93.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Następnego dnia wróciliśmy do domu i nie mogłem uwierzyć w to, co zobaczyłem. Moja siostra musiała się świetnie bawić, ale mnie to w ogóle nie cieszyło. Jak ona mogła?

– Paul, uspokój się. - Rachel złapała mnie za ramię.

Jak miałem się uspokoić? April pod moją nieobecność przyprowadziła do domu faceta. Miałem ochotę go rozszarpać, gdy pomyślałem, że na pewno został na noc. Powinna mnie chociaż uprzedzić. To mój dom! Nie będę udawał miłego.

– O Paul. - Siostra spojrzała na mnie zdziwiona.

Bo to kurwa, takie dziwne, że wróciłem do swojego domu. Może miałem jeszcze zadzwonić wcześniej i uprzedzić ją, że wrócę?

– Dzień dobry. - Chłopak wstał i wyciągnął rękę w moją stronę.

Rachel widząc, że jej nie uścisnąłem, sama to zrobiła. Nie rozumiałem, skąd u rudowłosej brało się zaufanie do obcych ludzi. Nie musiała być dla nikogo miła.

– Miło cię poznać. - Uśmiechnęła się. – Napijesz się czegoś?

Najlepiej niech stąd wyjdzie i to już. Nie miałem ochoty patrzeć na jego gębę. Już sobie go przypomniałem. To on nie chciał mnie informować, jak toczyła się sprawa z porwaniem Luca. Nie chciał słuchać też, gdy sugerowałem, że za wszystkim stał Matt. Porozmawiam sobie z nim innego dnia.

– Kawy – odpowiedział po chwili.

To idź, sobie zrób. Przez dwa dni na pewno zdążył się rozgościć.

– Z tobą sobie jeszcze pogadam. - Pokazałem na siostrę i wyszedłem do kuchni za Rachel. – Sam niech sobie usługuje. - Złapałem ją za rękę.

– Jest naszym gościem.

– Nie, ja go nie zapraszałem. - Patrzyłem na nią.

– Nie wściekaj się. - Pogłaskała mnie po ramieniu.

– Wkurwia mnie ten gość. April ma okropny gust.

– Teraz jesteś zabawny. - Zaśmiała się. – Może ty wybierzesz jej faceta?

Fajnie, że ją bawiłem. Gdybym wybrał jej faceta to na pewno, by się z nim nie umówiła. Ona nie brała się za normalnych, z którymi mogłaby mieć super życie. Nie, April wolała je sobie komplikować. Jakby życie nie było dość skomplikowane.

– Śmiej się ze mnie, ale ja nie chcę go pod swoim dachem. - Wyszedłem, kierując się do sypialni.

Załatwię tę sprawę. Zajrzałem jeszcze do chłopców zobaczyć, czy spali. Ant siedział naburmuszony na łóżku. Nie wiedziałem, co się ostatnio działo z tym dzieciakiem. Do tej pory cały czas chodził zadowolony i uśmiechnięty. Czyżby mu czegoś brakowało? A może to przez to, że jego mama pracowała i nie spędzała już z nim tyle czasu, co kiedyś. Chyba będę musiał porozmawiać o tym z Rachel. Lubiłem z nią pracować. Odnalazła się w moim wydawnictwie doskonale, ale nie powinny na tym cierpieć dzieci. Jednak nie chciałbym też, żeby rezygnowała ze swojej pracy, bo była do tego zmuszona. To musiał być jej wybór. Poświęcała się za każdym razem.

– O jeśteś – odezwał się po chwili.

– Coś się stało? - Usiadłem obok niego.

– Nie.

Kiedyś potrafił powiedzieć mi wszystko. Buzia mu się nie zamykała. Zastanawiało mnie, dlaczego nie chciał ze mną rozmawiać. Co takiego mu zrobiłem? Starałem się być dobrym ojcem. Myślałem, że chłopcom nic nie brakowało.

– A chcesz jutro pojechać z mamą do wydawnictwa?

– Naplawdę? - Ożywiony, usiadł mi na kolanach.

Czyżby chodził o czas spędzany z Rachel? Jeśli chciał z nami pojechać to, czemu nie. Nie miałem na jutro żadnych umówionych spotkać. A obecność chłopców w wydawnictwie nie powinna nikomu przeszkadzać. No, mnie na pewno nie będzie przeszkadzać, a inni niech się dostosują. Przecież byłem tam szefem.

– Tak. - Uśmiechnąłem się.

– A zabierzemy Luca? - Zerknął na brata.

No oczywiście. Nie zostawiłbym jednego z chłopców w domu. Starałem się żadnego z nich nie faworyzować. Po prostu z Antonem było mi łatwiej. Byliśmy razem od samego początku, a Lucas musiał mnie zaakceptować.

– Bez niego nie pojedziemy.

– Luc, jedziemy z nimi! - Podbiegł do brata. – Fajnie, nie?

– Tak. - Uśmiechnął się.

Nie pozostawało mi nic innego, jak cieszyć się z nimi. Ciekawe, czy Rachel ten pomysł się spodoba. Powinienem z nią o tym porozmawiać, ale to wyszło spontanicznie. Trudno.

Gdy maluchy zasnęły, zszedłem na dół. Słyszałem śmiechy dziewczyn i miałem nadzieję, że tego gnoja już tam nie było.

– Poszedł sobie? - Stanąłem przed nimi.

– Przed chwilą.

No to bardzo dobrze zrobił. Niech nie pojawia się przez kolejne dni. Jak mieli się umawiać, to niech to robią na mieście albo u niego. Było mi wszystko jedno, byle już nie przyłaził do mojego domu.

– April, nie sądzisz, że należą mi się jakieś wyjaśnienia? - Spojrzałem na siostrę.

– Paul, daj spokój – odezwała się rudowłosa.

Nie dam się przegadać dwóm babom. Nie było mowy. W moim domu panowały moje zasady. Zresztą należały mi się jakieś słowa wyjaśnienia. Jakiekolwiek. I co? Cisza.

– Nie. Słucham?

– No co? - Wstała. – Chciałam, żebyś go poznał.

– Mogłaś mnie uprzedzić. Nie lubię, jak ktoś się panoszy po moim domu.

To była moja przestrzeń i nigdy nie sprowadzałem tutaj nikogo obcego. Więc czemu ona miała to robić?

– Nie panoszył się. - Spojrzała na mnie. – Nawet tu nie spał.

Ta jasne, siedzieli cały dzień i oglądali bajki.

– Ale pewnie cię bzyknął.

– Wiesz co? Jesteś okropny! – podniosła głos. – Myślisz, że się mną zabawi, jak ty tamtymi kobietami? Co, każdy facet jest taki jak ty?

Tak, każdy facet myślał najpierw tylko o seksie.

– Przestań! – powiedziałem przez zaciśnięte zęby.

Nie miała prawa mnie oceniać. Nie własna siostra. Czy ona nie widziała, że chciałem ją chronić? Cokolwiek nie zrobi, zawsze byłem po jej stronie. Więc dlaczego ona mnie atakowała za każdym razem, gdy miała do tego okazję?

– Zabolało, Paul? - Spojrzała na mnie.

Rachel podeszła do nas niepewnie. Nie miałem już nic więcej do powiedzenia. Wściekły wyszedłem przed dom. Miałem dość słuchania jej pretensji.

Szedłem przed siebie bez celu. Nie wrócę teraz do domu. Poczekam, aż zasną. Może im ulży.

Starałem się być dobrym bratem, ale jak widać mi, to nie wychodziło.

Wypaliłem paczkę fajek, zanim wróciłem do domu. Światło w salonie nadal się paliło. Będę musiał się jeszcze przejść, zanim zmierzę się z moją kochaną siostrzyczką.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro