Rozdział 6

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Lyskian bardzo się zdziwił, gdy na miejscu obrad ujrzał Elielę. Zawsze, a przynajmniej aż do tego momentu był pierwszy. To on zawsze czekał na innych, a nie odwrotnie. Platynowe włosy Elieli opadały jej swobodnie na ramiona. Błękitne oczy wpatrywały się w eter niewidzącym wzrokiem. Jak zawsze ubrana była w piękną, zwiewną suknię w jasnym kolorze.

- Nie sądziłem, że doczekam dnia, kiedy inny członek rady przybędzie przede mną- powiedział Lyskian. Eliela dopiero teraz zdała sobie sprawę z jego obecności. Na jej twarz wstąpił wymuszony uśmiech.- Witaj Elielo.

- Witaj Książę.

- Jesteś zbyt formalna. Myślę, że znamy się wystarczająco długo, byś mówiła do mnie po imieniu. Czy coś się stało?

- Nie, nic się nie stało Lyskianie- odparła mało przekonująco. Wampir usiadł koło niej.

- Nie przywykłem do pocieszania anielicy, ale mogę cię wysłuchać. Jednak radzę ci się pośpieszyć-oznajmił Książę Ciemności, a potem skrzywił się z niesmakiem.- Idzie, a raczej biegnie tutaj pewien gwałtowny, niewychowany wilkołak.

- Nie rozumiem w czym przeszkadza ci Harron. Nie jest najgorszym z wszystkich alf, jakich miałeś okazję poznać.

- Niechęć do tego gatunku coraz bardziej we mnie narasta- przyznał Lyskian.- Czy oczekuję czegoś niemożliwego, Elielo? Kompetentnego
i zachowującego się w cywilizowany sposób wilkołaka?

- Brak mu dobrych manier- zgodziła się z nim Eliela.- Ale nie ma kto go wprowadzić do Rady. Przecież zabił poprzedniego alfę.

- Siła nigdy nie idzie w parze z inteligencją.

Lyskian postanowił nie naciskać. Jeśli nie chce tego powiedzieć, to niech nie mówi. Przecież nie będzie się bawił w terapeutę.

- Ale są wyjątki. Spójrz na siebie. Czy w twoim przypadku obie te rzeczy nie idą w parze?

- Schlebiasz mi. Ale to samo mógłbym powiedzieć o tobie, Elielo.

- Jesteś bardzo spokojny. Sprawiasz wrażenie jakbyś nigdy niczym się nie przejmował i każdą wiadomość przyjmujesz ze spokojem, twarzą pozbawioną wszelkich emocji. Zawsze wydawało mi się to niezwykłe. Nigdy nie potrafiłam taka być.

- Mówi się, że bierność jest gorsza od negatywnego nastawienia. Ale powiem ci tyle, że zanim mi się to udało, przeszedłem coś gorszego niż Piekło. Nikomu nie życzę podobnego losu- powiedział wampir.

- Też masz czasem wątpliwości czy to co robisz jest słuszne, Książę?

- Cóż to za wątpliwości, Elielo? Jesteś Naczelną Anielicą. Rządzisz całą anielską społecznością. Zasiadasz na tronie w Tael Bren, mieście o którym krążą legendy, zbudowanym z najtrwalszego materiału, jaki kiedykolwiek istniał. I to ty Elielo masz wątpliwości?

- Zasiadanie na tronie w Tael Bren wiąże się niewyobrażalnym ciężarem, ale ty Lyskianie możesz go sobie wyobrazić. Gdyż ciąży na tobie to samo. Rzecz w tym, że ty zbudowałeś swój autorytet na kościach poprzednich władców w Ereney, a ja swój przez wybór większości ludności. Ty nie przejmujesz się, co inni o tobie myślą ani jak oceniają twoje rządy. Mnie można zabić, gdyby tylko zebrali kilka silniejszych aniołów.

- Skąd te rozmyślenia? Czy stało się coś z twoim autorytetem wśród ludu?

- Chodzi o powód, dla którego wezwałam Radę. Poznasz go wtedy, kiedy reszta, lecz wtedy zrozumiesz moje wątpliwości dotyczące mojego postępowania.

Słowa Elieli zaintrygowały Lyskiana. Czyżby coś zagrażało traktatowi? Czy przez to otworzenie wspólnych szkół może być niemożliwe? Rozmyślania wampira przerwał wilk, głośny, wyjący wilk, który po chwili zamienił się w człowieka.

On nawet nie uczy się na błędach- przesłał myśl Lyskian. Znowu zapomniał wziąć ubrań. Po raz kolejny ubrał szatę lorda Bareala. Swoją drogą ciekawe było czy stary zmiennokształtny zaszczyci ich swoją obecnością czy może wyśle swojego syna.

- Witaj Elielo- odparł wilkołak, kiedy już się ubrał. Nie mógł odwrócić wzroku od anielicy.- Pięknie dziś wyglądasz... To znaczy... Nie tylko dziś. Zawsze wyglądasz pięknie.

- Dziękuję Harronie.

Elielo uważaj, żeby się nie zakochać- zakpił Lucyfer, który właśnie przyszedł. Przecież tak uwielbiasz i bronisz tego wilkołaka- dodał demon, a Eliela spiorunowała go spojrzeniem.

- Witaj Lucyferze. To cudownie, że raczyłeś nas zaszczycić swoją obecnością- powiedziała Eliela z uśmiechem, a jej głos niemal ociekał sarkazmem. Jednak tylko Harron zdawał się tego nie zauważyć.

- Cieszę się z tego powodu tak bardzo jak ty. Każdy ma jakieś obowiązki. Lyskianie- skinął na wampira głową.
- Czemu twoja narzeczona się nie zjawiła? Wydawała się kompetentna i stanowiła ciekawe urozmaicenie.

Oraz nadawała się do zasiadania w Radzie znacznie bardziej niż pewien wilkołak- przesłał myśl Lucyfer. Eliela głęboko wciągnęła powietrze. To będzie długi wieczór.

- Niestety zmusiły ją do pozostania sprawy rodzinne, Lucyferze.

- Przykro mi to słyszeć. Czy coś się stało, o ile mogę wiedzieć?

- Neresis przeceniła swoje możliwości. Wykonała niezwykle skomplikowany rytuał. Nie czuje się zbyt dobrze, ale Asshai mówi, że dojdzie do siebie- odpowiedział Lyskian.

- Przekaż jej wyrazy głębokiego współczucia ode mnie. Neresis jest najpotężniejszą kapłanką cieni o jakiej kiedykolwiek słyszałem. Taka potęga, a przez jedno potknięcie może stracić wszystko. Okrutne czyż nie?

- Przekaż Asshai, że zawsze służę jej pomocą. Jak tylko będzie czegoś potrzebowała, niech zjawi się w Tael Bren. We wszystkim jej pomogę.

- Jesteście niezwykle hojni. Przekażę jej wasze słowa. Czekamy tylko na lorda Bareala czy zjawi się też ktoś, o kim nie wiem?

- Tylko lider zmiennokształtny. Niestety lord Bareal nie da rady. Zdrowie mu nie pozwala- odparła Eliela.

- Ludzie i im podobni tak szybko przemijają. Lord Bareal zasługuje na lepszy pochówek niż poprzedni liderzy. Myślałem o Grobowcu Lacriss. Co o tym sądzicie?- zapytał Lucyfer. Eliela spojrzała na niego zdziwiona.

- Nie sądziłam, że zaproponujesz coś takiego, lecz pamiętaj, że lord Bareal jeszcze żyje. Póki tak jest nie mamy prawa szykować mu miejsca, gdzie spocznie po śmierci.

- A nie sądzisz, że na łożu śmierci łatwiej mu będzie, jeśli będzie wiedział, że spocznie w Grobowcu Lacriss. Nie spoczął tam jeszcze żaden zmiennokształtny.

- To wielki zaszczyt- zauważył Lyskian.- Ale lord Bareal jest jednym z najlepszych liderów, jakich miałem okazję poznać.

- Pozwolę sobie jeszcze raz zauważyć, że lord Bareal żyje i póki, co prędko się tam nie wybiera. Po prostu brak mu sił na tak długi lot. Ale przyznam, że jest to dobry pomysł. Jednak z ostateczną decyzją powinniśmy zaczekać na jego następcę. Też ma prawo wyrazić swoje zdanie na ten temat- zwróciła uwagę Eliela.

- Czy Ash odmówiłby swojemu ojcu godnego pochówku oraz, nareszcie po tych tysiącach lat wstępu do Grobowca Lacriss?

- Nie zapytaliśmy jeszcze Harrona. Co o tym myślisz?

- To bardzo dobry pomysł. Lord Boreal...

- Bareal- poprawił go Lyskian.- Myślałem, że ciężko będzie ci wyrazić o nim opinię, gdyż spotkałeś go tylko raz.

- Zdaję się na wasze opinie, Książę.

- Przepraszam za spóźnienie. Za dwa, maksymalnie trzy miesiące zostanę mianowana na liderkę zmiennokształtnych- spojrzenia wszystkich powędrowały w stronę rudowłosej. Wyglądała na maksymalnie osiemnaście lat. Obok niej stał młody mężczyzna o jasnych włosach.- Przepraszam nie przedstawiłam się. Jestem Cassandra, a to Luke, mój gość honorowy.

- Miło mi cię poznać, Cassandro- odezwała się Eliela.- I ciebie również Luke.

- Pewnie nie tylko mnie zastanawia, czemu zamiast Asha zjawiasz się ty- powiedział Lucyfer, a rudowłosa wyraźnie posmutniała.

- Lord Bareal ją poprosił, żeby została liderką- odpowiedział za nią Luke.- Tuż przed śmiercią.

Cassandra starła łzę z policzka i spróbowała się uśmiechnąć, ale wyglądało to bardziej jak grymas. Widać, że nie było jej łatwo o tym rozmawiać.

- Moje kondolencje- mruknął Lyskian.
- I również przekazuję je od mojej narzeczonej Asshai- dodał, ale sądząc po jej minie nawet nie wiedziała kim ona jest.

- Dziękuję Książę.

- Skoro już jesteśmy przy tym temacie to może powiemy nowej liderce o naszym pomyśle na pochówek Lorda Bareala?

- Jesteś zbyt bezpośredni i bezduszny Lucyferze- skwitowała Eliela.- Czy nie widzisz jak trudno jej się o tym mówi?

- Pochówku nie powinno się odwlekać w czasie. No chyba, że nasza młoda liderka zechce patrzeć na rozkładające się zwłoki w przyszłym roku, kiedy minie żałoba.

Lucyferze! Nie kpij z niej i jej nie obrażaj. Przysięgałeś, że będziesz szanował wszystkich przedstawicieli gatunków, jacy się tu pojawią.

A ty nie traktuj jej jak dziecko. Może i nim jest, ale jest również liderką- przesłał myśl Lucyfer.

- Masz rację. O jakim pomyśle wspomniałeś?- zapytała uprzejmie blondynka.

- O pochowaniu Lorda Bareala w Grobowcu Lacriss- odparł Lyskian.

- Nie- odpowiedziała szybko Cassandra.- No bo...

- Moja liderka chciała powiedzieć, że według tradycji powinien zostać pochowany w rodzinnym grobowcu. Ta propozycja była niezwykle hojna.

Mówi jak wytresowany szczeniak- skomentował Lyskian.

- Chyba powinniśmy przejść do powodu, dla którego się tutaj zebraliśmy- zabrała głos Eliela, by powstrzymać komentarze demona.- Otóż niedawno stało się coś niezgodnego z traktatem. Lud jednego z siedzących tu przedstawicieli jest temu winien.

Lyskian zaczął się zastanawiać, czy to przez wampiry. Naruszenia traktatu były w jego gatunku dosyć częstym zjawiskiem. Czasami jakiś wampir się nie opanował i zatopił kły w szyi śmiertelnika albo miał bójkę z osobą z przedstawicielem innego gatunku, a czasami nawet nie była to już zwykła bójka. Tylko morderstwo. Lyskian musiał przyznać, że znał osobę, która była kilku takim winna. Nie raz jego przyjaciel przychodził do niego i mówił mam drobny problem. Pomożesz mi prawda? A potem musiał pozbywać się zwłok śmiertelników.

- Elielo, przestań grać na czas i po prostu to powiedz.

- Aż tak ci się śpieszy czy może znasz już odpowiedź, Lucyferze?

- Nie ukrywam, że mój lud nie jest wzorem spokoju i łagodności- przyznał demon, a Cassandra prychnęła.- Czy powiedziałem coś zabawnego, Cassandro?

Cassandra otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale szybko je zamknęła.

- Nie, Panie Piekła- mruknęła. Pewnie miała nadzieję, że zwrócenie się tym tytułem ułaskawi demona, który odpuści tę sprawę.

- Jeśli masz mi coś do powiedzenia to mów, młoda liderko. Nasłuchałem się już wystarczająco dużo opinii na temat mojego ludu. Nie usłyszę nic nowego.

- Demony słyną z wielkiego okrucieństwa. Określenie tego "nie jest wzorem spokoju i łagodności" nie jest odpowiednie- odpowiedziała ostrożnie nastolatka. Stąpa po kruchym lodzie, pomyślał Lyskian. Jednak jej odpowiedź nie była aż tak zła, jak się spodziewał. Może jednak miała trochę rozumu.

- Masz rację- zgodził się Lucyfer ze swoim typowym drwiącym uśmiechem.

- Może powiedziałabyś Elielo, co się wydarzyło?- przerwał ich wymianę zdań Lyskian.

- Demony zaatakowały maga krwi- odparła anielica.- Gdyby nie moje anioły, zabiłyby ją.

- Wyraźnie sobie z nimi nie radzisz- po raz pierwszy odezwał się Harron.

- Mówi to ktoś, kto zdobył swoją pozycję krwią poprzedniego alfy. Wśród wilkołaków co rusz ktoś wyzywa alfę na pojedynek, a marzeniem młodych dzieci jest ćwiczenie walki, by zastąpić miejsce osób, które umrą podczas pojedynków- zauważył Lucyfer.

- Harron ma rację. Jest zbyt wiele ataków demonów na inne gatunki. Już nie mówiąc o tym, co dzieje się w Piekle- zignorowała jego wypowiedź Eliela.

- Czasami zapominam, że anioły są święte i zawsze wszystkich ratują z kłopotów spowodowanych przez demony- mruknął Lucyfer.- Demony to nie są potulne, podobne do ludzi stworzenia. Gdyby nie ja byłoby tych zbrodni znacznie więcej. Po prostu ukarajmy demony, które to zrobiły i po sprawie.

- Może warto byłoby je przykładnie ukarać?

- Co masz na myśli?- zapytał Lyskian.

- Wysłać ich poniżej Piekła do Przeklętych.

Cassandra szepnęła coś do siedzącego obok niej Luke'a. Mężczyzna skinął głową.

- Czy to nie jest zbyt wielka kara?- odezwała się Cassandra.- Przeklętymi stają się istoty, które dokonały morderstwa i zostały wysłane poniżej Piekła. Czy oni kogoś zabili?

- Nie, ale gdyby nie moje anioły, byłoby o jednego maga krwi mniej na świecie. Jeśli dalej będziemy karać ich jak dotychczas, nic się nie zmieni.

- To tak jakbyś chciała karać anioła za to, że nim jest. W naturze demona jest wpisana agresja, tak samo jak posiadanie skrzydeł w genach aniołów. Możesz odcinać skrzydła, ale następne pokolenia i tak je będą miały- odparł Lyskian.

- Chcesz przez to powiedzieć, że sojusz między naszymi gatunkami nie ma sensu?

- Nie, po prostu lepiej nie zaostrzać kar, bo ktoś może się zwrócić przeciwko tobie.

- Nie możemy zostawić tego bez konsekwencji- wtrąciła Cassandra.

- Też tak sądzę. Uważacie, że sprawiedliwie będzie, jeśli wtrącimy ich na jakiś czas do więzienia? Czas coś zmienić. Niech wreszcie zapanuje pokój, a nie utrzymywały się tylko takie pozory. Wiem dobrze o klanach wilkołaków na ziemi, o wampirach, które zajmują miasta, mordują ludzi, wysysając ich krew i torturując. Oraz o brutalnych "zwierzętach", które podobno uciekają z zoo. Wiem również o sektach magów krwi, którzy eksperymentują na różnych gatunkach.

- Świat jest zepsuty. Nie zdołasz go naprawić- stwierdził Lucyfer.- Jeśli chcesz ostrzejszej kary, to proszę bardzo. Moją propozycją są tortury lub śmierć. W zależności od tego, co zrobili swojej ofierze. Niech kara będzie dwukrotnie większa od ran ofiary.

Propozycja Lucyfera była odważna, pomyślał Lyskian. Mówiąc to skazał na tortury członków swojego gatunku.
Wampirowi nie umknęło, że po raz kolejny Cassandra szeptała ze swoim gościom honorowym.

- Nie- powiedziała szybko Cassandra.- Tylko nie tortury. Wprowadzając coś takiego będziemy tacy sami jak oni.

- Wbrew pozorom nikt nie jest święty- odparł demon beztrosko.

- Zgadzam się z Cassandrą. Tortury to zły pomysł.

- Przynajmniej wtedy istoty, które chciałyby złamać prawo, chociażby się zastanowiły.

- Popieram Elielę i Cassandrę- rzekł Harron.

- Skoro tak to kończymy spotkanie. Kara będzie taka jak dotychczas, jeśli uważacie, że tortury są zbyt brutalne- powiedział Lucyfer i wstał, kierując się do wyjścia.

- Na mnie też już pora. Cieszę się, że mogłem z wami porozmawiać. Jeszcze raz powiem, że jest mi bardzo przykro z powodu śmierci Lorda Bareala- pożegnał się Lyskian i wyszedł za Lucyferem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro