84.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dzieciaki nie były zadowolone, że będą zostawać w szkole godzinę dłużej. Nie było się co dziwić. Oczywiste było, że o wiele bardziej wolały spędzać czas ze swoją mamą. Zapewniłem Rachel, że nie musiała siedzieć w wydawnictwie do trzeciej, ale stwierdziła, że nie opłacało jej się przyjeżdżać tam na trzy, czy cztery godziny. Widać po niej, że chciała spróbować. Nigdy nie pracowała, bo nie musiała. Pomagała tylko rodzicom, którzy nie byli dla niej dobrzy. Mieli jedną córkę, z którą nie utrzymywali kontaktu, odkąd rozwiodła się z Mattem. Potępili ją za to. Według nich powinna być posłuszną żoną. Szkoda, że udawali, że nie widzieli, jak mąż ją bił. Udawali, bo nie można było tego nie zauważyć. Poza tym, jak można było ignorować słowa własnego dziecka? Nie chciałem, żeby Rachel miała cokolwiek wspólnego z tymi ludźmi i ona też nie chciała.

– Czasami możesz pracować w domu. - Uśmiechnąłem się do niej.

Chciałbym, żeby nadal miała dużo czasu wolnego, tylko dla siebie i chłopców.

– Gdybym pracowała, gdzie indziej musieliby siedzieć w szkole do piątej. Przyzwyczają się.

Łatwo jej to mówić. Musiałem się przygotować na złość ze strony chłopców, bo mogli zacząć obwiniać mnie za ten pomysł. Wiedziałem jednak, że nie udałoby mi się utrzymać ich mamy w domu w nieskończoność. Kiedyś i tak, by nam się wyrwała, żeby móc pracować.

– Może April nas odwiedzi? - Spojrzała na mnie niepewnie.

Czyżby moja siostra znowu coś nawywijała? Miałem nadzieję, że nie. W sumie rozmawiałem z nią dwa dni temu i nic nie powiedziała, ale młoda potrafiła nieźle się ukrywać. Na pewno rozmawiała z Rachel.

– Niby czemu miałaby przyjechać? – spytałem spokojnie.

– Bo za miesiąc zaczyna wakacje. - Uśmiechnęła się. – Zapomniałeś, prawda?

Wakacje. No tak. Przecież moja siostrzyczka miała przyjechać do nas. Będzie mogła zająć się chłopcami, żeby nie musieli siedzieć z opiekunką i żebym ja mógł zabrać gdzieś ich mamę. Niech przyjeżdża. Czekałem na nią z otwartymi ramionami.

– Tak.

Po pracy odebraliśmy chłopców ze szkoły. Rachel odbyła pogawędkę z wychowawczynią Anta, który wyglądał na naburmuszonego. Chciałem zapytać, o co chodziło, ale bałem się, że dowiem się, że był zły na mnie.

W domu okazało się, że Anton szarpał w szkole jakąś dziewczynkę za włosy. Czyżby to już wiek na pierwsze zaloty? Jeszcze będą czasy, kiedy będzie się uganiał za dziewczynami i o szarpaniu za włosy nie będzie mowy.

– Ant się zakochał! – krzyczał Lucas, biegając wokół brata. – Się zakochał!

– Nie plawda! – krzyknął wkurzony, krzyżując ręce na klatce piersiowej.

Nie miał się co wkurzać. Ciekawy byłem, jak wyglądało moje pierwsze zakochanie się w tym wieku. W ogóle nic nie pamiętałem i często żałowałem, że nie miał mi kto tego przypomnieć.

– Dlaczego szarpałeś tę dziewczynkę za włosy? – spytała spokojnie Rachel.

– Bo jej nie lubię!

I wszystko jasne. Rachel, czemu pytasz, przecież to oczywiste, że chłopcy nie lubili dziewczynek.

Zaśmiałem się pod nosem, z nadzieją, że nie zauważyła.

– Ale to dziewczynka.

– I co? - Spiorunował ją wzrokiem. – Ona jest głupia.

– Ale chciałeś mieć siostrzyczkę – skomentowałem.

– Tak.

I zrozum dzieci. Rachel zerknęła na mnie zdziwiona. Wzruszyłem lekko ramionami. Nie mówiłem, że nie chciałbym mieć dziecka w ogóle. Nie chciałbym mieć go teraz. Nie byłem gotowy. Ant i Luc to nie moje dzieci, znaczy, starałem się być ich ojcem, ale ich od początku wychowywała Rachel. Pomagałem przy Antonie, ale uważałem, że przy własnym dziecku potrzeba większej odpowiedzialność. Jednak to wcale nie znaczyło, że swoje dziecko będę kochać bardziej niż chłopców. Całą trójkę, kiedyś, będę darzył takim samym uczuciem.

– To, czemu nie lubisz tej dziewczynki? – spytałem po chwili.

– Bo mnie pocałowała! – krzyknął.

I o to tyle krzyku? Nie wiedziałem, czemu dla małego to coś złego.

– Co w tym złego? - Zdziwiłem się.

Jeszcze kilka lat i sam będzie się kręcił koło dziewczyn, żeby je całować. Wtedy będzie o to prosić.

– Psy kolegach! Czy mama całuje cię psy kolegach? - Spojrzał na mnie. – Nie!

Nie miałbym nic przeciwko, żeby to robiła. Byłbym dumny jeszcze bardziej niż z tego, że jej miałem. Nasze uczucia nie były na pokaz, ale miło byłoby, gdyby pokazała wszystkim, że byłem jej.

– Szarpałeś ją za włosy, bo pocałowała cię przy kolegach? - Pokręciła głową. – Ant, tak nie można.

– Tak! I jej nie lubię.

Wiedząc, że nie da mu się nic teraz przetłumaczyć, stwierdziłem, że lepiej poczekać, aż Ant ochłonie.

– Porozmawiam z nim, jak się uspokoi – szepnąłem Rachel na ucho.

– Tak, że za tydzień wezwą mnie, bo całuje wszystkie dziewczynki? - Spojrzała na mnie rozbawiona.

– Postaram się, żeby tak szybko się nie zakochiwał. - Wyszczerzyłem zęby w uśmiechu.

– Dobrze. - Poklepała mnie po ramieniu. – Liczę na sukces.

W ciszy zjedliśmy obiad. Luc co jakiś czas dogryzał bratu, co mnie bawiło. Obrażony Anton uciekł na górę, jak tylko skończył jeść.

– Idź z nim porozmawiać, proszę. - Rachel spojrzała na mnie błagalnie.

– Dobrze.

– A ty nie dokuczaj bratu – te słowa skierowała do Lucasa.

– Ale to zabawne. - Uśmiechnął się.

– Luc!

– Dobrze, mamo.

Cieszyłem się, że chłopcy szanowali swoją mamę i się jej słuchali. Nigdy nie słyszałem, żeby jej pyskowali. Czasami zdarzyło się, że się z nią sprzeciwiali, ale nie odzywali się do niej źle.

Wszedłem do pokoju chłopców i usiadłem obok naburmuszonego Anta.

– Nie ce z tobą rozmawiać – burknął.

– Ok, to ja sobie pogadam. Ant, ta dziewczynka nie chciała zrobić nic złego. Pokazała ci tylko, jak cię lubi.

– Psy chłopakach! Luc się z nimi ze mnie śmieje!

– Bo ci zazdroszczą. - Uśmiechnąłem się. – Ich nie pocałowała żadna dziewczynka, prawda?

– Tak.

– To znaczy, że oni jej się nie podobają. Ładna jest? - Spojrzałem na chłopca.

Przez chwilę zastanawiał się, co powiedzieć.

– Tak.

– Przeprosisz ją? Chyba było jej przykro.

– Czy jak byłeś mały, też całowały cię dziewczynki przy kolegach? - Spojrzał na mnie ciekawy.

Czy w jego wieku dziewczyny mnie całowały? Nie przypominałem sobie.

– Nie pamiętam. - Wzruszyłem lekko ramionami. – Musisz być dla nich miły. Kiedyś wyjaśnię ci dokładnie, dlaczego albo sam to zrozumiesz. - Przytuliłem go. – Powiem Lucowi, żeby się z ciebie nie śmiał.

– Dziękuję, tato.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro