Rozdział 19.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Perspektywa: Louis.

Chciałem razem z Harrym ukryć telefon w jednej z tych starych szafek, aby móc nagrać, jak Sangster obciąga O'Brienowi, ale nam się cholera jasna nie udało, bo ten popierdolony gangster musiał nas wyprosić. No przecież to byłby hit na naszym kanale na YouTube, to nie, jak zwykle biednemu wiatr w oczy kole.

- I żebym kurwa Was nie przyłapał na tym, jak próbujecie wejść do tego budynku. – warknął wściekle, spoglądając na nas. Wywróciłem oczami i spojrzałem na swojego skarba, który nie zamierzał się poddać. No przecież taka okazja nie zdarza się często i żaden burak nie będzie nam krzyżować planów. Nie pozwolimy na to. Scott burknął coś pod nosem, a pozostali olali jego słowa. Mam nadzieję, że przez tego debila nie dostaniemy znowu karnych pompek. – Macie im dać spokój i dopóki nie skończą, obowiązuje absolutny i bezwzględny zakaz wchodzenia do środka.

- Boże, o co ta spinka. – wtrącił się wyluzowany Brett. – Nawet posiedzieć kurwa nie można w spokoju, bo Sangsterowi się zachciało obciągania.

- Jeśli myślicie, że uda Wam się tam wejść, to jesteście w błędzie. Dobrze wiem, że co niektórzy tylko by sobie robili z nich jaja, a jeszcze inni, to by może chcieli sobie nagrać filmik na pamiątkę, jak by mało pornosów było na Pornhubie, co nie, nadęci bogacze? – powiedział Jeff spoglądając na mnie i na Harry'ego. Poczułem, jak momentalnie oblała mnie fala gorąca, a pozostali spojrzeli się w naszą stronę bardzo wymownie. Nosz ja pierdole, ten dziad serio ma oczy w dupie i dookoła głowy. On wie wszystko i wszystko widzi.

- Nieprawda! – wtrącił się mój chłopak. – Nic nie chcieliśmy nagrywać.

- A ja jestem księdzem rozpowszechniającym dobroć na świecie. – sarknął gangster i skrzyżował ręce na piersiach, bacznie nas obserwując.

- Kurwa no, ja chcę posiedzieć w budynku. Jest gorąco i leje się ze mnie pot. – powiedział Liam i pierwszy raz w życiu zgodziłem się z nim.

- Nam też. – wtrąciłem się, popierając go.

- Jebie mnie to, czy wam gorąco, czy nie. – huknął, a ja wywróciłem oczami. Nosz psia mać, ten dziad mnie wkurwia.

- Chuja, idę do środka. – powiedział Brett, kierując się w stronę wejścia, ale Jeff zasłonił je swoim ciałem.

- Zbliż się o krok, a złamię Ci kark. – stwierdził, jak gdyby życie Talbota nie miało dla niego żadnego znaczenia.

- Ja pierdole. – fuknął blondyn, który cofnął się w stronę Aleca, z którym coś szeptał i był wyraźnie rozjuszony.

Jeff, widać było, że jest wkurwiony. Mężczyzna wszedł do środka, aby po chwili wynieść z niego jakiś stary fotel, który postawił sobie przed wejściem. Rozsiadł się na nim niczym król i zwycięsko na nas patrzył. Harry puknął mnie dość mocno w ramię na znak swoje oburzenia.

No on sobie chyba kpi. Jak mam kurwa wejść do środka, jak ten palant tutaj siedzi?!

Zachciało mu się bawić w strażnika cnot.

- Wy. – rzekł rozluźniony, rozsiadając się jeszcze wygodnie na fotelu, wskazując na naszą dziewiątkę palcem. – Macie zapierdalać na rekonesans wyspy. Waszym zadaniem jest skołowanie wody do picia oraz jakiegoś jedzenia. Jeśli znajdziecie jakiś bagaż, natychmiast macie go tu przynieść.

Jego polecenie nie obyło się bez fali komentarzy, która została jednak szybko uciszona jego groźnym wyrazem twarzy. Harry szturchnął mnie i polecił, abyśmy udali się na tył tego budynku, bo nie ma sensu tu zostać i się wykłócać. Znajdziemy inne wejście do środka. Być może uda nam się chociaż sfilmować ich z jakiegoś okna.

To nie jest głupi pomysł.

Zauważyłem, że wszyscy zaczęli rozchodzić się na różne strony wyspy, co tylko ułatwiało nam zadanie. Przynajmniej nie będą nam przeszkadzać. Razem z Hazzą poszliśmy za ścianę i znajdowaliśmy się mniej więcej na poziomie pomieszczenia, w którym Thomas robił loda Dylanowi. Tak sądzę.

- Patrz, okno. – powiedziałem po chwili i podeszliśmy do niego, ale było tak zniszczone, zardzewiałe, brudne i mocno przymocowane, że ani drgnęło. Pochyliłem się, aby móc mniej więcej coś zobaczyć, no ale było tak ujebane, że chuja widziałem. No może nie dosłownie chuja, ale zamazaną plamę.

- Kurwa, nic nie widać. – stwierdził Harry, przyglądając się drugiemu. – Ty, ale czy to na pewno tu? – zapytał.

- No nie wydaje mi się, aby to było dalej. – rzekłem, a Harry zbliżył się do okna i przyłożył ucho do szyby. – Hazza, co Ty odwalasz? – zapytałem zaszokowany jego poczynaniami.

A co jeśli mu zaczyna odbijać i postrada zmysły?!

- Kurwa, masz jakiś kubek, albo coś? Puszkę na przykład? – zadał pytanie całkiem poważnym tonem, a ja spojrzałem na niego zdziwiony.

- Nie? – odparłem, a on przeklął. – Na chuj Ci puszka?

- No żeby podsłuchać. – stwierdził, a ja zaśmiałem się, ale gdy zobaczyłem, że stoi przyklejony uchem do szyby, to już nie było mi tak do śmiechu.

- Idioto, przecież nic i tak nie będzie słychać. – rzekłem.

- Wpisz w Google metody podsłuchiwania, albo coś. – powiedział, a ja bez namysłu wziąłem telefon i odpaliłem Internet, ale kurwa zapomniałem, że nie ma zasięgu i nie działa tutaj nic. – Kurwa, no przecież tu nie ma żadnego połączenia ze światem.

- Słuchaj, one nawet nie prowadzą do tego pomieszczenia, gdzie śpimy. One są gdzieś dalej. – rzekłem i oddaliliśmy się znacznie, ku niezadowolenia Harry'ego. Po drodze oczywiście zdążyłem się poparzyć pokrzywą, a Harry omal nie złamał sobie nogi o porozwalane kamienie.

- Co za patologiczne rośliny! – burknął mój oburzony chłopak, który słodziutko wyglądał, jak się złościł.

- To tu. – podekscytowałem się, gdy dostrzegłem charakterystyczne okno, pod którym śpimy.

- Lou, ale nam się to nie uda. Tego gówna nie ruszysz tak, aby tamci się nie skapnęli. – powiedział do mnie po cichu Harry, gdy dostrzegł, że jest ono zabite dechami i nie da się tego bez robienia hałasu ruszyć. Oddaliliśmy się dalej, no ale było tam coraz gorzej, bo okna były po części zamurowane.

Kurwa, biednemu zawsze wiatr w oczy kole. Chcesz zdobyć zrobić super filmik i zdobyć suby na YouTube, to zawsze się znajdzie przeszkoda.

Nie dość, że ten paskudny gangster wszystko popsuł, to jeszcze w dodatku jakiś cymbał zamurował okna. Jedyne, jakie były dla nas dostępne to te znajdujące się na pierwszy piętrze. Tam w ogóle nie było okien, ani framug, a także nie było podłogi, czyli krótko mówiąc, idealne miejsce na nagranie. Tylko kurna, jak mamy się tam dostać?

- Lou, weź skołuj drabinę. – powiedział Harry, wciąż gapiąc się w okno i przez chwile przypominał posąg superbohatera, który lampi się w niebo, opierając ręce o biodra. Jeszcze dałby mu pelerynkę i wypisz wymaluj.

- Hazz, do chuja, skąd ja Ci wytrzasnę drabinę na tym pierdolonym zadupiu? – spytałem całkiem poważnie. – Nie ma tutaj zasięgu, żadnej dobrej restauracji, luksusowego hotelu, szpitala na poziomie, ani tym bardziej wanny z ciepłą wodą, warunki, w jakich mieszkamy są zatrważające, a ty oczekujesz drabiny? – dodałem. Harry spojrzał na mnie i chciał coś powiedzieć, a usłyszeliśmy czyjeś kroki i omal nie zeszliśmy na zawał.

- A co wy tu robicie? – do moich uszu dotarł znienacka jakiś głos, który należał do Aleca na całe szczęście, bo aż podskoczyłem ze strachu. Dobrze, że to nie był ten gangster, bo pewnie by zaczął nam prawić jakieś morale, a nie potrzebuje słuchać jego pierdolenia.

- Kurwa, idioci, nie straszcie. – powiedział Harry widząc Bretta i Alexandra.

- Zluzuj majty, bo Ci mózg uciskają. – fuknął Talbot, a ja wywróciłem oczami na jego odzywkę. Ten typ zaczyna mnie wkurwiać, ale toleruję go tylko i wyłącznie dlatego, że przyjaźni się z Aleciem, którego bardzo lubimy.

- Mózg mam na górze, ty idioto. – odpowiedział mu Harry.

- Niektórzy zamienili się z chujem na miejsca, w Twoim przypadku szczególnie.

- Dobra, dość. – przerwałem, gdy usłyszałem komentarz Bretta. Nie mam zamiaru tracić czasu na ich wyzwiskową wojnę, bo mamy do sfilmowania pewną akcję, która bankowo trafi na YouTube po powrocie i zapewni nam miliony subów, i jeszcze większą sławę.

- Próbujemy nagrać filmik na YouTube, a wy nam przeszkodziliście. – powiedział Harry.

- Chcecie nagrać, jak Sangster obciąga Dylanowi? – spytał zdziwiony Talbot, który był poniekąd pod wrażeniem?

- Tak? – odpowiedziałem równie chamsko, jak on zadał pytanie. Chłopcy wymienili miedzy sobą spojrzenia i uśmiechnęli się podstępnie.

- Wchodzimy w to. – rzekł Alec, a ja nie do końca rozumiałem, o co mu chodzi. Myślałem, że będą się pluć, o to, że chcemy nagrać Dylana, a tu niespodzianka. Na tej wyspie to mnie chyba nic już nie zdziwi.

- Co? – zapytałem w szoku.

- Pomożemy wam. Nie przegapię takiej okazji. – powiedział Alec. – Poza tym, na tej wyspie nic ciekawego się nie dzieje, więc zawsze jakaś rozrywka.

- W końcu będę mól dowalić Sangsterowi. – ucieszył się Brett, który zaczął pocierać dłonie, jak czarne charaktery w bajkach dla dzieci.

- Więc jaki jest plan? – spytał przyjaciel.

- Chcemy jakoś umieścić telefon w środku, ale okna na piętrze są zamurowane i zabite dechami, więc jedynym wyjściem jest nagranie filmiku z piętra pierwszego, ale nigdzie nie widziałem wyjścia. Główne jest pilnowane przez tego debila. – wyjaśniłem, a Brett zaczął się zastanawiać, jak możemy się dostać na górę.

- Lou, kurwa, mówiłem Ci, skołuj drabinę. – powiedział Harry, a ja miałem ochotę mu przywalić. Kocham go, ale jego teksty czasem to mnie wręcz cofają w rozwoju. Przecież mu przed chwilą mówiłem, że do chuja takich luksusów tu nie znajdziemy.

- Ileż ja mam Ci powtarzać, że na tym zadupiu nie ma takich ekskluzywnych przedmiotów jak drabina! – huknąłem dość głośno, mimo, że na ogół staram się być opanowany. Nosz chuj mnie czasem strzela, jak go słucham. Gdyby był kiepski w łóżku, to bym dawno go zostawił, bo jego tok rozumowania pozostawia wiele do życzenia.

- Dobra chuj, podsadźcie mnie. Może się uda. – powiedział Alec i w sumie to był dobry pomysł. Chłopak był wysoki, więc bez trudu udałoby mu się dosięgnąć do okna, które umiejscowione było na piętrze.

- Dawaj. – rzekł Talbot, która razem z Harrym podsadzili w miarę możliwości Aleca, ale chłopak pomimo swojego wzrostu nie sięgał.

- Kurwa, nie dam rady wyżej. – powiedział Hazz. – Brett, podniesiesz go wyżej?

- Nie mam na tyle siły. – stwierdził.

- To nie ma sensu. Nie damy rady. – powiedział czarnowłosy, który próbował złapać się jakoś parapetu, lecz nie dosięgał.

- Co tu się do cholery odpierdala? – usłyszałem głos McCalla i wiedziałem, że to już koniec naszego planu. Zobaczyłem Scotta z Dunbarem, którzy stali ze skrzyżowanymi rękoma i obserwowali nasze poczynania. No trochę ciężko będzie wytłumaczyć w logiczny sposób, dlaczego Hazz i Brett trzymają Aleca, który maca ścianę.

- Ja pierdole, tylko nie oni. – wtrącił Harry. Mentalnie się z nim zgodziłem.

- Co wy robicie? – spytał Liam. - No, w sumie to nic takiego. Alec bardzo chciał molestować ściany, a my nie mamy nic przeciwko, więc pomagamy mu w tym. – powiedziałem, na co niebieskooki pokiwał głową niezadowolony.

- Coś, czego dzieci nie robią. – fuknął chamsko Brett.

- Zamknij mordę, ty durny taborecie. – odpowiedział mu Liam.

- Boże, czy wy nie możecie być choć raz cicho? – wtrąciłem. – Kuźwa, za każdym razem, gdy jesteście obok siebie, to zaczynacie się wyzywać, szturchać, albo napierdalać szczurami. Co wy jesteście w przedszkolu, aby jakieś końskie zaloty do siebie prawić? – spytałem. – Jak się sobie podobacie, to kurwa wyznajcie sobie miłość, idźcie się ruchać i po problemie, a nie będziecie pizdy drzeć całe dnie i całe noce. – dodałem, a Dunbar zrobił się czerwony na twarzy, a Brett z wrażenia upuścił Aleca, który wpadł w jakieś krzaki i zaczął na niego wyklinać.

- Ja go nawet nie lubię, a Ty robisz ze mnie jakiegoś obrzydliwego pedała. – fuknął Brett.

- Już wolałbym sobie oczy wydłubać, niż pójść do łóżka z tym pasztetem. – odpowiedział Liam. Chłopcy jak zwykle zaczęli sobie docinać, a ja przybiłem sobie facepalma. Kurwa, brak słów. Scott zamiast zareagować i uspokoić jakoś niewyżytą dupę Dunbara, to wolał stać i przysłuchiwać się ich kłótni. Ogólnie zaczyna mnie wkurwiać to, że Talbot robi z siebie nie wiadomo jak wielkiego heteryka, a tak naprawdę nie jest lepszy od nas.

Jak oni się nie po trafią dogadać polubownie, to już moja w tym głowa, aby się polubili. Nawet mam cwany plan, co do nich.

- Kurwa no, dość tego. – fuknął podirytowany Alec. – Czy możemy skupić się na realizacji naszego planu, zanim całe przedstawienie się skończy?

- Czy wy podglądacie Dylana i Thomasa? – spytał się znienacka Scott i obserwował nas gniewnie.

- No kurwa, jakie chuje. – dodał Liam. – Podglądają bez nas.

- Zaraz, zaraz, co? – spytałem, bo nie wiem, czy ja mam zwidy i omamy, czy też jestem do tego mega głuchy? Oni chcą się dołączyć?

- W życiu nie przepuściłbym okazji, aby pośmiać się z Dylana, który ciągle tylko wyzywa gejów. – wyjaśnił McCall, a ja razem z Harrym uśmiechnęliśmy się do siebie podstępnie.

Chuj w to, przydadzą się nam.

- Dobra, plan jest taki. – zacząłem tłumaczyć. – Brett i Harry ponownie poniosą Aleca, a Ty z Liamem pomożecie im i wtedy na pewno uda mu się dostać do tego okna. – powiedziałem, po czym przystąpiliśmy do realizacji, lecz długo ona nie potrwała, ponieważ znowu ktoś się kurwa napatoczył.

- Hej? – usłyszałem niepewny głos Minho, który stał razem z Bradem i bacznie nas obserwowali. – Co tu się dzieje?

- Nic, w sumie to tylko podglądamy Dylana z Thomasem. – powiedział Liam, na co Minho się zdziwił, a Brad zatkał usta rękoma.

- O nie! – pisnął młodszy. – Oni chcą mi zepsuć Dylmasa! Nie pozwolę na to!

- Co? – spytał Alec. – Co Ty pierdolisz?

- No mówiłem kurwa, że Sangster leci na Dylana, to nikt mnie nie słucha. – fuknął Brett.

- Nie szanujecie ich prywatności. – oburzył się Brad i tupnął nogą. – Oni chcą w spokoju oddać się miłości, a wy zachowujecie się jak pedofile wykorzystujące małe, bezbronne dzieci...

- W sumie, to nie popieram tego, co robicie, więc nie mam zamiaru brać w tym udziału, ale chętnie pooglądam wasze poczynania. To zdecydowanie jest ciekawsze niż piesze wycieczki po opuszczonej wyspie. – rzekł Minho, przerywając jednocześnie moralizującą litanie tego idioty. – Brad, dołączysz się? – spytał się go Azjata, patrząc mu w oczy, a młodszy wyglądał, jak by właśnie dostał orgazm ze szczęścia, omal nie padając na zawał.

- Jebać Dylmasa. – odpowiedział.

- Dobra, idźcie na czaty, a my podsadzimy Aleca. – nakazałem im.

- Jestem taki podekscytowany! – powiedział Brad, który zaciskał dłonie w pięści i skakał delikatnie w miejscu. Spojrzałem na niego jak na debila i najprościej w świecie wywróciłem oczami.

- Czym Ty się kurwa podniecasz? – burknął Alec.

- Bo robimy coś... coś... zakazanego i... niedobrego! – podjarał się, a ja pierdolnąłem sobie facepalma.

- Co? – prychnął Styles, który zaczął się śmiać.

- Mama powiedziała, że nie wolno kogoś podglądać i zawsze mi zabraniała. – wyjaśnił. – Ale mamy teraz nie ma i nie dowie się, że podglądałem przyjaciela podczas obciągania. Na pewno byłaby niezadowolona i wysłałaby mnie do kościoła na spowiedź. Pan Jezus też nie będzie zadowolony z tego, co robię, ale kij w to! Przeproszę go kiedyś w Kościele. Żyje się raz i chcę zrobić coś szalonego. – dodał, a ja nie wytrzymałem i prychnąłem głośnym śmiechem. No on nie przestanie mnie zadziwiać, serio.

- Dobra, wchodzę. – wtrącił się Alec i z pomocą Scotta, Bretta oraz Liama, udało mu się dosięgnąć jakiegoś metalowego, wystającego kikuta. Chłopak odepchnął się od przyjaciół i nogami podpierał się o betonową ścianę, wypinając się przy tym w naszą stronę. Minho i Brad bacznie obserwowali teren, a my obserwowaliśmy, jak radzi sobie Alec. Co niektórzy aż za bardzo się gapili.

- Harry! – fuknąłem rozjuszony, a właściwie syknąłem, gdy dostrzegłem, że mój kurwa chłopak bacznie i z uśmiechem obserwuje innego. Nosz ja mu dam. Jeszcze chwila, a dostanie celibat do końca życia. Naprawdę. – Jeszcze raz będziesz się gapić jak sroka w gnat, to Ci wydrapię oczy.

- Oh, słońce. – powiedział i objął mnie w pasie, składając delikatnie pocałunki na mojej szyi. Dunbar wyglądał jak by miał się rozpłakać, Brett zasymulował odruch wymiotny, a Scott miał mieszane uczucia. – Wiesz, że kocham tylko Ciebie? – dodał, a ja uśmiechnąłem się, łapiąc go za ręce. – Jesteś tylko mój, a ja tylko Twój. Nic tego nie zmieni.

- Alexandrze, cóż to za piękny widok na Twoje pośladki? Czym żem zasłużył, że niebiosa zesłały mi taki widok? – usłyszałem głos Magnusa, który zadowolony z siebie uraczył nas swoją obecnością. W sumie teraz tworzyliśmy komplet i normalnie czułem się jak w jakimś filmie kryminalnym, w którym chcemy obrabować bank.

Ewentualnie w jakiejś parodii, bo to, co się tutaj dzieje, nie da się nazwać profesjonalizmem.

- Co, kurwa? – spytał Alec odwracając się w naszą stronę, dostrzegając jednocześnie bacznie obserwującego go Magnusa. Chłopak, jak zwykle miał perfekcyjnie zrobiony makijaż, czyli oczy wymalowane czarną kredką oraz ubrane granatowe spodnie i granatową, satynową koszulę, co już nikogo tutaj nie dziwi.

- Zapomnij. – powiedziałem, odwracając się od niego. – Jak nie masz zamiaru się wynieść z łóżka, to ja śpię dzisiaj z Magnusem. – rzekłem.

- Nie mam nic przeciwko. – odpowiedział uśmiechając się zalotnie i kątem oka spoglądając na Aleca.

- CO?! – huknął zszokowany Harry i Alec jednocześnie, a ja uśmiechnąłem się podstępnie. Widziałem, że Bane jest bardzo zadowolony z obrotu spraw, a przyjaciel omal nie spierdolił się z tej ściany. Mój niby chłopak był zbulwersowany tym, co powiedziałem.

- Popierdoliło Was? – spytał się Lightwood, który gniewnie obserwował Magnusa oraz mnie. Oho, czyżby ktoś tutaj był zazdrosny?

A ja się zbulwersowałem tym, że gapił się na dupę Aleca. 

- Pięknie wyglądasz, Magnusie. – dodałem po chwili, aby wkurzyć tym Hazzę, co mi się udało, bo chłopak zrobił wielkie oczy, choć też udało mi się wkurwić przyjaciela na ścianie. – Ta kozula świetnie podkreśla Twoją umięśnioną klatkę piersiową. – dodałem, a chłopak uśmiechnął się.

- A dziękuję. – odpowiedział, a Lightwood wyglądał, jak by miał nas zaraz pozabijać, podobnie jak Harry.

- Hej! – fuknął wściekły Alec, który gwałtownie się do nas odwrócił, ponieważ podszedłem do Magnusa. – Co to kurwa za flirtowanie?! – dodał oburzony, mocno się wykręcając, aby mieć na nas jak najlepszy widok.

- Alexandrze, czy Ty jesteś o mnie zazdrosny? – zapytał się Bane, na co Alec intensywnie poczerwieniał.

- Co? Nie! – zaprzeczył.

- Widzę, że na mnie lecisz, nie ukryjesz tego przede mną. – dodał ponętnym głosem Magnus, puszczając oczko do Aleca, zbliżając się do niego, aby mieć lepsze widoki.

- Nieprawda! – rozjuszył się starszy chłopak, który ponownie zamachnął się do takiego stopnia, że ten metalowy kikut wręcz wyrwał się wraz z betonem, a Alec zaczął spadać na ziemię, lądując z hukiem na Magnusie, przewracając chłopaka na ziemię, siedząc na nim okrakiem. Ten metalowy pręt i spadający guz narobiły tyle hałasu, że kurwa jeszcze chwila, a wszyscy wpadniemy.

Albo złapie nas Jeff, albo złapią nas oni i będzie przypał do końca życia.

- Idioci, jak chcecie się macać, to potem. – wtrącił Harry, a Alec niczym torpeda wstał z Magnusa, potykając się o ten metalowy pręt i robiąc jeszcze więcej hałasu.

- Mówiłem Ci, że na mnie lecisz, Alexandrze. – rzekł uradowany. – To kiedy randka? – dodał, a ja uśmiechnąłem się. No nie, zaczynam go coraz bardziej lubić.

- Pierdolona pajęczyna! – usłyszałem czyjś, głos, który prawdopodobnie należał do Jeffa.

O cholera, wiedziałem, że ten huk i gwałty Aleca z Magnusem go tutaj zwabią.

- Kryć się bo Pan Gangster idzie! – wrzasnął Brad na tyle głośno, że teraz na pewno ten cieć nas usłyszy. Minho zatkał dłonią usta chłopaka.

- Spierdalamy! – dałem sygnał pozostałym i zaczęliśmy uciekać, ile sił w nogach mieliśmy. Kurwa mać i chuja żeśmy nagrali. Tak to jest, gdy coraz więcej osób chce Ci pomóc.

Chcesz coś zrobić dobrze, zrób to sam.

Ewentualnie z Hazzą.

Lepiej nie.

- Pan nas chyba zamorduje, o nie! – zaczął panikować Brad. – Wiedziałem, że to był zły pomysł. Pan Jezus mnie za to ukarze! Mama miała rację, że nie wolno podglądać, bo za takie niedobre czyny są kary!

- Kuźwa, Minho, weź mu zatkaj czymś jadaczkę, nie wiem, pocałuj go, albo coś. – powiedział Brett, gdy schowaliśmy się pod jakimiś ruinami.

- Kutasa mu wsadź, to będzie jeszcze cichszy. – dodał rozbawiony Alec, którego bacznie lustrował Bane.

- Alexandrze, Ty też jesteś hałaśliwy, więc Tobie też przydałoby się czyś zatka usta, nie sądzisz? – wtrącił zadowolony z siebie Magnus. – Jeśli potrzeba, mogę użyć swojego penisa. 

Nie mogąc się powstrzymać, zawyłem głośno, podobnie jak pozostali i zdaliśmy sobie sprawę z tego, że tylko pozwoliliśmy się namierzyć.

No kurwa, ale jak tu się nie zaśmiać?

- Jeszcze słowo, a przysięgam, że zakopię Cię gdzieś w lesie. – fuknął Alec. Oj przyjacielu, nie wywiniesz się. Chyba będzie trzeba zaproponować Magnusowi dołączenie do naszej paczki. On jest zajebisty! I pomyśleć, że mieliśmy go za jakąś pizdę życiową.

- Jak lubisz łono natury, to nie mam nic przeciwko. Możemy się kochać na trawie. – odparł pewnym siebie głosem, a mój przyjaciel zrobił się czerwony na twarzy i omal Munie przyłożył.

- Magnus, błagam, zrób coś z Aleciem, bo za dużo pierdoli. – powiedziałem, chcąc dolać oliwy do ognia. Jak się bawić, to się bawić.

- Spokojnie, niedługo będzie jeszcze więcej pierdolił. – odpowiedział, a ja ledwo z Hazzą powstrzymałem się od śmiechu.

- Zaraz Ci wjebię, to Cię matka nie pozna. – huknął Alec, zbliżając się niebezpiecznie blisko Magnusa.

- Kurwa, lepiej stąd spierdalajmy, bo słyszę Jeffa w oddali. – powiedział Brett, przerywając całą sielankę.

Nosz kurwa, ten chuj wie jak popsuć całą atmosferę. Czy on nie ma gdzie łazić?!

Udało nam się po cichu, o dziwo, ewakuować na tyły szpitala i zobaczyliśmy, że znajduje się tam jakieś wejście. Ja pierdole, a ja teraz się o nim dowiaduje? No świetnie. Chcieliśmy go użyć, lecz ni stąd, i zowąd, przed nami pojawił się wkurwiony Jeff, jak by pierdolony wyrósł z ziemi.

Nosz kurwa mać, co to za czary?

- Co wy tu odpierdalacie, jełopy? – spytał, bacznie się nam przyglądając. Czułem się jak kilkulatek, którego chce zaatakować starszy kolega i zabrać mu pieniądze.

- Postanowiliśmy się przejść na spacer, imbecylu – odezwał się Scott, jako jedyny. Nie mam pojęcia, co z nim nie tak, ale albo jest mega głupi, albo mega odważny i ma jaja ze stali, że nie boi się pyskować temu psychopacie.

- Ta? – zdziwił się Jeff i bacznie nas obserwował. Ale przypał, ja pierdole. Zauważyłem, że Magnus nie przejmował się nim i wolał podziwiać Aleca, natomiast Brad denerwował się, jak by zaraz miał ktoś go wsadzić do więzienia. – I wszyscy razem nagle postanowiliście iść na spacer? Cóż to za zmiana?

- W grupie raźniej, kretynie. – burknął Scott, wyzywająco patrząc mu w oczy.

- Jak lubi gangbangi Scotty, to mogłeś otwarcie powiedzieć. – powiedział do niego Jeff i ukradkiem widziałem jak Mags i Harry powstrzymują się od śmiechu.

- Ty... Ty... - chciał coś powiedzieć, ale Jeff olał go i kontynuował swoją wypowiedzieć, pomimo tego, że Scott dalej coś tam szczekał.

- Ale wracając do tematu, to wszystkim nagle, zgodnie jak nigdy, zachciało się spaceru i to akurat dookoła drugiego wejścia do szpitala, w którym właśnie blondyna ciągnie druta szatynowi? No interesujące, a czy w tej Waszej bajce też były smoki? – zakpił z nas.

- Żebyś kurwa wiedział. – fuknął Scott. – Mój ulubiony smok przyleciał i zżarł cie na obiad. Wspaniały happy end.

- Ta? – spytał. – Czyli rzuciłeś mnie na pożarcie, a penisa zostawiłeś sobie na użytek własny i na pamiątkę, co Scott? – dodał, a McCall poczerwieniał na twarzy, przypominając dojrzałego pomidora. Omal nie udusiłem się ze śmiechu, podobnie jak mój chłopak i Liam z Brettem.

- Pierdol się. – syknął.

- Skoro nie lubisz penisów, to może wolisz sztuczne cipki, co? – dodał, ale w porę Minho z Brettem złapali Scotta, który chciał się rzucić na gangstera.

- Co tu się dzieje? – usłyszałem głos Thomasa, który razem z Dylanem wyszli tylnym wyjściem, spoglądając na nas pytającym wzrokiem. Wszyscy zmieszaliśmy się dosyć mocno, bo nie wiedzieliśmy, jak mamy się wytłumaczyć, szczególnie, że Jeff bacznie nas obserwował i był nader zadowolony, że właśnie może nas nieźle wpierdolić. Dostrzegłem, że kumpel miał się już dobrze, więc w sumie wniosek nasunął mi się sam.

Sangster musi świetnie obciągać. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro