82.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W wydawnictwie atmosfera zrobiła się nie do wytrzymania. Głównie przeze mnie. Wkurwiało mnie, że ostatnio żaden z pracowników nie przyszedł do mnie ze swoim problemem, ale mieli pretensje, że nic nie zauważyłem. Rzeczywiście nie było mnie zbyt długo, ale myślałem, że pracowałem z odpowiedzialnymi ludźmi. Czas na nowo przedstawić zasady i znowu być konsekwentnym. Nie miałem czasu na cackanie się z ludźmi. To nie przedszkole. A jak komuś się coś nie podobało, to niech znikną mi z oczu. Przecież nie było ludzi niezastąpionych.

– Annie, zwołaj zebranie i niech każdy złoży swoje zażalenia, co do pracy tutaj. - Spojrzałem na nią.

– Co zamierzasz zrobić? - Zmarszczyła brwi.

– Na nowo ustalić zasady.

Coś, co powinienem zrobić dawno. Albo dogadam się z pracownikami, albo zacznę ich zwalniać.

– Pójdziesz tam za mnie. Przy mnie nie będą narzekać.

Wróciłem do gabinetu. Wiedziałem, że Annie sobie poradzi. Umiała rozmawiać z ludźmi. To oczywiste, że będą szczerzy, rozmawiając z nią. Nie będą narzekać na szefa, gdy on będzie siedział wśród nich. Szczerze miałem gdzieś opinie innych. Dopóki ktoś wykonywał swoją pracę, jak należy, nie przeszkadzało mi jego zachowanie.

Po godzinie wróciła Annie i rzuciła mi na biurko stos kartek. Wziąłem do ręki jedną z nich.


Jesteś dupkiem.


Serio? Bardzo poważne.

– To od Ralpha? - Spojrzałem na nią.

Mógł się bardziej wysilić.

– Jest ich więcej. Paul, ludzie potrzebują urlopów, a kadrowa twierdzi, że nie uzgadniała tego z tobą.

– Bo to prawda.

– I ty się dziwisz, że się zbuntowali? - Zaśmiała się.

– Ty mnie zastępowałaś.

Skoro kadrowa nie mogła ustalić tego ze mną to oczywiste, że powinna skierować się do mojej sekretarki, która by się tym zajęła. Od kiedy musiałem pilnować i uczyć każdego swoich obowiązków? Nie pracowaliśmy ze sobą od wczoraj.

– Oczywiście, ale mam też swoje problemy.

Wszyscy je mieliśmy. Tylko ja mogłem pozwolić sobie, żeby na jakiś czas zrezygnować z pracy. Czekał mnie długi dzień.

– Przed końcem dnia zwołaj kolejne zebranie. Nie wyjdziemy stąd, dopóki oni nie zrozumieją zakresu swoich obowiązków i nie wypiszą tych pieprzonych urlopów – powiedziałem zrezygnowany.

Do domu wróciłem po dwudziestej. Zapomniałem zadzwonić do Rachel i uprzedzić ją, że wrócę później. Byłem wykończony i marzyłem, tylko żeby położyć się spać. Miałem nadzieję, że nie będzie na mnie zła.

– Dzie byłeś? - Ant stanął przede mną ze skrzyżowanymi rękami.

Myślałem, że to rudowłosa powita mnie takim pytaniem.

– Anton, przestań! – krzyknęła z kuchni Rachel.

– W pracy. - Wziąłem go na ręce, idąc do kuchni. – Gdzie twój brat?

Czyżby coś się stało? Nie, Rachel na pewno, by do mnie zadzwoniła. A może dzwoniła?

Usiadłem z maluchem przy blacie i wyjąłem telefon. Nie miałem żadnych połączeń. Patrzyłem na jej plecy. Odkąd tutaj wszedłem, nawet na mnie nie spojrzała.

– Śpi już. Czemu tak długo placowałeś?

– Anton! – podniosła głos.

– No co? - Spojrzał na nią.

– Chyba czas iść spać. Możesz iść się położyć? – powiedziała spokojnie, nadal stojąc do nas tyłem.

Chyba zamiast snu czekała nas rozmowa. Nie wiedziałem, czego się spodziewać, ale nie odpuszczę. Nie chciałem, żeby się na mnie gniewała. Pewnie myślała, że byłem w klubie. Kochanie, stamtąd nie wracało się tak wcześnie. Po drugie nie miałem ochoty na żadną inną kobietę.

– Zaniesiesz mnie? - Objął mnie rączkami za szyję.

– Jasne.

Zanim wyszedłem, podszedłem jeszcze do Rachel i cmoknąłem ją w czoło. Nie podniosła głowy, nie uśmiechnęła się.

– Tęskniłem – wyszeptałem i wyszedłem.

Próbowałem dowiedzieć się od Anta, co stało się jego mamie. Powiedział tylko, że przez cały dzień chodziła smutna i nie chciała się z nimi bawić.

Gdy chłopiec zasnął, wziąłem szybki prysznic i zszedłem na dół. Rudowłosa właśnie szła w moją stronę, a może szła do sypialni.

– Rachel – przyciągnąłem ją do siebie, objęła mnie za szyję i mocno przytuliła – co się dzieje, kochanie? - Głaskałem ją po plecach.

– Tęskniłam – wyszeptała. – Nie odezwałeś się przez cały dzień.

O to chodziło? Nie wiedziałem, że to tyle dla niej znaczyło. Jednak, co się dziwić skoro ostatnio dzwoniłem do niej kilka razy dziennie i pisałem SMS-y. Dzisiaj nie miałem, kiedy się z nią skontaktować. Powinienem znaleźć, chociaż chwilę, żeby do niej zadzwonić albo powiedzieć Annie, żeby to zrobiła.

– Przepraszam. - Pocałowałem ją.

Co mogłem powiedzieć więcej? Czy tłumaczenie się miało jakiś sens?

– Byłeś zajęty. - Spojrzała na mnie.

– Trochę. - Uśmiechnąłem się. – Moim pracownicy są na mnie wściekli. Spytaj Annie.

– Nie chcę cię sprawdzać. To by oznaczało, że ci nie wierzę.

– A wierzysz?

Oczywiste, że we mnie wątpiła, przecież dałem jej mnóstwo powodów, żeby mi nie ufać. Musiałem zapracować na zaufanie, a to było trudne. Nie chciałem, żeby bała się, że ją zdradzałem, za każdym razem, gdy wracałem później do domu.

– Staram się. - Odsunęła się ode mnie, nadal obejmując za szyję.

Też się starałem.

– Dziękuję, Rachel. Nie robię nic złego. Może chcesz zostać negocjatorką w moim wydawnictwie?

Nie proponowałem jej pracy, ale... W sumie to nie byłby głupi pomysł. Jednak wiedziałem, że nie zgodzi się na pracę dla mnie. Praca ze mną była trudna, a nie chciałbym się z nią kłócić. Ani rozmawiać o pracy w domu. Było wiele innych tematów, na które mogłem rozmawiać ze swoją kobietą i wiele innych rzeczy, które mogłem z nią robić. Najlepszą było uprawianie seksu.

– Co się dzieje? – spytała, gdy usiedliśmy.

Oparłem głowę i przymknąłem powieki. Potrzebowałem snu, teraz. Czułem, jak Rachel głaskała mnie po ramieniu.

– Pracownicy się buntują – odpowiedziałem po chwili.

– Mogę ci pomóc.

Chyba się przesłyszałem. Otworzyłem oczy i spojrzałem na nią. Uśmiechała się. Żartowała.

– Naprawdę – odezwała się znowu. – Mogę spróbować. Gorzej chyba nie będzie.

– Chcesz dla mnie pracować? - Zdziwiłem się.

– Chcę pracować. - Cmoknęła mnie w policzek.

– Dla mnie? - Uśmiechnąłem się, obejmując ją ramieniem.

– Pracuję dla ciebie od kilku lat w domu i to ci nie przeszkadza. - Zaśmiał się. – No przynajmniej nie słyszałam, żebyś narzekał.

– Kocham Cię, Rachel. - Pocałowałem ją.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro