66.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Spotkałem się z Evą. Nie z własnej woli. Po prostu przyszła dopełnić resztę warunków umowy. Trzeba przyznać, że była osobą konkretną. Mimo że nie chciała przedłużyć umowy z wydawnictwem, postanowiła pomagać nam jeszcze przez jakiś czas. Czas, który właśnie minął. Nie wiedziałem, czy powinienem się jej obawiać. Do tej pory nie uprzykrzała mi życia, ale mogło się zmienić. Kobiety były nieobliczalne.

– Słyszałam, że zacząłeś układać sobie życie. - Uśmiechnęła się, siedząc naprzeciwko mnie.

Wiedziałem, że wieści szybko się rozchodziły. Tym razem miała związane włosy, chyba widziałem ją w takiej fryzurze po raz pierwszy. Jednak sukienka, to jej nieodłączna część garderoby, a czarne szpilki idealnie podkreślały jej nogi. Byłbym kłamcą, gdybym powiedział, że mi się nie podobała. Jednak nie pociągała mnie już jak kiedyś.

Nie zastanawiałem się nawet, skąd wiedziała, że zaczęło mi się układać. Pewnie Annie coś palnęła, myśląc, że Eva przyszła tutaj, żeby mnie uwodzić.

– Tak.

Nie zamierzałem ukrywać, że w końcu życie powoli mi się układało.

– Chciałam wiedzieć, co u ciebie jednak nie podpytywałam nikogo. Cieszę się, że dobrze wywnioskowałam.

Nieźle mnie podeszła, ale to nie miało znaczenia. Ważne było, żeby to uszanowała. Nic więcej od niej nie oczekiwałem.

– Nie zamierzam ukrywać, że mój związek jest dla mnie bardzo ważny. - Spojrzałem na nią, mając nadzieję, że będzie wiedziała, co miałem na myśli.

Niedługo powiem Rachel o tym, że przespałem się z kilkoma kobietami po naszym rozstaniu, ale nie chciałem, żeby zrobił to ktoś inny. Chciałem być szczery ze swoją kobietą, bo nie mogłem pozwolić jej znowu odejść.

– To dobrze. - Pokiwała głową. – Paul, właśnie dlatego nie chciałam... Nie pozwoliłam, żebyś się ze mną przespał. Bo widziałam, że coś jest nie tak. Możesz mi wierzyć lub nie, ale gdybym wiedziała wcześniej o Rachel, nie pozwoliłabym ci się do mnie zbliżyć. Cholera, chodzi o to, że... – przerwała, spoglądając na mnie. – Wiem, że do klubów chodząc faceci znudzeni swoim małżeństwem, ale staram się unikać takich typów.

Nie powinna czuć się winna. To moja wina, że dopuściłem do naszego romansu. Obojgu nam chodziło tylko o seks od samego początku. Jednak rozumiałem, że zauważyła, że próbowałem przed czymś uciec i dlatego mnie odrzuciła. Żałowałem, że wtedy, zamiast zrezygnować, poszedłem dalej. Nie przespałbym się z Ivy i miałbym jeden problem mniej.

– Nie zniszczyłaś mi związku. W sumie nie masz się, co czuć winna. Wtedy, gdy bzykaliśmy się w pracy, mój związek nie istniał. - Wstałem i podszedłem do okna, chowając ręce do kieszeni.

– Nie winię się – powiedziała to tak lekceważąco, że od razu uwierzyłem. – Po prostu widziałam w twoich oczach tamtego dnia, ile znaczy dla ciebie inna kobieta. Nie mogłam zrobić tego tobie – podeszła do mnie, kładąc mi dłoń na ramieniu – ale nie mogłam pozwolić, żeby ona kiedykolwiek dowiedziała się, że ją zdradziłeś ze mną. Żadna kobieta na to nie zasługuje.

Nawet się nie odwróciłem. Stałem, gapiąc się przed siebie, starając się zrozumieć, co do mnie mówiła.

– Eva, dziękuję. To wiele dla mnie znaczy.

– Myślisz, że trochę odpokutowałam? - Zaśmiała się nerwowo.

Dopiero wtedy się do niej odwróciłem. O czym ona mówiła, do cholery? Nigdy nie zastanawiałem się nad jej zachowaniem, ale teraz jej słowa dały mi do myślenia. Co musiało kierować kobietą, że łaziła po klubach, szukając wrażeń albo pozwalając facetowi się wykorzystać? Nie sądziłem, żeby chodziło tylko o rozrywkę.

– Co masz na myśli? - Przyglądałem się jej, marszcząc brwi.

– Wiem jakie to uczucie, gdy zdradzi cię facet, dlatego nigdy nie chciałam być tą drugą, rozumiesz? W klubie pozwoliłam ci na to, bo nie miałeś obrączki. Po naszej krótkiej rozmowie wywnioskowałam, że jesteś sam. A nawet jeśli nie, twój związek nie jest czymś poważnym i nie potrzebujesz ode mnie nic więcej niż ta jedna noc. Tak było, prawda?

– Nie chcę cię wyprowadzić z błędu, ale tak długo, jak nic nie znaczył dla ciebie ten seks, tak długo nie jesteś winna moim problemom.

Nie wiedziałem, czy to coś dla niej znaczyło, ale tak właśnie myślałem. Jeżeli nasz seks nic dla niej nie znaczył, ona nie była dla mnie zagrożeniem. Czułem, że nie będzie chciała mnie zniszczyć ani mojego związku. Może źle zaczęliśmy tę znajomość.

– Dziękuję. - Uśmiechnęła się z ulgą. – Za rozmowę i naprawę cieszę się, że jesteś szczęśliwy. Nie bój się, nie zniszczę ci tego.

Skoro potrafiłem szczerze porozmawiać z Evą, chyba czas zrobić to samo z Ivy. Tylko, czemu rozmowy z nią bałem się bardziej? Nie widziałem jej sporo czasu, a ona nawet nie próbowała się ze mną skontaktować. W ogóle nie wiedziałem, co się z nią działo. Nie powiedziałem Rachel, że przespałem się ze swoją przyjaciółką. I chyba właśnie, dlatego nie chciałem spotkać się Ivy. Nie chciałem, żeby ona powiedziała rudowłosej. A byłem pewien, że będzie chciała to wykorzystać. Odegra się na mnie za to, że ją wykorzystałem. Nie powinien wtedy do niej iść, przecież doskonale wiedziałem, że nadal mnie kochała i nic dobrego z tego nie wyjdzie. Mimo wszystko miałem nadzieję, że nasza przyjaźń coś dla niej znaczyła. I że zdawała sobie sprawę, że tylko ona mogła wszystko między nami zniszczyć. Jednak to nie zmieniało faktu, że będę musiał się z nią pożegnać. Ivy nigdy nie przestanie mnie kochać, a ja nie chciałem patrzeć, jak cierpiała, patrząc na moje szczęście. Nie mogłem jej tego zrobić.

Zakryłem twarz w dłoniach, próbując zastanowić się, co zrobić.

– Masz kilka papierów do podpisania. - Usłyszałem Annie, ale nawet na nią nie spojrzałem. – Paul?

Eva wyszła kilka minut temu.

– Słyszałem.

– Co się z tobą dzieje? Myślałam, że odkąd Rachel wyszła ze szpitala, już jest lepiej.

– Myślisz, że to naprawdę wszystko załatwia? - Zacząłem chodzić po gabinecie. – Mam jej jeszcze tyle do wyjaśnienia. Nie zdajesz sobie nawet sprawy, ile jeszcze przed nami.

– Sam sobie na to zapracowałeś.

– Świetnie! - Spojrzałem na nią. – Trochę współczucia, by nie zaszkodziło.

– Współczucia? – zakpiła. – Mam się nad tobą użalać? Zdradzałeś moją przyjaciółkę na każdym kroku! Jeżeli cierpisz chociaż trochę, dobrze ci tak. Sam sobie jesteś winny.

– Wyjdź! - Spojrzałem na nią wściekły.

– Przestań się użalać nad sobą, bo nie ty jesteś ofiarą, a zakłamanym tchórzem. - Wyszła tak szybko, jakby się bała mojej reakcji na te słowa.

Doskonale wiedziałem, że miała rację, ale niech zrozumie, że to wszystko mnie przerosło. Chciałem jakoś poukładać swoje życie, ale cały czas ktoś rzucał mi kłody pod nogi. Wiedziałem, że to przez moje decyzje i nie mogłem obwiniać nikogo poza sobą. Jednak trochę zrozumienia, by nie zaszkodziło.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro