29.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Poszedłem do klubu. Miałem już tego nie robić, więc nie wiedziałem, czemu dałem się namówić Bradowi na to wyjście. Może chciałem sprawdzić, na ile jeszcze mnie tam ciągnęło. Nie zamierzałem zabawiać się z żadną panienką, ale wiedziałem, że będzie ciężko się powstrzymać.

Powinienem spędzić ten czas ze swoją kobietą. Ostatnio spędziłem z nią dużo czasu. Przeważnie rozmawialiśmy o dzieciakach, ale udało nam się też wyjść na miasto, bo maluchy zostały z Annie. Chciałem, żeby zostały z opiekunką, ale Rachel miała wątpliwości, jednak przystała na propozycję swojej przyjaciółki.

Siedziałem między chłopakami, popijając trzecie piwo i obserwując seksownie ubrane panienki, które jakoś nie robiły na mnie wielkiego wrażenia. Albo do klubu zaczęły przychodzić brzydsze panie, albo po prostu mi się znudziły. Każda taka sama, nie zauważyłem żadnej, która wyróżniałaby się z tłumu. Oczywiście Bradowi i Johnemu nie robiło to różnicy, bo wystarczyły duże cycki i zgrabny tyłek, a że twarz przeciętna, jakoś uszło. Zawsze byłem bardziej wymagający, jeśli chodziło o kobiety. Jednak dzisiaj nic od nich nie chciałem, a zdawało się, że jedna właśnie mnie upolowała. Na sobie miała białą sukienkę do kolan, z dużym dekoltem, czarne szpilki na nogach, tona makijażu na twarzy i rozpuszczone blond włosy. Ani trochę mi się nie podobała, ale patrząc na kumpli, widziałem, że byli gotowi ją bzyknąć i nie robiło im różnicy, który pierwszy się w niej spuści. Czas się zwijać. Nie mając ochoty na jej głupie podchody, dopiłem piwo i wstałem z ochotą wyjścia.

– Też miałam do ciebie podejść. - Uśmiechnęła się, kładąc dłoń na moim ramieniu, dotykając tipsami mojej skóry odkrytej przy kołnierzyku koszuli.

Co za pech, że ja nawet nie chciałem zamienić z nią słowa i miałem nadzieję wymknąć się z klubu, zanim do mnie podejdzie. Teraz będę musiał się jej, jak najszybciej pozbyć, co będzie trudne, bo zdawała się nachalna.

– Mylisz się. - Strzepnąłem jej dłoń. – Właśnie wychodzę.

– Możemy wyjść razem – dodała ani trochę zniechęcona.

– Nie mam ochoty. Wracam do domu, sam – powiedziałem dobitnie.

– Co będziesz robił sam? Mogę ci zrobić dobrze. - Uwiesiła się na mnie.

– Możesz. - Złapałem jej dłonie, którymi oplotła moją szyję i zrzuciłem. – Zniknąć mi z oczu!

Korzystając z chwili, gdy odwróciła się w stronę moich kumpli, zmyłem się, bo bałem się, że polezie za mną. Nie chciałem mieć dziś towarzystwa, a już na pewno nie tak szpetnego. To nie był najlepszy pomysł, żeby tutaj przyjść. Jednak na powrót do domu też było za wcześnie.

Zadzwoniłem do Annie z nadzieją, że siedziała teraz sama w domu i z chęcią mnie przyjmie. Nie zagłębiałem się w życie prywatne swoich pracowników, więc nie wiedziałem, czy kogoś miała. Może jej przeszkadzałem. Już chciałem się rozłączyć, ale za późno. Odebrała.

– Coś się stało? – spytała zaspanym głosem.

Cholera, chyba ją obudziłem. Zastanawiałem się, po co w ogóle do niej dzwoniłem?

– Przygarniesz mnie na kilka godzin? - Podrapałem się po głowie.

– Rachel wyrzuciła cię z domu? - Zaśmiała się.

– Jest weekend, impreza nie wyszła.

– Jasne, wezwać ci taksówkę?

– Dam sobie radę.

Rachel, dlaczego nie chciałem wrócić do domu? Może dlatego, że wypiłem kilka piw i zamierzałem wypić więcej, a nie chciałem, żeby widziała mnie w takim stanie. Nie lubiła, gdy piłem, dlatego jej to ułatwiałem. Poza tym nie chciałem jej się kojarzyć z byłym mężem, mimo że nie podniósłbym na nią ręki nawet pod wpływem alkoholu.

Chciałem się przejść, ale przypominając sobie ostatni wieczorny spacer, zrezygnowany zamówiłem taksówkę. Zanim się zjawiła, wypiłem jeszcze kilka drinków w pubie kilka ulic dalej.

Po dwudziestu minutach stałem pod blokiem Annie, która czekała na mnie przed klatką, ubrana w szare spodnie od dresu i wyciągnięty sweter. Nie oczekiwałem, że zejdzie po mnie na dół. Miałem ochotę wrócić do domu.

– Wyglądasz okropnie, Paul. - Szarpnęła mnie za ramię, prowadząc do domu.

Wcale w to nie wątpiłem. Spojrzałem na swoją koszulę, która była do połowy rozpięta, ale nie narobiłem sobie wstydu, paradując z rozpiętym rozporkiem jak jakiś menel. Gdy piłem ostatniego drinka, nie wydawało mi się, żebym był pijany. Tak w ogóle, ile ich wypiłem? Nie wiedziałem, jak wyglądałem według Annie, ale na pewno czułem się o wiele gorzej.

– Dzięki za komplement. - Próbowałem się uśmiechnąć.

– Pościeliłam ci na kanapie. Chyba że masz ochotę na rozmowę? - Spojrzała na mnie.

Oparłem się o ścianę przy drzwiach, próbując zrzucić buty ze stóp. Nie chciało mi się ich rozwiązywać, więc miałem z tym trochę problem, co rozbawiło Annie. Fajnie, że pijany byłem zabawny. Gdybym był w lepszym humorze, pewnie rzuciłbym jakimś żartem.

– Pomóc ci? - Próbowała ukryć uśmiech, ale kiepsko jej szło.

Teraz ona miała ze mnie ubaw, jak ja miałem ponad dwa tygodnie temu, gdy upiła się z moją kobietą. Tyle że ona była naprawdę zabawna, a ja żałosny.

– Dam sobie radę. - Usiadłem pod ścianą, kładąc sobie nogę na nogę i szarpałem za sznurówki, które w ostateczności się poplątały, ale w końcu zdjąłem buty. – Jestem żałosny, wiem.

– Dobrze, że oszczędziłeś tego widoku Rachel. - Podeszła do mnie i pomogła mi wstać, zarzucając sobie moją rękę na ramię.

Trzeba przyznać, że miała sporo siły, bo uwiesiłem się na niej całym ciężarem, a do kanapy mieliśmy spory kawałek do przejścia.

– Zastanawiam się, ile wypiłem i czy mój stan wynika z upojenia alkoholowego, czy z tego, jak beznadziejnie się w tej chwili czuję. - Usiadłem na kanapie, zakrywając twarz w dłoniach.

– Może jedno i drugie. - Postawiła przede mną, na stoliku herbatę.

– Może. - Uniosłem brwi, spoglądając na nią. – Może mam tego dość.

– Czego? - Spojrzała na mnie zdziwiona. – Paul, nie chcę, żebyś powiedział coś, czego jutro będziesz żałować. Może położysz się spać?

– Masz rację. - Położyłem się na plecach, zakrywając twarz ramieniem. – Dzięki, za wyrozumiałość i za nocleg.

– Nie ma sprawy. - Poklepała mnie po ramieniu. – Mam nadzieję, że jutro będziesz się czuć lepiej.

Wyszła, zamykając drzwi od sypialni. Byłe, jej wdzięczny, że nie zamierzała ze mną siedzieć i słuchać, co miałem do powiedzenia, bo mógłbym zacząć gadać naprawdę głupie rzeczy.

Przebudziłem się w środku nocy, słysząc hałas. W ciemności ciężko mi było coś zobaczyć, ale gdy zapaliło się światło w salonie, dostrzegłem Annie, jak paradowała w koszuli nocnej, uważając, żeby nie potknąć się o stolik w rogu pokoju. Nie wiedziałem czemu, ale zwlokłem się z łóżka i poszedłem za nią do kuchni. Stała ze szklanką wody przy oknie. Nie chciałem jej w żaden sposób wystraszyć. Więc oparłem się o szafkę i czekałem, aż mnie zauważy.

– Nie chciałem cię wystraszyć – odezwałem się jednak po chwili.

– Nie wystraszyłeś – odezwała się cicho, nie odrywając wzroku od widoku za oknem.

– Często nie sypiasz, czy tylko jak masz nieproszonego gościa?

– Skończyły mi się tabletki na sen. - W końcu odwróciła się do mnie i oparła o parapet, trzymając w dłoniach szklankę. – Wyglądasz trochę lepiej. Jak chcesz, możesz skorzystać z prysznica tyle, że nie mam żadnych ciuchów dla ciebie.

– Nie szkodzi. Masz problemy ze snem? - Zmarszczyłem brwi. – Od dawna?

Zdawałem sobie sprawę z tego, że nigdy nie wnikałem w życie swoich pracowników, ale Annie była trochę moją przyjaciółką. Znaliśmy się już kilka lat. Nigdy jednak nie rozmawialiśmy na prywatne tematy. Nasze rozmowy zawsze kręciły się wokół pracy albo Rachel. Wydawała mi się silna, że nawet przez chwilę nie przyszło mi do głowy, że mogła mieć jakieś problemy. Nie wiedziałem, jak ją o to zapytać, bo nie wyglądała na chętną do rozmowy.

– Zaraz minie. Wróć do salonu i nie każ mi się o to prosić. - Spojrzała na mnie.

– Ok. Gdybyś jednak chciała, jestem tutaj tylko dzisiaj. - Uśmiechnąłem się lekko i wyszedłem.

Postanowiłem uszanować jej wolę tak jak ona, gdy zostawiła mnie samego, widząc, w jakim byłem stanie, jak do niej przyjechałem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro