125.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rachel wyglądała dzisiaj pięknie. Na początku nie chciała, żebym widział ją w sukni ślubnej przed uroczystością. Jednak chęć powiedzenia mi o ciąży była ważniejsza. Cieszyłem się. Nie potrafiłem ukryć swojej radości. Cholera, byłem szczęśliwy! Tak powinno być.

Rachel przez całą ceremonię rozglądała się dookoła. Tak, jakby kontrolowała sytuację. Ja byłem w stanie patrzeć tylko na nią. Nic innego mnie dziś nie obchodziło.

Wygląda pięknie i już za chwilę miała zostać moją żoną. To się działo naprawdę. Nie mogłem wybrać sobie lepszej kobiety i matki dla mojego dziecka. Nie chciałem już jej krzywdzić. Zrobię wszystko, żeby była ze mną szczęśliwa. Postaram się być dobrym mężem.

Zanim zacząłem mówić słowa przysięgi, zauważyłem łzy w jej oczach. Nie chciałem, żeby płakała.

– Nie płacz – wyszeptałem, uśmiechając się do niej. Miałem nadzieję, że to łzy szczęścia. – Ja Paul biorę Ciebie Rachel za żonę i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.

Przymknąłem na chwilę oczy. Moi przyjaciele mieli ubaw, słysząc te słowa. Grzesznik postanowił się w końcu ustatkować. Nie zdradziłem Rachel, odkąd mi wybaczyła. Nie zamierzałem tego zrobić. Będę dziękować jej do końca życia, że mnie nie pogoniła. Kochałem ją.

Dyskretnie zerknąłem na jej brzuch. Chciałbym teraz go pogłaskać. Jednak nie chciałem jeszcze, żeby wszyscy dowiedzieli się, że Rachel była w ciąży. Tego malucha też już kochałem.

Nie mogłem się powstrzymać, gdy skończyła swoją przysięgę i pocałowałem ją, zanim ksiądz na to pozwolił. Nie potrzebowałem żadnego pozwolenia, żeby całować swoją żonę. Moją.

Usłyszałem przed sobą krzyk synów, więc postanowiłem przerwać pocałunek. Ant stał przede mną zadowolony z siebie. Mały też chciał być w centrum zainteresowania. Wziąłem go na ręce. Zawsze będzie moim synem. Nawet jeśli kiedyś będzie chciał poznać swojego biologicznego ojca. Na szczęście dla niego, że Matt siedział w więzieniu i nie zrobi mu krzywdy.

– Kocham cię, Paul. - Zaśmiała się, patrząc na nas.

Podobał jej się ten widok.

– Kocham cię, Żono.

Może i nasza uroczystość była skromna, ale byli na niej najważniejsi dla nas ludzie. Ivy, nie przyszła. Ulżyło mi, że nie musiała na to patrzeć. Sama przyznała, że nadal mnie kochała. Nie wiedziałem, co bym zrobił na jej miejscu. Miałem nadzieję, że ułoży sobie życie i o mnie zapomni. Zasłużyła na szczęście. Skoro ja miałem je przy Rachel, to ona znajdzie też swoje. Potrzebowała więcej czasu niż ja, ale musiała dać sobie szansę.

Postawiłem Anta i spojrzałem na siostrę, która patrzyła na mnie. Mogła być ze mnie dumna. W końcu zachowałem się jak prawdziwy facet. Powinienem być dla niej przykładem. Jednak nie chciałem, żeby kiedyś znalazła sobie faceta podobnego do mnie, bo nie chciałem, żeby cierpiała.

Przed kościołem wszyscy już na nas czekali. Nikt nie wyraził sprzeciwu. To znaczyło, że wszyscy nasi goście chcieli, żebyśmy byli razem. Na wieki. Wiedziałem, że moi przyjaciele życzyli mi szczęścia i wcale nie brakowało im mojego towarzystwa w klubach.

– Tato! - Ant szarpał mnie za nogawkę. – To, co z naszym nazwiskiem?

Nie miał, kiedy o to zapytać tylko teraz, przed kościołem? Zerknąłem niepewnie na Rachel? Co miałem im powiedzieć? Chciałem, żeby to ona podjęła decyzję. Nie miałem nic przeciwko, żeby nosili moje nazwisko, ale to znaczyło, że rudowłosa odbierze ich Mattowi bezpowrotnie. To będzie dla niego największy cios, za krzywdę, jaką im wyrządził, a ja chciałem, żeby cierpiał. Zasługiwał na większy ból niż czuła Rachel i Luc.

– Wilson ci pasuje? - Uśmiechnęła się do syna. – Bo wydaje mi się, że aż za bardzo.

Oczywiście młodszy był zachwycony. Cieszył się, jakby właśnie dostał wymarzony prezent. Nie sądziłem, że dla takiego dzieciaka zmiana nazwiska mogła być tak ważna.

– A tobie? - Złapałem Luca za rękę. – Moje nazwisko jest dobre, czy szukamy innego?

Chciałbym, że starszy też zgodził się na nowe nazwisko. Może nie byłem facetem idealnym, ale postaram się dać im dobry przykład.

– Nie. - Pokręcił głową. – Mama już je ma.

– Czyli ustalone?

– Tak! – wrzasnęli całą trójką, czym mnie rozbawili.

Moja rodzina. W pakiecie z żoną dostałem trójkę dzieci. Poszczęściło mi się. I nie mogłem uwierzyć, że przyczyniłem się do stworzenia jednego z nich.

April podbiegła do mnie jako pierwsza. Wtuliła się we mnie z całych sił. Wiedziałem, że pragnęła tego ślub już dawno. Nie ze względu na mnie, a na Rachel. Uwielbiała ją. Byłe jej przyjaciółką. Dzięki siostrze poznałem swoją żonę. Chyba powinienem jej podziękować.

– Odwal jakiś numer, a cię powieszę! - Zagroziła. – Teraz możecie kupić sobie psa.

Anton, słysząc jej słowa, od razu się ożywił. Chyba uznał to za pozwolenie. Nie było mowy. Rudowłosa się na to nie zgodzi, a już na pewno nie teraz. Zerknąłem na niego przepraszająco.

– Nie potrzebujemy psa. April, dziękuję. - Cmoknąłem ją w policzek.

Patrzyłem, jak wszyscy składali mojej żonie szczere życzenia. Moi przyjaciele ją bardzo lubili, a ona nawet nie starała się im zaimponować. Lepiej dla nich, żeby nie byli za blisko.

Żałowałem, że moja mama nie mogła tego zobaczyć. Byłaby ze mnie dumna. W końcu postąpiłem, jak należy.

– Czy ten dzień jest dla ciebie lepszy niż wtedy? – wyszeptałem.

Miałem taką nadzieję. Zrobiłem wszystko, co mogłem, byleby Rachel nie myślała dziś o swoim nieudanym małżeństwie.

– Nie mogłam sobie wymarzyć lepszego. - Wtuliła się we mnie. – Myślałam, że miałam ślub, ale to nieprawda. Teraz wiem, jak to wygląda naprawdę. - Spojrzała mi w oczy ze łzami. – Postarałeś się.

– Będę się starał, żebyś zrozumiała, że małżeństwo to nie koszmar. - Pocałowałem ją. – Przepraszam i do końca życia będę żałował, że cię skrzywdziłem.

– Powiemy im? - Zerknęła na naszych gości.

Nie, jeszcze nie teraz. Chciałem się nacieszyć tą wiadomością. Zachować dla siebie jeszcze przez chwilę.

– Chcę być samolubny. - Uśmiechnąłem się. – Nie mówmy im dziś.

– April się wkurzy. - Zaśmiała się.

Nie bałem się siostry. Mogła się wkurzać, ile chciała. Byłem ciekaw reakcji chłopców. Wprawdzie Ant chciał mieć rodzeństwo, ale to dziecinne zachcianki. Mogło mu się odwidzieć.

– Dobrze. - Pocałowała mnie. – To nieistotne, ale myślisz, że to będzie trzeci chłopiec?

Nie zastanawiałem się jeszcze. Fajnie byłoby mieć kolejnego syna. Jednak wychowywanie córki byłoby dla nas czymś nowym.

– Nieistotne. Będę się cieszyć tak samo z dziewczynki, jak z chłopca. - Objąłem ją w pasie. – Rozpieszczę niezależnie od tego.

– Nie – jęknęła. – Rozpuściłeś już chłopców. Czy chociaż jedno możemy wychować według jakiegoś rygoru?

– Nie ma mowy. - Zaśmiałem się. – I co to znaczy, że ich rozpuściłem?

– Pizza. Paul, wiem, że jadacie ją poza domem.

– Czasami. - Pocałowałem ją.

– Nie jedli jej tyle wcześniej. - Spojrzała mi w oczy. – I zapomnij o zabawkach. Czas na książki, jeśli już masz zamiar im coś kupować.

Zaczynało się marudzenie żony. Nie przeszkadzało mi to, na razie. Jak zacznie przeszkadzać, zaciągnę ją do sypialni i będziemy uprawiać tyle seksu, że zapomni o tych głupotach. Były dzieci, musiały być zabawki.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro