159.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dexter nie dał spać pierwszej nocy nikomu. Czy moja siostra nie potrafiła sobie dać rady z dzieckiem? Skoro terroryzował nas już od pierwszych dni, to czego mieliśmy się spodziewać później? Nawet moja córka nie była odporna na jego wrzaski. Darł się, jakby ktoś robił mu krzywdę.

– Idź do nich. - Rachel wygoniła mnie z sypialni, tuląc do siebie córeczkę.

Zajrzałem do synów. Na szczęście Anton spał, a Lucas udawał, że wcale nie przeszkadzał mu płacz Dextera. Dzielny chłopak. Miałem nadzieję, że to jedyna noc, którą zakłócił moim synom. Niech, chociaż oni się wyśpią.

Stanąłem w drzwiach sypialni siostry i patrzyłem, jak chodziła po pokoju, tuląc dziecko. Mały trzepał się w jej ramionach, nie dając uspokoić. Jeszcze chwila, a moja siostra straci panowanie. Zaproponowałbym, żeby go położyła, ale nie wiedziałem, czy powinienem się wtrącać.

– Destrey zmienił mu tylko pieluchę – powiedziała obronnie siostra, gdy mnie zauważyła.

Destrey bezradny chodził wokół żony, podtykając co chwilę synkowi smoczek. Współczułem im.

– Wcale nie pomyślałem, że coś mu zrobił. - Zmarszczyłem brwi.

A może powinienem?

Podszedłem do April i wziąłem od niej małego terrorystę. Zdziwiłbym się, gdy przestał płakać, ale przestał się rzucać. Chyba poczuł, że zabrałem go od matki, a przez to mógł zacząć płakać bardziej. Bujałem go w ramionach tak, jak zawsze robiłem z Heather. Wtedy się uspokajała, ale obawiałem się, że na młodego to nie podziała.

April usiadła na łóżku, zakrywając twarz w dłoniach.

– Nie radzę sobie z własnym dzieckiem – wyszeptała. – W szpitalu nosiły go pielęgniarki, w domu ty. - Zerknęła na mnie. – Co ze mnie za matka?

Była przemęczona i zestresowana. Sama niepotrzebnie się nakręcała, a Destrey też sobie nie radził. Rodzicielstwo ich przerosło. Wiedziałem, że nie byli gotowi na dziecko. Wszystko potoczyło się za szybko. Teraz musieli sobie radzić.

– Jesteś zmęczona. - Uspokoiłem ją, kładąc siostrzeńca do łóżeczka.

Nie przestał płakać, ale niech się nie przyzwyczaja do ciągłego noszenia na rękach, bo nie będą mieli z nim życia.

– Chciałem pomóc – odezwał się Destrey.

– To stań przy nim i spróbuj uspokoić. - Spojrzałem na niego. – Porozmawiaj do niego. I tak nic innego nie działa. - Podszedłem do April. – On wyczuwa twoje zdenerwowanie.

Heather nie mogła zasnąć, gdy brałem ją na ręce po kłótniach z Rachel, albo gdy byłem na coś zły. Dzieci były w stanie wyczuć nasze nawet najmniejsze zdenerwowanie.

– Jak mam się nie denerwować skoro cały czas płacze, a ja nie wiem, co mu jest?

– O to zapytaj Rachel. - Przytuliłem ją. – Ona coś ci doradzi.

Byłem pewny, że moja żona znała sposoby na małego terrorystę. W tej chwili niestety musiała poradzić sobie z córeczką, którą obudził.

Ku naszemu zaskoczeniu maluch przestał płakać. Spojrzeliśmy na Destreya, który włączył mu kołysankę i zaczął śpiewać pod nosem. A jednak się na coś przydał. Nie można było tak od razu?

– Co zrobiłeś? – wyszeptała, podchodząc do łóżeczka.

– Nie wiem. - Wzruszył ramionami. – Z tej bezradności zacząłem sobie nucić coś pod nosem.

– Udało ci się go uspokoić. - Wtuliła się w niego. – Chociaż na chwilę.

Miałem nadzieję, że teraz zaśnie i prześpi do rana. Jeśli tej nocy znowu nie da nam spać, wyjdę. Po prostu zabiorę Heather i zaśniemy w samochodzie.

– Dacie sobie już radę? - Spojrzałem na nich.

– Dziękuję, Paul. - Siostra uśmiechnęła się do mnie. – Jesteś najlepszym bratem.

– W końcu się uspokoił. - Wróciłem do siebie i opadłem plecami na łóżko.

Miałem nadzieję, że teraz mogliśmy spokojnie zasnąć do rana. Albo i dłużej. Na szczęście, żadne z nas nie musiało wstać do pracy, a ja nie miałem zaplanowanych spotkań. Inaczej mógłbym być niemiły dla każdego, kogo bym spotkał na swojej drodze, a tak oszczędzę nerwów sobie i kilku osobom.

– Myślisz, że to już? - Rachel stanęła w rogu łóżka.

Czyżby była zła?

– Co masz na myśli? - Podniosłem się do pozycji siedzącej, by być bliżej niej.

Przyciągnąłem ją do siebie za biodra. Moglibyśmy się już położyć i zasnąć. Wszystko załatwimy rano.

– Pomyślałeś może, że twoja córeczka nie ma już ochoty na sen?

Co? Spojrzałem na kołyskę i dopiero teraz usłyszałem ciche gaworzenie Heather. Nie, tylko nie to. Zerknąłem na zegarek. Czwarta w nocy, a mała nie miała ochoty na sen. Wtuliłem twarz w brzuch żony.

– Oszaleję – wyszeptałem.

– Nie zapowiada się, żeby szybko zasnęła. - Głaskała mnie po głowie.

– Jeśli chcesz, śpij.

– A ty? - Uniosłem głowę, żeby na nią spojrzeć.

Propozycja snu była kusząca, ale Rachel też potrzebowała odpocząć. Nie mogłem być samolubny. Może uda się uśpić Heather i oboje będziemy mogli jeszcze zasnąć.

– Poradzę sobie. - Uśmiechnęła się.

Niechętnie wstałem, wziąć małą na ręce. Niechętnie, bo wolałem spać, ale zdecydowałem, że dziecko było ważniejsze niż moje potrzeby. Rachel zajęła się nią, gdy ja pomagałem siostrze. Teraz czas pomóc swojej żonie.

– I co, maleństwo? - Przytuliłem ją do siebie. – Chyba się jeszcze nie wyspałaś, co?

Patrzyła na mnie, jakby rozumiała, co do niej mówiłem. W sumie możliwe, że rozumiała, bo kręciła główką, co mogło oznaczać nie.

– A szkoda, bo tatuś by jeszcze pospał. - Pocałowałem ją w czoło.

– Zrobić ci kawę?

– Przyda się. - Położyłem Heather na łóżku, podając jej zabawki.

Siedziałem, obserwując, jak moje dziecko bawiło się w najlepsze o czwartej w nocy. Szkoda, że akurat teraz, ale przecież jej nie zabronię.

Rachel przyszła z kawą dla mnie i położyła się na łóżku, obserwując nasze zabawy.

– Chłopcy jeszcze śpią.

– Chociaż oni. - Uśmiechnąłem się lekko.

Opowiedziałem żonie, jak bezradna była moja siostra. Liczyłem na to, że rudowłosa jakoś jej doradzi w sprawie dziecka. Była doskonałą mamą trójki maluchów, więc wiele wiedziała na temat wychowywania dzieci. Moja siostra nie musiała sobie radzić sama. Miała nas i zawsze mogła liczyć na pomoc.

– On się stara. - Spojrzała na mnie.

– Widziałem. - Westchnąłem.

Był zestresowany, ale jakoś udało mu się uspokoić swojego syna.

– Czym się więc martwisz?

– Nie wiem. - Potarłem twarz dłonią. – Obym się co do niego mylił.

– Czy coś wiesz więcej na jego temat? - Podniosła się i złapała mnie za rękę. – Paul?

– Jeszcze nie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro