Wasze pierwsze spotkanie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

•Anakin Skywalker:
Anakin wraz ze swoim mistrzem Obi-Wanem Kenobim mieli misję. Jednak wpadli w kłopoty. Ty i twój mistrz- Mace Windu zostaliście wysłani na pomoc im. Pewien łowca nagród strzelił w nich substancją usypiającą i zabrał do siebie. Twój mistrz został na zewnątrz odganiając wrogą armię, a ty wślizgnęłaś się do chatki. Zastałaś tą dwójkę słodko śpiących na podłodze. Wyjęłaś im pociski z karków i wyciągnęłaś ich na zewnątrz za nogi. Windu wziął na plecy Obi-Wana, a ty wzięłaś Skywalkera. Kenobi obudził się szybciej, a Anakin cały czas wisiał bezwładnie na twoim karku. Wsiedliście do statku, Mace zasiadł za sterami a ty, i dwóch śpiochów z tyłu. W połowie lotu Annie obudził się i wstał z twoich kolan.
-Co się...-zaczął pytać, lecz ty opowiedziałaś całą historię.- Wow... ja i mój mistrz trochę przysnęliśmy... Jestem Anakin Skywalker.

-Miło mi cię poznać z innego punktu widzenia niż dodatkowe obciążenie na plecach.- zażartowałaś- Jestem [T/I]

•Obi Wan Kenobi:
Miałaś wyjątkowy dzień, zupełnie bez misji, poleceń, planów, etc; pozwoliła Ci na niego rada Jedi. Postanowiłaś spędzić go na Naboo. Ułożyłaś się na kocu, który wsześniej rozłożyłaś. Zaczęłaś rozkoszować się promieniami słońca, aż w końcu nadszedł zmrok. Usłyszałaś szelest w krzakach. Ujrzałaś wydeptaną ścieżkę.
Ruszyłaś, by sprawdzić kto lub co wydeptało trasę. Kilka razy prawie straciłaś życie, potykając się o skały.
Szłaś łącznie około dwóch lub trzech godzin. Dotarłaś do ogromnej jaskini. Weszłaś do środka. Tego, co zobaczyłaś naprawdę się nie spodziewałaś. Serio. W okół ogniska siedziała cała rada Jedi i wielu padawanów. Na środku stał świeżo upieczony mistrz Kenobi i trzymał w rękach wielki czekoladowo-waniliowy tort z napisem: Wszystkiego najlepszego [T/I]!!!
Zapomniałaś o swoich własnych urodzinach!  Po długim konsumowaniu tortu i pogawędkach wszyscy zaczęli się zbierać spowrotem na Couruscant. Zostałaś tylko ty i jeden z mistrzów- Kenobi właśnie.

-Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin- uśmiechnął się- Jestem Obi-Wan Kenobi.

-Dziękuję- odwzajemniłaś uśmiech- mam na imię [T/I], ale to już pewnie zdążyłeś odczytać z tortu... miło mi cię poznać

Wsiedliście do statku i odlecieliście. W trakcie lotu rozmawialiście wesoło o swoim życiu i bliżej się poznaliście.

•Luke Skywalker:

Leżałaś w swoim domu na Tatooine i czytałaś książkę. Mieszkałaś tu sama, ale nadal nie docierało do Ciebie to co się stało poprzedniego dnia. Twój ojciec został zamordowany, a twoja matka... jak się okazało nie żyła już od paru lat. Osiągnęłaś już pełnoletność, więc nie miałaś problemu z samodzielnością. Trochę nieswojo czułaś się nie mając do kogo się odezwać. Postanowiłaś pójść kupić droida. Skierowałaś się do "bazy" Jawów. Oni zawsze mieli jakieś droidy. Po swojej wędrówce znalazłaś się u celu. Znalazłaś droida, który mógłby dotrzymać Ci towarzystwa, już miałaś go brać, gdy... wpadłaś w kogoś.
-Hej, kim jesteś?- Niznajomy zmarszczył brwii.
-Ja? Tubylcem.- spiorunowałaś go wzrokiem- i próbuję kupić droida.
-To mój droid, ja go biorę! - podniósł głos.
-Odsuń się smarkaczu, to mój droid- równierz zaczęłaś wydzierać się.
-Po co ci on?- zadrwił
-A po co jest gadający droid?? - wzruszyłaś ramionami- No nie wiem... może dla tłumaczenia z droidzkiego, albo dla towarzystwa??
-Zadałem pytanie- nieznajomy ciągnął.
-Dla towarzystwa...- łzy pocisnęły Ci do oczu. Właśnie zdałaś sobie sprawę, że nie masz nikogo.- Dla cholernego towarzystwa...
-Wybacz...- zmienił ton na współczujący- Jestem Luke Skywalker.
- [T/I]- burknęłaś przełykając łzy.
Zaczęliście przyjemną rozmowę, a potem okazało się, że twój nowy znajomy mieszka niedaleko. Stanęło na tym, że to on bierze złotego droida, o którego pokłóciliście się, wzamian za dotrzymanie ci towarzystwa.

•Han Solo:

Jak codziennie wstałaś wcześnie rano i zaczęłaś się szykować. Za godzinę rozpoczynałaś pracę. Byłaś kelnerką w pobliskim barze, więc założyłaś służbowe ciuchy. Wyszłaś z domu i poszłaś do roboty. Podeszłaś do swojego szefa i zameldowałaś się. Byłaś przed czasem, więc pozwoliłaś sobie na poranną kawę. Dopiero po paru godzinach przychodzili pierwsi klijenci. Muszę nadmienić, że bar, w którym pracujesz był bardzo popularny. Większość pilotów zatrzymywała się u was. Obsłużyłaś paru klientów podając drinki i inne alkochole.  Byłaś przyzwyczajona do upitych klientów śpiących na kanapach, zazwyczaj wyciągałaś ich za drzwi pozostawiając pod ścianą sąsiedniej kamienicy. Siedziałaś na zapleczu gdy usłyszałaś charakterystyczny ryk.

-Chewie!- wybiegłaś- włochaty przyjacielu, co u ciebie?- dobrze znałaś się z Wookie'm imieniem Chewbacca, potrafiłaś się z nim nawet dogadać.

-*Ryyyyk*- chodzący dywan odpowiedział ci.

- Masz nowego kumpla?- uśmiechnęłaś się- przedstawisz mi go?

- *Ryyyyyk*- zaryczał- *Ryyyyyyyyyk*

- Okej, okej, rozumiem- wzruszyłaś ramionami- Jak pilot, to chociaż dobry?

-*Ryyyyyyk*- Chewie pokazał nosem na drzwi, które zamykały się za wchodzącym mężczyzną.

-Chodź Chewie, zajmiemy miejsce- przybysz wykonał gest ręką, a Wookie posłusznie usiadł obok niego.

Podeszłaś do stolika z nowoprzybyłym i twoim przyjacielem.

-Coś podać?- Spytałaś

-Tak, dla mnie wasz najlepszy drink, a dla Wookiego... - przerwał, bo Chewbacca ryknął- wodę.

-Rozumiem co on mówi, to po pierwsze- kontynuowałaś rozmowę- a po drugie każdy nasz drink jest dobry.

-Okej, okej, w takim razie coś mocnego- machnął ręką.

Przyniosłaś klientowi trunek i dosiadłaś się.

-[T/I]- przedstawiłaś się.

-Han Solo- podniósł kieliszek do góry i przechylił go- A to jest...

-Chewbacca- Dokończyłaś za niego.

-To wy się znacie? - uniósł brwii

-No ba, że tak- zaśmiałaś się- znam Chewie'go od kąd tu pracuję, prawda Chewie?

-*Ryyyyk*- kudłacz potwierdził. Wszyscy wybuchnęliście szczerym śmiechem...

•Hux:

Wraz ze swoim dowódcą- Kylo Renem i innymi Rycerzami Ren przybyłaś na Starkiller. Dostałaś swoją komnatę. Weszłaś do pomieszczenia o sporych rozmiarach i białych, nie pomalowanych ścianach. Meble były koloru czarnego, a zasłona ciemnoszarego. Przywykłaś do takich barw. Poukładałaś swoje rzeczy na półkach, w szafkach i szufladach. Na ścianie powiesiłaś tablicę korkową, na którą przyszpiliłaś fotografię Ciebie i twojej byłej przyjaciółki, która została po jasnej stronie. Na zdjęciu wasze ręce składały się w ogromne serce. Patrząc na nie wracały do Ciebie wspomnienia. Te wszystkie chwile spędzone razem...
Ściągnęłaś maskę i rozpuściłaś włosy. Wzięłaś do ręki swój stary i nowy miecz świetlny. Zaczęłaś je porówbywać. Oba zrobiłaś własnoręcznie. Odpaliłaś je. Jeden z nich rozbłysnął zielonym światłem, a drugi czerwonym. Ten pierwszy był pozostałością z przeszłości, pamiątką.
Usłyszałaś rozkaz, by stawić się u Kylo, więc wyłączyłaś obie bronie i schowałaś je. Udałaś się w wyznaczone miejsce. Odbyła się tam długa rozmowa, którą słyszałaś tysięczny raz. Po zakończeniu przemówienia wyszłaś z sali. Skierowałaś się do windy ale... wpadłaś w pewnego mężczyznę.

-Ej, uważaj jak chodzisz- warknął-Jestem tu generałem.

-Oj, wybacz panie generale- odparłaś z ironią- A ja jestem Rycerzem Ren. Rozpoczęła się kłótnia. Przez spory hałas Kylo postanowił sprawdzić co się dzieje.

-Hux!, [T/N]!- krzyknął- co wy tu robicie? Słychać was na całym Starkiller!

-Przepraszam Kylo- równocześnie idpowiedzieliście. Dowódca Rycerzy Ren poszedł do siebie.

-[T/I]- przedstawiłaś się.

-Hux- powiedział i oddalił się.

•Kylo Ren

Byłaś jeszcze właściwie nikim. Szwendałaś się po starkiller, jako córka jakiegoś tam generała. Podłożyłaś nogę kilku szturmowcom, za pomocą mocy unosiłaś pod sufit każdą osobę przechodzącą obok etc. 
Po godzinie utrudniania innym życia zwinęłaś się do swojego pokoju, gdzie rzuciłaś się na łóżko. Po chwili wszedł twój tata.  

-[T/I] !- trzasnął drzwiami- ja tu o robotę dla ciebie oczami świecę, a ty tak się zachowujesz?

-Eee... ja...- próbowałaś się wykręcać.

-Zamknij się!- warknął- Szef w życiu nie zatrudni takiej dziewuchy jak ty!

-Ale...

-Kur*a!!!- Wydarł się - Dorośnij smarkulo! To że jesteś użytkowniczką mocy nie uprawnia Cie do robienia takiego rozpie*dolu!

-Wybacz ojcze...

-A zamknij się- wyszedł z twojego pokoju i trzasnął drzwiami tak, że omal nie wypadły z zawiasów.

Rozległ się komunikat:   [T/I]  [T/N] proszona do komnaty pana Kylo Rena.

Wystraszyłaś się, ale poszłaś we wskazane miejsce. Otworzyłaś drzwi a tam ujrzałaś wysokiego mężczyznę w masce. Mocą zamknął za tobą drzwi i stanął do ciebie plecami.

-Słyszałem, co zrobiłaś dziś rano...- rozpoczął. Nagle zdjął maskę- moja krew!!! Dlatego właśnie masz tą robotę.

-Co ?- zatkało cię.

-Od teraz jesteś zarządcą szturmowców- uśmiechnął się
(  :O omg  ) - rozpozynasz od jutra, od 8.00. Aha, i możesz używać swoich technik dla dyscypliny.

-Eeee..... dziękuję... szefie- dotarło do ciebie o co chodzi. Rozmawialiście jeszcze chwilę, a potem poszłaś do siebię...

<<<<<<<<<<<<<<<<♡>>>>>>>>>>>>>>>

Woohoo!!
Nie powiem, trochę się rozpisałam.
Wiecie ile ten rozdział ma słów?
1313!!! Mój nowy rekord :O

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro