Rozdział 7 cz.2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wayne Masters usiadł na niezbyt wygodnej kanapie w salonie. Włączył telewizor i pociągnął długi łyk piwa, jak to miał w zwyczaju od dokładnie półtora roku. Wtedy stracił wszystko na czym mu zależało- żonę i dziecko w drodze. Teraz jego jedyną uciechą i ucieczką zarazem, był alkohol.

- Gol- mruknął bez nuty entuzjazmu beznamiętnym tonem Wayne. Kiedyś lubił oglądać mecze z kumplami.

Ale Paige odeszła, nienarodzone dziecko też, a on sam stał się tak nieznośny, że kumple go zostawili. Dwudziestopięciolatek nie miał do nich żalu. Jednym rozwiązaniem jakie widział, to utopienie smutków w alkoholu. Przypomniał sobie ten jeden, najgorszy dzień w jego życiu. Wątpił czy kiedykolwiek uda mu się o nim zapomnieć albo myśleć bez żalu.

Był wtedy na meczu z kumplami.

- Goooool!- krzyczał Chester z radością, kiedy drużyna, której kibicowali trafiła piłką do bramki w ostatniej sekundzie.- To było genialne!

Wayne musiał przyznać, chociaż Chester miał skłonności do przesady, że to było rzeczywiście genialne.

- Jeśli ktoś kiedykolwiek nazwie miejscową drużynę amatorami, to będę się kłócić tak, że do końca życia będzie mnie pamiętał- dodał wesoło Collin.- Mówiłem, że warto iść na ten mecz!

- Akurat tym razem miałeś rację- odparł niechętnie Wayne.

Nagle zadzwonił mu telefon. To była Paige. Pewnie chciała zapytać, kiedy zamierzał wrócić. Może nawet ugotowała kolację. Wayne uśmiechnął się na tę myśl. Był potwornie głodny, a Paige była fenomenalną kucharką. Od czasu do czasu zdarzyło mu się coś ugotować, lecz nie było to nawet w połowie tak dobre jak potrawy Paige. Było zaledwie zjadliwe.

- Tak, skarbie? Właśnie skończył się mecz i zamierzałem wracać do domu- powiedział, ale zamiast lekko zirytowanego lub czułego tonu jego narzeczonej, zależnie od jej nastroju, usłyszał głos nieznanej kobiety. Miał złe przeczucia.

- Jest pan mężem Paige Collins?- zapytała kobieta, a w głowie Wayna pojawiały się czarne scenariusze, jednak najczarniejszy miał dopiero nadejść.

- Narzeczonym i ojcem dziecka. Co się stało? Czemu Paige jest w szpitalu? Coś nie tak z dzieckiem?

- Wszystkiego dowie się pan od lekarza. Proszę przyjechać do szpitala.

Pielęgniarka podała adres, a Wayne rozłączył się i pobiegł do auta, nie zważając na powinność wyjaśnienia sytuacji Chester'owi i Collinowi. Wsiadł zatrzaskując drzwi i szybko wkładając klucz do stacyjki, chociaż przez pośpiech udało mu się to dopiero za trzecim razem. Dwóm poprzednim razom towarzyszyły ciche przekleństwa pod nosem.

- Co jest, Wayne?- spytał Chester, pukając w szybę. Masters odsunął ją trochę.

- Paige jest w szpitalu. Pewnie coś z dzieckiem- rzucił szybko, zasunął szybę i z piskiem opon odjechał.

Pędził do szpitala wielokrotnie przekraczając prędkość. Miał szczęście, bo nie napotkał po drodze policji. Raz chciał wyprzedzić wlokącego się przed nim vana, bo jazdą tego nazwać nie można było, ale zza zakrętu wyjechała wielka ciężarówka. Kierowca strąbił go i w ostatnim momencie udało mu się wrócić na pas.

Wpadł do szpitala niczym burza. Rozglądał się wokół jakby szukając czegoś, co potwierdzi informacje, że Paige tam była. Zdał sobie sprawę z tego, że przecież na ścianie nie będzie wielkiego napisu z numerem sali, w której jest jego narzeczona. Podszedł do recepcji, zatrzymując się na samym przodzie kolejni koło jakiegoś mężczyzny z dzieckiem na rękach, które głośno płakało. Ludzie obrzucili go zdegustowanymi spojrzeniami.

- Zero szacunku- wymamrotała staruszka, unosząc lekko podbródek ze spojrzeniem pełnym pogardy.

Jednak Wayne się tym nie przejął.

- Gdzie jest Paige Collins?- spytał bez ogródek. Mężczyzna z dzieckiem, którego kolej nadeszła prychnął z irytacją. Kobieta w recepcji uniosła wzrok znad okularów połówek.

- Leży na tej sali.

Kobieta wskazała mu najbliższą salę. Wayne poszedł we wskazanym kierunku i wszedł do środka. Ujrzał, jak mu się wtedy zdawało, najpotworniejszy widok w swoim życiu. Paige spała na łóżku szpitalnym. Podszedł bliżej i usiadł na taborecie koło łóżka, łapiąc ją za dłoń. Jego narzeczona była podpięta do kroplówki i jeszcze innych dziwnych sprzętów. Wayne nigdy nie interesował się medycyną. Na twarzy miała maseczkę tlenową. Jej skóra na czole była przecięta, ale lekarz się już tym zajął, ponieważ były założone szwy. Wayne z przerażeniem odkrył, kiedy zajrzał pod pościel szpitalną, że klatkę piersiową miała niemal w całości zabandażowaną. Na prawej nodze miała gips, a jej lewa ręka była w temblaku.

- O Boże- mruknął pod nosem. Zastanawiał się, co się stało. Wyglądało to tak jakby miała jakiś wypadek. Wayne uścisnął lekko jej dłoń.- Zaraz wrócę, skarbie.

Wstał i skierował się do gabinetu lekarzy. W środku był tylko jeden lekarz- mężczyzna zakrawający na pięćdziesiątkę z niezbyt przyjemnym aczkolwiek profesjonalnym i przede wszystkim bystrym spojrzeniem.

- Co mogę dla pana zrobić?- zapytał lekarz.- Mam trochę pracy, więc krótko, proszę.

- Czy to pan zajmuje się moją narzeczoną Paige Collins?

- Tak, trafiła do nas w bardzo ciężkim stanie, ale robimy co możemy- odpowiedział lekarz.

- W bardzo ciężkim stanie? Co się stało, panie doktorze?

- Proszę usiąść- powiedział. Wayne niechętnie usiadł na krześle przed biurkiem i spojrzał na lekarza niecierpliwie.- Nikt pana nie powiadomił o zaistniałej sytuacji?

Wayne pokręcił głową, więc doktor kontynuował:

- Pańska narzeczona miała wypadek. Jej auto miało zderzenie z ciężarówką.

- O Boże- wymamrotał Wayne, który nie spodziewał się, że było tak źle. Nie potrafił sobie wyobrazić jej czerwonego malucha w zetknięciu z wielką i ciężką ciężarówką.- Jak to się stało?

- Jestem tylko lekarzem. Nie wiem nic więcej.

- W jakim jest stanie? Co z dzieckiem?

Wayne ledwie mógł usiedzieć na miejscu, niemalże panikował. Przecież przy takim wypadku pewnie straciła dziecko. Wayne poczuł ukłucie smutku. Tak bardzo się cieszył, kiedy pokazała mu pozytywny wynik testu ciążowego. Zresztą Paige będzie załamana. Ona cieszyła się nawet bardziej od niego. Ciągle chodziła rozpromieniona, dbała o siebie bardzo uważała, chociaż była dopiero w połowie trzeciego miesiąca. Do porodu zostało tak dużo czasu, a jednak mieli już wybrane meble do pokoju dziecka. Wahali się co do koloru. Zastanawiali się czy zdecydować się na coś uniwersalnego czy zaryzykować.

- Przykro mi, ale nie dało się go uratować- potwierdził jego obawy lekarz. Wayne starał się być silny, nie okazać jak bardzo wstrząsnęły nim te słowa, ale średnio mu to wyszło.- Natomiast stan pańskiej narzeczonej również jest zbyt dobry, a właściwie jest krytyczny.

Lekarz przez chwilę mówił wiele medycznych rzeczy, których Wayne nie zrozumiał. Nie potrafił się skoncentrować. W głowie dźwięczały mu słowa lekarza. Jest krytyczny. Nie mógł jej stracić. Nie przeżyłby tego.

- A tak po polsku? Co jej jest, panie doktorze?- przerwał mu niecierpliwie Wayne.

- Ma pęknięte żebra, cztery z nich nawet złamane. Musieliśmy jej wyciąć trzustkę, ale nie jest ona konieczna. Można bez niej żyć, więc nie musi się pan tym martwić. Oprócz tego ma wstrząśnienie mózgu oraz złamaną nogę i rękę. Miała też krwotok wewnętrzny, ale udało nam się go zatamować.

- O Boże- po raz kolejny mruknął Wayne.- Ale wyjdzie z tego?

- Nie mogę panu nic zagwarantować. Następne godziny będą decydujące.

Wayne śmiertelnie przerażony wrócił do łóżka narzeczonej. Splótł swoje palce z jej mniejszą dłonią i zaczął lekko głaskać ją kciukiem po dłoni. Musiała być silna. Nie mogła go zostawić na tym świecie samego. Poza nią miał tylko kilku kumpli, ale nawet nie nazwałby tego przyjaźnią. Dobrze się z nimi oglądało mecze i chodziło na piwo, ale nie potrafili być poważni. Czasami czuł się w ich towarzystwie jakby był otoczony przez bandę nastolatków. Jedynymi bliskimi mu osobami byli: Paige i nienarodzone dziecko, lecz go już nie było. Jego narzeczona musiała przeżyć. Nie poradzi sobie bez niej.

Nagle Paige zaczęła się trząść, jakby miała napad padaczki, chociaż ona na nią nie chorowała. Jej powieki nadal były zamknięte. Natomiast ciało trzęsło się, opadając i podnosząc lekko z łóżka. Wayne był przerażony. Nie wiedział, co robić.

- Pomocy! Coś się dzieje mojej narzeczonej- powiedział Wayne do pielęgniarki, która akurat weszła na salę. Kobieta szybko przeszła do działania i zawołała lekarza. Już po chwili dwie pielęgniarki i lekarz pchali łóżko Paige w stronę drzwi z napisem sala operacyjna.- Co się dzieje, panie doktorze?

- Proszę nie przeszkadzać. Poinformujemy pana o stanie żony.

Wayne nie zdążył nawet sprostować, że to była jego narzeczona. Paige wraz z lekarzem i pielęgniarkami zniknęła w sali operacyjnej. Do głowy przyszła mu okropna myśl.

Tak trząść mogła się osoba nie tylko mająca padaczkę, ale także osoba w stanie agonialnym. Wayne skarcił się za to w myślach, ale było za późno- jego przerażenie wzrosło. Nerwowo zaczął chodzić wzdłuż korytarza. Zatrzymał się dopiero, kiedy wpadł na pewien pomysł. Uświadomił sobie, że nawet nie wie jak doszło do wypadku. Na pewno winny był kierowca ciężarówki.

Wayne zatrzymał się i wyciągnął telefon. Zaczął przeglądać internet w poszukiwaniu wypadków drogowych z dzisiaj. Zakrył usta dłonią i opadł na plastikowe krzesło, kiedy zobaczył co się stało. Kierowca ciężarówki jeździł niemalże slalomem od jednego końca drogi do środkowej linii oddzielającej pasy. Paige jechała na pasie obok, gdy nagle kierowca ciężarówki skręcił w prawo, próbując wjechać na stację. Jednak tył ciężarówki uderzył wprost w malucha jego narzeczonej, odrzucając go na kilka metrów tak, że samochód dachował! To tylko wzmogło jego strach o Paige. To cud, że w ogóle nie zginęła na miejscu.

Niestety tego dnia czekała go jeszcze konfrontacja z teściami, do których wysłał przed chwilą wiadomość. Nie chciał do nich dzwonić nawet w takiej sytuacji. Oni go nie lubili, a on ich. Zawsze twierdzili, że Paige zasługuje na kogoś lepszego. Po części się z nimi zgadzał. Ich córka była piękną, młodą, póki co aplikantką, ale aspirowała na prawniczkę, żeby pomagać innym. Wayne dziwił się, że ktoś taki, można by powiedzieć, że z "wyższych sfer" zainteresował się nim, ale on ją kochał i pragnął jej szczęścia, a Paige odwzajemniała jego uczucia. Jej rodzice powinni się z tym pogodzić.

- O tutaj jest nasz okropny zięć- rzucił ojciec Paige.- Próbowaliśmy się do ciebie dodzwonić, ale ty nie odbierałeś! Najpierw piszesz do nas coś takiego, a potem cisza?

- Co się stało z naszą córeczką?- zapytała teściowa.

- Miała wypadek. Proszę zobaczyć.

Wayne podał im telefon, na którym był włączony filmik, który znalazł w internecie z wypadku.

- Chryste- skomentował teść.- Mówiłem, że ona potrzebuje porządnego samochodu, a nie tego malucha dla biedoty.

Wayne zacisnął pięści. Naprawdę musiał to teraz wypominać? Owszem stać ich było na lepsze auto, bardziej ją niż jego, ale Paige uparła się, że nie będzie żadnym innym pojazdem jeździć. To miał być znak protestu w zimnej wojnie z jej rodzicami, którzy zawsze wierzyli, że jeśli coś jest droższe, jest również lepsze. Dlatego Paige postanowiła pokazać im, że się mylą, kupując zgrabnego, niedrogiego czerwonego malucha.

- Jak mogłeś ją puścić samą? Jest w ciąży. Mogła zemdleć albo mieć zawroty głowy i spowodować wypadek. Twoje zachowanie jest skrajnie nieodpowiedzialne- skarcił go ojciec Paige.

Wayne miał ochotę się kłócić, ale postanowił, że to przemilczy jego uwagi tym razem. Dla Paige.

- Ciąża to nie choroba- zauważyła teściowa.- Niemniej lepiej, żebyś był wtedy przy niej. Może byś zaproponował bardziej spokojną drogę i może nie miałaby tego wypadku. Co z dzieckiem?

- Nie przeżyło- odpowiedział krótko Wayne, a potem podszedł do automatu do kawy. Wrócił z napojem pod salę operacyjną i usiadł jak najdalej od teściów. Odpowiadał im tylko na pytania związane ze stanem Paige i wypadkiem, chociaż na część pytań nie mógł odpowiedzieć. Zwyczajnie tego nie wiedział. W końcu nie był naocznym świadkiem wypadku.

Około północy zza zamkniętych drzwi wyłonił się lekarz. Wayne i jego teściowie gwałtownie zerwali się z krzeseł.

- W jakim jest stanie?- zapytała od razu matka Paige.

- Przykro mi, ale nie przeżyła. Zrobiliśmy wszystko, co było w naszej mocy, ale obrażenia wewnętrzne okazały się zbyt poważne.

W tym właśnie momencie świat Wayna runął niczym ogromna układanka składająca się z kilku tysięcy fragmentów, która upadła na podłogę. Puzzli było zbyt dużo, żeby je poskładać, a niektóre fragmenty zgubiły się bezpowrotnie. Wszystko, co miał, utracił na tej sali operacyjnej. Stracił miłość swojego życia, a wcześniej także dziecko.

Od tego czasu jego życie było całkowicie pozbawione sensu. Stracił rodzinę, pracę, potem kumpli. Teraz pozostał mu tylko alkohol i telewizja, przynajmniej póki go nie wyrzucą i nie odetną kablówki. Właściciel chyba czuł do niego litość, bo chociaż nie płacił, ani razu się na to nie skarżył. Wayne przestał mu płacić jakieś osiem, może trochę więcej miesięcy temu.

Mastersa tak pochłonęły wspomnienia, że nawet nie zauważył, kiedy mecz się skończył. W telewizji leciały obecnie wiadomości.

- Wiadomość z ostatniej chwili- oznajmiła młoda reporterka.- Przed chwilą na jednej z ulic Nowego Jorku znaleziono zmasakrowane zwłoki.

Wayne przełączył na inny kanał. Miał gdzieś to, że znaleziono zwłoki.  Pewnie zginął albo zginęła w wyniku porachunków okolicznych gangów. Nic wielkiego.

Ciągle ktoś umierał i nic nie można było na to poradzić.

Chociaż Wayne był żywy, jakaś jego część odeszła wraz z jego narzeczoną Paige w nieznane.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro