Rozdział 26 cz.2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Azjata wziął głęboki, powolny wdech. Poczuł jak jego płuca spokojnie wypełniają się powietrzem. Obserwował unoszenie się swojej klatki piersiowej. Kiedy stwierdził, że już wystarczająco się uspokoił, zaczął układać w głowie myśli. Te nieistotne od razu odrzucił na bok, uznając że mogłyby jedynie go rozpraszać, ale nie usunął ich całkowicie. W końcu nie wiadomo jakie informacje okażą się potrzebne i pasujące do innych. Niektóre powiązania na pierwszy rzut oka nie rzucały się w oczy, ale później zdawały się aż nazbyt widoczne, dla niego. Większość ludzi i istot nadnaturalnych odrzucało cudowną i jakże skuteczną metodę medytacji, biorąc ją za coś bezsensownego. Tanaka nie potrafił zrozumieć takich osób, ślepych głupców, którzy myśleli, że są bardziej inteligentni odrzucając rzeczy wymagające głębszego zrozumienia.

Wziął jeszcze jeden, głębszy oddech. Przecież miał w spokoju zebrać wszystkie informacje, połączyć je w całość i ułożyć plan działania, a nie rozwodzić się nad naturą ludzką bądź nadnaturalną. Jednak bardziej powszechną u ludzi. Istoty śmiertelne miały paskudny zwyczaj odrzucania wszystkiego, co jest inne albo nie w pełni zrozumiałe.

Ciemnowłosy ponownie skarcił się w myślach. Znowu jego myśli odpływały w złym kierunku. Pomyślał o zgromadzonych informacjach. Nie było ich wiele, jak na jego gust. Każda inna zaangażowana w sprawę osoba uznałaby je za złoto. Nikt nie zebrał więcej informacji dotyczących Dzieci Światła. Niestety reszta grupy już nie żyła. Został z kłopotem sam. Pomimo niekorzystnego rozwoju sytuacji, nie uważał tego za utrudnienie. Grupa wyznaczona przez liderów tylko go spowalniała. Składała się bowiem z tych upartych, trzymających się suchych faktów istot. Bez nich będzie mu łatwiej, uznał w myślach, chociaż nie życzył im śmierci.

Trojaczki z najczarniejszych czeluści Piekła miały największy potencjał magiczny z całej grupy. Ich moc jako jedyna działała na Dzieci Światła. Niestety nie należały do osób zgodnych, spokojnych i skwapliwie wypełniających polecenia.

Arren niespecjalnie się przykładał. Jego głowę zaprzątały inne kwestie, chociaż niewątpliwie mógłby okazać się pomocny, gdyby tylko miał nieco bardziej otwarty umysł.

Jasmine robiła świetne trucizny. Jej pomoc obecnie by się mu przydała. Niestety, poza tym miała gdzieś straszliwe działanie piromantów. Szukała okazji, żeby zniknąć, czego chyba nikt oprócz niego nie zauważył.

Rodric był szpiegiem. Dbał o ukrycie każdego istotnego szczegółu. Nie warto było poświęcać zbyt wiele czasu na myślenie o nim.

Doner był najmniej przydatny z całej siódemki. Przeważnie milczący, z czasem impulsywny, znajdujący upodobanie w wymyślnych torturach z ciężką kosą zrobioną z kości ofiar.

O byłym członku, Cleosie Pythonie nie słyszał zbyt wiele. Wampir był ważną częścią śmietanki towarzyskiej w Wiecznym Mieście, ale zgubą dla niego okazało się sumienie. Nie potrafił zostawić swojej jedynej córki na łaskę lub raczej niełaskę Rady. W heroiczny sposób postanowił ją uratować i zapłacić za to śmiercią. Mimo tego, Lyenne jakimś cudem zdołała uciec i słuch po niej zaginął.

Lee doszedł do jednostki na krótko po tym wydarzeniu. Niespecjalnie się natrudzili, żeby go wybrać. Potrzebowali zastępstwa na już i tylko to było ważne. Musieli zastąpić zmarłego wampira, a naciskała na to Rada. Jednak efektów rekrutacji nie sprawdzono. Rada nagle miała tysiące innych rzeczy do zrobienia albo sprawdzenie.

Azjata momentalnie przerwał strumień myślowy, unieruchamiając każdą myśl z osobna. W swojej głowie widział potok z mnóstwem ryb i innych elementów flory. Ryby to były myśli. Woda była sytuacją. Glony unoszące się na powierzchni i płynące razem z prądem były niewielkimi przeszkodami. Natomiast te większe problemy przyjmowały kształt wapiennych skał, utrudniających rozwój całego ekosystemu albo dużych drapieżników niszczących piękny, podwodny świat. W swojej wyobraźni Tanaka nie widział innych skał niż te wapienne, gdyż są one rozpuszczalne w wodzie, więc jedynie spowalniały rozrost rzek. Wierzył, że każdy problem można rozwiązać z pomocą odpowiednich metod i środków, często niekonwencjonalnych. W obecnej sytuacji też było wyjście, wbrew pozorom.

Dzieci Światła były jedynie drapieżną, genetycznie zmodyfikowaną rybą, która żywiła się mięsem i znajdowała się na szczycie łańcucha pokarmowego podwodnego świata. Już jedna taka ryba wprowadzała spory zamęt, zmieniając dotychczasowy porządek, a niestety zaczęła się rozmnażać. Stworzyła legowisko w najlepszym dla niej otoczeniu, mianowicie w naturalnym wgłębieniu skalnym skrytym pod warstwą bogatej morskiej roślinności. Dla reszty ekosystemu ich kryjówka nie była widoczna, jeśli nie zobaczyli jak drapieżnik lub jego potomstwo z niej wypływa. Rybak znalazł wyjście z sytuacji, korzystając ze specjalnej mapy obrazującej formy terenu dna morskiego, którą nie wszyscy uważali za prawdziwą. Rybak sprawdził każdą potencjalną kryjówkę i odnalazł ich legowisko.

Pozostało mu je tylko zniszczyć, razem z drapieżnikami. Rybak nie mógł czekać aż któraś z genetycznie zmodyfikowanych ryb wpłynie mu do sieci albo złowi ją na wędkę. To było zbyt czasochłonne i nieskuteczne, bo w międzyczasie drapieżniki się rozmnażały. Na miejscu złowionego okazu pojawiało się kilka małych, rządnych zemsty rybek. Dlatego rybak zmienił metodę. Opuścił na dno trutkę, wyglądającą na bardzo smaczną z punktu widzenia drapieżnika. Inne ryby omijały ją szerokim łukiem. Genetycznie zmodyfikowane ryby zaczęły walczyć, aby zdobyć choć kawałeczek trutki, co spowodowało ich zgubę. Wszystkie z czasem umarły i zaczęły bezwładnie się unosić na powierzchni tafli. Ekosystem powoli wracał do normalności, a rybak znowu miał co łowić. Drapieżniki już nie zabierały mu najsmaczniejszych okazów. Po śmierci stały się też dobrym posiłkiem dla słabszych drapieżników, które oczyszczały ich ości aż do czysta.

Tak właśnie chciał to rozwiązać Lee. W jego głowie pojawił się już plan. Pozostało mu solidnie się przygotować i wprowadzić go w życie. Medytacja bywała niezastąpiona. Nie potrafił sobie wyobrazić jak inne istoty bez tego żyły.

Azjata udał się w kierunku drzwi. Wychodząc zamknął apartament kartą magnetyczną. W recepcji przywitała go uśmiechnięta, młoda dziewczyna.

- Dzień dobry. W czym mogę panu pomóc?- spytała, podnosząc wzrok znad telefonu.

- Zna pani okolicę i mieszkańców?

- Jak najbardziej. Mieszkam tutaj przez całe swoje życie. Niedaleko jest nawet biuro turystyczne...

- Nie przyjechałem, żeby zwiedzać. Chciałem zobaczyć się z dawną znajomą, ale nie znam jej adresu- przerwał jej delikatnie.

- Jak się nazywa pańska znajoma? Znam niemal wszystkich, przynajmniej z widzenia.

- Danielle, ale nie potrafię przypomnieć sobie nazwiska.

- Dany! Oczywiście, że ją znam - rozpromieniła się dziewczyna, przeszukując stertę papierów piętrzącą się na biurku. W końcu wykopała plik kolorowych karteczek. Oderwała jedną z nich i napisała adres.- Proszę bardzo.

Azjata podziękował recepcjonistce, a następnie wyszedł z hotelu. Bez problemu trafił pod wskazany adres. Jego oczom ukazał się niewielki, dwupiętrowy dom jednorodzinny z pięknym ogrodem. Tabaka nie poświęcił zbyt wiele czasu na kontemplację otoczenia, bo usłyszał krzyki Danielle.

- Zjeżdżaj, palancie! Auuuu! Zgaś te płomienie natychmiast, jeszcze mi meble poniszczysz!

Lee bez namysłu wszedł do środka. Miał to o tyle ułatwione, że drzwi nie były zamknięte. Wystarczyło lekko nacisnąć klamkę, żeby się otworzyły. Ujrzał trochę starszą niż pamiętał brunetkę o piwnych oczach stojącą koło okna. Na środku salonu stał ciemnoskóry mężczyzna, w jego dłoniach migotały złociste płomienie, a w oczach wściekłość. Danielle wydawała się zaskoczona jego nagłym pojawieniem. Nic dziwnego, przecież ostatni raz widzieli się dziesięć lat temu.

- Chciałem ci dać szansę! Kochałem cię, kurwa!- krzyknęło Dziecko Światła. Mężczyzna obrócił się w kierunku gościa, przez co wydawał się być jeszcze bardziej wściekły.

- Uspokój się! Nie będę z tobą tak rozmawiać! Zaraz coś podpalisz!

- To z nim mnie zdradzałaś?! Powiedz to, Dany!

Azjata był mocno zaskoczony obrotem sytuacji. Spodziewał się walki, która była nieunikniona. Ale kompletnie zaskoczyły go oskarżenia, że mógłby być kochankiem Danielle. Nigdy nie widział w niej nikogo więcej niż znajomej, nawet przyjaźnią nie można było tego nazwać.

- Tak, zgadłeś- rzuciła brunetka, posyłając mu spanikowane spojrzenie. Kiedy ciemnoskóry odwrócił się w jego kierunku, Dany zaczęła szybko gestykulować. Niestety z powodu tempa i nieudolności brunetki nie potrafił jej zrozumieć. Spojrzał na nią pytająco. Danielle westchnęła i wskazała Dziecko Światła, pokazała dłonią kłapiącą paszczę i wskazała na Tanakę.

Szczerze mówiąc, jej migowy był okropny, ale tym razem zdołał ją zrozumieć. Musiał zagadać ciemnoskórego. Tylko w jaki sposób?

- Jak mogłeś sypiać z moją żoną?!- warknął ciemnoskóry. W jego dłoniach dalej lśniły płomienie, jakby w gotowości do ataku.

- Gdyby była szczęśliwa, nie szukałaby szczęścia gdzie indziej- wzruszył ramionami Lee. Nigdy nie był w tego typu sytuacji, więc postanowił wykorzystać najczęstsze zwroty używane w takich sytuacjach. Miał nadzieję, że Danielle się pośpieszy.

- Ty sukinsynu!- krzyknął ciemnoskóry, rzucając w niego płomieniem.

Azjata odskoczył. Ogień zaczął pochłaniać panele w korytarzu. Robiło się coraz bardziej duszno, a dym drapał go w gardle.

- Porozmawiajmy na spokojnie - zaproponował pojednawczo Lee.

- A o czym mamy, kurwa, rozmawiać?! Mam ochotę jedynie was oczyścić! Cieszcie się, że w ogóle chcę wam tę łaskę wyświadczyć!

Wielka mi łaska, pomyślał z przekąsem Azjata. Śmierć w płomieniach. Wystarczająco dużo już jej widział. Ostatnio ledwie jej uniknął. Tym razem nie miał po swojej stronie piekielnych trojaczek.

- Ale ja mam ci coś do powiedzenia. To bardzo ważne.

Ciemnoskóry spojrzał na niego z namiastką ciekawości, choć nadal zaślepiała go wściekłość. Na nic więcej nie mógł liczyć. Na szczęście Lee zobaczył przepełniony satysfakcją i ulgą uśmiech Danielle, trzymającej kilka niewielkich paczuszek w rękach. Już wiedział, co to było. Dany nie zrezygnowała ze swojego dawnego hobby i był jej za to wdzięczny.

- W takim razie mów. Jeśli uznam to za ważne, może pozwolę ci dokończyć zdanie. Później i tak zostaniesz oczyszczony!

Brunetka rzuciła niewielką paczuszką w swojego męża i błyskawicznie przywarła do podłogi. Tanaka postąpił tak samo. Zamknął oczy i zatkał uszy dłońmi, co oczywiście na niewiele się zdało.

- Co się...?- Dziecko Światła nie zdążyło nawet dokończyć zdania, bo rozległ się huk. Nastąpiła głośna eksplozja.

Kiedy Azjata uchylił powieki, ujrzał strzępy mięsa, organów i mnóstwo krwi, pokrywającej podłogę i ściany wokół miejsca, gdzie jeszcze przed chwilą stał ciemnoskóry. Lee spodziewał się takiego widoku. Danielle zawsze specjalizowała się w tworzeniu materiałów wybuchowych.

- Bardzo cię przepraszam za tę scenę, Lee - powiedziała brunetka z zakłopotaniem.- Ale jednocześnie dziękuję. Gdybyś go nie zajął rozmową... Mogłoby być źle. Staram się nie trzymać moich bomb na widoku z oczywistych względów, a tym razem bardzo się przydały.

- To nie twoja wina. Nie masz za co dziękować, to ja jestem wdzięczny za uratowanie życia.

- Niezła z nas drużyna- podsumowała Dany z uśmiechem, którego Azjata nie mógł nie odwzajemnić. Dobry humor dawnej znajomej był zaraźliwy.- Proponuję, żebyś poszedł na górę. Drugie drzwi po lewej. Ja w tym czasie zrobię nam coś do picia. Kawa czy herbata?

- Herbata.

- Pod tym względem niewiele się zmieniłeś- zaśmiała się Danielle, a potem udała się do kuchni.

Wobec tego Tanaka poszedł na górę do wskazanego pomieszczenia. Nie było przesadnie duże, ale schludne i urządzone bardzo przytulnie. Widać w tym było rękę Dany. Ściany miały brzoskwiniowy kolor. Pod oknem stało biurko w kolorze kawy z mlekiem, a na nim spoczywał laptop i mnóstwo innych bliżej nieokreślonych rzeczy. Azjata dostrzegł tam jakieś rysunki, ale nie podszedł bliżej, aby się im przyjrzeć. Nie chciał oglądać jej osobistych rzeczy. Może niekoniecznie miała ochotę pokazać je światu. Do biurka przysunięte było krzesło z oryginalną, ręcznie robioną na drutach narzutą. W centralnej części pomieszczenia znajdował się stolik, kanapa z pasującą, również ręcznie robioną narzutą i plazma na ścianie. W pomieszczeniu stało jeszcze kilka dużych, ozdobnych roślin i mnóstwo dodatków.

Po kilku minutach przyszła Danielle z dwoma kubkami. W jednym z nich była kawa, a w drugim herbata.

- Akurat znalazłam zieloną, taką jak lubiłeś. Coś się zmieniło?

- Pod tym względem nie- odparł Azjata oszczędnie, biorąc łyk herbaty. Zazwyczaj nie był przesadnie gadatliwy. Wolał obserwować otoczenie.- Opowiedz, co mnie ominęło.

- Obawiam się, że za dużo tego jak na jedną rozmowę, ale postaram się skrócić opowieść do minimum- mruknęła brunetka. Zaczęła opowiadać o postępach w pracy, awansach, śmierci rodziców, dwóch narzeczonych i mężu, którego zdążył poznać. Usta jej się nie zamykały ani na moment przez najbliższą godzinę. Dopiero potem przerwała swój potok słów.- Wybacz. Trochę się rozgadałam. Raczej nie przyszedłeś tu na pogawędkę.

- Rozmowa jest przyjemnym dodatkiem, chociaż okoliczności... Są niecodzienne.

- Faktycznie. Nie wiedziałam, że on był Dzieckiem Światła. Zawsze był nieco inny i lekko kontrolujący, ale przymykałam na to oczy. Zależało mi na nim, a teraz co? Jego szczątki zdobią mi cały salon. Kiedy zaatakował... Działałam instynktownie. Nadal nie potrafię pojąć tego, co się wydarzyło- wyznała Dany z konsternacją wypisaną na twarzy.

- Postąpiłaś właściwie- oznajmił Lee, a Danielle spojrzała na niego.

- Tak myślisz? Ja już sama nie wiem.

- Na pewno. Dzieci Światła potrafią być skrajnie niebezpieczne. Póki ich plan idzie dobrze ukrywają się znakomicie. Naprawdę ciężko je znaleźć. Ale kiedy coś pójdzie nie po ich myśli, uznają "oczyszczenie" za jedyne właściwe wyjście. Wtedy się uaktywniają, chociaż zazwyczaj jest już za późno, żeby cokolwiek zrobić.

- Dużo o nich wiesz- skomentowała jego rozmówczyni.

- Przez krótki czas byłem członkiem jednostki, która miała na celu zniszczenie Dzieci Światła. Plan zakładał znalezienie wskrzesiciela tego barbarzyńskiego kultu albo znalezienie i zniszczenie źródła ich mocy.

Azjata uznał, że trochę szczerości wobec dawnej znajomej mu nie zaszkodzi. To nie były ściśle tajne informacje. A nawet jeśli, uznawano go za martwego. Dodatkowo Rada się rozpadła. Pomimo braku nacisku, postanowił dokończyć misję i potrzebował do tego pomocy Danielle.

- Serio?- spytała retorycznie Dany ze szczerym zaskoczeniem.- Zawsze byłeś geniuszem. Ale użyłeś czasu przeszłego. Co się stało?

- W jednostce był szpieg i nastąpiło podobne zdarzenie do tego, które odegrało się w twoim salonie. Niestety nie mieliśmy twoich niezastąpionych materiałów wybuchowych. Nikt poza mną nie przeżył.

- Boże, jak mi przykro- wymamrotała Danielle.- Dobrze, że żyjesz. Jak rozumiem potrzebujesz trochę moich słynnych materiałów wybuchowych?

- Dobrze dedukujesz, tylko nie trochę. Potrzebuję czegoś znacznie większego o możliwie jak najmniejszych rozmiarach.

- Nie mam czegoś takiego. Mogę jedynie obiecać ci, że spróbuję coś takiego zrobić. Niczego nie gwarantuję, ale przypuśćmy, czysto potencjalnie, że mi się uda. Co zamierzasz z tym zrobić?

- Wysadzić kryjówkę Dzieci Światła razem z nimi w środku.

Dany przez chwilę wpatrywała się w niego oniemiała, a później pokiwała głową. Lee wiedział, że brunetka go nie zawiedzie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro