91.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

– April, zostaniesz na noc z dzieciakami?

Schodząc po schodach, usłyszałem pytanie Rachel. Moja siostra musiała zostać dziś z chłopcami, tym bardziej że uprzedziłem ją wczoraj. Miałem tego nie robić, bo w końcu to moja siostra i bez gadania powinna to dla mnie zrobić, ale mogła mieć przecież inne plany. Musiałem uszanować to, że April też miała swoje życie i nie powinna być na każde moje zawołanie. I tak spędzała dużo czasu z chłopcami. Starałem się też spędzać dużo czasu z nią. Przecież przyjechała do nas na wakacje. Przyjechała, bo chciała pobyć z bratem. Próbowałem to sobie tak tłumaczyć. To lepsze niż myśl, że przyjechała tutaj tylko ze względu na swojego chłopaka.

– Jutro spędzimy razem dzień – wtrąciłem, patrząc na siostrę.

O ile tylko wrócimy z Rachel do domu przed południem. Nie będę z tych oświadczyn robił przedstawienia i zabierał do restauracji całą swoją rodzinę. Nie będę też robił sceny przy obcych ludziach i kurde, miałem nadzieję, że Rachel to doceni.

– Już się zgodziłam. - Uśmiechnęła się.

Oczywiście nie powiedziałem mojej kobiecie, że zaplanowałem to już wcześniej. Niech myśli, że to spontaniczne wyjście, jak każde inne do tej pory. Czy zaczynałem wątpić? Nie. Tylko trochę bałem się, jak zareaguje na mój pomysł. Chciałbym, żeby była zadowolona. Wiedziałem, że będzie się wahała, zanim się zgodzi. Albo po prostu odmówi, ale nie poddam się. Najwyżej spróbuje ponownie za jakiś czas.

– Mamo! - Chłopcy rzucili się na rudowłosą.

Uśmiechnąłem się na ten widok. Przez chwilę pomyślałem, że to musiało być miłe tulić tak własne dziecko. Małego człowieka, którego stworzyłeś, który był częścią ciebie. Mała duma rodziców, ale czy na pewno mając swoje dziecko, odczuję jakąś różnicę? Czy inaczej będzie mi je tulić niż chłopców? Nie sądziłem. Myślałem, że tutaj najważniejsze były uczucia, a nie to, że akurat ja je spłodziłem. Wielu ojców porzucało swoje dzieci albo krzywdziło jej jak Matt.

– Idzies z nami pograć? - Ant na nią spojrzał tak, że nie dała rady odmówić.

– Ale tylko jedna runda. - Pogłaskała go po włosach.

Maluch z radosnym piskiem podbiegł włączyć grę. No, nie zawsze zdarzało się, że Rachel dała się na to namówić. Zazwyczaj była przeciwna przesiadywaniu przed telewizorem. Wolała, żeby chłopcy grali w piłkę na ogrodzie albo zajęli się czymś innym niż spędzać czas na oglądaniu bajek.

– Ty też będziesz grać? - Spojrzała na Luca.

Martwiliśmy się o niego. Od porwania ciężko było nam go zrozumieć. Wycofywał się i nie zawsze chciał z nami rozmawiać. Staraliśmy się być dla niego wsparciem. Odwiedzaliśmy psychologa. Nie mogliśmy pozwolić, żeby został sam ze swoim problemem, bo mogło się skończyć źle. Wiedziałem, że nigdy nie zapomni, co zrobił mu ojciec i przykro mi, że musiało go to spotkać. Z jednej strony cieszyłem się, że nie padło na Antona, ale dlaczego musiał cierpieć któryś z nich? Jedyną osobą, którą powinna spotkać krzywda to Matt. Liczyłem na to, że nasz wymiar sprawiedliwości tym razem nie pozwoli mu wyjść na wolność. Jeśli tak, to pójdę po niego i wymierzę mu karę, na jaką zasłużył, gdy po raz pierwszy podniósł rękę na ciężarną Rachel.

– Nie. - Uśmiechnął się i powiedział ciszej: – Będę ci kibicować, mamo. Żeby Ant cię nie zniszczył.

Ten pojedynek trzeba było obejrzeć. Oczywiście Anton nie zamierzał odpuścić po jednej rundzie i musiał zagrać z każdym z nas, a ile narobił przy tym hałasu. Dziwne, że sąsiedzi jeszcze nie przyszli się skarżyć.

– Idź, się przygotuj – wyszeptałem do Rachel, gdy moja siostra zaczęła przegrywać pojedynek z chłopcami.

Nie miała z nimi szans. Za dobrze ich wyszkoliłem. Poza tym April nie grała w żadne gry. Współczułem jej facetowi, który o tej formie rozrywki z nią mógł zapomnieć. O czym ja myślałem, przecież nie był z nią, żeby grać razem na konsoli. Byłem głupi, bo wiedziałem, że najlepszą zabawą dla młodych ludzi był seks.

– Zajmiesz się nimi? - Uśmiechnęła się Rachel i mnie pocałowała.

Delikatnie i szybko, żeby nikt nas nie przyłapał. Jednak nikt nie był zainteresowany nami i nie miałbym nic przeciwko, gdyby usiadła mi na kolanach, a trochę bym ją poobmacywał.

– Oczywiście.

Patrzyłem, jak wbiegła po schodach. Gdy była już na górze, podszedłem do siostry i wyrwałem jej pada z rąk. Nie mogłem już patrzeć, jak sobie nie radziła z dzieciakami, które nawet nie ukrywały, że miały z niej ubaw. Pośmiałbym się razem z nimi, ale to moja siostra i musiałem ją ratować.

– Ej! – krzyknęła.

– Przegrywasz od dwudziestu minut. - Zaśmiałem się pod nosem. – Muszę ratować twój honor.

Jeżeli ucierpi, chłopcy przestaną ją szanować. Może przesadzałem, na pewno, ale sam miałem ochotę z nimi pograć.

– Zabawne. - Szturchnęła mnie. – Ant, pokonaj go!

– Z kim ty trzymasz? - Spojrzałem na nią.

Nie dość, że nie chciałem, żeby przegrała, to jeszcze okazało się, że nie zamierzała kibicować mi, a przeciwnikom.

– Dobla! Zaraz przegraa! – krzyknął.

– Chcielibyście – burknąłem, skupiając się na grze.

Miałem taką samą, a może nawet większą frajdę niż oni.

Chłopcy nie mogli zrozumieć, dlaczego wychodziliśmy gdzieś bez nich. Godzinę zajęło nam tłumaczenie im, dlaczego dorośli czasami chcieli spędzić czas sami. Byłem pewien, że zrozumieją to, gdy podrosną. Też wtedy nie będą chcieli siedzieć z nami całymi dniami.

– Ant, chciałeś kiedyś siostrzyczkę – powiedział cicho Luc.

Chyba myślał, że go nie słyszeliśmy, ale Ant zamierzał podzielić się swoim pomysłem nie tylko z bratem.

– Przyniosą mi siostrzyczkę?! – krzyknął zadowolony.

Chciałby. Chyba nie zdawał sobie sprawy z tego, że nie chciałem mieć jeszcze dziecka tak bardzo, jak on pragnął siostry. Nie wiedziałem w ogóle, czemu upierał się przy siostrze. Nie mógłby być brat?

– Taaa, za dziewięć miesięcy.

No teraz mały nie da nam spokoju na długi czas. Dziękuję, April. Nie ma za co, Paul.

– April! – wrzasnąłem na nią.

– Ciociu, czemu tak długo? - Podszedł do niej.

Dobrze jej tak. Niech teraz kombinuje, jak mu to wytłumaczy. Musiałem zabrać rudowłosą i nie zamierzałem uczestniczyć w tej rozmowie ani minuty dłużej.

– Wychodzimy. - Złapałem Rachel za dłoń. – Paaa.

– Nie pożegnałam się z nimi. - Uśmiechnęła się, gdy staliśmy przed domem.

– Wrócimy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro