(✨.)────rozdział dwudziesty piąty

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

━━━━━━━━ ⸙ ━━━━━━━━

Kłótnia z Króliczym Susem została przerwana przez Mroźną Łapę, który pomimo szoku zapanował nad całą sytuacją. Resztę dnia Sowie Pióro spędził na polowaniu pomimo, że tego nienawidził. Musiał spędzić chwilę samemu aby ułożyć wszystkie myśli nie tylko związane z konfliktem, ale i planem i odejściem. Za dużo stresu się na niego nakładało i szczerze nienawidził tego uczucia ciągłego bycia pod presją. Starał się szukać jakiejś ucieczki w rozmowach, polowaniach, spacerach i nawet w kłótni, ale nic nie pomagało. Kończył jedynie bardziej zestresowany niż był początkowo bo czym więcej myślał, tym więcej zmartwień się zbierało. Dochodził do pytań, o których by nigdy nie pomyślał, ale przede wszystkim do tego jednego.

Czemu tak właściwie to robił?

Czemu się stresował, bał, marnował czas na coś co i tak na niego nie wpłynie. Ucieknie z klanu kiedy tylko będzie miał okazję, więc czemu? Czemu mu zależało? Bo jego rodzina tam była, koty, których pyski widział od pierwszych chwil? By kogoś pomścić? Coś kazało mu to wszystko robić, więc robił. Wyruszył na podróż, zaczął współpracę z Klanem Słonecznego Blasku.

— Medyku! — wszędzie rozpoznałby ten głoś i przezwisko. Z lekkim uśmiechem obrócił się w stronę Żurawinowej Łodygi, który biegł do niego. Może i był walnięty, ale nadal go lubił. Poza tym, co on robił tak daleko od granicy jego klanu? Życie mu było niemiłe?

— Co ty tu robisz? — zapytał się kiedy tylko wysoki wojownik zatrzymał się przy nim.

— Sam nie wiem. Biegłem za królikiem i cię zobaczyłem.

— Biegłeś za królikiem poza swoim terytorium? — medyk odchylił głowę na bok, a w odpowiedzi dostal jedynie wzruszenie ramionami i uśmiech.

— Słuchaj, nie uwierzysz co się stało. Dzisiaj w nocy porwali Krokusa. Przynajmniej tak myślą w klanie, nie wrócił od wczoraj aby się zgłosić. — niebieskooki miauknął beztrosko po czym przysiadł, skupiając całą swoją uwagę na ptaku niedaleko. Medyk wręcz przeciwnie zmroził się w miejscu z niedowierzaniem wpatrując się w przyjaciela. To nie mogła być prawda. Rudzikowa Gwiazda złapał ich szpiega? Nie, na pewno nie.

— Musisz sobie żartować... — mruknął przejęty medyk, a jego ogon zaczął nerwowo zamiatać podłoże. — Klanie Gwiazd, jeśli Rudzikowa Gwiazda go złapał... on nie wróci żywy. Wymęczą go, a później zabiją.

— Zdarza się. Gdyby był dobrym szpiegiem nie doszłoby do tego.

— On może nas wydać. Wiem jak wyglądają nasze tortury, nie są tak złe w porównaniu do Klanu Wiecznej Ciemności, ale koty i tak w większości wymierają z wycieńczenia.

— Wiesz, medyku. To nie tak, że to wiele zmieni. Krokus jest piekielnie cichy, nie dowiesz się od niego nic. Po drugie, atak będzie za trzy dni. — Żurawinowa Łodyga położył się na ziemi, dalej całkowicie niewzruszony i skupiony na losowym ptaku.— Prawdopdobnie się już nie spotkamy bo będe ciężko trenować. Jestem wysyłany na walkę, więc będziemy się tam widzieć, ale wiesz... to walka.

Osłupienie Sowiego Pióra zostało zastępione ponownym przygnębieniem. Będzie wysłany na walkę, huh? Nie chciał się z nim żegnać, przywiązał się do jego głupiego charakteru pomimo iż nie minęło wiele czasu. Czemu musiał wszystkich tracić? Co jeśli coś mu się stanie podczas walki? Co jeśli będzie zmuszony walczyć przeciwko niemu aby udowodnić swoją lojalność?

— Będę tęsknić, medyku.

— Ja też. — wyszeptał kocur, opuszczając głowę i powstrzymując łzy. Klanie Gwiazd, czemu to tak bolało? Przecież jeszcze mogli się spotkać, tak? Poza tym, znał go wyjątkowo krótko, a pomimo to bolało. Tak bardzo. Nie umiał na niego spojrzeć bo by się rozpłakał. Zacisnął szczenke i wbił pazury w glebe, starając odpędzić bolsene uczucia od siebie.

— To nasze ostatnie spotkanie, więc chcę ci coś powiedzieć. — głos kremowofutrego wyjątkowo spoważniał, zadziwiając przy tym medyka. Nigdy nie słyszał by tak brzmiał, więc ze zdziwienia spojrzał na niego. Szybko jednak odwrócił wzrok, czując jak oczy mu się szklą. — Znasz Króliczy Sus, co nie?

— Tak...? — mruknął niezrozumiejąc dokąd kocur zmierzał. Już i tak wiedział, że ta dwójka znała się, a po ostatniej kłótni z wspomnianym samotnikiem wiedział, że nie mieli zbyt dobrych relacji.

— Zadziwiasz mnie tym, że próbowałeś sam się wszystkiego dowiedzieć. Jesteś strasznie wścibski, medyku. — zaśmiał się, a on poczuł jak spalał się wewnętrznie ze wstydu. Nie wiedział, że to było aż tak oczywiste.

Powinien był zacząć kwestionować swoja umiejętność maskowania intecji. I to jak najszybciej z związku z zbliżającą się bitwą. Musiał dobrze udawać.

— Króliczy Sus jest potworem. Znaliśmy się jako kociaki, ja, on i Stokrotek. Byliśmy przyjaciółmi. Stokrotek miał siostrę, wyglądała identycznie jak on, każdy szczegół był taki sam poza ich charakterem. Kwiecisty Deszcz była zawsze miła, delikatna, ideał kota. Była też utalentowana, została mianowana wojowniczką o wiele wcześniej dzięki umiejętnością i chodziły plotki po obozie, że za niedługo zostanie zastępczynią.— błękitnooki nie spuszczał wzroku z medyka, wręcz wywiercając dziurę w jego duszy. Jego oczy nie były puste. Pozbawione czegokolwiek, a Sowie Pióro jedyne co mógł robić to słuchać w osłupieniu. — Króliczy był... specyficzny. Chciał zostać przywódcą, ale miał dziwny sposób zabierania się do tego. Nie zwracałem na to uwagi bo byłem mysim móżdzkiem. Kwiatek i ja zostaliśmy parą kiedy tylko zostałem mianowany. Kochałem ją, ponad wszystko. Była cudowna, chciałem być przy niej na zawsze.

Medyk w końcu znalazł odpowiedź na pytanie skąd wzięło się imię "Kwiatek", którym tak natarczywie nazywał Stokrotkowego Pazura. Jednak... czemu? Czemu w ogóle kocur mu to wszystko mówił? Czemu to wszystko się działo? Ta pustka w oczach wojownika go bolała, nigdy nie widział by tak wyglądał. I jego głos, pozbawiony emocji, brzmiący niczym nieskończony mamrot bez żadnej tonacji. Jakby rozmawiał z duchem kota, którego znał. Widział jak bardzo bolało go mówienie tego wszystkiego, więc czemu? Czemu to robił? Czemu akurat przy nim? Sowie Pióro nie nadawał się do emocji, sam ich nie rozumiał. Chciał pomóc, ale nie wiedział jak.

— Miała zostać mianowana zastępczynią niedługo po śmierci poprzedniego. Była taka szczęśliwa. Jej oczy błyszczały tak cudownie ze szczęścia. Nie minęły nawet dwa dni, a znalazłem jej ciało przed moim posłaniem. Zaraz przede mną. Z krwią na pysku, pustymi oczami i rozerwanym brzuchem. Ona... wyglądała na taką przerażoną. — kocur odwrócił głowę na bok, a medyk był wbity w podłoże z szeroko otwartymi oczami z zdziwienia i przerażenia. Co...? Ale co Króliczy...

Nie.

— Nie mów, że...

— Te przeklęte łysie łajno śmiące nazywać się moim przyjacielem zabił moją partnerkę. Siostrę swojego najlepszego przyjaciela. Przez to, że została zastępczynią rozerwał jej brzuch i zaniósł jej ciało prosto do mnie. Słyszysz to? Te łysie łajno... nienawidzę go. Tak bardzo, Sowie Pióro... — wojownik powstrzymywał się przed rozpłakaniem i ponownie wbił te przerażone oczy prosto w niego.

Nie.

Nie, nie, nie, nie, nie...

To nie mogła być prawda? Króliczy Sus mordercą...? Przecież był tylko wredny, tak? Nie skrzywdziłby kogoś tylko dla władzy. Racja? Racja...?

Kogo on oszukiwał.

Oczywiście, że by to zrobił.

Te lisie łajno... podróżował tyle księżycy z mordercą?! Ba! Chciał się z nim zaprzyjaźnić! Myślał, że może nie był taki zły, martwił się o niego! Ten obrzydliwy kot. Kłamca, zdrajca, morderca. Zasługiwał na wszystko, powinien był umrzeć, zniknąć. Obrzydzał go.

— Sowie Pióro. On zniszczył życie mi i Stokrotkowi. — załamany szept przerwał jego osłupienie. Żurawinowa Łodyga wyglądał na takiego rozkuruszonego. Czemu Klan Gwiazd na to pozwolił? Czemu pozwolił odebrać życie niewinnej kotce, pozostawiając mordercę bez żadnych konsekwencji? Gdzie sprawiedliwość?

Czy Klan Gwiazd w ogóle się nimi interesował?

Sowie Pióro wygnał te myśli ze swojej głowy, w końcu był medykiem. Nie powinien był tak myśleć mając najsilniejszą więź z Gwiazdami. Na trzęsących się łapach podszedł do załamanego wojownika i przytulił się do jego boku, otulając go ogonem dla otuchy. Nie pozowli by Króliczy Sus kiedykowliek skrzywdził kogoś.

W szczególności koty, które medyk kochał.

━━━━━━━━ ⸙ ━━━━━━━━

[1227 słów]

yall know the backstabber thing???? dpszedlem do zaskakujaceho wniosku, ze większość relacji w tym ff fo dosłownie to audio

rudzik zdradził gronostaja, króliczy stokrotka/żurawinowego, pęd gronostaja/swoją siostrę. also "are we too young for this?" hits fiołek/szyszka. obydwoje w młodym wieku (6ks-10ks) doświadczyli tyle traumy, ze caly och spaoob spostrzegania swiata został zniszczony.

PYTANIE
co sądzicie o sytuacji z króliczym?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro