8

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Z upływem wskazówek zegara, złoty i srebrny chłopiec tracili tę magiczną cząsteczkę bytu, którą zawsze tak cenili we wszystkim czego się tknęli. Wskazówki zegara zaczęły wybijać nie sekundy, a lata. Życie stało się szare, szybkie i smutne. Goniąc za marzeniami, przyszłością i rzeczami skrajnie przyziemnymi, zaczęli stawać się „dorośli". Stali na rozdrożu dróg, czekając na znak. Oboje widzieli na horyzoncie rychły koniec piękna i początek brzydoty. Myśleli o różnych sposobach walki ze złem wyższym.

Pewnego kolorowego dnia, w środku magicznej pory jesieni i jej wielu cudnych odcieni, wyszli na spacer. Miała to być melancholijna podróż, uzmysłowiająca nadchodzący koniec, dotąd im znanego życia.

- Nie sądzisz, że śmierć jest wizją bardziej kuszącą od rutyny?- spytał zamyślony Toshio.

- Myślisz, że o tym nie myślałem? Wiele razy mieliłem argumenty za i przeciw. I stwierdzam, że tych za jest o wiele więcej, ale za to te kilka przeciw, jest bardzo mocnych- odparł smutnie Zosima.

- Mianowicie?

- Bez sensu jest żyć setki lat, jako gwiazda, która się wypala. Być pięknym i jednocześnie umierającym. To jest smutne. Gdyby w tej sekundzie Słońce się wypaliło, wiedzieli byśmy o tym po 8 minutach. Chciałbym żyć swoim wymarzonym życiem albo nie żyć wcale. Każdy aspekt innego życia jest nie do zniesienia- odparł zapatrzony w jesienne widoki Zosima.

- Nie wydaje mi się. Mówisz, jakbyś do życia potrzebował tylko samej istoty wymarzonego istnienia. Sądzisz, że jeśli ci się nie uda zaznać ideału, to się poddasz? To istne tchórzostwo- powiedział złoty chłopiec, patrząc na szeroko otwarte oczy srebrnego.

- Wiem, że jestem tchórzem, ale dlaczego konkretnie w tej sprawie?- spytał Zosima, któremu wydawało się, że patrzy na Słońce, któremu daleko do wypalenia.

- Dlatego, że nawet mając swoje idealne życie w samotni, nie osiągniesz pełni szczęścia. Do pełni jest zawsze potrzebne coś i ktoś. Uczucie i naczynie. Miłość i osoba. Każdy potrzebuje drugiej połowy. Bo jak trwać w ideale będąc połowicznym? To bezsensu. Nawet Słońce ma swojego pomocnika, dzięki, któremu nie gaśnie na zawsze- mówił, jakby chcąc coś wyrazić.

Zosima był dobry w interpretacji wierszy. Słowa przyjaciela zawsze były dla niego wierszami. Srebrny chłopiec umiał czytać między wierszami. Znał pory roku i pory dnia tak, jak zna się rozkład swojego dnia. Myślał, że wszystko ma swoje miejsce i, że każdy aspekt zna na wylot, a nagle okazywało się, że niespodziewana sytuacja zmienia tą dotąd niepodważalną rutynę.

- Wracajmy. Zrobię ci ciepłe kakao- uśmiechnął się odprężony Zosima. Toshi rozwiał większość liści w jego głowie. A te, które zostały, ubarwił na cudne odcienie cynamonu, czekolady i truskawek.

- Zrobię ci w nagrodę deser z czekoladą, truskawkami i cynamonem- rzekł wesoło srebrny chłopiec.

- W jaką nagrodę?- spytał zawikłanie Toshio.

- Kiedyś się przekonasz- uśmiechnął się wdzięcznie Zosima.

I ruszyli w podróż, która była błahym spacerem na kakao i deser, a w ich głowach panowały huragany. Bowiem Zosima pojął, dlaczego Słońce. Ponieważ słońce miało tylko jednego kochanka. Tylko jeden Księżyc. I to z nim się wymieniała światłem. To Słońce i Księżyc, co wschód i zachód obdarowują się namiętnym pocałunkiem.

Nasza przyszłość wcale nie musi być taka smutna- pomyślał Zosima.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro