Rozdział 23

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W Oxcross zapanowało wielkie zamieszanie. Po całej szkole krążyły demony, które zabierały uczniów do sali, gdzie musieli wypić ostry i gorzki eliksir bez jakichkolwiek, nawet krótkich wyjaśnień. Do tego zbliżał się również turniej TGT. Uczniowie nadzwyczaj często o tym rozmawiali, ale kiedy przechodzili nauczyciele, milkli. Co skutkowało tym, że nauczyciele zaczęli coś podejrzewać. Podobno nawet zaczęli robić zakłady, zgadując co to może być. A to wszystko dopełniał fakt, że Lucyfer, Pan Piekła zjawił się w szkole. Większość uczniów panicznie się go bała i umykała z korytarzy, jak najdalej, kiedy tylko go zobaczyła. Byli też nieliczni śmiałkowie, którzy chcieli się mu podlizać. Były to w większości demony, chociaż kilka wampirów też się w tej grupie znalazło.

Skye przez ostatnie dni nie miała na nic ochoty. Od kiedy zobaczyła Liama z inną, większość czasu spędzała w swoim pokoju. Suzy próbowała ją jakoś przekonać do pójścia w weekend na zakupy albo do klubu, ale nic to nie dało. Nawet Toni może z raz, co i tak było dużym progresem, spróbowała ją namówić do pójścia do szkolnej stołówki na kawę. Przez jej pokój w takiej samej sprawie przewinęli się również Vanessa, Zack, Eddie i Nick. Ten ostatni był już w znacznie lepszym humorze i nawet przeprosił Scarlett za swoje zachowanie.

- Nie możesz tutaj dłużej siedzieć. Ostatnio wychodzisz tylko na lekcje- spróbowała po raz kolejny Suzy.

- Nie ciebie pierwszą i nie ostatnią zdradził chłopak- dorzuciła Vanessa.- Powinnaś się na nim w jakiś sposób zemścić, a nie użalać nad sobą.

Skye musiała przyznać, że to nie był taki zły pomysł, ale jak na jej gust było za wcześnie. Może w przyszłości.

- Kiedy nie chodziłam na lekcje, macie problem, a kiedy już zaczęłam chodzić, nadal macie do mnie problem. Dajcie już spokój- poprosiła Skye.

- Dzisiaj jest turniej TGT. Nie możesz tego przegapić- argumentowała nieustępliwie Suzy.

- Dosłownie- dodała Toni.- Ta ruda demonica sprawdzi, kto był, a kogo nie było. Już współczuję osobom, które nie przyjdą. Kto wie, do czego córeczka Lucyfera się posunie.

- Ostatnio całkiem dobrze ci szło z nożami- zauważyła Vanessa.- Z procą musisz jeszcze trochę poćwiczyć, ale nie możesz pozbawić magów krwi takiej dobrej zawodniczki.

- No właśnie- zgodziła się z nią Suzy.

- A jeśli chodzi o zemstę, to już mam pomysł. Mówiłaś kiedyś, że mieszkasz dość daleko od Oxcross, prawda?- zapytała Vanessa.

- Dokładnie w Barrowhill.

- Więc możesz tam pojechać ze swoim nowym chłopakiem. Troszkę się z nim poprzytulać, kilka razy się pocałować tuż przed nosem tego idioty. I najlepiej mu jeszcze podziękuj za to, że cię zdradzał, bo byś w przeciwnym razie nie dała szansy swojemu cudownemu koledze ze szkoły, z którym się obecnie spotykasz.

- W twoim planie jest jedna dziura- zauważyła Scarlett.- Ja nie mam chłopaka.

- Nie musi być prawdziwy. Wystarczy, że kogoś przekonasz, żeby go udawał.

- Nie chcę go więcej widzieć i szukać udawanego chłopaka.

- To w takim razie znajdź prawdziwego. W sumie to Nick...

- Jest tylko przyjacielem- weszła Vannessie w słowo Skye.- Koniec tematu.

- Pod warunkiem, że zaczniesz częściej wychodzić z pokoju i zapomnisz o tym dupku- zażądała Vanessa, a Scarlett głośno westchnęła.

- No dobra.

- W takim razie wychodzimy- odezwała się Suzy radośnie.- Mamy dwie godziny do turnieju. Zdążymy zrobić sobie trening.

- A nie lepiej wypocząć przed turniejem?

- Oj daj spokój. Ty się nawet nie zmęczysz przy tej swojej procy- zauważyła Vanessa. Kiedy szły do sali od TGT, zaczepił je brunet o wyniosłym spojrzeniu i ciemnych oczach. Skye od razu przypomniał się dzień, jak postanowiła wymknąć się ze szkoły i musiała poprosić o pomoc Matta. Nie wiedziała czy powinna być mu wdzięczna czy na niego wściekła. Rano po tamtym wieczorze, kiedy postanowiła się upić w pierwszym lepszym barze, obudziła się w hotelu.

- Wstawaj Skye- powiedział demon, wylewając na nią zimną wodę z ciemnego kubka.- Musimy się śpieszyć. Chociaż pewnie i tak jest już za późno.

Scarlett złapała się za głowę z powodu potwornych zawrotów głowy z trudem otwierając powieki.

- Co się wczoraj wieczorem stało?- spytała, ziewając głośno, co jeszcze bardziej zdenerwowało Matta.

- Ciekawe czemu nic nie pamiętasz- rzekł, a jego głos niemal ociekał sarkazmem.- Hmm... Pomyślmy. Może dlatego, że upiłaś się wczoraj niemal do nieprzytomności zamiast czekać pod bramą szkoły, jak mówiłem?!

- Nie podnoś głosu- poprosiła, czując ból w czaszce.

- Teraz to mnie gówno obchodzi twój kac! Wstawaj, do cholery!

Do Skye dopiero po chwili zaczął dochodzić fakt, gdzie jest. Była w hotelu. Uniosła lekko kołdrę i zauważyła, że jest w samej bieliźnie. W jej głowie pojawiła się jedna okropna wersja zdarzeń z poprzedniego dnia.

- Czy my...

- Nie- zaprzeczył, widząc jej spanikowany wzrok.- Ubrudziłaś ubrania, ale i tak zaraz musisz je znowu ubrać. Ciesz się, że nie wykorzystałem sytuacji. Sama rozkładałaś przede mną nogi.

Scarlett w duchu mu za to dziękowała, ale nie głośno. Denerwował ją odkąd tylko się poznali, a za taką pobudkę zamierzała jeszcze się mu odpłacić, ale nie dzisiaj.

- Masz- wyrwał ją z zamyślenia Matt, wciskając jej w ręce dwie kartki A4 z czymś napisanym u góry.- Na górze jest temat referatu, który masz napisać dla mnie do końca tego tygodnia.

- Nie będę pisać za ciebie referatu- odparła Skye w wojowniczym geście, zakładając ręce na piersi.

- Masz u mnie dług i to znacznie większy niż przed tamtą nocą zakładałem, więc lepiej się przyzwyczajaj- warknął demon i sobie poszedł. Skye uznała, że dłuższa sprzeczka nie miała sensu. Liczyła tylko, że jak najszybciej zdoła spłacić ten dług. Kompletnie się na to nie zapowiadało. Na odchodne pokazała mu jeszcze środkowego palca.

- Palant- skwitowała Skye.

- Ale jaki przystojny- dodała Vanessa.

- To weź go sobie razem z tym moim długiem.

- To była czysto obiektywna opinia, ale długo się od niego nie uwolnisz.

- Możemy iść już na ten trening? Zaczęłam mieć nadzieję, że spotkam go podczas turnieju i trafię ołowianym pociskiem prosto w głowę- odezwała się Scarlett, a potem poszły dalej.

- Cześć mistrzu- przywitała się Suzy, wchodząc do sali. Czarnowłosy mężczyzna o siwej brodzie podniósł wzrok znad miecza, który ostrzył. Ostrze było niemal czarne i lśniło na ciemnogranatowy kolor. Głowica rękojeści była ukształtowana na podobieństwo głowy wilka. Natomiast reszta wyściełaną była jedwabiem,  imitującym rzadki stop metalu z ostrza.

- Witajcie przyszłyście, żeby sobie trochę poćwiczyć zabijanie ludzi czy może posłuchać krzyków konających ludzi?- zapytał z przekąsem.

- Wiemy, że ci się to wszystko nie podoba, mistrzu- zaczęła Vanessa.
- Nam również, ale nie mamy na to wpływu.

- Prowadzę te zajęcia nie po to, żeby patrzeć na czysto barbarzyńską śmierć. Chcę was nauczyć się bronić, a nie zabijać- westchnął nauczyciel.- Jak rozumiem przyszłyście na trening?

- Owszem- przytaknęła Suzy.

- Arena czy zbrojownia?

- Zbrojownia- odezwała się Skye i już ułamek sekundy później znajdowały się w pomieszczeniu pełnym najróżniejszej broni. Suzy od razu poszła do swój łuk. Vanessa po swoją włócznię, a Scarlett po procę, ołowiane pociski do niej i noże. Z tyłu zbrojowni znajdowały się ciężkie, mosiężne drzwi. Prowadziły one na otwarty teren pełny torów z tarczami w różnych kombinacjach i kilku odgrodzonych miejsc do pojedynków. W jednym z nich czekał cień z mieczem w ręku. Vanessa zakręciła w dłoniach swoją włócznią i poszła się z nim zmierzyć. Suzy i Skye skierowały się w stronę dwóch równoległych torów. I tak minęła im najbliższa godzina. Scarlett była nawet zadowolona. Trafiła prawie połowę razy z wszystkich strzałów, chociaż jej wynik nie mógł równać się z tym Suzy, która na palcach jednej ręki mogła policzyć nieudane strzały.

Kiedy wreszcie nadszedł czas turnieju, wszyscy zebrali się w tajnej komnacie koło stołówki. Nauczyciel od TGT stał w rogu pomieszczenia, patrząc z nieukrywanym niesmakiem na całe to widowisko. Na jednej ze ścian znajdował się "ekran", tak jak podczas zajęć. Reakcje uczniów wahały się pomiędzy radością, a strachem. Niektórzy nawet zakładali się z innymi, o to kto zabije więcej osób. W końcu Chloe wzleciała w powietrze na swoich ogromnych skrzydłach barwy zakrzepłej krwi.

- Witajcie. Pozwolę sobie powtórzyć zasady. Celem całej tej gry jest zdobycie jakiegoś przedmiotu, nie broni, ani żadnego ubrania. Żeby to osiągnąć możecie zabijać przeciwników. Ból i rany będą jak prawdziwe, ale kiedy ponownie tu wrócicie, nie zostanie po nich nawet ślad. Najpierw nasz kochany profesor, który zgodził się nam w tym wszystkim pomóc przeteleportuje nas do zbrojowni. Tam nie możecie się jeszcze zabijać. Niech każdy weźmie broń i ubierze napierśnik w kolorze swojego gatunku. Dla przypomnienia: demony mają czerwony, wampiry czarny, anioły biały, wilkołaki niebieski, zmiennokształtni zielony, kapłani i kapłanki fioletowy, a magowie krwi szary. Powodzenia!- powiedziała córka Lucyfera, a mrugnięcie potem wszyscy znajdowali się w znacznie większej zbrojowni. Już nie była wielkości sali lekcyjnej, tylko małego hangaru.

Niektórzy pośpiesznie starali się ubrać w zbroję, ale według Skye nie był to najlepszy pomysł. Inni wzięli przykład z Vanessy, która ubrała tylko skórzany, nieco mniej zakrywający odpowiednik zbroi oraz stalowy napierśnik. Ale zdecydowana większość nie ubrała nic poza napierśnikiem. Scarlett próbowała wypatrzyć gdzieś swoją procę, ale w tak dużym miejscu i z taką ilością osób było to niemal niemożliwe.

- Tego szukasz?- spytał Zack, pokazując jej procę i woreczek z ołowianymi pociskami. Skye odetchnęła z ulgą. Teraz tylko jeszcze noże do rzucania.

- Dzięki- mruknęła Scarlett z wdzięcznością.- Już myślałam, że będę musiała znaleźć sobie inną broń.

- Pamiętaj, co ci mówiłem na treningu. Stawaj do walki bez dystansu tylko, kiedy to konieczne- odparł Zack, obracając w dłoniach swój obusieczny miecz. Skye doskonale pamiętała ich ostatni trening, kiedy nauczyciel oznajmił, że ci bardziej doświadczeni będą pomagać nowym. Białowłosy sam zaproponował, że może jej coś doradzić. Doskonale się z nim dogadywała i miała nadzieję, że jego rady okażą się pomocne.-Powodzenia.

- Nawzajem- Skye uśmiechnęła się do niego lekko i zanurkowała w tłumie uczniów, szukając noży do rzucania. Znalazła je dość szybko. W ostatnim momencie włożyła noże do pochw przy pasie.

Scarlett rozglądała się ostrożnie, gotowa w każdej chwili zrobić unik. W każdej chwili ktoś mógł do niej strzelić lub skoczyć na nią z mieczem w ręku. Tym razem nie była w wysokiej trawie, tylko w bardzo gęstym lesie. Niepewnie ruszyła przed siebie, starając się stąpać jak najciszej. Kiedy stanęła na gałązce i rozległ się trzask, odskoczyła na bok. W miejscu, gdzie wcześniej stała była wbita strzała z niebieskimi piórami. Czyli wilkołak, stwierdziła w myślach. Bez zastanowienia zaczęła biec przed siebie. Może i nie było to najlepsze wyjście, ale nie chciała tak szybko przegrać, już nie mówiąc o bólu. Las zaczął się powoli przerzedzać. Scarlett trafiła w głowę jakiegoś wampira, który zaraz po tym zniknął. Później zestrzeliła jeszcze z procy dwie osoby zanim doszła na skraj lasu. Przycupnęła za krzakiem gotowa do strzału. Zobaczyła pięć olbrzymich wież wysokich na przynajmniej dwadzieścia pięter, a przynajmniej tak się jej wydawało. Budowle zakończone były kolcami, wyrzeźbionymi na podobieństwo palców. Wokół nich w ziemię były wbite włócznie. Ostrym końcem ku górze. Dużo osób biegło do wież, ale niewiele do nich doszło. Niektórzy ginęli zestrzeleni przeważnie z łuków lub kusz, a inni stawali do walki z zakutymi w zbroję istotami z różnymi rodzajami broni białej. Z prawej strony Skye dobiegła kakofonia krzyków. To niemożliwe, pomyślała, a potem ruszyła do szaleńczego biegu do pierwszej lepszej wieży. Po prawej stronie uczniów przypalał żywcem smok. Smok! Mistrz się postarał, nawet aż za bardzo. Podejrzewała, że był to pomysł córki Lucyfera. Mistrz nigdy nie pochwalał przelewu krwi i zbędnego bólu. Scarlett dzięki zamieszaniu udało się wejść do wieży, tak jak kilku innym istotom. Jakiś demon pozbawił głowy anioła, odsłaniając się przy tym. Wilkołak skorzystał z okazji i wyprowadził cięcie w bok. Popłynęła krew, ktoś krzyknął, a całe przejście pokryło się krwią. Skye z trudem uniknęła ciosu maczugą i trafiła demona w głowę nożem.  Pobiegła na górę, przeskakując po dwa stopnie. Kiedy doszła na szczyt, dyszała z wysiłku. Oczywiście nie zrobiła tego bez przerw. Podczas nich wykorzystała prawie wszystkie ołowiane pociski i wszystkie sztylety. Stanęła na szczycie jednego z kolców, przypominającego trochę palec. Zauważyła, że więcej osób postąpiło podobnie. W żadnej z wież nie było tego przedmiotu. Do głowy Skye wpadł szalony pomysł. Stanęła na krańcu strzelistej konstrukcji i skoczyła.

Wylądowała na smoku, a wszystko wokół niej zawirowało i zmaterializowała się w tajnej komnacie koło stołówki. Wśród magów krwi rozległy się głośne brawa. Szary napierśnik Skye zalśnił.

- Walka była bardzo wyrównana, ale przedmiot znalazła Scarlett Blackwood i tym samym wygrali magowie krwi- poinformowała Chloe.

- Czas na imprezę!- krzyknął jakiś mag krwi i więcej osób się do niego dołączyło.

- Gratulacje. Czas, żebyś spłaciła dług- odparła Toni.- Ale nie musisz się martwić. Nie będę cię wykorzystywać, tak jak ten demon. Jeden wieczór i koniec.

Skye razem z Toni udały się do pokoju. Toni po krótce wyjaśniła jej działanie i cenę eliksirów. Chwilę później przyszła Suzy.

- No chyba nie zamierzacie iść na imprezę w takich strojach?- spytała z niedowierzaniem, widząc swoje współlokatorki w szkolnych mundurkach.

Po długiej oraz burzliwej dyskusji i starannemu przetrząśnięciu szaf, były gotowe. Scarlett ubrała zwykłą czarną sukienkę, która towarzyszyła jej już na niejednej imrezie, czarne szpilki i ramoneskę. 

- Nie możesz iść na imprezę jak na pogrzeb- uparła się w pewnym momencie Suzy. Skye w ustępstwie zgodziła się ubrać ozdobny, błyszczący pasek i kolczyki do kompletu.

Natomiast Suzy ubrała seledynową sukienkę bez rękawów z częściowo odkrytymi plecami, szpilki i dopasowaną biżuterię. Toni nie dała się na nic przekonać, ale przynajmniej się przebrała w czarny bluzkę z jakimś napisem, granatowe jeansy i glany.

Przejście do sali, gdzie odbywała się impreza było ukryte w bibliotece. Stara bibliotekarka obrzuciła je morderczym spojrzeniem, ale się nie odezwała. Jej spojrzenie znad okularów połówek podążało za nimi dopóki nie zniknęły między regałami. Skye uznała to za co najmniej niepokojące. Kiedy tylko przypominała sobie bibliotekarkę, przechodził ją dreszcz.

- Ta pomarszczona jędza podobno tylko raz od kilkudziesięciu lat odezwała się do ucznia , a potem on zaginął i nigdy go nie odnaleziono- odezwała się Toni złowróżbnym tonem.- Tak przynajmniej słyszałam.

Scarlett tylko utwierdziła się w przekonaniu, że lepiej chodzić do biblioteki do miasta. Będzie miała dalej, ale nie narazi się na towarzystwo bibliotekarki.

- Wszystko pamiętasz?- zapytała Toni, a Skye przytaknęła.

- Nie powinnaś jej w to wciągać- mruknęła Suzy, na co Toni wzruszyła ramionami.

W końcu korytarz się skończył i ukazała im się ogromna sala imprez. Wyglądała jak klub, pomijając oczywiście mroczne wejście. Nawet posiadała bar, przy którym serwowano drinki. Pomimo stosunkowo wczesnej pory, niektórzy już byli pijani do nieprzytomności. Głośna elektroniczna muzyka zagłuszała większość rozmów. Suzy szybko zniknęła w tłumie osób tańczących. Scarlett dostrzegła tam Vanessę i Zacka, którzy tańczyli razem, co było dość zaskakujące zważywszy na ich ciągłe kłótnie. Toni również gdzieś zniknęła w tłumie, uprzednio upewniając się, że wszystko pamiętała. Skye udała się w kąt pomieszczenia i specjalną runą przywołała eliksiry Toni z pokoju. Już po chwili pojawili się pierwsi klienci i niestety był wśród nich Matt.

- Nie wiedziałem, że oprócz uciekania ze szkoły, tworzysz też nielegalnie eliksiry na sprzedaż. Nie spodziewałem się tego.

- Kupujesz coś czy odchodzisz? Kolejka za tobą czeka, jakbyś nie zauważył.

- Jak ci idzie pisanie mojego referatu? Pamiętasz, że masz mi go przynieść do jutra?- spytał, ignorując to, co właśnie powiedziała. Scarlett odetchnęła głeboko, żeby się uspokoić. Jego lekceważący i pewny siebie ton niezmiernie ją irytowały.- Chcę kupić kilka porcji eliksiru na kaca.

Skye sięgnęła po kieliszek z jakąś kolorową cieczą ze stołu obok. Nawet nie wiedziała, co wypiła, ale nie przeszkodziło jej to w opróżnieniu naczynia.

- Kasa- mruknęła, wyciągając w jego stronę dłoń.

- Znowu zamierzasz się upić? Chcesz, żeby ktoś w końcu skorzystał z okazji i zrobił to, czego ja nie zrobiłem? Chociaż może powinienem.

Matt zlustrował ją wzrokiem jakby była ciekawym okazem na wystawie. Nie wytrzymała tego. Odkorkowała buteleczkę z eliksirem, nawet nie wiedziała jakim i wylała jej zawartość na demona.

- Pojebało cię?!

- To, że mam u ciebie dług nie oznacza, że możesz sobie na wszystko pozwolić. Przyniosę ci ten głupi referat, bo już go napisałam, ale nic więcej ode mnie nie oczekuj- syknęła Skye, a Matt spojrzał na nią z nienawiścią.- I od kogoś innego załatw sobie eliksir na kaca, a teraz się odsuń. Klienci czekają.

- Jeśli chcesz wojny, to będziesz ją miała.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro