171.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

– Paul, kocham cię. - Rachel wtuliła się we mnie.

Powoli wszystko wracało do normy i bardzo się z tego cieszyłem.

Nadszedł weekend. Dzieciaki poszły wczoraj później spać, więc liczyłem na to, że dłużej pośpią. No chociaż z godzinkę. Poza tym później czekała nas impreza urodzinowa Dextera. Nie wierzyłem, że ten potwór miał już rok. Potwór, bo terroryzował swoich rodziców. Myślałem, że moja córka była rozpieszczona, ale przy nim to aniołek.

– Też cię kocham. - Pocałowałem ją.

– Myślisz, że syn April będzie taki cały czas?

Oby nie, bo moja siostra zwariuje, ale w sumie po takiej matce nie miałem się co dziwić. Odziedziczył jej charakterek. Powinna być dumna.

– Ona nie jest taka stanowcza jak ty, gdy chodzi o dzieci. - Uśmiechnąłem się.

– I ma tego efekt. - Pocałowała mnie. – Powinno ci to dać do myślenia.

– Niby czemu?

Rozmawialiśmy chwilę o wychowywaniu dzieci. Ostatnio zabraniałem Heather wielu rzeczy i spotykałem się przez to z oburzeniem z jej strony, ale się przyzwyczajała. Musiała wiedzieć, że nie wszystko jej wolno. Czas robienia co chciała, już minął. Chłopcom ciężej mi stawiać zakazy. Bałem się usłyszeć kiedyś, że nie byłem ich ojcem i nie miałem prawa im rozkazywać. Jednak starałem się im tłumaczyć, dlaczego czegoś nie wolno. Nie przyznałem się, że ich mama mnie też zakazywała wielu rzeczy i musiałem się dostosowywać. Nie byłem jednak pantoflarzem, jak nadal twierdził Ant. Gdy dorośnie, nauczy się, że dla seksu facet był w stanie zrobić prawie wszystko. Zobaczymy wtedy jakim on będzie pantoflarzem. Chciałbym dożyć tej chwili i móc się trochę z niego ponabijać.

– Zaraz wbiegnie tutaj nasza mała armia. - Roześmiała się. – I będą marudzić, że są głodni.

– Matko, do boju. - Zaśmiałem się.

– Czy ty sobie żarty robisz? - Spojrzała na mnie groźnie.

– Tak.

Wstaliśmy przed dzieciakami i udało nam się nawet przygotować śniadanie, zanim chłopcy wbiegli do jadalni. Ich siostra niestety musiała poczekać, aż zareagowałem na jej krzyk i po nią poszedłem.

– Już jestem. - Wziąłem ją na ręce i pocałowałem w czoło.

– Tata, am.

Z Heather dało się nawet porozumieć. Jeśli mówiła do nas wyrazami, których jeszcze znaczenia nie znaliśmy, pokazywała paluszkami, na co akurat miała ochotę. Szło nam to sprawnie.

– Jak sobie życzysz. - Uśmiechnąłem się.

– Idzie przykładny tatuś – powiedziała Rachel, gdy nas zobaczyła.

– Mama, am! - Wyciągnęła rączki w jej stronę.

Żona szybko odebrała ode mnie córeczkę i zaczęła tulić do siebie. Następnie wsadziła do krzesełka i postawiła przed nią talerzyk z jedzeniem. Oczywiście Heather nie chciała, żeby jej pomagać. Przez co robiła wiele bałaganu, a jej posiłki zazwyczaj kończyły się kąpielą. Miło, że chciała być samodzielna, ale czy nie mogłaby przy tym mniej brudzić? Albo, chociaż dać się nakarmić?

– Kiedy pojedziemy do cioci April? – spytał Lucas.

Fajnie, że lubił moją siostrę. Spędzał z nią dużo czasu. Teraz April nie przyjeżdżała do nas zbyt często, bo musiała zajmować się swoim synem. Jednak zawsze znajduje czas, żeby zadzwonić do chłopców i porozmawiać z nimi przez chwilę.

– Właśnie! – krzyknął Ant.

– Możesz ciszej? Tak troszeczkę? - Rachel na niego spojrzała.

– Może. - Wzruszył ramionami i spojrzał na mnie. – Tato, kiedy?

– Po południu. Jak Dexter się wyśpi.

Nie miałem ochoty znosić jego humorów, bo go obudziliśmy.

– Czyli o której? – dopytywał.

Anton zaczął uczyć się godzin i cały czas nas pytał, która była godzina? Nieważne, że robił to częściej niż co piętnaście minut.

– Niedługo – odpowiedziała Rachel. – Posprzątaliście swój pokój?

Oboje spojrzeli na siebie i spuścili głowy w dół, a później zerknęli na mnie. Oho, pewnie wpadli na genialny pomysł. Nie było mowy chłopcy. Nie tym razem. Rachel na pewno wymyśli mi jakieś inne zajęcie. Poza tym ktoś musiał przypilnować Heather.

– To na co czekacie?

– Tam są zabawki Heather! – bronił się. – Czy ona też musi sprzątać?

– Nie, za nią zrobi to tatuś. - Spojrzała na mnie z uśmiechem.

Ta wiadomość ucieszyła chłopców.

– Tak? - Podszedłem do córki, żeby wyjąć ją z fotelika. – A ty co na to?

– Tata! - Zaśmiała się.

Mała zdrajczyni.

– Chyba mi pomożesz. - Połaskotałem ją.

– Co to dla was.

– Jeśli nie dostanę za to nagrody, sam sobie ją wezmę.

– Zapamiętam.

– Tato, a gdzie są nagrody? - Podszedł do mnie. – Bo wiesz, ja z Luciem też bym chciał. To naszych zabawek jest więcej.

Cwaniaczek. Rachel pokręciła głową i zaczęła sprzątać talerze. Nasza kolej. Przebrałem córeczkę i dopiero wtedy mogliśmy zacząć sprzątanie, ponieważ chłopcy czekali na mnie. Jakby nie mogli zacząć. Ant sam stwierdził, że ich zabawek było więcej.

– Chyba nie myślisz, że zrobię to za was, a nagrodzę i tak dostaniecie? - Spojrzałem na chłopców.

Heather zajęła się Rachel, bo z nią byłby jeszcze większy bałagan.

Wyrobiliśmy się do południa, chociaż ciężko nam szło. Chłopcy cały czas mnie zagadywali. Pewnie liczyli, że wygonię ich na dół i sam posprzątam. Nie było takiej mowy. Dzielnie znosiłem ich marudzenie. Inaczej żona wkurzyłaby się na mnie, bo pozwoliłem sobie dzieciom wejść na głowę.

– Mamo! - Ant zbiegł po schodach i dopadł ją w chwili, gdy wsadziła Heather do bujaczka. – Gdzie nasza nagroda?

– Czysty pokój nie wystarczy? - Uśmiechnęła się.

– Mamo. - Westchnął Luc. – Wiesz, jak było ciężko?

– Naprawdę? - Udała zaskoczoną. – Robię to codziennie i nie zauważyłam.

– Czy tata dostanie nagrodę?

Też byłem ciekaw. Zasłużyłem.

– Może.

– To nie fair – oburzył się młodszy. – My też chcemy.

– Pomyślę nad tym. - Pogłaskała go po głowie.

– Mam dla was nagrodę – odezwałem się. – Zabiorę was jutro do parku, a później na pizzę.

– Paul. - Skarciła mnie żona.

– No co? - Wzruszyłem ramionami. – Nie widziałaś, jaki to był dla nich wysiłek. Muszę to docenić.

– Właśnie! – krzyknął Ant, a siostrzyczka przytaknęła mu z uśmiechem.

Przed wyjściem zagrałem jeszcze z chłopcami na xboxie, ale ciężko mi szło, bo córka ciągle wyrywała mi pad z ręki. Przez to przegrałem. Trudno. Odegram się.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro