𝟙. 𝕋𝕨𝕠𝕛𝕒 𝕡𝕣𝕫𝕖𝕤𝕫𝕝𝕠𝕤𝕔

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Twoja przeszłość, 
czyli w jakich okolicznościach
trafiłaś do rezydencji

Sakamaki

Byłaś jedną z tych nastolatek, które swojemu życiu nie miały nic do zarzucenia. Od domu pełnego ciepła i miłości po wielu znajomych i dosyć dobre relacje z rówieśnikami. Uczyłaś się dosyć przeciętnie, z większości przedmiotów miałaś czwórki lub trójki, czasem wpadały piątki bądź szóstki, tak samo jak dwójki i jedynki. Więc tak jak już wspominałam byłaś przeciętnym człowiekiem.

Jednak jak to kiedyś śpiewał w swojej piosence pewien znany polski artysta...

"Los chce ze mną grać w pokera, raz mi daje raz zabiera".

W tym przypadku los postanowił ci zabrać. I bynajmniej nie było to powolne odbieranie rzeczy, a wszystkie negatywne wydarzenia zostały nagle zwalone prosto na twoją głowę.

O czym mowa? O śmierci twojej matki. Pamiętasz ten moment, kiedy do twojego ojca zadzwonił ratownik medyczny. Gdy kobieta jechała do pracy nastąpił wypadek samochodowy, którego twoja mama nie miała szans przeżyć.

Twój drugi rodziciel nie mógł udźwignąć tak wielkiej tragedii. Popadł w depresję i by chociaż trochę złagodzić ból zaczął pić. Na samym początku były to niewielkie ilości alkoholu, ale z czasem normalnym dla ciebie widokiem stało się kilka pustych butelek po piwie na stole w jadalni lub na blacie w kuchni. A gdy stracił z tego powodu pracę zaczął pić jeszcze więcej. Przepijał wszystkie pieniądze, w końcu zmuszona byłaś do chodzenia po lombardach w celu sprzedaży wszystkiego, co było wartościowe. Pierścionki twojej matki, zegarki, elektronika... zostały one jedynie wspomnieniem czasów, w których wszystko było normalne. Nie trzeba wspominać, że te pieniądze również szybko się kończyły.

Miał więc prawo zdziwić cię pewien widok który zastałaś, wracając któregoś dnia ze szkoły. Czekał na ciebie elegancko ubrany ojciec od którego zamiast codziennego zapachu alkoholu i potu teraz czułaś wodę kolońską. Spojrzał na ciebie, uśmiechając się delikatnie.

- Cześć córeczko, mam świetną wiadomość! - mężczyzna uśmiechnął się, czego nie robił od bardzo dawna. - Dostałem pracę!

Nie mogłaś przez to powstrzymać uśmiechu formującego się na twojej twarzy. W końcu wszystko ma szansę wrócić do normy, a przynajmniej do normy takiej jak przed śmiercią mamy!

Byłaś tak zadowolona, że nawet nie zwróciłaś uwagi na leżące obok nóg twojego ojca torby oraz jedną walizkę.

- Dostałem pracę w pewnej korporacji w Niemczech. - przyznał, a uśmiech dalej nie schodził mu z twarzy.

- Czyli... wyjeżdżamy do Niemiec? - mina nieco ci zrzedła. Przecież to zupełnie nowy kraj, w dodatku z obcą kulturą i językiem! Jak sobie tam poradzicie, zaczynając kompletnie od zera?!

Mina twojego taty pobladła, czego nie uznałaś za dobry znak.

- Jeśli chodzi o to... tylko ja wyjeżdżam.

Słowa te zadziałały na ciebie niczym kubeł zimnej wody. Niemalże mogłaś poczuć, jak grunt osuwa ci się pod nogami.

- J-jak to tylko ty?! A co ze mną?!

- Zajmie się tobą rodzina mojego przyjaciela. - stwierdził, patrząc na niebie. - Przepraszam [T/I], na mnie również spadło to jak grom z jasnego nieba. Przysięgam, gdy tylko wszystko tam ogarnę sprowadzę cię do siebie.

Mało powiedziane, że byłaś wtedy na niego zła. Miotała tobą wściekłość, żal, smutek i nieokiełznana gorycz, że twój ojciec z dnia na dzień postanowił cię zostawić pod opieką jakiegoś "przyjaciela". Nie miałaś jednak wyboru i nie protestowałaś, z trudem hamując łzy w twoich oczach podczas pakowania niewielkiej, czerwonej walizki.

Równą godzinę po waszej rozmowie pod wasz dom zajechała... czarna limuzyna. Byłaś tym faktem zdziwiona, ale to i tak nie powstrzymało cię przez przytulaniem i żegnaniem się ze łzami z twoim ojcem. Wtedy jeszcze raz zaklinał się na boga, że cię sprowadzi do Niemiec.

Gdy twoja walizka w końcu została zapakowana do auta ty już siedziałaś w środku. Odjeżdżając machałaś swojemu tacie do momentu w którym nie zniknął on z twojego pola widzenia.

Ruszyłaś na przygodę, której finał miał przynieść niespodziewany obrót.

Mukami

Zapewne wielu z was zna powiedzenie, że "ciekawość to pierwszy stopień do piekła". W końcu słyszymy to niemalże od urodzenia: powtarzają nam to rodzice, dziadkowie, przedszkolanki czy nauczyciele.

I niestety w twoim przypadku to przysłowie miało spełnić się w tym bardzo dosłownym znaczeniu.

Od zawsze byłaś ciekawskim dzieckiem i nieraz ta ciekawość wpędzała cię w tarapaty. Przykłady? Proszę bardzo.

Gdy byłaś mała postanowiłaś wejść na stare drzewo znajdujące się na placu przy bloku, w którym mieszkałaś. Wszystko byłoby okey, gdyby w pewnym momencie twoja dziecięca wyobraźnia nie stwierdziła, że na samej górze pewnie mieszkają wróżki. Oczywiście chciałaś to sprawdzić, wdrapując się na coraz to wyższe gałęzie, aż jedna z nich nie wytrzymała twojego ciężaru. Skończyło się na złamanej ręce, sporej ilości siniaków oraz zadrapań i oczywiście znanym nam już powiedzeniem.

Drugą z sytuacji gdzie twoja ciekawość nie przyniosła ci niczego dobrego była... próba zamienienia się w wróżkę ognia. Pewnie każdy z was kojarzy ten trend związany z aplikacją pt. "Niebieski Wieloryb" i tym podobne, ale nie będę wchodzić w szczegóły tych gier. Problem był jednak taki, że w tamtym okresie byłaś zafascynowana wróżkami i jako ciekawskie (a przede wszystkim naiwne) dziecko zapragnęłaś stać się ogniową wróżką.

Wykonałaś wszystkie zadania i z nadzieją położyłaś się spać, by rano obudzić się jako czarodziejka. Na szczęście chwilę po tym, jak odkręciłaś w kuchence gaz do kuchni zszedł twój ojciec, by napić się wody. Takim oto sposobem nie doszło do tragedii, ale ty się wściekłaś i następnego dnia wykrzyczałaś rodzicom cały swój misternie przygotowany plan. Można było się spodziewać, że zakończy się to wielogodzinną rozmową, a rodzice zadecydowali o kupieniu kuchenki elektrycznej, by już nigdy ta sytuacja się nie powtórzyła.

Od tamtej pory byłaś bardziej ostrożna ze wszystkim co robisz i czytasz. Nie oznaczało to jednak, że całkowicie wyzbyłaś się swojej wrodzonej ciekawości, co niedługo potem miało cię wpędzić w jeszcze większe kłopoty.

Pewnego dnia gdy spacerowałaś po lesie w oddali zauważyłaś dosyć spory dom. Co tam dom, rezydencję! Nie wyglądała na opuszczoną, a jedyna droga prowadząca do niej była wyłożona drobnymi, białymi kamieniami.  Jednak z tego co zauważyłaś podjazd tuż przy domu był już wyłożony czymś na wzór dużych, betonowych płyt. Z tej odległości nie widziałaś jednak, czy faktycznie był to beton. Ale nie byłabyś sobą, gdybyś tego nie sprawdziła!

Zaciekawiona ruszyłaś więc w stronę domostwa, ale nie mówmy o tym, że szłaś główną drogą. Nie, nie, przedzierałaś się przez chaszcze, zapewne przy okazji płosząc połowę ptaków i kilka innych małych gatunków zwierząt z okolicy.

W końcu jednak znalazłaś się na tyłach rezydencji, a szczęście znów się do ciebie uśmiechnęło. Ogrodzenie było wykonane ze starej, metalowej siatki, doszczętnie przerdzewiałej w niektórych miejscach, a co za tym idzie łatwej do skruszenia. Najwyraźniej właściciel rezydencji nie za bardzo interesował się tym momentem ogrodzenia albo ufał ludziom, że tego nie wykorzystają. Jak powszechnie wiadomo, wandalizm jest zły, ale w tej chwili byłaś tak bardzo ciekawa tego miejsca, że zignorowałaś zdrowy rozsądek.

A jak wiadomo w twoim przypadku niemalże zawsze źle się to kończy.

Gdy zdołałaś zrobić przerwę w ogrodzeniu na tyle dużą, by przez nią przejść weszłaś na teren wielkiego ogrodu. Wszystko w nim było zadbane, a ty byłaś w takim położeniu, że raczej nikt z domowników, o ile ktokolwiek tu był nie powinien cię dostrzec.

Powiedziałam "raczej", bo tak się właśnie stało.

Gdy ty rozkoszowałaś się widokiem nagle coś ciężkiego uderzyło cię w głowę, przez co niemal natychmiastowo straciłaś świadomość.

Ocuciło cię dopiero uczucie wilgoci, które czułaś na skórze. Powoli otworzyłaś oczy, a ból promieniował przez całą twoją czaszkę.

Właściwie... co się stało?

Gdy w końcu odzyskałaś ostrość widzenia zdałaś sobie sprawę, że przed tobą są... kraty. Niczym w więzieniach, grube i żeliwne. Złowrogo oświetlała je jedna pochodnia, która wisiała poza twoim zasięgiem i przybliżyła ci brutalną rzeczywistość.

Znajdowałaś się w celi.


~~~~~~~~~~~~

I... skończone! Mam nadzieję, że pierwszy rozdział odrodzonych preferencji przypadł wam do gustu, bo przyznam, że pisanie na moim kochanym, ośmioletnim laptopiku było wyzwaniem. A dokańczając rozdział postanowił zrobić sobie ze mnie jaja i się nagle wyłączył, przyprawiając mnie o zawał, że Mukamich będę musiała strugać od nowa :')

Ahh, ta złośliwość rzeczy martwych

W każdym razie życzę wam miłego dzionka i do zobaczenia w następnym rozdziale, który nastąpi (kiedyś)!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro