81.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

– Możemy porozmawiać? - Annie weszła do mojego gabinetu.

Nie rozmawialiśmy ze sobą przez tydzień. Myślałem, że się na mnie obraziła za ten artykuł, którego w ostateczności, przecież nie opublikowałem. Rozumiałem, że potrzebowała czasu, żeby ochłonąć. Przecież nie musiała mi się z niczego tłumaczyć. To jej życie i miała prawo do swoich sekretów.

– Jasne. - Spojrzałem na nią.

Niepewnie usiadła naprzeciwko mnie.

– Wiem, że Claire chce dobrze, ale nie chcę do tego wracać.

Rozumiałem ją doskonale. W ogóle nie powinienem brać pod uwagę publikowania jej historii ani o to pytać. Musiało być jej ciężko się pozbierać i zacząć normalnie funkcjonować. Nie można rozdrapywać starych ran. Szczególnie gdy jeszcze się nie zagoiły. Ona sama powinna zdecydować, kiedy zechce o tym powiedzieć.

– Chodzi o to, że ten artykuł nikomu nie pomoże. - Spojrzała na mnie. – Tamta dziewczynka nie żyje, gdy ją znalazłam, chorowała na raka. Nie potrafiłam jej pomóc, a bardzo chciałam. - Otarła łzę z policzka. – Tak, jak chciałam, żeby ktoś wtedy pomógł mi.

Claire twierdziła inaczej. Czyżby chciała mnie zmusić, żebym napisał ten artykuł? Dobrze, że ważniejsze dla mnie były słowa przyjaciółki, a nie obcej dziewczyny, która pojawiła się w moim życiu znikąd. A może pojawiła się celowo?

Wiedząc, że żadne słowa nic nie dadzą, po prostu przytuliłem Annie. Ta dziewczyna potrzebowała komuś zaufać, żeby ktoś się w końcu mógł się nią zaopiekować. Wystarczająco długo była z tym wszystkim sama, ale nie musiało tak być.

– Wszyscy mamy za sobą wydarzenia, z którymi ciężko sobie poradzić – powiedziałem cicho.

Musiałem się zebrać, żeby powiedzieć Rachel, co stało się w dzień śmierci ojca April. Byłem też winny to siostrze. Może to jedyny sposób, żeby pozbyć się koszmarów.

– Dlaczego ja przeżyłam? Patrzyłam, jak umiera moje dziecko. - Zaczęła płakać, czułem, jak trzęsła się w moich ramionach. – Ktoś myślał, że mi pomógł... Ostatecznie jestem w piekle. Każdego dnia udaję, że jest dobrze, ale zasypiając nadal mam to przed oczami. Moje dziecko... Myślałam, że skoro byłam młoda, to nauczę się z tym żyć.

Nie wyobrażałem sobie żyć po czymś takim. Nie wiedziałem, jak to było stracić dziecko, ale nigdy nie chciałbym być w takiej sytuacji. Wystarczająco bałem się, gdy Matt porwał Luca. A gdybym stracił Rachel? Nie pozbierałbym się. Obwiniałbym się do końca życia, gdyby ona albo Lucas nie przeżyli. Nie chciałem już nawet o tym myśleć.

– I nauczyłaś. Annie, popatrz na siebie. Ty, Rachel, jesteście silnymi kobietami i zasługujecie na szczęście.

Teraz jeszcze gorzej czułem się z myślą, że byłem takim pieprzonym egoistą i zdradzałem Rachel. Nie zasłużyła na to. Podziwiałem ją, że była w stanie mi wybaczyć i nadal chciała ze mną być.

– Paul, każdej nocy widzę to maleństwo we krwi. - Spojrzała na mnie zapłakanymi oczami. – Mógł mnie zabić, a pozwolił na to patrzeć. Chciałam go dorwać... Myślałam, że ześwirowałam, gdy wyobrażałam sobie jego śmierć każdego dnia... Gdybym go spotkała wtedy, teraz, bez różnicy, konałby i prosiłby mnie o śmierć. Taplałby się w swojej krwi tak jak, ja w krwi naszego dziecka, gdy mnie tam zostawił.

Wiedziałem, że chciała się zemścić za krzywdę, jaką jej wyrządził, ale czy po tym wszystkim warto ryzykować dla takiego śmiecia? W więzieniu nie poradziłaby sobie z tym wszystkim. Ulżyłoby jej na chwilę. Dobrze, że ten facet już nie żyje i nie musiała się przejmować, że kiedyś jeszcze go spotka. Wiedziałem, że jego śmierć nie sprawiła, że przestanie cierpieć, ale na pewno trochę jej ulżyło. Jej strach będzie mniejszy. Może za jakiś czas zaśnie spokojnie bez leków nasennych, nie martwiąc się koszmarami.

– Przerażasz mnie.

– Siebie też – otarła łzy – ale naprawdę byłabym do tego zdolna. On zrobił ze mnie potwora.

– Nie mów tak. Zasłużył na karę. - Patrzyłem na nią. – Przykro mi i doskonale wiem, że to nic nie znaczy.

Słowa w tym przypadku to pustka. Nie dodawały nawet otuchy. Uspokajałem ją przez godzinę, aż stwierdziła, że musiała się ogarnąć. Odesłałem ją do domu. Nie nadawała się już dzisiaj do pracy. Musiała odpocząć.

– Mogę cię odwieźć.

– Nie, jedź do Rachel. - Uśmiechnęła się lekko.

– Ona to zrozumie.

– Nic mi się nie stanie. - Spojrzała na mnie. – Nie traktuj mnie inaczej ze względu na to, co wiesz. Proszę.

– Daj mi się z tym oswoić.

Zostałem w pracy na spotkaniu z pracownikami. Musieliśmy ułożyć grafik na kolejny miesiąc. Chciałem poświęcić więcej czasu rodzinie, dlatego musiałem przekazać kilka swoich obowiązków. Kadrowa miała dopilnować wszystkich umów pod moją nieobecność. Może powierzyłbym jakieś zadania Ralphowi, ale ostatnio zachowywał się tak, jakby w ogóle nie zależało mu na pracy dla mnie. Powinienem z nim porozmawiać na ten temat.

W następnym miesiącu zatrudnimy nową stażystkę. Poprzednia zakończyła swoją pracę tydzień temu. Annie chciała, żebym ją zatrudnił. Niestety dziewczyna nie nadawała się do pracy tutaj i dobrze, że w końcu sama zrezygnowała. Poleciłem ją w innym wydawnictwie. Mogła tam spróbować.

– Ralph, zaczekaj! – powiedziałem, gdy wszyscy opuścili salę konferencyjną.

– Co? - Spojrzał na mnie zdziwiony.

– Zamierzałeś mi powiedzieć, że zmieniasz pracę?

Bo nie wiedziałem, jak inaczej wytłumaczyć jego opierdalanie się.

– Nie zamierzam. - Zdziwił się. – Skąd ci to przyszło do głowy?

– Opierdalasz się ostatnio.

– Świetnie – powiedział ironicznie. – Zostawiasz wydawnictwo na głowie pracowników i nie ma cię tutaj prawie w ogóle. Robiłem nadgodziny przez cały miesiąc. Paul, potrzebuję urlopu. Jak połowa ludzi tu.

A czy ja im nie pozwalałem wziąć wolnego? Na moim biurku nie znalazł się ani jeden wniosek o urlop.

– Doskonale wiesz, że musiałem się zając swoją kobietą i dzieciakami. Poza tym nie muszę ci się tłumaczyć.

Jeżeli tak mu zależało na wolnym, to mógł powiedzieć. Doskonale wiedział, że nigdy nie miałem z tym problemu.

– Oczywiście. I ja też nie muszę, biorę urlop.

– To weź ten pieprzony urlop i zejdź mi z oczu! – podniosłem głos.

– Ostatnio jesteś okropnym szefem. - Spojrzał na mnie.

– Słucham? - Zdziwiłem się. – A może to ty ostatnio się nie starasz?

– Może. - Wzruszył ramionami. – Widać nie tylko ja potrzebuję odpoczynku. - Odszedł.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro