Rozdział 13.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Perspektywa: Scott.

Zostałem sam na sam z tym przeklętym typem, gdy wszyscy wybiegli z budynku, jak by co najmniej od tego zależało ich życie. Szczerze powiedziawszy, dużo się nie mylili, bo ten mężczyzna był nieobliczalny i cholera wie, czy nie wystrzelałby ich jak kaczek. Zauważyłem, że moi przyjaciele i pozostali niemal w biegu opuścili opuszczony budynek, zmywając się przy tym szybciej, niż zdążyłem się cokolwiek odezwać.

Zajebiście mieć tak wiernych i oddanych kumpli, nie ma co.

Pokiwałem zniesmaczony głową i zauważyłem, że ten koleś wyglądał na zadowolonego z obrotu sprawy. Jeff ogólnie uchodził za osobę arogancką i bezczelną, a w dodatku jego postawa ciała i podniesiony ton głosu wzbudzał strach niemal w każdym za wyjątkiem mnie. Dużo w życiu przeszedłem i nie miałem zamiaru dać mu tej satysfakcji, że będzie mną rządził i wydawał mi jakiekolwiek polecenia. Nie jest żadnym Bogiem, ani nikim ważnym, abym robił, co on zechce.

Chce mnie lać? Proszę bardzo. Nie raz dostałem od ojca.

Chce mnie upokorzyć? Śmiało! Nie będzie pierwszym. 

Spoglądając na niego zacząłem rozmyślać, co można zrobić, aby wyjść z tej patowej sytuacji, w jakiej się wszyscy znaleźliśmy. Generalnie napomknąłem Thomasowi i Liamowi, że gdy gangster pójdzie spać, będzie można spróbować gwizdnąć mu spluwę. W ten sposób udało by nam się minimalnie zwiększyć nad nim przewagę i być może dzięki temu nie byłoby już taki hej do przodu. Niestety, ale żaden z nich nie jest chętny, aby w ogóle zbliżyć się do niego o krok, nie mówiąc już o realizacji planu, lecz ja się nie boję i gdy tylko zapadnie w sen, zrealizuję swój plan.

- Co się tak gapisz, jak byś był na wystawie w muzeum? Czyżbym wpadł Ci w oko, młody? – zakpił ze mnie po chwili milczenia, zawadiacko się uśmiechając. W jego oku dostrzegłem błysk niczym drapieżnika polującego na swoją ofiarę. Wzdrygnąłem się lekko, bo w sumie miał rację, że gapiłem się jak sroka w gnat, bo byłem w trakcie rozmyślań nad moim planem.

- Po to mam oczy, pierdolony debilu. – odpowiedziałem dość niegrzecznie i skarciłem siebie w duchu za to, że dałem się ponieść emocjom. W tym tempie to na pewno nie zrealizuję niczego. Muszę się trochę powstrzymać i przestać pyskować, ale co ja na to poradzę, że to jest silniejsze ode mnie. Najpierw gadam, potem myślę i tak jest zawsze. Najgorzej, że niekiedy nie panuję nad swoimi emocjami, jak przy zaburzeniu osobowości.

- Skoro po to masz oczy, to patrz na to. – rzekł po chwili zamyślenia i zaczął się, kurwa jego mać, rozbierać. Zauważyłem, że puścił do mnie oczko, a następnie zaczął powoli działać. Zatkało mnie całkowicie, gdy mężczyzna sięgnął swojej koszulki, którą niespecjalnie szybko zaczął podwijać do góry, po czym ściągnął bez najmniejszego problemu. Mimowolnie wybałuszyłem ze zdziwienia oczy, otworzyłem szeroko japę, tracąc tym samym poczucie stabilności i kontroli.

Cholera jasna, dlaczego ten kretyn nie może być jakimś spasionym pięćdziesięciolatkiem, tylko musi być tak cholernie dobrze zbudowany?!

Nie mogąc uwierzyć w to, co właśnie zobaczyłem, zaczerwieniłem się na twarzy, gdy dotarło do mnie, że właśnie przeskanowałem od góry do dołu całego gangstera. Czułem, że najprościej w świecie mnie kurwa zatkało. 

No bo kogo by nie zatkało na taki tekst?!

Mhm, jasne. Tak się tłumacz, Scott. 

On jest tak bezczelny i pewny siebie, że aż brakuje mi słów, aby to skomentować. Mimowolnie dokładnie zlustrowałem go wzrokiem i dostrzegłem, że gangster ma sporo tatuaży. Jego prawe ramię i przedramię tworzyły wytatuowany rękaw. Tatuaż ten przedstawił dwa wilki, księżyc, jakąś drogę, las, a na samej górze Mrocznego Żniwiarza wraz ze swoją kosą. Na jego lewym barku zaś dostrzegłem tatuaż czaszki, przez którą od środka przechodził wąż, który oplatał przebitą sztyletem czaszkę. Na lewym prawie całym boku był wytatuowany duży wzór czegoś, czego do końca nie wiem. Był tam na pewno zegar, a reszta stanowiła dla mnie zagadkę. 

- Wydzierałeś sobie Nasusa z League of Legends? - wypaliłem debilnie przyznając się jednocześnie, że obserwowałem go bardzo, bardzo dokładnie. Nie mogłem się powstrzymać, bo za cholerę nie wiedziałem, co to jest. W każdym razie byłem pod wrażeniem, ponieważ ja bym w życiu nie odważył się pójść do takiego salonu zrobić sobie nawet maleńki wzór, a co dopiero mówić o czystym arcydziele. 

Nie uzyskałem jednak odpowiedzi na swoje pytanie, a jedynie powalający uśmiech zawadiackiego gangstera, który chwycił w dłoń swój srebrny pistolet. Natychmiast wyrwałem się z tego przeklętego transu, więc zrobiłem gwałtowny krok do tyłu, obawiając się, że zaraz sprzeda mi za darmo kulkę w łeb za to gapienie i jeszcze bardziej gwałtownie wypierdoliłem się o jakiś jebany kamień. Upadłem na podłogę, czując zimny beton pod dupą. Jeff zaśmiał się na ten widok, co bardzo mnie wkurzyło.

Bezczelny palant. Jak ja go nienawidzę.

- Nie wiedziałem, że mój mały pokaz, aż tak Cię powali. – rzekł spoglądając na mnie, a właściwie to bardzo intensywnie lustrując mnie wzrokiem. Czułem wręcz jego palące spojrzenie na sobie. – I to dosłownie. – dodał, a ja zaczerwieniłem się na twarzy.

Niech go piorun strzeli i jego pierdolone ego.

- Nie pochlebiaj sobie. Wywróciłem się o kamień, a nie na Twój widok. – skomentowałem, próbując usprawiedliwić swoje karygodne zachowanie i gniewnie na niego spojrzałem. Jeff uśmiechnął się cwaniacko. 

- Jasne, jasne. Wmawiaj sobie. – odpowiedział i podszedł do swojej torby, wyciągając z niej czarną koszulkę na ramiączkach, aby po chwili ją założyć. Jeff stanął do mnie tyłem i miałem równie wspaniały widok. - I dla Twojej wiadomości, to jest Anubis, a pod nim Oko Opatrzności, gdybyś znów wpadł na jakieś genialne skojarzenie. - dodał, po czym się zaśmiał.

Ja pierdole i zrobiłeś z siebie debila, brawo Scott. 

Mimowolnie spoglądałem na jego bardzo dobrze wyrzeźbione plecy, przegryzając wargę, lecz najbardziej mój wzrok utkwił w czarnym smoku ze skrzydłami, które rozpadały się i odlatywały z nich malutkie ptaki. Teraz dosłownie ten widok mnie powalił, za co ostro siebie skarciłem.

Przestań się tak gapić. Całe szczęście, że już dawno zdążyłeś się przewrócić i nie musisz tego powtarzać.

- Wyrżnąłem się o pieprzony kamień! – krzyknąłem po dłuższej, stanowczo niczym małe dziecko tłumaczące się przed nauczycielką, próbując jakoś całkowicie bez sensu wybrnąć z tej sytuacji, a on tylko  zaśmiał się, jak by nie dał wiary moim słowom. Nie chciałem więcej kontynuować tego tematu, no bo nie. 

Kurwa, dlaczego nikt mi nie wierzy?!

Może dlatego, że trochę czasu zajęło Ci zebranie myśli ogarnięcie się, deklu? 

Moje myśli nie były po mojej stronie, ale co się dziwić, skoro w ciągu kilkunastu minut zdążyłem zeskanować całego Jeffa od góry do dołu, pomylić jakiegoś durnego Anusa, czy cokolwiek to było z postacią gry, zaczerwienić się na twarzy, wywalić się na widok gangstera i dostać całkowitego rozszczepu mózgu bredząc głupoty i nie mogą się jednocześnie pozbierać do ładu i składu. 

Brawo. Pełna profeska, Scott. 

- Rusz dupsko, trzeba tu wszystko ogarnąć zanim banda tych skończonych debili łaskawie tutaj powróci. – powiedział, jakby całkowicie zamykając ten temat i z uwodzicielskiego amanta zmieniając się znów w surowego dupka. Wessałem głęboko do płuc powietrze, bo było już tak miło, a on musiał to popsuć.

Wdech i wydech. Scott. Uspokój się i z uśmiechem na twarzy wykonaj polecenie.  Pomyśl, że jeszcze kilka godzin i będziesz rządził tą wyspą. W końcu wszyscy przestaną się z Ciebie śmiać i będzie dobrze.

- Oczywiście. – burknąłem w miarę wesoło i pogodnie, choć nie wiem, czy burczenie może takowe być. Podniosłem się z ziemi i zobaczyłem, jak gangster rozsiadł się niczym król na krześle. Wywróciłem oczami, odwracając się do niego bokiem, aby przypadkiem nie zauważył, bo nie mam ochoty się znowu z tym kretynem wyzywać. Wystarczy, ż ochrzanił Aleca za to, że ten przewraca oczami. Nie mam zamiaru się z nim dalej kłócić.

- Weź te wszystkie metalowe łóżka i po dwa porozstawiaj w różnych częściach sali. Każdy będzie miał swój kąt do spania i będzie chociaż wszystkim wygodnie. – nakazał, a ja zdziwiłem się.

- Jakie miłosierdzie. - prychnąłem, bo w końcu to jest człowiek bez żadnych pozytywnych uczuć. Spojrzałem na te wszystkie meble i miałem ochotę się powiesić. Czy tego typa do reszty posrało? Przecież to jest ciężkie, jest tego dużo i w ogóle bez komentarza. Jestem już mega głodny i czuję, że tracę siły. Chciałbym iść spać, albo cokolwiek, a zostałem zagoniony do roboty. 

- Ja pierdole. – skomentowałem mimowolnie, machnąłem ręką na znak swojego niezadowolenia i podszedłem do pierwszego łóżka. No co ja mogę poradzić na to, że nie umiem być grzeczny? 

- A masz kogo? – zakpił ze mnie z uśmiechem, na co zdenerwowałem się i stwierdziłem, że tego nie skomentuję. 

Scott, Ty tępa pało, ten gość niepotrzebnie Cię prowokuje, a Ty się dajesz łapać w zasadzkę.

- Ja przynajmniej mam zawsze chętną na seks dziewczynę, więc nie narzekam na swoje życie seksualne. – odpowiedziałem niezwykle pewny siebie, ciętą ripostą, chcąc go zgasić, ale kurwa przeliczyłem się w ocenie jego umiejętności. Gangster roześmiał się głośno, a ja spojrzałem na niego pytająco. Myślałem, że jestem w tym dobry, ale jak zwykle się przeliczyłem. 

- Od kiedy dmuchana lalka, sztuczna cipka i ręka jest określana mianem „dziewczyny"? – spytał, wciąż mają ze mnie ubaw, wręcz nokautując mnie tym stwierdzeniem. Spaliłem takiego buraka, że chyba jeszcze nigdy tak nie piekły mnie policzki. Gdyby od wstydu można było płonąć żywym ogniem, to myślę, że świetnie nadawałbym się na pochodnię. – Wiesz Scotty, nie sądziłem, że z Ciebie taki boski Alvaro. Co noc to inna, raz cipka, raz ręka, no no. W życiu bym się tego po Tobie nie spodziewał, Ty dzielny i doświadczony ruchaczu. – dodał, miażdżąc mnie każdym słowem coraz bardziej. Po raz pierwszy czułem się dobitnie mocno zripostowany. Moja twarz wręcz piekła mnie z gorąca oraz wstydu. Czułem, że całe moje ciało wrze, bo to był mój największy sekret, o którym nikt nie wie. W tym momencie miałem ochotę zabrać mu ten pistolet od razu i strzelić sobie w łeb.

Całe szczęście, że nikt znajomy tego nie słyszał, bo nie miałbym już życia.

Czując, że jestem na przegranej pozycji w ciszy i spokoju wziąłem się ostro do pracy, chcąc jak najszybciej wykonać zadanie, a przede wszystkim unikać dalszej konfrontacji z gangsterem, który jakim cudem zna moją przeszłość. W sumie nie powinienem się dziwić, skoro to jest przestępca, to zapewne ma dostęp do różnych takich ,,ciekawych" wątków z życia poszczególnych ludzi. Niestety, ale mogłem pomarzyć o pracy w ciszy.

- Ogólnie zastanawiam się, która z tych trzech urodziwych zapewne Pań ma na imię Lauren, co Scotty? – spytał się, jak gdyby nigdy nic, a ja po prostu czułem, że coraz bardziej zapadam się pod ziemię i w tym tempie, to dokopię się do Australii. 

Boże Święty, jaki wstyd. I po cholerę mi to było?! Trzeba było sobie walić konia jak każdy normalny chłop, a nie zamawiać dmuchane cipy. Jak matka się o tym, dowie, to mnie chyba powiesi za jaja i wywali na zbity pysk razem z tym wszystkim. 

Postanowiłem się jakoś uspokoić, ale niestety nie udało mi się to. Poszedłem do ściany i wręcz z agresją  ściągałem nałożone na siebie metalowe ramy łóżek i układałem je obok siebie. Czułem na sobie palący wzrok Jeffa, choć nie wiem, co w tym momencie jest bardziej parzące, moje policzki, piekło, czy jego wzrok na mym ciele. Nie odpowiedziałem mu na te zaczepki i w przyspieszonym trybie zacząłem układać wszystko tak, jak sobie życzył. 

- Ojj Scott, czyżbyś się na mnie obraził? - zapytał łobuzersko i przysięgam, że gdybym sytuacja wyglądała inaczej, to dałbym sobie rękę uciąć, że ze mną flirtuje. - A może Cię zatkało, bo to wszystko to szczera prawda? – spytał przemiłym głosikiem, a ja zignorowałem go totalnie. Musze się jakoś trzymać w ryzach, bo moja torba chuj wie gdzie jest i leki, które się w niej znajdowały szlag jasny trafił.  Nie dam mu się sprowokować, o nie. Dość tego. 

- Porozstawiałem łóżka. – zakomunikowałem po kilku minutach, gdy udało mi się wybrać te najlepiej zachowane i w miarę bezpieczne, bo co niektóre były tak pordzewiałe oraz połamane, że nie nadawały się do użytku. Jeff patrzył na mnie ciągle przenikliwym wzrokiem, a ja nie mogłem już tego dalej znieść. Przerażał mnie fakt, że gangster wiedział o mojej dmuchanej lalce.

Całe szczęście, że nikomu tego nie wypaplał, bo bym był pośmiewiskiem całej budy, szczególnie, że zdążyłem wszystkim powiedzieć, że chodzę z Lauren.

Kłam dalej, to na pewno dobrze na tym wyjdziesz.

- Wiesz co? – spytał nagle, a ja wessałem powietrze do płuc. Czułem, że czeka mnie kolejne starcie z nim, a miałem tego serdecznie dość. Moje serce gwałtownie zabiło i naprawdę, w tym tempie zdążę dostać zawał. Jestem ciekaw, co jeszcze o mnie wie. – Nie podoba mi się to łóżko. Zamień je z tamtym stojącym na samym końcu. – dopowiedział z czystą satysfakcją w głosie, a ja wywróciłem oczami i musiałem spełnić jego pierdolone polecenie, mimo iż totalnie mi się to nie podobało.

Wdech. Wydech. Zaraz będzie koniec. 

Poszedłem na koniec budynku i zacząłem ciągnąć metalową ramę na początek pomieszczenia, robią przy tym hałas. Zamieniłem przedmioty zgodnie z jego poleceniem, lecz temu parszywemu gnojowi dalej coś nie pasowało. Zauważyłem, że gangster miał satysfakcję z tego, że mnie wkurwiał i mógł bezczelnie ze mnie kpić na każdym kroku.

- Chujowe jest jednak, chcę tamto. – rzekł wskazując palcem w konkretne miejsce. – Zamień je. – nakazał, a ja powstrzymywałem się od tego, aby mu nie zajebać. Wykonałem jego polecenie, wymuszając najbardziej sztuczny uśmiech, jaki zdołałem, lecz ten dalej wybrzydzał. Jeszcze chwila, a mu przyłożę. – Nie podoba mi się kąt, pod jakim stoją. Odwróć je. – powiedział, a ja miałem już tego serdecznie dość.

- Nie jestem Twoim służącym. – warknąłem wściekle, stojąc przy łóżkach ze skrzyżowanymi rękoma. - Jak coś Ci się nie podoba, to zapierdalaj sobie poprawić. Ręce masz, nogi masz, więc jazda. - dodałem, gryząc się po chwili w język. Gangster spojrzał na mnie przenikliwie i wiedziałem, że sobie nagrabiłem, jak u ogrodnika.

- Od dzisiaj jesteś. – rzekł, a ja głośno prychnąłem. Chyba w snach. Pojebany typ, zdecydowanie. Dobrze, że jesteśmy w szpitalu psychiatrycznym, bo temu debilowi przyda się leczenie. I to w trybie natychmiastowym. – Zawszę mogę wszystkim wyjawić tajemnicę dotyczącą Lauren. – dodał, a ja wręcz pobladłem na samą myśl, że Lightwood nie dałby mi żyć po powrocie do szkoły. – Dam sobie rękę uciąć, że wszystkim te najnowsze ploteczki się bardzo spodobają. W końcu nastolatkowie tylko tym w tych czasach żyją. – powiedział jak gdyby nigdy nic i wziął ze swojej torby butelkę z wodą, której przyglądałem się, jak by była najcenniejszym skarbem na świecie. W obecnej sytuacji nie marzę o niczym innym, jak o tym, aby coś zjeść i czegoś się napić. - Ci nadęci bogacze pierwsze co, to pewnie wstawią relację na Instagrama, czy inne gówno, bo w końcu taki news, że szkoda by było przegapić. - dodał.

- Wcale nie mam w domu sztucznej cipki i dmuchanej lalki! - krzyknąłem chcąc jakoś wybrnąć z tej sytuacji, bo moje milczenie tylko utwierdziło go w przekonaniu, że to, co powiedział to prawda. Musiałem jakoś zareagować, ale o zgrozo jakoś mi to nie wychodziło na plus.

- Tak? - spytał z podstępnym uśmiechem na twarzy. Nie podoba mi się to. - To dlaczego robiłeś przelew bankowy na konto sex-shopu, wpisując w tytule opłata za gumową, indyjską cipkę? - dodał, a ja omal nie zapadłem się pod ziemię.

O żesz kurwa jego mać i mać jego kurwa.

Niech go ta pieprzona cipa strzeli i jego jebanych hakerów.

No to leżę. Trzeba było kurwa powstrzymać się od durnych zakupów za oszczędności matki, albo chociaż wpisać kurwa numer zamówienia, o czym nie pomyślałem. Moje policzki w tym momencie zapewne stały się niemal bordowe, a po mym ciele przeszedł zimny dreszcz. Czułem się, jak bym właśnie walczył o życie. Skoro ten chuj wie o tym wszystkim, to boję się wiedzieć, o czym jeszcze został poinformowany.

- Zostawię to bez komentarza. – rzekłem i dokończyłem przestawienie mebli.

- Ciekaw jestem, czy mamusia wie, co jej synek trzyma w szafie. – zaśmiał się, a ja czułem, jak moje policzki płoną żywym ogniem. Jeszcze chwila, a zostanie ze mnie tylko popiół.

Kurwa, matka to by mnie chyba wykastrowała, albo oddała do placówki resocjalizacyjnej.

- No właśnie. – powiedział, a ja spojrzałem na niego groźnie, lecz nie ruszyło go to za cholerę. – Zapierdalaj po najlepsze łóżka. Chciałbym się porządnie wyspać. – nakazał, usadawiając się wygodnie na krześle i monitorując moją pracę. Powstrzymałem się od komentarza wiedząc, że nic nie ugram i tylko pogorszę swoją sytuację. 

Po około pół godzinie mozolnego ustawiania wszystkich przedmiotów i ich segregacji, byłem padnięty i myślałem, że zaraz zemdleję z wycieńczenia i z głodu. Każdy był w miarę od siebie daleko, żeby zachować jakiekolwiek pozory prywatności, jednakże Jeff zażyczył sobie mieć kontrolę nad tym, co tu się dzieje. 

Gangster stwierdził, że skoro i tak już zajmuje się czarną robotą, to zaczął wymieniać przedmioty, które chciałby mieć na wyłączną własność. Powiedział, że do JEGO szafki mam mu dać jakieś pierdoły typu ręcznik, żel pod prysznic, szampon i inne tego typu. W nagrodę nawet dostałem ,,na własność" duża butelkę wody, co było dla mnie szokiem, że jegomość jest taki litościwy. 

Kiedy zajmowałem się kończeniem układania niepotrzebnych, damskich ubrań, którego według Jeffa będzie można przeznaczyć na ścierki, a pozostałą część trzeba będzie ze sobą poszyć, aby zrobić płachy, tudzież koce, tudzież inne gówno, bo jakiś ktoś miał ze sobą podręczny przybornik krawiecki, usłyszałem jakiś huk na górze budynku. Podskoczyłem ze strachu i ponownie dzisiejszego dnia przewróciłem się, spoglądając ze strachem i z obawą na piętro.

Kurwa, a jak tu są duchy? Nie żebym się bał, czy coś.

No dobra, boję się.

Ektoplazma bywa niebezpieczna dla zdrowia i życia. Potwierdzone klinicznie!

- Co to było? – spytał podirytowany Jeff i spojrzał na górę, po czym skierował wzrok na mnie. Jakoś niespecjalnie się przejął tym, że znów znajduję się na podłodze, ani tym bardziej nie wystraszył się tego dziwnego zjawiska na piętrze. – Zapierdalaj na górę to sprawdzić. Pewnie jacyś idioci nie wykonali mojego polecenia i postanowili rozpierdalać budynek.

- Pojebało Cię?! – huknąłem głośniej, niż to coś na górze. On chyba postradał zmysły jeśli myśli, że wejdę tam na piętro i będę narażał swoje życie na kontakt z jakimś duchem, zjawą, demonem, bądź mordercą. Co to, to nie. Oglądałem za dużo horrorów aby wiedzieć, że takie ekspedycje nie kończą się szczęśliwie. Jestem pewien, że to nie byli moi przyjaciele, bo nie mieliby jak tutaj wejść. Na chwilę obecną, to zaobserwowałem tylko jedno wejście do szpitala. – Nigdzie kurwa nie idę, po moim trupie.

- Uważaj na życzenia, Scotty. – rzekł groźnie, zbliżając się do mnie niebezpiecznie blisko. – Nie nauczyli Cię, że należy obchodzić się ostrożnie z życzeniami? - dodał, puszczając do mnie oczko i przez chwilę nie wiedziałem, o co mu chodzi. Czy on chce mnie właśnie sprzątnąć z tego świata? A może mnie tylko głupio prowokuje?

- Zażyczyłem sobie być bogatym, mieć dużo zajebistych rzeczy, życie jak z bajki, drugą połówkę, ale jakoś nie widzę kurwa, abym był jakkolwiek bardziej dziany lub szczęśliwy, niż teraz. – fuknąłem zły i z wyrzutem. Co za przesądny kretyn. On serio wierzy w takie zabobony? – Więc powiedz mi, gdzie te pierdolone życzenia się spełniają? Bo ja jakoś nie zauważyłem na swoim przykładzie.

- Wiesz, że jestem bogaty? – spytał, a ja wybałuszyłem oczy ze zdziwienia. Ta rozmowa zaczęła schodzić na coraz dziwniejsze tory.

- I co z tego? – zadałem pytanie, niespecjalnie rozumiejąc, co on sugeruje.

Co ja gadam? Doskonalę rozumiem, co on sugeruje.

- Mógłbym Ci kupić, co tylko byś zechciał. Mieszkanie, ubrania, telefon, samochód... mam hajsu jak lodu, który może być też i Twój. – dodał, opierając się o ścianę, eksponując tym samym swoje mięśnie. Zauważyłem, że mężczyzna bacznie mi się przyglądał z błyskiem w oku, a z tego co zdążyłem się zorientować, już nie pierwszy raz dzisiaj się tak na mnie patrzy.

- Nie mam prawka, kretynie. – burknąłem, chcąc jakoś zboczyć z tematu, ale Jeffa nie da się zbyć. Myślałem, że może w ten sposób jakoś odbiegniemy od niewygodnych pytań i stwierdzeń, ale nic z tego. Jest uparty i widać, że lubi stawiać na swoim.

- Mogę Ci je opłacić. – odpowiedział, zbliżając się do mnie, a ja w miarę możliwości odsuwałem się od niego, aż w końcu napotkałem ścianę. Jeff znajdował się bardzo blisko mnie i jego taktyka nie podobała mi się. Już wolałem być straszonym śmiercią, niż znajdować się z nim sam na sam i to jeszcze tak cholernie blisko. Wkurza mnie z całego serca, ale nie rozumiem, dlaczego jest mi tak dziwnie gorąco, gdy on jest blisko mnie. – Wracając do tematu życzeń... – dodał, kładąc rękę na ścianie obok mojej głowy. – Chciałeś być bogaty, a ja mam miliony na koncie... wystarczy, że...

- Nie jestem tanią dziwką! – krzyknąłem, nie dając mu nawet dokończyć, bo dobrze wiem, co chciałby powiedzieć. Nie dam się sprzedać jakiemuś gangusowi, co to, to nie. Nie będę jego płatną zabawką, tego się nie nazywa szczęściem, tylko niewolnictwem, albo jeszcze czymś gorszym.  Na samą myśl o tym wkurwiłem się, po czym przywaliłem mu spontanicznie z liścia w twarz i odepchnąłem go od siebie, odsuwając się najdalej, jak tylko mogłem. – Chciałem być bogaczem, a nie szmatą!

Mężczyzna zlustrował mnie gniewnym spojrzeniem, po czym podszedł do mnie i złapał mnie za ręce, przyciskając je do ściany. Czułem jego dominację nad sobą, a że znajdujemy się naprawdę blisko siebie i tylko centymetry dzielą nad od siebie, wcale nie polepszało sytuacji. Zrobiło mi się dziwnie gorąco, a uśmiech z twarzy Jeffa nie schodził. 

Zdałem sobie teraz sprawę z tego, że właśnie mu przywaliłem i domyślam się, że to są moje ostatnie sekundy na wyspie. Moje serce biło jak oszalałe, gdy Jeff puścił mnie jak gdyby nigdy nic. Mężczyzna spojrzał na mnie, a ja odruchowo przeżegnałem się, patrząc mu prosto w oczy z istną obawą o swoje życie. Gangster o dziwo nie zaczął na mnie krzyczeć, nie groził mi, ani też nie wyjął broni.

- Wiesz, Scotty. Nie mam nic przeciwko, jeśli chodzi o motyw BDSM, ale pamiętaj, że dostaniesz po tyłku za ten policzek. Gwarantuję, że nie usiądziesz przez tydzień. – powiedział, puszczając do mnie oczko, a ja przełknąłem głośno ślinę. Cholera jasna, po co ja go biłem?! – Ale wracając do tematu. Nawet nie dałeś mi dokończyć, a już oskarżasz mnie o chuj wie co. Fakt, miałem swoje osobisty szmaty w życiu do pukania, dobrze opłacane, które nie narzekały, ale nie o nich chciałem rozmawiać tylko złożyć Ci propozycję, a raczej...

Jeff ponownie nie dokończył swojej wypowiedzi, ponieważ bezczelnie mu przerwałem, bo zaczynał mnie wkurwiać i wiedziałem już na milion procent, co chciał mi zaproponować. 

- Chyba Cię pojebało, jeśli myślisz, że kurwa zgodzę się na zostanie Twoją prywatną szmatą! – wrzasnąłem. – Nie wiem, jakie Ty masz kurwa priorytety w życiu, ale wiedz, że ja nigdy nie będę taki jak Ty. – powiedziałem głośno i zacząłem wymachiwać rękoma na znak swojego oburzenia. – Jesteś okropnym człowiekiem, bez duszy i uczuć, który... – nie dokończyłem, ponieważ gangster wkurwił się nie na żarty.

- Czy Ty możesz na chwilę zamknąć swój niewyparzony kurwa ryj? – zapytał podniesionym tonem i widać było, że jest wkurwiony. – Jeszcze raz mi kurwa przerwiesz, to dostaniesz taką karę, że do końca życia będziesz ją wspominać, zobaczysz. A jak coś Ci się nie podoba, to kulka w łeb i po temacie. – dodał nie na żarty. – Dla Twojej wiadomości nie miałem w planach proponować Ci bycia moją prywatną, jak Ty to ująłeś, szmatą, tylko raczej rzucić Ci wyzwanie, jełopie. 

- Jakie wyzwanie? – zapytałem. Jeff zbliżył się do mnie, a jego twarz podobnie jak poprzednio, znajdowała się bardzo blisko mojej. 

- Jak by Ci to powiedzieć... – zaczął, ponownie zbliżając się do mnie, a w jego oku widziałem błysk. Mężczyzna lustrował mnie od góry do dołu, uśmiechając się zawadiacko, a ja wiedziałem, że jestem w kropce. – Jestem przystojny, z klasą, kieruje swoim gangiem i zawsze dostaje to, czego chcę, więc... Sprawię, że do końca pobytu na wyspie zakochasz się we mnie i nie będziesz chciał nikogo innego, niż ja. Widzę, jak na mnie patrzysz odkąd tylko wyszliśmy z samolotu. Mnie nie oszukasz. Mogę mieć każdego i wiem, że prędzej czy później mi ulegniesz.

- Ha, ha, ha. Zapomnij. – roześmiałem się. – Nie zakocham się w Tobie. Nawet mi się nie podobasz. – odpowiedziałem stanowczo, chociaż mój drżący głos sugerował coś zupełnie innego.

- Lubię wyzwania. – podsumował Jeff. 

- A ja nie. – odparłem szybko.

- To w takim razie zakład? – gangster nie dawał za wygraną. – Jeśli sprawię, że mi ulegniesz i wygram, gdy Ty się mnie zakochasz, będziesz mój. Jeśli Ty wygrasz, dam Ci spokój do końca życia i nigdy więcej mnie nie zobaczysz, a ponadto... spełnię Twoje jedno, dowolne życzenie, co Ty na to?

Propozycja była kusząca. Bardzo kusząca. Gangster myśli, że tak boski i cudowny, że każdy mu ulegnie, więc na szali postawił coś bardzo wysoko... spełnić jedno moje życzenie? Jakie tylko bym chciał? Nie ma opcji, że przepierdolę ten zakład. Mógłbym w ten sposób mieć, co tylko bym chciał... Ba, nawet mógłbym sobie zażyczyć, aby kogoś sprzątnął... Nie no, aż takim sadystą, to chyba nie jestem. 

- Zgoda. – powiedziałem przystając na jego propozycję. Wiedziałem, że ten koleś po powrocie do rzeczywistości mógłby mnie wytropić, porwać, a nawet gdzieś sprzedać na czarnym rynku. Stwierdziłem, że to niemożliwe, żebym tak szybko się zakochał, więc jestem przekonany, że wygram, chociaż sam siebie i swoich reakcji się boję. Moja psychiatra twierdzi, że nie jestem stabilny psychicznie i szybko dostosowuje się do nowych warunków, więc co jeśli wygram? 

Nie, nie możliwe. Musze myśleć o życzeniu. Jedno życzenie, które ON spełni. On mnie tylko pociąga fizycznie, a to różnica. Przecież się nie zakocham, nie wierzę w to. Jestem pewny, że to co do niego czuję, to tylko pożądanie fizyczne, a do zakochania potrzeba czegoś więcej. 

Po chwili rozmyślań Jeff wyciągnął do mnie dłoń, którą uścisnąłem na znak przyklepania naszego zakładu. Poczułem w pewnym momencie gwałtowne szarpnięcie i w ułamku sekundy znalazłem się w ramionach gangstera, który jedną trzymał moje biodro, zaś drugą szarpnął za włosy.

- Daje Ci czas do końca pobytu na wyspie. – dodał, wręcz wyszeptał mi do ucha. - Ale pamiętaj, że nie będzie łatwo. Jeśli myślisz, że będę dawał Ci jakiekolwiek fory, to się mylisz. Będę Cię traktował podobnie jak innych, jednak Ty będziesz wiedział, że drapieżnik wciąż poluje na swoją ofiarę. 

Gangster odsunął się ode mnie, po czym podszedł do krzesła, na którym wcześniej siedział i wziął butelkę wody, której się napił. Zauważyłem, że do pomieszczenia przyszedł Thomas z Dylanem oraz pozostali, którzy targali ze sobą jakieś duże, drewniane skrzynie, a także mniejsze pakunki. Prawdopodobnie znaleźli część tych, które wyleciały z palącego się samolotu. 

Całe szczęście, że nikt nie słyszał naszej rozmowy, bo chyba spaliłbym się żywcem nim z powrotem wrócił do Ameryki.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro