciepło na swoim boku, a oddech na swojej szyji. Jednak nadal przy nim jest i przez te wszytskie księżyce go nie opuściła. Po policzku spłynęła pojedyńcza, gorzka łza po czym spadła na podłoże legowiska. Dlaczego? Dlaczego Malinowa Pieśni musiałaś umrzeć i dołączyć do innych gwiazd? Jej piękne szare futro, ciągle pamiętał jej szeroki uśmiech kiedy dowiedziała się, że była w ciąży. Nadal w jego głowie widniało wspomnienie jak zostali parą, jak przyjaciółmi. Pręgowany kocur schował głowe w łapy i zaczął płakać bezradny. Po jego policzkach spływała łza za łzą. Ciepło innego kota które odczuwał zniknęło i poczuł chłód. Chłód zawładnął jego ciałem, a dreszcz przeszedł wzdłuż jego kręgosłupa.

• ────── ✾ ────── •

[789 słów]

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro