Rozdział 4

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Scarlett była strasznie zmęczona. W nocy nie potrafiła zasnąć, a jeśli jej się to udało miała koszmary. Śniły jej się chłodne ręce, które znowu zaciskały się na jej gardle. Kolejny raz czuła ten paraliżujący strach i myślała, że to już koniec. A potem obudził ją zatroskany Carter, w ostatniej chwili. Scarlett nie mogła zapomnieć tego zimnego, pozbawionego wszelkiej ludzkości spojrzenia. Ta sytuacja uświadomiła jej coś. Była słaba. Bardzo. Kiedy demon zaciskał palce na jej gardle, nawet przez myśl jej nie przeszło, żeby użyć run. Nic nie zrobiła, żeby się uratować. Kompletnie nic. To przez nią umarł ten wilkołak. Podczas tej bezsennej nocy obiecała sobie, że nikt więcej przez nią nie zginie. Nigdy.
Dlatego od rana uczyła się run. Nie chciała być już słaba. Chciała nauczyć się bronić.

- Nie mów, że znowu się uczysz- westchnął Carter.- Po tym co się wczoraj stało powinnaś odpocząć.

Łatwo ci powiedzieć, pomyślała Skye. Przez cały czas miała przed oczami demony, a szczególnie tego jednego. Miał szare, ale nie siwe włosy oraz czarne, pozbawione białek oczy.

- Gdzie Carrie, Rose i ten anioł, z którym kłóciła się Carrie? Są jeszcze u nas w domu?- spytała Scarlett. Chciała dowiedzieć się co zrobili z Leonem.

- Tak, ale się już zbierają. Jeśli chcesz się z nimi pożegnać to musisz się pośpieszyć- odparł Carter, a Scarlett wyszła z pokoju i zeszła po schodach na dół.

- Szybko się obudziłaś- mruknął Blaise.

- Dobrze się już czujesz?- zapytała zatroskana Rose.

- Tak. Co zrobiliście z Leonem?

Carrie spuściła wzrok. Rose udała, że musi się przewietrzyć i wyszła z domu. Tylko Blaise pozostał niewzruszony.

- Spaliliśmy go razem z jego autem- odpowiedział Blaise pogodnie zupełnie jakby zapytała go o pogodę.

- Dlaczego? A co z jego rodziną? Może wypadałoby ją powiadomić? Macie chociaż jego dokumenty?- Carrie ze smutkiem pokręciła przecząco głową.

- Nie mieliśmy wyboru. Musieliśmy chronić świat nadnaturalny.

- Nie przesadzaj, Carrie. Jedno niewyjaśnione morderstwo ze szczególnym okrucieństwem nie sprawiłoby, że ludzie dowiedzą się o istotach nadnaturalnych- przerwał jej Blaise.

- A słyszałeś kiedyś o czymś takim jak efekt motyla? Jedna pozornie niewinna rzecz może pociągnąć za sobą szereg nieprzewidzianych zdarzeń, które zakończą się tragicznie.

- Powinien być pochowany- zauważyła Scarlett.- To przeze mnie umarł. Gdyby wtedy odjechał nadal, by żył. Zabierzcie mnie w tamto miejsce.

- To nie jest dobry pomysł- odezwała się Rose, która przed chwilą wróciła.

- Tylko pojedźmy wcześniej do jakiejś kwiaciarni i jeszcze gdzieś, gdzie będę mogła kupić znicze- kontynuowała Skye, nie zwracając uwagi na protest Rose.

- W porządku- zgodziła się Carrie.- Ale nie teraz. Ludzie już na pewno znaleźli palące się auto. Zabierzemy cię tam za kilka dni, kiedy już wszystko sprzątną, a ludzie przestaną się tym interesować.

- Czas na nas- odezwał się Blaise.- Miło było was poznać, chociaż okoliczności nie były zbyt wesołe. Za kilka dni ktoś z nas tu po ciebie przyleci i zabierze cie tam, gdzie chcesz.

- Jeszcze raz wam dziękuję- odparła Scarlett, kiedy już anioły wzniosły się w powietrze.

- Nie masz za co dziękować to nasz obowiązek.

Carter i Scarlett patrzyli w niebo aż ich sylwetki nie zniknęły za błyszczącym portalem. Skye skierowała się do swojego pokoju. Znowu uczyła się run, rysując je w powietrzu o ile nie były aż tak niebezpieczne. Na przykład niektóre powodowały wybuchy i wolała nie próbować tego w domu. I tak czekało ją długie przesłuchanie, co robiła, od kiedy jej rodzice wyjechali.

- Skye! Carol do ciebie!- usłyszała po dłuższym czasie. Szybko podmieniła księgę run na książki od biologii i chemii oraz zeszła na dół. Od razu usłyszała krzyki Carol. Carterowi się dostanie za ten "żart".

- Jak mogłeś coś takiego zrobić?! Wiesz jak bardzo się martwiłam?! Mówisz, że to ja z twoją siostrą i równocześnie moją przyjaciółką jesteśmy niedojrzałe, a potem nagle wyskakujesz z takim żartem!- krzyczała Carol, a Carter cierpliwie czekał aż przestanie, chociaż widać było, że nie podoba mu się zwalenie na niego całej winy. Gdy tylko Carol zobaczyła Scarlett, mocno ją przytuliła.- Skye. Tak strasznie mnie wystraszyłaś. Nigdy więcej nie puszczę cię z nim do klubu.

- Już widzisz, że wszystko ze mną w porządku. Możesz mnie puścić. W przeciwnym razie będę pewna, że mnie udusisz albo połamiesz mi żebra.

- Zapomniałam, że rozmawiam z przyszłą panią doktor- mruknęła Carol. Scarlett wcale nie zamierzała zostać lekarzem. Kiedyś, żeby ukryć księgę run zakryła ją książką od biologii. Od tamtego czasu przyjaciółka nazywała ją przyszłą panią doktor.- Mam ci coś ważnego do przekazania od zgadnij kogo.

- Od Liama- zgadła od razu Skye i uderzyła się ręką w czoło. Dopiero teraz uświadomiła sobie, że od rana nie spojrzała na telefon, który był wyciszony. Przecież miała się spotkać z Liamem.

- O piętnastej jesteś z nim umówiona na kawę w tej kawiarni koło szkoły- oznajmiła z uśmiechem, a Scarlett popatrzyła na nią jak na wariatkę.

- Została pół godziny, a ja mam się przygotować i dojść do kawiarni? Kiedy z nim rozmawiałaś?

- Tak koło jedenastej lub dwunastej.

- A mówisz mi o tym dopiero około trzy godziny później?!

- Nie chciałam, żebyś się stresowała.

- Przez ciebie nie zdążę zrobić sobie nawet lekkiego makijażu.

Scarlett szybko się przebrała w czarne rurki i czerwoną bluzę z kapturem.

- Pa Carter! Wychodzę!- krzyknęła stojąc przy drzwiach.- Napiszę do ciebie jak tylko wrócę- dodała w kierunku Carol.

- Inaczej się na ciebie obrażę- pogroziła Carol i obie wyszły z domu Skye i Cartera. Tylko skierowały się w inne strony. Skye zdenerwowany, ale i podekscytowana szła do kawiarni, gdzie miała się spotkać z Liamem. Strasznie się stresowała. Nawet nie zdążyła się zbyt ładnie ubrać.

- Cześć Liam- bąknęła niezręcznie Scarlett, kiedy podeszła do stolika, przy którym siedział.- Mam nadzieję, że nie czekałeś długo?

- Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę, że cię widzę Skye. Ten żart Cartera naprawdę mnie przestraszył. Już zaczynałem wierzyć w te wszystkie niedorzeczne teorie Carol- powiedział Liam, odsuwając jej krzesło. Zajął miejsce naprzeciwko niej przy małym stole.

- Czy coś dla państwa przynieść?- odparła kelnerka, najprawdopodobniej studentka, która chciała sobie dorobić.

- Dla mnie czarną, a ty Skye pewnie chcesz latte? Mam rację?

- Tak. To pewnie Carol ci powiedziała?

- Nie zaprzeczę. Wspomniała też o innych rzeczach, które lubisz. Jeśli będziesz chciała się jeszcze ze mną zobaczyć to wiem, gdzie pójdziemy.

Pomimo tego, że na początku Scarlett okropnie się stresowała było bardzo przyjemnie. Tematy do rozmów pojawiały się cały czas, dzięki czemu nie zapadała niezręczna cisza. Randka z Liamem była dokładnie taka, jaką sobie wymarzyła, a zakończenie było cudowne. Liam zaproponował, że ją odprowadzi. Tak bardzo pochłonęła ich rozmowa, że stracili rachubę czasu. Zdążyło się już ściemnieć.

- Nie pozwolę, żebyś sama chodziła nocą po mieście- oznajmił Liam.- Odprowadzę cie i nie znoszę sprzeciwu.

Scarlett przewróciła oczami, ale w głębi ducha była mu wdzięczna. Po tym co się ostatnio stało straciła ochotę na wieczorne wyjścia, a tym bardziej samemu. Kiedy byli już pod jej domem, pocałował ją. Scarlett nie mogła uwierzyć, że to się stało. Czuła się jakby w jej brzuchu naprawdę latało stado motyli. Na koniec dała radę powiedzieć tylko do zobaczenia, ale to Liamowi wystarczyło i na pożegnanie uśmiechnął się szeroko. Skye weszła do domu cała w skowronkach.

- Widzę, że randka się udała- stwierdziła Carol, która siedziała na kanapie, a Carter zajmował fotel. W telewizji leciał ich ulubiony film, więc to nie mógł być przypadek. Oni oglądali razem film.

- A ja widzę, że chyba jakaś randka odbyła się u mnie w domu- mruknęła Scarlett, a Carol i Carter spiorunowali ją spojrzaniami.

- Ja z nim?- spytała zdziwiona Carol, wskazując na przemian na siebie i jej brata.- Naćpałaś się czegoś?

- Tym razem zgadzam się z twoją przyjaciółką. Nie zamierzam umawiać się z małolatą.

- Ej!

- Jesteś tylko trzy lata starszy- zauważyła Scarlett z uśmiechem.

- Aż trzy lata. To bardzo dużo, bo ja mam prawko i miałem już osiemnastkę- odparł i poszedł do swojego pokoju.

- Widziałam, co się stało pod twoim domem- zapiszczała uradowana Carol.- Tylko pamiętaj nie chcę być jeszcze ciocią- dodała poważniej, a Skye uderzyła ją lekko w ramię.

- Zwariowałaś? Nie zamierzam z nim iść tak szybko do łóżka- obruszyła się Scarlett.

- Taaa wszyscy tak mówią, a potem kupują testy ciążowe.

- Wiesz to z własnego doświadczenia?

- Ha ha ha bardzo zabawne. Opowiadaj wszystkie pikantne szczegóły.

- Oprócz tego pocałunku pod domem do niczego nie doszło. Muszę ci podziękować. Gdyby nie ty, to by tej randki nie było.

- Nie masz za co dziękować. Po to masz przyjaciółkę.

- Mogłabyś mi wyjaśnić, co się przed chwilą wydarzyło w moim salonie? Nie wiedziałam, że podoba ci się Carter.

- Teraz to ty zwariowałaś. Nie lubię Cartera, a po jego ostatnim żarcie to ledwo go toleruję- mruknęła Carol.

- Taaa i dlatego oglądałaś z nim swój ulubiony film- powiedziała z nutką sarkazmu w głosie Scarlett.

- Zaczynasz mnie denerwować, Skye. A Cartera tylko toleruję- zauważyła Carol z naciskiem na ostatnie słowo.- Ja tylko przyszłam dowiedzieć się jak było na twojej randce, ale ciebie jeszcze nie było. Carter w tym czasie oglądał mój ulubiony film...

- I jego również ulubiony. Widzisz ile macie wspólnego?

- I po prostu usiadłam na kanapie. Nawet niewiele z nim rozmawiałam- zignorowała odpowiedź Skye Carol. Scarlett wiedziała, że to kłamstwo. Carter zawsze komentował ten film, chociaż widział go już kilka razy. Na pewno ze sobą rozmawiali. Jednak Scarlett postanowiła to przemilczeć.

- Skye możemy pogadać?- zapytał Carter.

- Nie będziesz wujkiem- zapewniła szybko Scarlett.

- Nie zamierzałem rozmawiać z tobą o Liamie. Może pogadamy u mnie w pokoju?- zaproponował, a Scarlett poszła za nim. Kiedy tylko Carter zamknął drzwi, zabezpieczył je runą, która miała chronić przed wścibską przyjaciółką jego siostry.- Chodzi o świat nadnaturalny.

- O co dokładnie?

- Jeszcze nie wiem, ale wszystkiego dowiemy się za chwilę. Musisz wyprosić Carol.

- Ty to zrób. Ona jest moją przyjaciółką. Chyba, że zależy ci na jej opinii o tobie- odparła Scarlett, a Carter po prostu poszedł bez słowa do salonu.

- Powinnaś już iść. Pogadacie sobie jutro- zwrócił się do Carol.

- Nie będziesz mi rozkazywał- obruszyła się Carol, a Carter narysował szybko w powietrzu dwie runy. Jedna miała ją przekonać do wyjścia, a druga sprawić, że zapomni o runach, które widziała.W powietrzu pojawiła się okrągła bańka na powierzchni, której widać było młodą dziennikarkę.

- Wiadomość z ostatniej chwili. Nareszcie Rada postanowiła ujawnić wynik ostatnich obrad. Od września nie będzie szkół tylko dla jednego gatunku. Szkoły będą mieszane.

- O ja pierdole- skomentował Carter.

Potem dziennikarka zaczęła gadać coś o pokoju i o tym jak wielki krok robi świat nadnaturalny w tym kierunku. Scarlett jednak jej już nie słuchała. Jedynym o czym myślała był fakt, że będzie musiała być w jednej szkole z demonami, z tymi okrutnymi i brutalnymi istotami.

- Carter proszę powiedz, że to żart, że to cholerny żart- poprosiła, a Carter pokręcił głową ze smutkiem.

- Chciałbym, żeby to był żart. Przecież to wszystko skończy się krwawą masakrą. Czy Rada jest aż tak głupia?

Scarlett przełknęła nerwowo ślinę. Od tamtego zdarzenia niemal co noc widziałam te czarne, pozbawione źrenic oczy. Bała się demonów, a teraz będzie musiała je widywać codziennie w akademii.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro