10. ♀

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

10. ♀

Na mojej twarzy pojawił się grymas, a w uszach rozbrzmiewał mi ciągły, brzęczący dźwięk budzika. Zignorowałam go, błagając o jeszcze kilka minut. Przekręciwszy się na drugi bok, pozwoliłam mojej ręce zawisnąć w powietrzu, a reszta mojego ciała była zabezpieczona przez drewnianą barierkę piętrowego łóżka. Budzik mógł dzwonić w nieskończoność, a ja miałam to gdzieś. Ciągły jazgot obok zupełnie mi nie przeszkadzał.

Biorąc głęboki wdech i uśmiechając się z rozmarzeniem, poczułam coś dziwnego. Czy można czuć zapachy w snach? Teraz rozważałam tę niepewną możliwość. Świeży zapach wiecznie zielonych drzew był upojny.

- Możesz przestać mnie wąchać?

Przestraszona przez usłyszany głos, zmusiłam się do otworzenia oczu. Na początku nic nie widziałam. Tak właściwie światła były zgaszone, więc naprawdę nie widziałam nic poza zupełną ciemnością. Po chwili poczułam, że coś dotyka mojej twarzy. I wtedy coś delikatnie uderzało mnie w tył głowy. Czy to może łokieć?

A wtedy usłyszałam jak znajomy głos przeklina.

- KN? – powiedziałam zaspana. Wyciągając dłoń w kierunku lampki nocnej przymocowanej do barierki łóżka (mieliśmy je zamiast zwykłych lamp, żeby zaoszczędzić przestrzeń), zupełnie zignorowałam coś, co ocierało czubek mojego nosa. Potrzebowałam dookoła chociaż trochę światła, żeby pokazało mi, co to dokładnie było. Prawie mogłabym się założyć, że to była koszula KNa.

Wiecznie zielone drzewa.

Kiedy światło zamigotało, zobaczyłam nikogo innego niż KNa. Oczywiście, że to był on. Obecność jakiejkolwiek innej osoby byłaby wątpliwa. Jak zawsze próbował znaleźć brzęczący budzik i już go miał uciszyć na dobre. Tak naprawdę to było jego powołanie.

Przemykając pod jego wyciągniętą ręką, odsunęłam się od jego uwodzicielskiego zapachu wiecznie zielonych drzew.

- Zajmę się tym. Śpij dalej.

- Czwarta w nocy! Co ty sobie wyobrażasz? – zapytał.

Dwa z boków naszego łóżka były ustawione bezpośrednio w rogu pokoju: wezgłowie i prawa strona. Mimo że KN górował nade mną, jego ręka była zbyt krótka, ponieważ mój budzik był przywiązany (metalowym łańcuchem) do prawego słupka przy wezgłowiu.

Jeśli naprawdę chciałby go uciszyć, musiałby się wspiąć do mojego łóżka. A ja oczywiście nie chciałam, żeby tak się stało. I na szczęście jeszcze się nie stało. Ale położenie mojego budzika gdziekolwiek indziej mogłoby zagrozić jego egzystencji. Właściwie tak sobie myślałam, że pewnie już sprawił sobie piłę do metalu i tylko czeka aż będzie miał okazję zaatakować mój biedny budzik.

- Muszę spotkać się z panem Crooge'em o szóstej – powiedziałam, podczas gdy naciskałam guzik z tyłu budzika.

Jego badawcze spojrzenie zelżało, gdy budzik przestał dzwonić. Mimo że wciąż było przeszywające, teraz wydawało się w miarę normalne jak na KNa. Ziewając, zapytał.

- Czemy musisz się z nim spotkać?

- Pomagam przy przygotowaniach – powiedziałam, poprawiając pościel. – Powiedział, że potrzebuje pomocy. Więc zgłosiłem się na ochotnika.

- Ach, dobra – wymruczał, zanim opadł na swoje łóżko. Chwila później i znów był pogrążony w krainie snów. KN – jak się zorientowałam – spał lekko. Zwykle pierwszy dźwięk budzika go budził. Drugi, trzeci, czwarty, piąty, itd. na wskroś go irytował.

Wyszłam z łóżka i wsunęłam kapcie na nogi. Chodząc dookoła, wyciągnęłam moje ręce i ziewnęłam, ile dusza zapragnie. Wczoraj gdy zobaczyłam pana Crooge'a, nauczyciela plastyki, chodzącego wkoło i pytającego, czy ktoś może pomóc mu dzisiaj rychło rano pozawieszać obrazy na Wystawę Białych Płócien, jakoś tak wyszło, że podeszłam do niego i powiedziałam, że z miłą chęcią bym to zrobiła. Starszy pan gramolił się po korytarzu, niepewien czy może kogoś tak nagle zapytać.

A w chwili gdy to zobaczyłam, moje sumienie podkradło się do mnie. „Fiona, spójrzże na tego biednego staruszka. Nie chciałabyś mu pomóc?"

No i po prostu to zrobiłam.

Będąc cała odrętwiała, pocieszałam się. Minęły już prawie dwa dni do tej makabrycznej lekcji WF, a moje całe ciało wciąż strasznie bolało. Już wypchałam się środkami przeciwbólowymi, ale i tak bolało. Nie miałam pojęcia jak przetrwam więcej lekcji WF w tej szkole. One naprawdę były przeznaczone dla chłopaków, jeśli nie dla prawdziwych atletów.

„Gdzie jesteś, Finn?" Czy teraz mogę to po prostu wykrzyczeć przez okno? Może jeśli bym to zrobiła, pojawiłby się i odpowiedział. „Tu jestem, Fiona! Wracajmy do domu!"

Znalezienie Finna stawało się teraz zupełnym szaleństwem. I tak, rozmawiałam wczoraj z Graysonem. Dziękuje komukolwiek, kto kazał mu opowiedzieć na moje wiadomości. Grayson obiecał zatrzymać to w sekrecie, po tym jak przysięgłam mu opuścić to miejsce, gdy tylko znajdę mojego brata. Podkreślił, że bycie tutaj było niezgodne z normami etycznymi.

I zapytałam go, czy nie jest moim bratem. Mimo wszystko był moim podejrzanym numer jeden. Ale po dziesięciu minutach okrutnego przesłuchania, nie miał pojęcia, jak ja w ogóle mogłam wysnuć takie podejrzenia. No cóż, on i Finn mieli takie same rysy twarzy. Nic nie mogłam na to poradzić.

Więcej faktów o Graysonie: jedynak (zmusił mnie, żebym przez telefon porozmawiała z jego mamą i nawet z jego tatą); żadnej siostry bliźniaczki (to oczywiste); i nerd (dobra, trochę zaczęłam się z tym powtarzać). Miałam na myśli, że kochał Supermana. Kochałam chłopaków, którzy kochali Supermana.

Więc skoro już wszystko powiedziane i potwierdzone, czy mogliśmy – nareszcie – mieć jakąś szansę na bycie razem? Tylko sobie żartuję. Żadne uczucia nie zostały odwzajemnione. Ale dziewczyna może sobie marzyć. Mogłam tylko wyobrażać sobie Graysona i mnie, idących po tym urokliwym, starym zamku ramię w ramię. Siedzielibyśmy na balkonie, opowiadając sobie o naszym dniu, o matematyce i WFie, gdy patrzylibyśmy na zachód słońca.

Chwila.

Potrząsnęłam głową, zawiedziona samą sobą. Znowu miałam te urojenia. Znalezienie Finna było teraz moim najważniejszym i jak na razie jedynym priorytetem. Spotykanie się z Graysonem będzie jedynie drugim.

Nie, Fiona. Nie.

Okay, dobra. To może jednak nie mogłam być z nim w związku, żeby nie zaplątać się w tej szkole w kolejną historię, do tego skandaliczną. Tylko wyobraźcie sobie dwóch chłopaków, trzymających się za rękę w takim prestiżowym miejscu. O mój boże. Na pewno sprawdziliby moją przeszłość, gdyby ta plotka się rozniosła. Wiedzieliby wszystko. I oczywiście był jeszcze tata, którego powinnam wziąć pod uwagę.

I Finn.

Więc tak bardzo jak chciałam, żeby coś zaiskrzyło z Graysonem, musiałam zdecydować się na zostawienie wszystkiego tak jak dotychczas. Bez miłości i kompletnie skupiona na znalezieniu Finna. Ale serio, kiedy moje skupienie wygrywało ze mną? Zwykle było zrzucone na dalszy plan.

Ale nie, Fiona. Żadnego Graysona.

Sprawdziwszy, że KN wciąż był pogrążony w głębokim śnie, a konkretnie przysuwając dłoń do jego twarzy i machając mu zaraz przed czubkiem nosa, zabrałam płótna zza jego łóżka. W zasadzie uciekłam się do tego po tym, jak się dowiedziałam, że będę dziś rano przenosić obrazy na wystawę.

Ale co ja myślałam?

Z mojego doświadczenia w trzymaniu pędzla i paćkania nim po białym płótnie, musiałam przyznać, że nie miałam do tego ani krzty talentu. Kompletne zero. Malowanie nie było moją działką. Ale lubiłam to. Nie, kochałam. Jak niesamowite mogą być te dzieła? To było coś, co podziwiałam z całego serca, gdy stałam w zachwycie, spoglądając na nie.

Ale racja, niektóre uczucia po prostu nie zostaną odwzajemnione. Niektóre dłonie nie były skoordynowane. Niektóre umysły nie były kreatywne. Przepraszam za porażkę w tej kategorii.

Naprawdę próbowałam. Spójrzmy na mój obraz. Był błękitny (dla efektu nieba), te kółka miały być krabowymi ciastkami (nie ukazały tego), a sam talerz, na którym były umieszone kółka, był jedyną spójną częścią. Dobra, może talerz też był nieudolny. Był czymś między krzywym naczyniem a UFO. Może bardziej przypominał UFO. Takie rzeczy mogą być łatwo przedefiniowane podług wyobraźni. Mogło to być krzywe, ale mimo wszystko UFO.

Wydałam długie i ciężkie westchnienie.

Nikt nie uwierzyłby, że to praca zamaskowanego chłopaka. On – jak wszyscy mówili – był nadzwyczajnie utalentowany. I sama to widziałam. Tego dnia, gdy zamaskowany chłopak mnie szkicował, jego dłonie wyglądały niesamowicie. Jeśli przemieniłby ten szkic w olejny obraz, a słyszałam, że był w tym bardzo dobry, mogę sobie tylko wyobrażać, jak nieziemski będzie. Może będę wyglądała jak bogini, nawet jeśli w rzeczywistości mi do niej daleko. Bądź co bądź, wszystkie pochwały skierowane w jego kierunku były zdumiewające. Sprawiał, że człowiek wyglądał nawet lepiej niż po profesjonalnej przeróbce.

Tegoroczny temat: rozkosz.

Mój temat też zaczynał się od „r", tylko że kończył się na „-acz". Rozpacz. Każdy byłby zrozpaczony, gdyby zobaczył ten obraz. Nie, to nie był obraz. To coś, co nazywa się dziecięcymi bazgrołami/bohomazami/bazgraniną/gryzmołami. To tylko uwydatniało mój absolutny brak zdolności artystycznych. Gdybym tylko urodziła się innej rodzinie, na przykład znanych malarzy. Podobno takie rzeczy są dziedziczne. I poważnie, moje najniższe oceny były z plastyki.

Co tu dużo gadać.

Przykrywając mój obraz białym prześcieradłem, myślałam, czy naprawdę mogłabym sabotować zgłoszenie zamaskowanego chłopaka moim własnym. Czy w ogóle powinnam próbować? Czy ktokolwiek mi uwierzy, jeśli to zrobię?

Nie, nikt.

Wsuwając ręce w mundurek szkolny – wciąż złożony z trzech warstw – przygotowywałam się mentalnie na najgorsze. Jest tylko maciupeńki blask nadziei, że to nie mnie rysował przez kilka ostatnich dni. Że po gapieniu się na moją nudną twarz, zdecydował się zgnieść papier, na którym moja twarz była ładnie naszkicowana i powiedzieć, że to kompletne dziadostwo. Obraziłabym się. Ale jeśli to dla dobra wszystkich, pozwolę zamaskowanemu chłopakowi pognieść tę kartkę i nie będę narzekała.

Mając nadzieję na nie wiadomo co jeszcze i tak podniosłam mój obraz. KN wciąż spał o piątej rano, więc nie zauważył moich rozterek, które zawierały: gapienie się na mój obraz, chodzenie w kółko po pokoju, rozmyślając, a także niekończący się cykl wrzucania mojego obrazu do śmietnika i ponownego wyciągania go. Dużo czasu zajęło mi, zanim zdecydowałam się go użyć w jakikolwiek sposób i sprawdzić, czy będę później w stanie zrobić coś z obrazem zamaskowanego kolesia.

Wymykając się z akademika o piątej trzydzieści, skierowałam się do sali plastycznej w budynku szkolnym. Zauważyłam pana Crooge na boku, patrzącego się na płótno.

- Dzień dobry, panie Crooge.

- Jesteś dokładnie na czas, Jules. Dziękuję ci, synu, za pomaganie mi. – Posłał mi uśmiech, a na jego twarzy pooranej zmarszczkami pojawiło się jeszcze więcej linii. Widzicie? Był słodkim, starszym panem. Jak mogłam mu pozwolić tak po prostu przeszukiwać korytarze, kiedy wahał się, żeby kogokolwiek zapytać. Więc cieszyłam się, że pomogłam. Po prostu wiedziałam! Teraz będzie rozpaczliwie potrzebował pomocy.

- To gdzie powinienem zacząć?

- Podejdź tu na sekundkę. Pokażę ci obraz, który będzie dzisiaj główną atrakcją – w zamian powiedział mi to.

Alarm, obraz zamaskowanego kolesia! Alarm, obraz zamaskowanego kolesia!

Na samo wspomnienie zamaskowanego chłopaka natychmiast zesztywniałam. Pełna zbędnej niepewności powoli powłóczyłam nogami w kierunku pana Crooge'a. Zanim pomyślnie zrobiłam trzy kroki do przodu, już przełknęłam całą ślinę w buzi, jaką wyprodukowały gruczoły. Moje ciało funkcjonowało tylko dlatego, że teoretycznie byłam żywa. Za to mój umysł był gdzie indziej, może w krainie kłębków nerwów.

To była moja twarz. Na tym obrazie była twarz Fiony. Zamaskowany chłopak złożył moją twarz jako zgłoszenie. Będę na wystawie. Cała szkoła się dowie. Mój tata jutro zostanie zwolniony po tym, jak dowiedzą jak poszedł na kompromis z moimi dokumentami i przyjęciem tutaj. A potem, po tym wszystkim, Finn już kompletnie zerwie wszystkie więzi z naszą rodziną.

Pewnie ze wstydu.

I to wszystko przez tego zamaskowanego kolesia. I imprezę Channinga. I prośbę Clarka. I nalegania Paige. I moją zawsze obecną chęć pomocy innym.

Na siłę uśmiechnęłam się w chwili, gdy stałam obok pana Crooge'a. Niezdecydowana, czy spojrzeć na obraz, wciąż stałam twarz w twarz z moim nauczycielem plastyki, zamiast patrzeć na to, na co chciał żebym spojrzała. To zrozumiałe, że nie chodziło o niego. Ale wciąż był zajęty gapieniem się na obraz, więc nie mógł tak naprawdę zobaczyć moich lęku i zdenerwowania, które na pewno były wymalowane na mojej twarzy.

- Czyż nie jest piękny? – pan Crooge zapytał cicho.

I znowu, niczym tonący trzymający się brzytwy, specjalnie powoli, bardzo wolniutko obróciłam się w lewo, gdzie był obraz. Na całym ciele czułam pot, spływający strużkami, moje nerwy już dawno zostały zszargane, a umysł podpowiadał mi, że to już koniec.

Jednakże z tego co widziałam, to... nie był koniec?

To co widziałam było czymś pięknym. Zdumiewającym. Nieprawdopodobnym. Oszałamiającym. Estetycznym. Fantastycznym. Pięknym? Zdumiewającym? Yyy... chyba skończyły mi się przymiotniki. Mówiąc wprost, to było piękno przez wielkie „P".

Tak, powinnam zapomnieć o całym sabotażu i wyrzucić moje bazgroły na płótnie. Obraz był nawet lepszy niż niezwykły. Linie na środku obrazu były subtelne, ale świetnie łączyły się w całość. Każde pociągnięcie pędzlem, głębia i barwa, których użył malarz, aby ożywić obraz. Wyrażał więcej niż tysiąc słów, opowiadając kryjącą się za nim historię.

Rozkosz.

Dla mnie to nie jedzenie było podkreślone. Mimo że to ono miało być tematem przewodnim, malarz podkreślił uzupełnienie. Nawet dla takiego zwykłego widza jak ja, doskonale wiedziałam, o co mu chodziło.

Dziewczyna w czerwonym fartuchu luźno zwisającym z jej szyi, trzymająca srebrną tacę w swoich dłoniach, szczęśliwa spoglądała na chłopaka, który biegał z telefonem przy uchu. I to właśnie było zaprezentowane. Wszystko wokół niej było zamazane. Kolorowe światło stroboskopu było lekko stłumione w niektórych miejscach, trochę odbijało się od jej kasztanowych włosów. Ludzie dookoła byli tylko sylwetkami tak jak chłopak, któremu pomogła. Wszystko wokół niej było wyciszone. Tylko ona promieniowała niekończącą się rozkoszą.

Mówiąc wprost, to ją uszczęśliwiało.

Nawet jeśli czasami myślałam, że to całe pomaganie było kłopotliwe, ten chłopak przejrzał mnie. Zobaczył, że to właśnie przynosiło mi radość, zadowolenie i to drżenie serca, gdy wiedziałam, że postępowałam właściwie.

Nie wszystko w życiu mogło cię uszczęśliwić. Tylko kilka rzeczy będzie wywoływało ten nieświadomy uśmiech w twoim sercu, sprawiając, że zadrga jak nigdy. A ci ludzie, którzy już wiedzieli, co jest tą rzeczą, byli szczęściarzami. Ja byłam szczęściarą. Nie musiałam szukać tego po całym świecie, ponieważ było tutaj – na wystawie.

- Wiesz, kto to stworzył? – zapytał pan Crooge, wyrywając mnie z myśli.

- Zamaskowany chłopak. – Odpowiedź była prosta. Dziewczyna, kimkolwiek była, którą namalował wcześniej, teraz mogłam zrozumieć, co czuła, kiedy jej twarz byłą zaprezentowana na tej wystawie w zeszłym roku. Kiedy malarz wyświadczył ci przysługę, nie mogłaś odmówić.

Ponieważ ja nie mogłam.

Nawet jeśli to była Fiona w czerwonym fartuchu Clarka, chciałam żeby była na tej wystawie. Szkoda by było, gdyby inni nie zobaczyli tego dzieła. Nie miałam serca, żeby tym razem być samolubna. Musieli to zobaczyć. Każdy, kto weźmie udział w tej wystawie, musiał to zobaczyć.

I mimo że wciąż mnie przypominała, malarz całkowicie nie uwypuklił moich rysów twarzy. Po prostu wtopiłam się w całość. Nie byłeś w stanie rozpoznać tożsamości dziewczyny tylko na podstawie obrazu. Teraz to był tylko sekret mój, Clarka i zamaskowanego kolesia, który należało utrzymać w tajemnicy.

- To co powiesz? – pan Crooge zapytał.

- Ludzie oczekują, że wygra. Wszyscy są pewni, że zajmie miejsce na samym środku. – Wzruszyłam ramionami.

- Niestety nie. Nie wygrał. Pierwsze miejsce zajął Andrew z drugiej klasy. W tym roku tematem przewodnim była rozkosz w połączeniu z jedzeniem. A jestem pewien, że widzisz, iż on ukazywał coś innego – pan Crooge odpowiedział.

- To... nie... jest zwycięskie dzieło? – zapytałam kompletnie zdumiona. Nie chodziło o to, że nie będę, znaczy się, mój portret nie będzie na samym środku. To tylko z powodu, że ten obraz był taki dobry, że musiał mieć pierwsze miejsce. Dzieło samo w sobie zasługiwało na wielką sławę. Powieszenie go z boku w życiu nie oddałoby mu sprawiedliwości.

- Tamten chłopak chroni coś w tym obrazie. Wie, jak przestrzegać tematu. Nigdy wcześniej tego nie zrobił – odpowiedział pan Crooge, krzyżując ręce na piersi.

- Chroni?

- Tak myślę. To chyba przez dziewczynę. W zeszłym roku wszyscy chłopcy szukali jej aż po krańce ziemi. Tylko przez jeden obraz. – Pan Crooge lekko skinął głową. Jeszcze raz spojrzawszy na płótno, uśmiechnął się ociężale i mówił dalej. – Być może dlatego namalował całą sylwetkę, a nie fragment jak ma w zwyczaju.

Chronił mnie? Z tego co pamiętam, rysował tylko mój częściowy portret, a nie całą sylwetkę. Nie wiedziałam, że widział całą zamianę miejsc z Clarkiem. Czy powstrzymywał całą szkołę od szukania mnie? Ale dlaczego by to zrobił? A jeśli jednak, był taką miłą i troskliwą osobą.

- Nie mniej zadbałem o to, żeby i tak otrzymał dobre miejsce. Jakby nie patrzeć, to jego ostatni rok w Corner Stone. Już wybrałem ich miejsca, więc upewnij się, żeby je dobrze zawiesić. W sumie są dwadzieścia cztery prace. Ja pójdę pierwszy i sprawdzę miejsce. Po prostu wszystko tam przynieś i ładnie wszystko zawieś według ich pozycji – poinstruował mnie.

Skinęłam głową.

Spojrzawszy po raz ostatni na pracę zamaskowanego chłopaka, zdecydowałam się zacząć pracę od reszty. Wystawa będzie odbywała się na sali gimnastycznej, skąd pochodzą moje obecne zakwasy. Wszystko już było przyszykowane dzięki uczniom. Jedynie trzeba było przenieść tam te obrazy. Na szczęście każdy z nich mógł być niesiony w rękach przez jedną osobę. Takie były zasady.

Wystawa Białych Płócien była tradycją tej szkoły. Właściciel tego zamku to słynny malarz, którego imienia zapomniałam. To była kwestia jego honoru. I to dlatego od każdego było wymagane uczęszczanie na lekcje plastyki przez 4 lata, jedyne zajęcia, które najprawdopodobniej obleję.

I zachowawszy najlepsze na koniec, nareszcie trzymałam obraz zamaskowanego chłopaka w moich ramionach. Idąc korytarzami, byłam jak szczęśliwy dzieciak, trzymający swoją ulubioną zabawkę, żeby się nią popisywać. Moja twarz nie była aż tak zdefiniowana, a włosy były kasztanowe. Więc na pewno nikt mnie na nim nie rozpozna. To było ledwo dostrzegalne. I byłam pewna, że nawet Finn nie zorientuje się, że ta dziewczyna na obrazie to jego siostra – Fiona.

W drodze do sali był ten korytarz, w którym wszystkie żarówki były przepalone. Chyba wszystkie były wkręcone w tym samym czasie i przepaliły się także w tym samym czasie. Jaka szkoda. Korytarz był zupełnie ciemny przez całą długość. Ten stary zamek potrafił być czasami bardzo straszny.

Więc tak, jak robiłam za każdym razem, gdy niosłam wszystkie prace z pracowni do sali gimnastycznej, przyspieszyłam i przygotowałam się, żeby pospiesznie dostać się na drugi koniec korytarza. Delikatne światło dopływało z końca korytarza, ponieważ zostawiłam otwarte drzwi. Przełykając strach, przygotowałam się do szybkiego biegu.

Jednakże w połowie korytarza, poczułam, jak biały materiał zsunął się na podłogę. Teraz? Jęknęłam. Lecz nie miałam wyboru. Musiałam się zatrzymać. A próbując znaleźć materiał w egipskich ciemność, oparłam obraz o ścianę.

Dlaczego musiał upaść akurat tutaj?

Przesuwając się z miejsca w miejsce, gdy szukałam moją dłonią, zauważyłam coś na obrazie. Myślałam, że moja wyobraźnia sobie ze mną pogrywa. Albo że coś mnie nawiedza. Wcześniej nie było tam takiego czegoś.

Natomiast gdy przyjrzałam się temu, zorientowałam się, że to nie tylko moje myśli. One były prawdziwe. Zakrztusiłam się własnym oddechem na słowa zapisane zieloną, świecącą farbą: Clark, co robisz w Corner Stone?!

Zorientowałam się, że jest jedna sprawa, o której zapominałam. Gdy byłam taka szczęśliwa, że nie zostałam zaprezentowana, zapomniałam o jednej, ważnej rzeczy. I skończyłam tutaj, ślepo wierząc, że zamaskowany chłopak nie wiedział, gdzie „Clark" lub Fiona teraz byli. Że nie zauważył, kim byłam. Że po prostu zmienił zdanie i tylko z jakiegoś powodu buntował się przeciw tematyce.

Lecz nie, on wiedział. Wiedział.

Poza Graysonem, ktoś jeszcze wiedział o mojej tajemnicy. W tej szkole był ktoś, kto wiedział to przez cały czas. Skryty w cieniu, obserwował mnie. Rozpoznał „Clarka" z imprezy Channinga. Wiedział, że jestem dziewczyną przebraną za chłopaka. I szkopuł tkwił w tym, że był osobą, o której tożsamości nic nie wiedziałam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro