Rozdział 46

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nagle rozległo się głośne pukanie do drzwi, niemal walenie. Skye zastanawiała się czy otworzyć. Podejrzewała, że to znowu był ten dziwny blady stwór, który nawiedzał ją już kilka razy. Za każdym razem astralnie teleportowała się do czegoś w rodzaju piekielnego sądu. Kiedy otworzyła drzwi, ujrzała niskie, potwornie blade stworzenie z wyłupiastymi oczami i długimi pazurami. Stworzenie skoczyło ku niej, a Scarlett nawet się nie odsunęła. Wiedziała co nastąpi, a ucieczka nie mogła tego zniweczyć. Stworzenie wbiło swoje małe, ale ostre zęby w jej nadgarstek w miejscu czerwonego, powykręcanego znaku. Pokój wokół niej zawirował, a kiedy ponownie otworzyła oczy, była w lochu. W zimnym pomieszczeniu unosił się zapach stęchlizny. Smród był nie do wytrzymania, chociaż Skye zatkała sobie nos. Ujrzała przed sobą dwie osoby. Pierwszą z nich był bardzo wychudzony i brudny mężczyzna. Zdecydowanie zbyt długie, rozczochrane i przesiąknięte brudem włosy sięgały mu ramion. Kiedy napotkała jego spojrzenie, przeszedł ją dreszcz. Szybko odwróciła wzrok. Drugą była demonica o białych włosach, kontrastujących z czarnymi, smolistymi oczami pozbawionymi źrenic. Z jej pleców sterczały postrzępione skrzydła, a szata powiewała za nią niczym obłok dymu. Na jej ramieniu siedział kruk. Zwierzę przekrzywiło lekko głowę i zakrakało.

- Witaj Scarlett- rzekła demonica, spoglądając na nią z ciekawością.- Ale urosłaś.

Skye odniosła wrażenie, że już ją kiedyś widziała, lecz wspomnienie było bardzo mgliste i odległe. Jakby nie należało do niej.

- Kim jesteś?- spytała, chociaż podejrzewała, że jej nie odpowie. Tajemniczy męski głos, który kontaktował się z nią podczas teleportacji astralnych nigdy jej nie odpowiadał na to pytanie.

- Nazywają mnie Meletos. Znasz runę śmierci?

Scarlett zaprzeczyła. Meletos podeszła do ściany swoim długim, podobnym do szponu paznokciem narysowała owy znak. Kiedy Skye spojrzała na gotową runę i wytrzeszczyła oczy ze zdziwienia. Znała ten skomplikowany znak aż za dobrze. Jej wzrok powędrował w stronę nadgarstka. Niemal drżącymi rękami odsunęła rękaw koszuli, ukazując identyczny znak, jak ten na ścianie.

- Nie wiedziałaś, że to ona- stwierdziła Meletos.- Teraz już wiesz. Zatem narysuj znak śmierci przed tym więźniem.

- Nie chcę zabijać kolejnej osoby- zaoponowała Skye. Kobieta demon rzuciła się w jej kierunku i złapała ją za gardło. Uniosła ją nad ziemię. Scarlett poczuła coś ciepłego spływającego po jej skórze.

- Żaden śmiertelnik, jakkolwiek by nie był ważny dla Lucyfera nie będzie mi się sprzeciwiał. Rozumiesz?

Skye skinęła głową na tyle na ile pozwalał jej uścisk Meletos. Kobieta demon ją puściła. Scarlett uderzyła o kamienną posadzkę, gwałtownie łapiąc powietrze.

- Narysuj znak.

- Dlaczego tutaj jest?- zapytała Skye. Przy każdej poprzedniej teleportacji astralnej pokazywano jej, co skazany zrobił. Nic nie usprawiedliwiało morderstwa, bo tym właśnie było jej obecne działanie, ale przynajmniej uciszało wyrzuty sumienia.

- Rób to co mówię- syknęła demonica, a w jej oczach płonął biały ogień.

- Nie słuchaj jej- odezwał się cicho więzień.- Jestem niewinny. Wrobiono mnie. Naprawdę nikogo nie zabiłem. Nie byłbym w stanie.

- Nie zrobię tego- oznajmiła Skye, a przed jej oczami stanął obraz zmasakrowanych zwłok małżonków. Kobieta miała rozpruty brzuch, a wnętrzności leżały koło niej. Jej martwe ciało leżało naprzeciwko ciała męża, który nie miał gałek ocznych. W jego oczodołach była świeża krew, a jego głowa była obrócona pod nienaturalnym kontem. Zaraz po tym ujrzała jak Meletos zapala ciała i znika w obłoku mgły.

- Jeśli tego nie zrobisz, skończysz tak samo jak oni. Zabawne jest to jak obcy wydają ci się ci ludzie.

- Powinnam ich znać?

Meletos uśmiechnęła się okrutnie i wskazała na mężczyznę w celi.

- Zabij go znakiem śmierci.

Skye podeszła do kraty, podwinęła rękaw i zaczęła rysować runę śmierci. Mężczyzna błagał, żeby tego nie robiła, ale Scarlett udawała, że jej to nie ruszyło. Kiedy runa była gotowa, Scarlett rzuciła nią w Meletos. Z oczu demonicy zaczęły wypluwać krwawe łzy. W źrenicach zalśnił znak śmierci. Całe jej ciało zaczęło czernieć, a demonica zaczęła się dusić. Kaszlnęła krwią na ścianę, w której wcześniej wyryła runę, co dało dość upiorny efekt. Meletos padła na ziemię bez życia. Skye patrzyła na to wszystko osłupiała. Wiedziała, że ta runa zabijała, ale nie w jaki sposób.

- Dziękuję- szepnął mężczyzna.- Czy możesz mnie wypuścić?

Scarlett, chociaż miała nogi jak z waty, podeszła do drzwi celi i otworzyła je odpowiednią runą. Ustąpiły bez większego oporu. Więzień otworzył celę i momentalnie jego ciało zaczęło się zmieniać. Stopniowo przybierało na masie, aby po chwili utworzyć postawnego, umięśnionego mężczyznę. Jego spojrzenie na powrót stało się takie jak na początku. Skye przeszedł dreszcz. Przecież go uratowała, powiedziała sobie w myślach. Nic jej nie zrobi.

- Głupia małolata- warknął mężczyzna, złapał ją za gardło i rzucił z całej siły o ścianę. Aż zadzwoniło jej w uszach od uderzenia. Obraz rozmazywał się przed oczami. Czaszka eksplodowała bólem, a w ustach czuła metaliczny posmak posoki.

Nigdy nie ufaj pozorom- odezwał się w jej głowie znajomy, tajemniczy głos.

Kiedy znowu otworzyła oczy, była w pokoju. Skye dotknęła głowy, która jeszcze ułamek sekundy temu pulsowała bólem. Szybko podeszła do lustra. Najpierw przyjrzała się dokładnie swojej głowie, na której nie było nawet najmniejszej rany, chociaż po takie zderzeniu z kamienną ścianą mogłaby nawet pęknąć czaszka. Śmierć byłaby nieunikniona Mimo tego po ranie nie było ani śladu. Później skierowała wzrok na szyję, szukając śladów po przyduszeniu. Ponownie nic nie zauważyła. Nawet tych zadrapań, z których, przysięgłaby, popłynęła krew. Pamiętała spływającą po szyi ciepłą ciecz.

Scarlett opłukała twarz zimną wodą. Miała dość tych teleportacji astralnych, podczas których musiała zabijać. Myślała, że może uda jej się to zakończyć, zabijając Meletos, ale błędnie oceniła sytuację. Zakończyć to mogła tylko śmierć tajemniczego mężczyzny, który się z nią kontaktował. Dodatkowe to więzień okazał się zagrożeniem i gdyby była tam naprawdę, zabiłby ją bez wahania.

Z zamyślenia wyrwała ją cicha muzyka, wydobywająca się z telefonu.
Odebrała, nawet nie spoglądając na wyświetlacz.

- O której jest ten bal?- spytała Carol. Skye przewróciła oczami. Nadal nie była pewna, co do przemycenia przyjaciółki do Oxcross, ale z drugiej strony nie potrafiła jej odmówić. Carol tak bardzo się nakręciła...

- To nie jest bal tylko uroczystość z okazji którejśtam okrągłej rocznicy zawarcia pokoju w świecie nadnaturalym.

- Nie ważne jak to się nazywa- mruknęła Carol.- O której?

- Część oficjalna ma się rozpocząć o szesnastej. Nie potrafię powiedzieć, ile dokładnie potrwa przemówienie Halloweya. Najlepiej bądź gotowa o szesnastej.

- Okej. Już się nie mogę doczekać. Do zobaczenia!

Skye słysząc tą jakże wyraźną nutę entuzjazmu w głosie przyjaciółki nie potrafiła jej powiedzieć, że nie zabierze jej do szkoły pełnej wielu niebezpiecznych istot. Scarlett uznała swoją porażkę i zakończyła rozmowę krótkim do zobaczenia. Może jeśli ciągle będzie miała Carol na oku to się nic nie stanie? Miała taką nadzieję, bo nigdy by sobie nie wybaczyła, gdyby przez nią coś się stało Carol.

- Dyrektor ma jakieś ogłoszenie- poinformowała Suzy, wchodząc do pokoju. Skye poszła z nią na aulę, gdzie powoli zbierali się uczniowie, zajmując miejsca na krzesłach, które podlatywały w górę tworząc trybuny.

- Witajcie. Mam dla was krótkie ogłoszenie- powiedział Regan, kiedy trybuny się zapełniły.- Wszystkie dzisiejsze lekcje zostają odwołane z okazji zbliżającej się uroczystości minięcia dziesiątego tysiąclecia od podpisania traktatu pokojowego.

Jego słowa spotkały się z głośnym aplauzem uczniów, którzy klaskali, gwizdali i wymieniali uwagi z sąsiadami.

- Ale mam nadzieję, że przynajmniej część z was zaangażuje się w przygotowania w tym czasie- dodał Hallowey, kiedy rozmowy ucichły.- A teraz możecie już iść. Do zobaczenia o szesnastej.

Po wyjściu z auli, Skye zobaczyła osobę, która ewidentnie na nią czekała. Jej brat stał się przeraźliwie nadopiekuńczy w ostatnim czasie.

- Powtórzyły się te dziwne teleportacje astralne?- zapytał Carter.

- Miło, że zapytałeś jak tam u mnie- odparła sarkastycznie, a jej brat przewrócił oczami.- Już się nie mogę doczekać tej uroczystości. Nawet mam już piękną sukienkę na tę okazję. Pewnie ci się to nie spodoba, ale kilka dni temu w trakcie lekcji zrobiłam sobie mały wypad na zakupy.

- Że co?!- zdenerwował się Carter.- Czy ty jesteś kompletnie niepoważna?! Uciekasz z lekcji za zakupy?!

Skye wzruszyła ramionami.

- To nie moja wina, ale to trochę dłuższa historia. Mówię ci to, dlatego, że wynikły z tego pewne komplikacje. Tylko nie mów Carol, że w ten sposób to ujęłam. Cieszę się z tego powodu, ale...

- Co ma do tego wszystkiego Carol?- przerwał Carter.

- Będzie uczestniczyła w tej imprezowej części uroczystości.

Brat spiorunował ją wzrokiem.

- Przecież Carol jest człowiekiem! Nie może zjawić się w szkole pełnej demonów i wampirów!

Oraz zakapturzonych członków sekty, czyli inaczej kapłanów i kapłanek cienia, dodała w myślach Scarlett. Posłała Carterowi przepraszający uśmiech.

- Czekaj. Od kiedy ona wie, że jesteśmy magami krwi?! Chyba nie zaprosiłabyś jej tu, gdyby niczego nie wiedziała, prawda?

- Nie, oczywiście, że nie. Wie wszystko od tamtego wyjścia na zakupy kilka dni temu.

Carter pokręcił głową z dezaprobatą.

- Może jeszcze powiesz, że zabrałaś na te zakupy kilka osób ze szkoły, a ona ich poznała?

- No... Tak było- odpowiedziała niechętnie Skye. Postanowiła, że nie powie mu o tym jak po raz kolejny zrzuciła na niego winę. Chociaż pewnie dowie się tego na balu od Carol.- Muszę lecieć.

- Jeszcze o tym porozmawiamy. Nie możesz jej tak narażać.

- Wiesz, że nie potrafię jej odmówić, a poza tym będę ją pilnować. Toni i Suzy mi pomogą.

Skye pożegnała się i poszła w stronę swojego pokoju. Tuż przed nim zatrzymał ją Dylan.

- Cześć, Skye. Możemy porozmawiać?- spytał Dylan, przestępując z nogi na nogę.

- Jasne- rzuciła Scarlett. Wydawało jej się czy niebieskowłosy był zdenerwowany?

- Czy chcesz pójść ze mną na rocznicę zawarcia pokoju?

Skye musiała przyznać, że ją zaskoczył. Nie spodziewała się czegoś takiego. Uświadomiła sobie, że dwa dni po rocznicy mieli wrócić do Buenos Aires. Scarlett musiała przyznać, że będzie jej brakowało Dylana. Bardzo dobrze się z nim dogadywała. Nawet miała nadzieję, że uda jej się załapać do grupy uczniów z Oxcross, która pojedzie do ich szkoły w ramach wymiany. I w dodatku jej się podobał... Nie mogła sobie wymarzyć lepszej sposobności!

- Oczywiście.

Scarlett jeszcze chwilę z nim rozmawiała, a potem weszła do pokoju, w którym już siedziały jej współlokatorki i Vanessa.

- Widziałam, że rozmawiałaś s Dylanem- odezwała się Suzy.

- Idziesz z nim na bal?- zgadnęła Vanessa.

I wtedy właśnie Skye przypomniała sobie o Carol. Przecież miała ją mieć na oku.

- Tak wyszło- odparła Skye.

- Gratulacje!- zapiszczała Vanessa.- Ja też z kimś idę.

- Z kim?- zainteresowała się Suzy.

- Z Zackiem. Przyznam, że sama się tego nie spodziewałam, ale ostatnio zaczęliśmy się lepiej dogadywać i cytując Skye, tak wyszło.

Scarlett przypomniała sobie jak Vanessa i Zack walczyli podczas pierwszych zajęć TGT, jak jej włócznia wirowała w morderczym tańcu przeciwko obusiecznemu mieczowi. Pamiętała jak sobie dogryzali i jak wielką satysfakcję miała ciemnowłosa po pokonaniu go. Zdecydowanie nie spodziewała się takiego obrotu sytuacji.

- To super. Tylko co ja zrobię z Carol? Nie mogę jej tak po prostu zostawić na imprezie, na której będą wampiry i demony.

- Znajdź kogoś kto z nią pójdzie. Najlepiej kogoś, kogo dość dobrze zna i nie jest człowiekiem- podsunęła Toni.

- Czyli pozostaje jeden wybór. Módlcie się, żeby się zgodził- mruknęła Skye i weszła do łazienki, żeby mieć przynajmniej namiastkę prywatności.

Narysowała odpowiednią runę i po chwili w lustrze pojawił się obraz Cartera.

- Jest jeszcze jedna sprawa, do której potrzebuję twojej pomocy. Otóż musi się zmienić nieco...- Skye zamyśliła się na moment, szukając odpowiedniego słowa.- Charakter tej pomocy. Idziesz z kimś na rocznicę?

- Nie, nie i nie. Już wiem o czym myślisz, ale się nie zgadzam- zaprzeczył szybko jej brat.

- No proszę. Nie możesz powiedzieć, że ci się nie podoba z wyglądu. Do tego macie ten sam ulubiony film. Pamiętasz jak przyłapałam was w wakacje razem, oglądających film? To zdecydowanie nie wyglądało jak przypadkowe, zwykłe spotkanie. Ty do niej zadzwonisz czy ja mam to zrobić?

- Wykorzystywanie własnego brata w ten sposób powinno być zakazane- westchnął Carter z rezygnacją, ale ku radości Skye nie zaprzeczył. Intuicja jej nie myliła. Może jednak Carol mu się podobała, a on jej. Co prawda, Scarlett nigdy o nich razem nie myślała, ale mogło coś z tego wyjść. Pamiętała jak rozmawiała z Carol po przyłapaniu ich razem i zapytała czy Carter jej się podoba. Oczywiście zaprzeczyła, ale mało przekonująco.

*****

Kiedy Scarlett była już gotowa, przeteleportowała się pod bramę Oxcross. Musiała użyć łazienki w swoim domu, ponieważ tę w pokoju zajęła Suzy i po części Toni. Po drodze Scarlett przeklinała swoje szpilki, które oczywiście musiała ubrać. Tyle było z jej pośpiechu i punktualności. Kilka minut po czasie weszła na salę gimnastyczną, gdzie była rozłożona prowizoryczna scena, a z niej zszedł właśnie po krótkiej, aczkolwiek wrogiej wymianie zdań nieznany jej demon z blizną przebiegającą przez ślepe oko.

- Co mnie ominęło?- zapytała Skye, podchodząc do Toni, którą jako pierwszą zdołała wyłowić w tłumie.

- Krótka przemowa dyrektora. W skrócie nic ciekawego i przemowa jakiegoś Lorenza, demona, który opowiedział o wojnie. Na koniec oznajmił, cytuję "świętujecie rocznicę pokoju, chociaż na horyzoncie pojawia się już wojna, czyhająca od tysiącleci". I niektórzy uczniowie wpadli w panikę, gdyż uznali to za jawne oświadczenie, że za chwilę wybuchnie wojna. Dyrektor zmusił demona do opuszczenia sceny.

- Chryste...- wykrztusiła Skye.- Myślisz, że on mógł coś wiedzieć?

- Albo planować, lecz prawdy nie poznamy- odpowiedziała Toni, sprawiając wrażenie jakby się tym kompletnie nie przejęła.

- Naszego gościa nieco poniosły emocje. Wcale nie miał na myśli tego, co powiedział. Przejdźmy do świętowania. Wybory miss i mistera odbędą się później. Miłej zabawy!- wyjaśnił trochę nerwowo Hallowey, ale uczniowie przyjęli to z radością.

Skye rozglądała się wokół, szukając Dylana. Miała się z nim spotkać przed oficjalną częścią, ale się nie wyrobiła.

- Przepraszam. Nie zdążyłam się przygotować i...- zaczęła mówić Scarlett, kiedy podeszła do Dylana.

- Nic się nie stało. Pięknie wyglądasz. Proszę, to dla ciebie- przerwał jej Dylan, wręczając czerwoną różę.

Skye uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością. To było słodkie z jego strony.

- Dziękuję, nie musiałeś- powiedziała nieco zakłopotana i narysowała na róży małą, teleportacyjną runę.- Teleportowałam ją do pokoju.

Nawet nie zorientowała się ile czasu minęło, ponieważ była całkowicie skupiona na rozmowie i tańcu z Dylanem. Nagle zatrzymała się, patrząc na coś za Dywanem. Widok tak bardzo ją zszokował, że nie mogła oderwać wzroku.

- Nie wierzę.

- Co jest?- spytał Dylan.

- Popatrz tam.

Skye wskazała mu na Carol i Cartera, którzy tańczyli razem przytuleni do siebie. W tym momencie wszystkie wątpliwości, co do tego czy do siebie pasowali, zniknęły. Obydwoje wyglądali na zadowolonych.

- To mój brat i moja przyjaciółka.

- Ładna z nich para, ale mnie bardziej dziwi tamta.

Scarlett obiecała sobie, że jeśli oni nie zostaną parą, to zmusi ich do tego. Wprost nie mogła oderwać oczu od Carol i Cartera. To był tak niecodzienny i zaskakująco piękny widok. Po chwili jej wzrok powędrował w stronę wskazaną przez Dylana. Po raz kolejny ją zatkało, chociaż wiedziała, że przyjdą razem.

Vanessa i Zack również tańczyli razem. Nie kłócili się, a byli pogrążeni w rozmowie. Zdawali się być szczęśliwi.

- Mnie też. Odkąd ich poznałam ciągle ze sobą rywalizowali.

- Wiesz, Skye, od jakiegoś czasu chciałem ci coś powiedzieć.

Scarlett spojrzała na Dylana wyczekująco, a ten pochylił się w jej stronę i ją pocałował. Skye odsunęła się po chwili.

- Przepraszam. Ja... Chyba nie czuję tego samego.

Scarlett na tyle szybko, na ile pozwalały jej szpilki skierowała się do wyjścia z sali gimnastycznej. Powinna być szczęśliwa, ale przy pocałunku nie poczuła kompletnie nic, żadnych motyli w brzuchu, a myślami mimowolnie wróciła do tego jak się całowała z Mattem. Skarciła się za to w myślach. Dylan był przystojny, szarmancki, zabawny i miała z nim mnóstwo wspólnych tematów do rozmów. Dlaczego kiedy ją pocałował nie poczuła absolutnie niczego?

Po raz pierwszy tego wieczoru napiła się ponczu, chociaż nie wiedziała skąd miska z nim i kubki znalazły się na korytarzu. Nalała sobie trochę i wypiła. W smaku był trochę dziwny, ale jeśli zawierał alkohol, obecnie jej to odpowiadało.

Usiadła na ławce i zdjęła szpilki, których miała już serdecznie dość. Weszła do pierwszej otwartej klasy, trzaskając drzwiami.

- Skye?- zdziwił się Matt. Dopiero teraz dostrzegła siedzącego na jednej z ławek demona.

- A ty co tutaj robisz, zaciągnąłeś jakąś dziewczynę z wymiany na szybki numerek?- zapytała ze złością Scarlett. Musiała się na czymś albo kimś wyżyć. Tym razem trafiło na Matta.

- Tak się składa, że zniszczyłaś moje szanse rozsiewając niedorzeczną plotkę oraz, jakbyś nie zauważyła, nie ma tutaj nikogo poza nami. Nie tańczysz już z Dylanem? Przecież tak świetnie się bawiliście.

- Dobrze to ująłeś. Bawiliśmy się w czasie przeszłym. Wszystko zepsułeś.

- Ja?- spytała zdziwiony demon.- Przecież nawet mnie nie było na większości imprezy. Nie mogłem na was patrzeć.

- Co?- zapytała Skye, której obraz zaczął się dziwnie rozmazywać. Słowa dochodziły do niej jakby z oddali, ale je rozumiała. Usiadła na jednej z ławek po drugiej stronie klasy by być jak najdalej od demona. Położyła się na ławce.

- Nie słyszałaś? Szlag mnie trafiał, kiedy was razem widziałem- warknął Matt.- Długo już jesteście parą?

- Ja i Dylan? Nie jesteśmy parą i nie będziemy- odpowiedziała Scarlett, której obraz zaczął dodatkowo wirować. Jej umysł był dziwnie spokojny, zrelaksowany i pozbawiony zbędnych myśli, które normalnie w takiej sytuacji by się pojawiły. W zastraszającej ilości. Matt uniósł jedną brew.- To było tylko zauroczenie.

- Na pewno się już całowaliście- wymamrotał demon dziwnie sennym głosem, kładąc się na ławce, tak jak ona przed chwilą.

- No dobra. Tak, stało się, ale wtedy nie poczułam absolutnie nic. Nie kocham go. Matt? Od poznania twojego sekretu zastanawia mnie jedna rzecz.

- Tak?- spytał demon, odrzucając na bok kubek, z którego wypił poncz.

- Co się stało z twoim ojcem? Po tym jak... No wiesz.

- To nie był jeden raz. Pijak znęcał się nade mną przez lata. W końcu miałem dość i uciekłem, chociaż próbowałem tego wcześniej. Wtedy znalazł mnie jakiś demon i postanowił się mną zaopiekować, ale wcześniej zabił mojego ojca.

- Było ci przykro?

- Nie, sam go o to poprosiłem- wyznał Matt. Skye otworzyła oczy i ujrzała nad sobą coś niesamowitego. Lampy wirowały tworząc coś, co nawet ciężko było nazwać, ale było piękne. Wpatrywała się w kaskadę świateł jak zahipnotyzowana.

- Czy to gwiazdy?- wymamrotała, wskazując palcem sufit.

- Łał- westchnął demon, który również spojrzał w górę.- Wiesz, że nikt nigdy mnie tak nie zdenerwował jak ty?

- Kiedy? Wtedy jak chlusnęłam ci w twarz eliksirem i odmówiłam możliwości kupienia go czy jak wcisnęłam blondynce kit o chorobie wenerycznej?

- Zawsze. Denerwowałaś mnie swoim aroganckim zachowaniem. Ten demon, który się mną zaopiekował był w kręgu najbliższych przyjaciół Lucyfera. Nauczył mnie, że mogę mieć wszystko, czego chcę. Oczywiście bez sprzeciwiania się Panu Piekła. To była dla mnie zawsze jedyna granica. A potem pojawiłaś się ty. Wkurwiająca, w jakiś sposób pociągająca i niedostępna.

- A wiesz, że też mi się podobasz? Nigdy nie czułam się w taki sposób, jak wtedy kiedy mnie pocałowałeś. Ale chciałam o tym zapomnieć.

- Dlaczego?

- Nienawidzę demonów. Zanim przyszłam do szkoły nawet się ich bałam.

- Od czasu tamtych pocałunków miałem ochotę tylko zaciągnąć cię do najbliższej klasy. Dlatego trafiał mnie szlag, kiedy widziałem cię z Dylanem.

Nagle świat wokół Skye przestał wirować i się rozmazywać, a umysł wrócił do normy. Scarlett czuła jakby wcześniej wszystkie myśli coś tłumiło, a teraz nagle to coś zniknęło.

Za to do jej nozdrzy dotarł okropny zapach dymu i spalenizny.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro