(🌿)────rozdział trzydziesty szósty

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

◆ ▬▬▬▬▬▬ ❴✪❵ ▬▬▬▬▬▬ ◆

Księżyc później, blade promienie słoneczne delikatnie muskały brunatne futro umięśnionego przywódcy kiedy ten leżał w żłobku. Promyki przedostawały się przez szpary pomiędzy splecionymi ze sobą trzema krzewami róży powodując tym samym, że w legowisku panował półmrok. Obok niego leżała niewiele mniejsza koteczka o popielato-białym futerku również połyskującym w świetle poranku. Między nimi, otuleni ich puchatymi ogonami leżały trzy małe kuleczki spokojnie oddychające przez sen. Na zewnątrz było słychać trzeszczenie śniegu uginającego się pod ciężarem wielu klanowiczów, którzy zbudzeni promieniami słońca zaczęli wychodzić z legowisk i wracać do typowych zajęć.

Pręgowany na czarno kocur zbudził się przez nagły atak kaszlu jaki dostał. Rażący ból rozprowadził się po jego klatce piersiowej powodując teraz, że pręgus z bólu wbijaj pazury w podłoże. Słysząc odgłos kaszlu zbudziły się nie tylko kociaki, ale i też Pęd, która ze strachem, a zarazem zmartwieniem spojrzała na partnera. Kiedy przywódca nie przestawał kaszleć zaczął czuć jak zaczyna mu brakować powietrza, a więc teraz nie tylko kaszlał, ale i się dusił. Zaciskając powieki z, których spłynęła łza bólu wbił pazury jeszcze mocniej w ziemie. Widząc co się dzieje popielata karmieclka spojrzała poruzumiewawczo na Mysi Wąs, która bez słowa zgarnęła Grzybka, Szyszkę i Korzenika po czym sama wybiegła z żłobka po medyczke.  Ból w klatce piersiowej zaczął być już słabszy, a po chwili również kaszel ustał powodując, że Gronostajowa Gwiazda zaczął łapczywie łapać powietrze. Do legowiska wbiegła ciemnoruda medyczka niosąca w płaskim pysku zioła, a zaraz za nią wbiegła przestraszona Pęd, której popielata sierść sterczała teraz wzdłuż kręgosłupu.

— Gronostajowa Gwiazdo, mówiłam ci, że masz zostać w swoim legowisku i odpoczywać. o d p o c z y w a ć, rozumiesz? — Westchnęła zirytowana medyczka kładąc tajemnicze zioła przed pyskiem pręgusa. — Zjedz to, a później zamiataj do mojego legowiska i ODPOCZYWAJ.

Przywódca spojrzał na Sójcze Skrzydło, a ta zaraz spiorunowała go zezłoszczonym wzrokiem szarych ślepi. Kocur przełknął ślinę po czym z grymasem wymalowanym na pysku zjadł zioła. Gorzki smak rozpłynął się po jego języku powodując, że grymas stał się jeszcze większy. Czemu zioła nie mogą być dobre? Pęd podeszła do brudnoszarej karmieclki i wzięła od niej trzy brunatne kociaki, które zdezorientowane obracały główkę do okoła i machały małymi łapkami starając się znaleźć ziemię. Kiedy zostały ułożone na posłaniu z mchu i paproci szarooka medyczka podeszła do nich siadając niedaleko nich. Z zioła oderwała najmniejsze części po czym zaczęła się starać podać je kociaką, które za wszelką cenę próbowały uniknąć nowego zapachu. Szyszka; jedyna kotka z miotu dopiero po dłuższej chwili zdecydowała się jako pierwsza zjeść zioło, a na jej pyszczek wpłynął grymas. Zapiszczała przerażona, a jej bracia z niepewnymi minkami odsunęli się jeszcze bardziej od medyczki. Na szczęście ciemnoruda kotka miała ogromną cierpliwość do kociaków toteż nadal starała się wykonać swoje zadanie. Wąsy przywódcy mimowolnie zadrgały z rozbawienia widząc przerażenie Grzybka i Korzenika kiedy Sójcze Skrzydło zbliżała do nich zioło w małej ilości. Szyszka za to się uspokoiła, a żeby pozbyć się okropnego smaku zaczęła łapczywie pić mleko Pędu.

— No, Grzybku i Korzeniku, jeśli chcecie być najlepszymi wojownikami musicie to zjeść. — Miuąknęła spokojnie ciemnoruda kotka uśmiechając się lekko do jeszcze ślepych kociaków. Po chwili ciszy Korzenik przysunął się do medyczki i zjadł zioło jak najszybciej je połykając kiedy poczuł gorzki smak. Skrzywił się, ale zamiast piszczeć poszedł śladem Szyszki i zaczął pić mleko. Zaś Grzybek zdecydował się na spożycie zioła dopiero po dłuższej chwili, ale w odróżnieniu od rodzeństwa po prostu je zjadł nawet się nie krzywiąc. Sójcze Skrzydło spojrzała na niego podejrzliwie, a on uśmiechnął się tylko słodko po czym wrócił do niezdarnego ganiania za krótkim ogonkiem swojej siostry.

— Właśnie, jak tam łapka Grzybka? — Zapytała się po chwili ciszy medyczka wskazując końcówką ogona na krzywą, tylnią, lewą łapę małego kociaka. Ten uraz zapewne pozyskał przez uderzenie w brzuch i urodził się z krzywą łapą. Gronostajowa Gwiazda jak i Sójcze Skrzydło sądzą, że kocurek nie ma szans na zostanie wojownikiem, ale Pęd ślepo wierzy, że tak będzie. Brunatyny kociak o białej plamce pod jednym z zamkniętych oczu usiadł zaczynając pielęgnację swojego krótkiego ogona. W tym momencie można było idealnie zobaczyć powykrzywianą lewą łapę, która wyglądała po prostu okropnie.

Przywódca westchnął cicho spoglądając na łapę Grzybka po czym na ciemnorudą medyczkę. — Niby już go to nie boli, ale mam wrażenie, że z dnia na dzień staje się coraz bardziej...krzywa.

— Gdyby tyle się nie ruszał i nie byłby tak jak ty czyli: "Ale ze mną jest wszytsko dobrze! Prawie się udusiłem, ale jest okej!" to może łapa byłaby w lepszym stanie. Na zebraniu medyków zapytam się Makowej Pieśni co mam z tym zrobić. Jest bardziej doświadczona, więc powinna coś wiedzieć. — Miauknęła wpatrując się w łapę Grzybka z przymrużonymi, szarymi oczami. Pęd spojrzała na nią zezłoszczonym wzrokiem po czym przykryła ranną łapę swoim puchatym ogonem. — W każdym razie, Gronostaj, idziesz ze mna do mojego legowiska, a jeśli jeszcze raz zobaczę cię poza nim to skończysz wąchając kwiatki od spodu.

Pręgus zanim wyszedł pożegnał się jeszcze z rodziną po czym przez biały puch poszedł za łaciatą kotką. Sójcze Skrzydło weszła do swojego legowiska wskazujac przywódcy jedno z posłań po czym poszła do swojego "magazynku" na zioła.

— Przydałby mi się uczeń bo sama nie daję rady sobie z tym wszystkim poradzić. — Westchnęła ciężko kiedy Gronostajowy ułożył się wygodnie na wskazanym przez nią posłaniu. Było ono zrobione z miękkiego mchu oraz kilku paproci z resztą tak jak większość. — Ostatnio cały czas ktoś do mnie przychodzi bo albo ma cierń w poduszeczce albo ma kaszel. Przez to całe zamieszanie nie jestem w stanie poukładać tego wszystkiego, więc byłabym naprawdę wdzięczna gdybyś mi pomógł. Zasady są proste; niczego nie jedz, nie kradnij i układaj w równe kupki, a ja idę na zabranie medyków.

Medyczka po chwili wyszła z legowiska zostawiając pręgusa sam na sam z milionem, pachnących ziółek. Przywódca niechętnie i powoli podniósł się ze swojego wygodnego posłania po czym poszedł do składziku. kiedy wszedł tam do jego nozdrzy dotarł okropnie intensywnie zapach, który powodował u niego mdłości. westchnął ciężko omiatając wzrokiem mnóstwo różnorakich, niepoukładanych korzeni, listeczków i kwiatuszków. Sam pręgus znał zastosowanie kilku z nich, ale i tak widząc ilość ziół poczuł się trochę zagubiony. Nie raz zadawał sobie pytanie jakim cudem Sójcze Skrzydło może zapamiętać nazwę każdego z nich, zastosowanie i sposób użytku.

Niechętnie i mozolnie zaczął sortować zioła. Po kilkunastu minutach żmudnej pracy usłyszał kilka miauknięć po czym kroki rozbrzmiewające w legowisku Sójczego Skrzydła. Zielonooki obrócił głowę wychodząc z składzika i spotkał się pyskiem w pysk z Rudzikową Falą. Dosłownie milimetry dzieliły pysk rudego kocura, a brunatnego z czego przywódca zdecydowanie nie był zadowolony. Zza błękitnookiego wyłonił się biały, umięśniony wojownik o wielu bliznach i Pokrzywowa Łapa—jego uczeń. Speszony zastępca cofnął się do tyłu stając obok swojego partnera, który wyglądał jakby zaraz miał kogoś zabić. Z resztą, uczeń wcale nie wyglądał lepiej ze swoim grymasem na pysku.

Urocza rodzinka, naprawdę. — Pomyślał Gronostajowa Gwiazda przyglądając się trójce kocurów.

— Nie ma Sójczego Skrzydła. — Miauknął niepewnie pręgus czując jak cała jego pewność siebie znika kiedy czuje na sobie morderczy wzrok Wietrznego Obłoku. — Jeśli nie jest to coś poważnego to mogę pomóc.

— Nie potrzebuje pomocy od takiego nędznego przywódcy jak ty. — Miauknął chłodno biały wojownik po czym zerknął na swojego ucznia, który mimowolnie ugiął się pod lodowatym, a zarazem pełnym złości wzrokiem swojego mentora. — Sami sobie poradzimy.

Rudzikowy Lot nie czekając na żadną odpowiedź od przywódcy poszedł do magazynku przy okazji ocierając się bokiem o bok pręgusa. Gronostajowa Gwiazda zauważył tylko błysk zazdrości w oczach Wietrznego Obłoku i grymas obrzydzenia na pysku Pokrzywowej Łapy. Po chwili rudy kocur wrócił z jakimiś listeczkami w pysku po czym razem z partnerem i uczniem wyszedł z legowiska medyka.

Zielonooki stał tak jeszcze dłuższą chwilę wpatrując się przed siebie kiedy nagle poczuł ten znajomy, okropny ból rozpływający się po jego klatce piersiowej. Jego oczy poszerzyły się ze strachu kiedy okropny kaszel zaczął przybierać na sile aż w końcu doszło do tego, że kocur nie mógł złapać powietrza. Jedyne o czym teraz marzył to o tym aby ciemnoruda medyczka wróciła z zebrania, ale było to mało prawdopodobne tak, więc musiał sobie sam poradzić. Upadł na ziemię zaczynając się dusić, a przed jego oczami pojawiały się czarne plamki powoli pochłaniające światło. Pręgus wiedział co mu może pomóc tak więc na chwiejnych łapach podszedł do składziku zaczynając szukać kocimiętki. W myślach modlił się do klanu Gwiazd aby okazali się łaskawi i zioło na zielony kaszel gdzieś tutaj było. Widoczność była coraz mniejsza, a ciemność zaczęła również pochłaniać umysł pręgusa powodując, że ten zaczął zwyczajnie panikować. Nagle poczuł na szorstkim języku metaliczy smak czerwonej cieczy, która po chwili zaczęła wypływać z jego pyska.

Po chwili przywódca upadł na podłożę legowiska poddając się i oddając się w łapy gwiezdnych. Nie mógł złapać powietrza, a kiedy kaszlał wypływała również z jego pyska krew tworząc malutką kałuże wyżej wymienionej cieczy. Przywódca zobaczył teraz ciemność, a wszelki ból ustał oczyszczając jego myśli z paniki i strachu jaki nim zawładnąl podczas braku powietrza. Przed nim zabłyszczała na początku mała iskierka światła, a potem cała kula powodując, że zielonooki zamknął oczy nieprzyzwczajony do takiego jasnego źródła światła. Pod łapami poczuł miękką trawę, a do nosa dotarł przyjemny zapach lasu, a nie krwi i ziół jaki panował u Sójczego Skrzydła w legowisku. Usłyszał szum drzew i świergot ptaków, a jego futro zmierzchwiła przyjemna, poranna bryza. Kiedy otworzył oczy przed nim pojawiła się jasnoruda, wysoka kocica o ciemniejszych pręgach i futrze przyozdobionym wieloma błyszczącymi punkcikami. Jej oczy błyszczały powagą tak jak zapamiętał sobie przywódca, a jej ogon był wysoko postawiony tak samo jak duże uszy zakończone uroczymi pędzelkami niczym u rysia.

— Straciłeś swe trzecie życie, zostały ci teraz tylko dwa. Wykorzystaj je dobrze. — Miauknęła kotka, a jej donośny i chłodny głos odbił się od wielu wysokich drzew tworząc echo. Cały piękny krajobraz zaczął powoli zanikać razem z przyjemnym ciepłem, które ogarnęło go kiedy znalazł się na tak znajomej mu polance. Po chwli w jego klatce piersiowej znów pojawił się ból tyle tylko, że teraz słabszy tak samo jak metaliczny posmak krwi na podniebieniu. Do jego uszu dotarł dźwięk miauknięć Sójczego Skrzydła, która najpewniej wróciła właśnie z zebrania medyków. W jego głowie zaświtało pytanie brzmiące; ciekawe ile byłem nieprzytomny.

Otworzył ciężkie powieki, które zaraz zamknął porażony przez jasność panującą w legowisku. Po chwili podjął drugą próbę, która tym razem się powiodła i pręgus dojrzał przed soba ciemnorudą medyczkę, która skupiona na pozbywaniu się zaschniętej krwi z podłoża nie zauważyła, że jej pacjent się obudził. Kotka wyglądała na wyjątkowo poważną co w przypadku Sójki jest to dość dziwne zjawisko. Czyżby jakaś kolejna przepowiednia nadeszła tylko, że tym razem straszna; zwiastująca niebezpieczeństwo?

"Zniszczy cię to co kochasz, Gronostajowa Gwiazdo" w jego uszach zabrzmiały słowa Błądzącego Lotu; martwej już teraz medyczki sprzed kilku księżycy. Przepowiednia ta jasno zapowiedziała jego smierć, ale dalej nie wiedział jak umrze i przez kogo. Kocha wiele kotów czy rzeczy, chociażby takie chmury, które uwielbia podziwiać w piękne poranki kiedy przybierają one dodatkowo odcień złota i różu. Na samą myśl przywódca westchnął zachwycony przez co medyczka oderwała się od swojego zajęcia i podeszła do chorego kocura.

— Klan Gwiazd zesłał mi wizję w, której widziałam jak kaszlesz krwią i szukać kocimiętki. Nigdy w życiu tak szybko nie biegłam do obozu, ale i tak się spóźniłam. Tak bardzo przepraszam, gdybym była tylko szybsza napewno dałabym radę ci pomóc i uratować cię przed straceniem kolejnego życia. — Westchnęła smutno młoda kotka kładąc uszy po sobie. — W dodatku ta cała przepowiednia dla naszego klanu! To niemożliwe aby Klan Gwiazd wróżył nam tak okropną przyszłość.

Przywódca nie miał siły podnieść głowy, ale gdyby tylko mógł z pewnością polizal by teraz koteczkę między uszami aby ją pocieszyć. Jedyne jednak co zrobił to położył końcówkę ogona na jej barku w akcie wsparcia.

— Widziałam...Oh, widziałam tyle okropnych rzeczy o, których nie mogę ci powiedzieć! — Jęknęła załamana medyczka kładąc się na ziemi i chowając pysk w łapach. Nigdy nie widział medyczki w takim okropnym stanie. Była zwyczajnie załamana; nie miała nikogo komu mogłaby się wyżalić bo nie może powiedzieć tego co widziała przy Mamroczącym Strymuczku. Sam znał dobrze to uczucie. Uczucie bezradności i zmęczenia ciężarem jaki musi nieść na barkach. Teraz Sójcze Skrzydło wydawała się jak mały kociak, który zgubił mamę, a nie jak dorosła medyczka o ogromnym zasobie wiedzy

— Nie martw się...— Wymamrotał zielonooki posyłając medyczce lekki uśmiech. Kiedy położyła się na ziemi przywódca skorzystał z okazji i otulił drobną kotkę swoim ogonem. Liznął ją czule za uchem w zamiarze dodania jej otuchy, ale Sójcze Skrzydło nadal wyglądała na tak samo przygnębioną jak wcześniej. Westchnął cicho, ale nadal trwał przy przyjaciółce chcąc choć trochę pomóc. 
Sam przywódca nawet nie zauważył kiedy zasnął pokonany przez zmęczenie. Może tego dnia nie wysilał się za bardzo, ale był zwyczajnie zmęczony chorobą i tym całym bólem nie tylko fizycznym, ale i psychicznym. Sen był czymś w stylu odskoczni od wszelkich problemów o ile kocurowi nie postanowił zaśnic się kolejny proroczy horror.

Poczuł pod łapami twardą niczym kamienie trawę, która powodowała ból w jego przyzwyczajonych do miękkiej trawy poduszeczkach. Gdzieś w oddali usłyszał szum strumyka, a więc nabrał podejrzeń, że znajduje się na tej znajomej polance. Zaraz jednak do jego nosa dotarł drążniący zapach krwi, a po chwili na podniebieniu poczuł ten charakterystyczny metaliczny posmak wcześniej wspomnianej, szkarłatnej cieczy. Kiedy udało mu się otworzyć ociężałe powieki dojrzał coś czego nigdy nie chciał. Wokół było mnóstwo ciał kotów. Martwych kotów. Niektóre nawet już były podczas rozkładania się co tylko pogarszało okropną woń unoszczącą się w powietrzu.

Pręgus cofnął się do tyłu, ale nagle poczuł pod łapami coś miękkiego, a kiedy obrócił się zobaczył tam martwą, rudą kotkę o wręcz rozpłatanym brzuchu. Przywódca podkulił pod siebie ogon, który teraz był najeżony. Gdzie nie spojrzał leżało ciało kota o, którym nic nie wiedział. Wszystkie wyglądały okropnie, jakby jakaś bestia je zaatakowała. Widząc jak niektóre z nich są w połowie zjedzone poczuł jak robi mu się niedobrze, a kiedy chciał obrócić głowę natrafił na kolejne ciało. Kocur o szaro-czarnym umaszczeniu leżał pozbawiony łap z otwartymi szeroko oczami. Krew była świeża, błyszcząca jeszcze w bladych promieniach słońca, a w morskich ślepiach nadal widać było łzy bólu. Przywódca z przerażeniem, ale i też żalem rozpływającym się po sercu usiadł przy wojowniku. Delikatnie przejechał łapą po pysku wojownika zamykając jego powieki. Z cichym westchnięciem smutku rozejrzał się dookoła. Teraz już nie czuł strachu, a smutek spowodowany tym, że te koty nigdy nie zostaną pochowane z godnością.

Po chwili rozmyślań poczuł jak sucha trawa pod nim zaczyna znikać, a zastępuję ją coś miękkiego i przyjemnego w dotyku. Usłyszał również czyjś głos, który odbijając się od drzew tworzył niepokojący efekt echo. Wzdłuż kręgosłupu przywódcy przeszedł dreszcz niepokoju i to była ostatnia rzecz jaką poczuł. Nagle wszytsko znikło aby zastąpiła to ciemność, a później rażące światło powiększające się. Pręgus stęknął cicho otwierając ociężałe powieki, a nad nim siedziała pochylona ciemnoruda kocica, której wyraz pyska wyrażało skupienie.

— Przyśniło ci się to co mi kiedy byłam przy Mamroczącym Strymyczku, czyż nie? Poznałam po krzykach; doświadczenie zawodowe. — Odparła spokojnie koteczka widząc pytający wyraz pyska kocura. — Mam dla ciebie pewne wieści o Pędzie.

Gronostajowa Gwiazda kiwnął tylko głową wyczekując wypowiedzi młodej medyczki. Nie mógł wykrztusić z siebie ani słowa bo zaraz przypominał sobie o tym okropnym bólu gardła, który odczuwał przy każdym przełknięciu sliny. Zielonooki podniósł się do siadu zyskując już trochę więcej siły po dość...krwawym śnie. Sójcze Pióro westchnęła ciężko kierując szare ślepia w stronę wyjścia z jej legowiska gdzie na zewnątrz panowała typowa dla klanu zawierucha. Delikatnie połyskujące w słabych promyczkach słońca płatki opadały na ziemię tworząc coraz to nowszą warstwę białego puchu, który zdobił powierzchnie.

— Od pewnego czasu...zachowuje się dość dziwnie nie uważasz? W sesnie rozumiem caly ten stres związany z niepełnosprawnością Grzybka, ale cały czas wspomina coś, że jej kociaki MUSZĄ być silne i zaczyna rozmawiać coraz częściej z duetem zimnowzrokowców*. No okej, to nie jest jakieś łamanie kodeksu wojownika, ale oni cały czas coś knują. — Miauknęła zaniepokojana łaciata medyczka po czym spojrzała z smutkiem na Gronostajową Gwiazdę. — Podam ci miód i poproszę aby Nagietkowe Tchnienie poszla bo coś do zjedzenia.

Kocica podeszła do magazynku zaraz wracając z ociekającym z listka miodem. Położyła klęjące się zioło przed pyskiem chorego po czym wyszła z legowiska medyka aby poprosić siedzącą przed nim (w sensie przed legwiskiem) Nagietkowe Tchnienie.
Pręgus nie patrząc na wydarzenia dziejące się przed legwiskiem zlizał mdłą (bo koty nie czują słodkiego) substancje z listka po czym oblizał klejący się pysk. O ile sam miód do najgorszych nie należy to wszytsko się po nim lepi co doprowadza przywódcę do istnego szaleństwa. Fuknął zirytowany kiedy miód nie chciał zjeść z jego pyska, ale zaraz zaprzestał tej czynności słysząc chichotanie. Obrócił głowę w stronę odgłosu, a zauważając tam znajomą mu pręguske jego humor zdecydowanie się poprawił. Młodziutka wojownicka trzymała w pyska wychydzoną mysz, która zwisała bezwładnie główką w dół. Koteczka położyła zwierzynę przed pyskiem kocura po czym sama usiadła obok niego.

— Dawno się nie widzieliśmy, hm? — Zamruczała wpatrując się w ścianę przed nią.— Pamiętasz te czasy kiedy byłam uczennicą?

Przywódca kiwnął tylko głową odgryzając żylasty kawałek mięsa od kości myszy. Sam pamiętał te czasy tak dobrze; wręcz za dobrze. Te wszytskie sny falą napłynęły z powrotem do niego powodując, że kocur trochę zesmutniał.

— Żył wtedy Omszona Łapa... — Mruknęła cicho wbijając pusty wzrok w swoje łapy. Kotka strasznie tęskniła za bratem. Potrzebowała go tak jak Gronostajowa Gwiazda Malinową Pieśń. Z oczu pręguski pociekło kilka łez rozbijających się o powierzchnie legowiska. Nagietkowe Tchnienie wtuliła się tylko w szorstką sierść przywódcy cicho pochlipując.

Gronostajowa Gwiazda spojrzał w górę gdzie spotkał tylko gęsto splecione ze sobą gałązki. Tak bardzo rozumiał kotkę, a jednak wydawała się ona dla niego tak daleka. Czemu przyjaźń musi być tak kruchą wiezią, a zarazem tak uzależniającą? Sam przywódca stracił podparcie w przyjacielu już tyle razy, że nie ufa nikomu ani niczemu. Nie chce zostać znów zraniony. Nie chce znów popaść w głąb, gdzieś gdzie nawet wielki klan gwiazd go nie uratuje. Czuł się taki samotny, a chęć zamknięcia powiek i już nigdy ich nie otworzenia rosła z dnia na dzień coraz to silniejsza i silniejsza.

— Nie martw się, Nagietko. Czuwa nad tobą i pilnuje cię aby ci się nic nie stało.. — Wyszeptał pręgus mimo iż sam nie wierzył w swe słowa.

◆ ▬▬▬▬▬▬ ❴✪❵ ▬▬▬▬▬▬ ◆

[3007 słów]

duet zimnowzrokowców ──── przezwisko wietrznego obłoku i rudzikowej fali wymyślione przez sójcze pióro

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro