Prolog (część druga)

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dziewczyna z nadzwyczajną delikatnością sięgnęła po oprawioną skórą księgę. Delikatnie chwyciła jedną dłonią grzbiet księgi, jednocześnie drugą asekurując ją od dołu. Powoli, cal po calu wysuwała z półki stary wolumin. Trwało to długo, ale przyniosło upragniony efekt. Dziewczyna z czcią spoglądała na trzymane w rękach arcydzieło. Delikatnie położyła księgę na stole i przysunęła sobie krzesło. Najpierw zaczęła podziwiać skomplikowany wzór zdobiący okładkę. Złote linie przebiegały pionowo i poziomo tworząc abstrakcyjny wzór, który dla każdego był czymś innym. Ona widziała w nim twarz. Surową, a równocześnie powabną i pełną dobroci. Później z należytą delikatnością i szacunkiem przełożyła pierwszą stronę. Wodziła wzrokiem po linijkach tekstu, chłonąc wiedzę. Przejechała palcem po stronicy, nie potrafiąc nadziwić się jej gładkości. Niestety oprócz tej pięknej oprawy i niezaprzeczalnie wartościowego tekstu, zarejestrowała też blednący atrament, język niezrozumiały dla wszystkich i pożółkłe stronice. Stary wolumin potrzebował inwentaryzacji i czytelników. Pradawny język nawet teraz rozumiała zaledwie garstka osób, a może połowa z nich potrafiłaby się nim posługiwać w praktyce. Dziewczyna po raz kolejny uświadomiła sobie jak bardzo życie i właściwie wszystko było kruche i ulotne. Wystarczyłoby mocniej ścisnąć pergamin, a on by się rozleciał i w palcach zmienił w proch. Tak haniebne postępowanie raz na zawsze pozbawiłoby świat unikatowej wiedzy skrytej pod frazami pradawnego języka. Niemalże dostawała spazmów na tak straszliwą myśl. Nie mogła do tego dopuścić.

Właśnie takie było jej zadanie w Kryształowej Twierdzy. Uratować umykającą wraz z upływem lat i postępem wiedzę oraz zachować ją w jak najlepszym stanie. Oddawała się temu zajęciu bezwarunkowo, poświęcała każdą dostępną chwilę i mocno ubolewała nad każdą sekundą, którą musiała poświęcić na potrzeby natury fizjologicznej tak trywialne jak chociażby sen. Gdyby tylko nie musiała jeść, pić i spać, byłoby znacznie lepiej. Mogłaby w pełni poświęcić się służbie w imię wiedzy. Tak wiele istot nie zdawało sobie sprawy z drzemiącej w księgach potęgi. Wiedza była kluczem do mocy i władzy, której tak bardzo pożądali.

Do dziewczyny dobiegły niecodzienne odgłosy. Jakby kroki i szmer rozmowy zniekształconej poprzez zaklęcie. Pani w czerwieni była zapobiegawcza. Żaden mieszkaniec Kryształowej Twierdzy nie mógł posłuchać jej rozmów z daleka. Jedynie z niewielkiej odległości, ale wtedy było to tak widoczne jak kurz w bibliotece. Czyli jak dla niej, nie do przegapienia. Nie potrafiła przejść wobec tak wielkiego zaniedbania obojętnie.

Siedziała w miejscu nieruchomo, wytężając słuch i patrząc w stronę drzwi. Przez jedno uderzenie serca miała nadzieję, że rozmawiające istoty szły właśnie do skarbnicy wiedzy, jaką niewątpliwie była biblioteka. Szmer rozmowy zaczął się stopniowo oddalać. Dziewczyna wstała i bezgłośnie podkradła się do drzwi. Kiedy już była pewna, iż oddalili się wystarczająco, uchyliła minimalnie drzwi. Źrenice aż rozszerzyły jej się z zaskoczenia na tak niespodziewany widok. Pchnęła lekko drzwi i miękko wyskoczyła na korytarz. Rzuciła ostatnie, tęskne spojrzenie oprawionej skórą księdze i zamknęła pomieszczenie. Bezgłośnie zaczęła się skradać za rozmawiającymi, próbując wyłapać chociażby strzęp rozmowy.

- Jak widzisz lub jeszcze nie, Książę, każde jej działanie było dobrze ukrytym fortelem, a warunki miała doskonałe- rzekła pani w czerwieni.

- Dalej nie potrafię w to uwierzyć, pani. Ona zdrajczynią, w tak perfidny sposób?- mruknął ku jej wielkiemu zaskoczeniu nie kto inny jak Lyskian, wampirzy władca.

Dziewczyna patrzyła na niego z ciekawością. Nie widywała w Kryształowej Twierdzy zbyt wielu osób. Właściwie prawie nikogo. Jej jedynym towarzystwem były księgi. Informacje z zewnątrz również były mocno ograniczone. Mimo że słyszała o bardzo niewielu kwestiach z zewnątrz, jedną z nich był Książę Ciemności. Wampir o niezwykłym, pozbawionym wszelkich emocji usposobieniu i godnej pozazdroszczenia wiedzy. Jakby był żywą księgą napisaną w pradawnym języku. Teoretycznie można wydobyć z niej potrzebną wiedzę, ale w praktyce może się to okazać trudniejsze niż by się zdawało. Bowiem Książę Ciemności okazał się tak nieprzenikniony jak słyszała.

- Pozwól, że nakreślę ci sytuację. Chyba jeszcze nie wszystkie elementy w twojej głowie wskoczyły na swoje miejsce. Cofnijmy się pamięcią do obrad sprzed kilku miesięcy jeszcze za życia Lorda Bareala. Pamiętasz czego one dotyczyły? Uprzedzam, że nie musisz zatajać przede mną poufnych informacji. Wiem nawet więcej niż ty sam.

- Obawiam się, iż nie mam innego wyjścia. Chciałbym poznać wszystkie szczegóły, które mi umknęły, nad czym bardzo ubolewam.

- Porażki bolą, nieprawdaż?- spytała beztrosko pani w czerwieni, a wampirzy władca skinął głową.- Mi się nigdzie nie śpieszy. Ja już czekam od tysięcy lat na odpowiednią sposobność. Kilka godzin czy dni mnie nie zbawi, ale ty, Książę, możesz przez ten czas wiele stracić. Zapanował chaos we wszystkich światach, nawet Wiecznym Mieście. Każdego można zabić, a niektóre istoty przemijają nadzwyczaj szybko i są bardzo kruche. W przeciwieństwie do mnie i moich dzieci.

- Zdaje mi się, że powiedziałaś, iż stworzył je ktoś inny. Nie mylę się, bo słuchałem cię bardzo uważnie, Wilczyco.

- Oczekujesz, że wyjawię ci każdy szczegół mojego planu, Lyskianie? Mam ci opowiedzieć o tysiącach lat opracowywania możliwych scenariuszy i ich alternatyw w kilka minut? Nawet kilka godzin by nie wystarczyło, a tak długo gościć u mnie nie będziesz. Skup się na tym, co mówię. Posłuchaj wszystkiego od początku. Później przyjdzie czas na zadawanie pytań. Więc czego dotyczyły ostatnie obrady za czasów Lorda Bareala?

- Eliela zaproponowała połączenie szkół nadnaturalnych. Wtedy też po raz pierwszy zjawił się Harron. Między naczelną anielicą, a Lucyferem doszło do sprzeczki, czego efektem był zakład, z którego żadna ze stron się później nie wywiązała.

- Pojęcie dobra i zła jest względne.

- Nie sposób się nie zgodzić z tak prawdziwym stwierdzeniem, ale stawianie na szali życia tysięcy istot dla własnego widzi mi się jest okrutne.

- Nawet jeśli w grę wchodzi osiągnięcie własnych celów?

- A jakiż to cel miała w tym anielica?

- Odwrócenie waszej uwagi. Pewnie zauważyłeś też, Książę, nadmierny szacunek jakim go darzyła, nieproporcjonalny do wartości.

- Wyglądało to na czystą uprzejmość.

- Dobrze to ująłeś - wyglądało. Teraz przejdźmy do kolejnych obrad, które nastąpiły w wyjątkowo krótkim czasie po poprzednich. Czy przypomnisz, czego one dotyczyły?

- Kolejnego ataku demonów na inne istoty w tym konkretnym przypadku maga krwi. Eliela domagała się zmian, ale nie wyraziła zgody na propozycję Lucyfera, więc Pan Piekła zakończył obrady.

- Tyle że doszło wtedy do drobnego przemilczenia faktów. Jeden z członków Rady oznajmił, że nie było żadnych trupów i nie doszło do morderstwa, a jedynie jego próby. Prawda wyglądała tak, że ktoś zginął, a cały ten atak był zaaranżowany. Śmierć przypadkowej istoty była tylko drobnym wypadkiem. Biedny wilkołak znalazł się w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiednim czasie. Domyślasz się już powodu?

- Zagrożenie powoli rodzącego się sojuszu z wilkołakami?

- Rzeczywiście. Słyszałeś kiedyś o Kresie?

- Tak, nieprzenikniona ściana z mgły, za którą co roku znika kilka aniołów.

- I nigdy nie ciekawiło cię, Lyskianie, co się za nią kryje?

- Są rzeczy, w które inni władcy ingerować nie mogą. Jedną z nich jest polityka, ale przyznam, iż jest to niezwykle intrygujący temat. Co tam jest, pani?

- Pierwotnie miało tam być laboratorium, ale jedna rzecz poszła nie po myśli nieskazitelnie pięknej i dobrej według opinii publicznej anielicy. Pewien kluczowy dla jej planów Przeklęty nie chciał opuścić swoich włości.

- Stolas, twórca pierwszych magów krwi.

- Zaczynasz powoli to pojmować, Książę. Czy potrafisz już wysunąć pewien wniosek?

- Wizyta w twoim zamku pozbawiła mnie możliwości ujrzenia skutków na żywo. Nie przywykłem do wysuwania wniosków póki nie jestem ich w stu procentach pewien. Nie mam pełnego obrazu sytuacji.

- Rozumiem. W takim razie chodź za mną. Pokażę ci, co stworzyła Eliela. Niestety nie przewidziała ona niekorzystnego rozwoju sytuacji.

Dziewczyna cichutko skradała się za rozmawiającymi. Była oczarowana postacią wampirzego władcy, o którym tyle słyszała, a dodatkowo całokształt sytuacji brzmiał interesujaco. Na chwilę nawet zapomniała o cennych woluminach, czekających na nią w bibliotece.

- Mianowicie?

- Dzieci Światła zaatakowały Przeklętych, jednocześnie uwalniając eksperymenty anielicy. Przedwcześnie.

- Jak na to odpowiedziała Eliela?

Pani w czerwieni i Lyskian przystanęli koło czerwonej zasłony.

- Właśnie w tym tkwi sedno problemu. Otóż anielica nie potrafi panować nad istotami, które stworzyła. Stolas wiedział jak tego dokonać, ale nie przeżył masakry u Przeklętych. Nie zdążył jej tego powiedzieć- oznajmiła pani w czerwieni, a aksamitny materiał opadł na posadzkę.- Oto Billy, jeden z tysięcy stworzeń, które właśnie beztrosko mordują ludzi i istoty nadnaturalne na całym świecie.

Dziewczyna tak samo jak Lyskian spojrzała za szybę. W przeciwieństwie do Księcia Ciemności, poczuła rozczarowanie. Nie ujrzała nic nadzwyczajnego. Ot co, tylko istotę o lśniących karmazynowych tęczówkach i pajęczych odnóżach wyrastających z pleców. Billy zdawał się nie dostrzegać obserwatorów i może rzeczywiście tak było. Istota jej podobna była bardzo zaabsorbowana posiłkiem składającym się z mięsa. Ludzkiego lub nadnaturalnego, nie sposób było tego określić na odległość. Billy ostrymi zębami wgryzał się w tłów martwego już mężczyzny. Facet zamiast prawej ręki miał krwawiący, rozszarpany kikut. W tułowiu ziała ogromna dziura, a z pękniętej czaszki wypływała bliżej nieokreślona ciecz. Książę wpatrywał się w zaistniałą scenę z szeroko otwartymi oczami, a na jego twarzy po raz pierwszy zagościły emocje.

- Czy on...?- wymamrotał wampirzy władca.

- Owszem, aby żyć musi żywic się mięsem ludzkim bądź nadnaturalym. Jak ci się podoba dzieło naczelnej anielicy?

Książę milczał, ale z mowy jego ciała po raz pierwszy można było wszystko wyczytać. Szok i wściekłość, na Elielę i na siebie za to, że nie zapobiegł jej działaniom.

- Jakim gatunkiem jesteś, pani?

- Nie wiesz tego, Lyskianie? Jestem pierwszym mutantem, który powstał, ale nie dzięki Elieli. Jestem jedyną taką istotą, która myśli całkowicie samodzielnie i nie jest podatna na wpływy. Stworzono mnie dawno temu, a ja od samego początku pragnęłam jednej rzeczy- władzy i niedługo ją dostanę. Teraz możesz wybrać, Książę. Czy wampiry staną po mojej stronie czy skażesz je na śmierć? Pragnę stworzyć świat, w którym będą żyć moje dzieci, wampiry oraz kapłanki i kapłani cienia w harmonii. Jaka jest twoja decyzja, Lyskianie? Zastanów się dobrze, bo drugiej szansy nie dostaniecie, a ja w tym czasie muszę coś zrobić.

Dziewczyna bezwolnie zaczęła iść w kierunku pani w czerwieni środkiem korytarza. Jej nogi poruszały się same, bez jej udziału. Kiedy chciała przeprosić, z jej krtani nie wydobył się żaden dźwięk. Niewiarygodnie szybko w powietrzu świsnęło coś niewielkiego o karmazynowej barwie. Dziewczyna charczała, krztusząc się krwią wypływającą z przeciętej tętnicy szyjnej. Jej krtań była dosłownie rozpłatana na pół. Posadzkę zdobiła spora kałuża krwi. Ból był potworny, a z każdą chwilą tylko się wzmagał. Dziewczyna dotknęła dłonią szyi. Pod palcami wyczuła powoli regenerującą się tkankę. Odetchnęła z ulgą.

- Jaka jest twoja decyzja, Książę?

Dziewczyna mimowolnie spojrzała na Lyskiana w napięciu oczekując odpowiedział. Nie musiała czekać na jego słowa. Mowa ciała była wystarczająco wymowna. Książę Ciemności nie zamierzał poddać się bez walki. Nawet jeśli mogło go to kosztować życie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro