Rozdział 5

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Hestia widząc, że tym razem nie wygra odłożyła broń i zajęła miejsce siedzące tuż za mężczyzną w krawacie.

- Zapewne chciałabyś wiedzieć dlaczego postanowiliśmy was śledzić?

Na jego słowa kobieta zdziwiła się ale nie dała tego po sobie poznać i postanowiła to przemilczeć.

- Powodem tego najścia jest zawartość twojej torby. Folder, który zabraliście wtedy... Już teraz wiecie wszystko o planach MITu. Przychodzimy do waszego oddziału z ofertą nie do odrzucenia.

- Już słyszałam o takich ofertach. Zgadnij co z nimi się stało?- sarknęła w odpowiedzi rudowłosa. Mężczyzna jedynie się na to zaśmiał i poprawił swoje brązowe włosy.

- Domyślam się. Jednak pozwól, że ci ją przedstawię. Jesteśmy z agencji o nazwie TOAST. Jak mniemam słyszeliście o nas. Jest to Tajna Organizacja Agentów Specjalnych Teksasu. Już wiele razy ścieralismy się w starciu z MITem. Chcą przejąć władzę nad światem, a my staramy się temu zapobiec. Proponuję zmianę stron. MIT będzie się chciał was pozbyć za niesubordynację, a my zapewnimy wam bezpieczeństwo. Co wy na to?

Stalowooka nie była pewna co do odpowiedzi. Rzeczywiście nie było to złe wyjście. Bezpieczeństwo dla oddziału, działanie w imię dobra i obrona ludzkości... Ale co na to by powiedzieli jej ludzie? Po tylu latach walki nie była pewna czy będą chcieli walczyć o wszystko od nowa. Jej rozmówca zdawał się zauważyć niepewność ciążącą nad Hestią.

- Nie musisz...- zaczął jednak kobieta mu przerwała.

- Kiedy i gdzie?

Tymczasem w bazie MITu

Giganci siedzieli w zbrojowni zakładając pancerze i pakując broń.

- Myślicie, że szef tak na poważnie z tym umieraniem? Na pewno nie są tak dobrzy jak wydaje się dowództwu!

- Uważasz, że gdyby byli tak dobrzy wysłaliby nas?

- Pewno nie...

- No właśnie.

Po tych słowach w sali nastała cisza pełna napięcia. Choć żadne nie przyznałoby tego głośno, obawiali się starcia z Olimpijczykami. Byli najlepszymi z najlepszych, a oni? W starciu z oddziałem nie mieli szans. Nagle powietrze przeszył głos.

- Mamy z nimi szansę. Osobno.

- Mamy iść na nich w pojedynkę?- zapytał inny. Ten pierwszy westchnął zawiedziony.

- Nie. Będziemy ich eliminować pojedyńczo. Każdego po kolei. W pojedynkę nie mają z nami szans.- wyjaśnił. W sali rozległy się westchnienia ulgi, ciche śmiechy i rozmowy. Mieli plan, a to już była połowa sukcesu.

Później w tajnej bazie TOASTu

Olimpijczycy stali stłoczeni w niewielkim biurze Pana Gerwazego. Był on dowódcą całego TOASTu i mimo tego, że powiedział iż obecność wszystkich nie jest konieczna, Hestia nalegała, by przyszli wszyscy i by wszyscy razem podjęli decyzję. Nie miała prawa decydować za resztę oddziału, to był ich wybór czy chcą pomóc i walczyć dalej.

Wszyscy po kolei podchodzili do biurka i brali po kartce z ksero. Na dole kartki po uprzednim przeczytaniu warunków, składali podpisy. Po tym jak wszyscy podpisali zgody, złożyli je na biurku. Pan Gerwazy uścisnął im dłonie i poprowadził grupę przez korytarze, oprowadzając nowych sprzymierzeńców po ośrodku.

- Tu jest stołówka.

- Tu koszary.

- Po prawej jest zbrojownia.

- Tutaj prowadzimy badania nad eksperymentalną bronią.

- To jest sala odpraw.

- A to...

- Sala treningowa.- przerwał mu Ares uśmiechając się niebezpiecznie.

- Tak owszem. No cóż. To wszystko z mojej strony. Cieszę się, że postanowiliście podjąć z nami współpracę. Jeszcze raz bardzo za to dziękuję. - powiedział Dyrektor TOASTu.

- To nic takiego- zapewniła go Hestia- teraz mamy pewność, że walczymy po właściwej stronie.

Mężczyzna na słowa rudowłosej uśmiechnął się i wyszedł zostawiając Olimpijczyków samych. Artemida wyciągnęła i zaczęła czyścić swoją snajperkę, Hera wzięła z najbliższej półki noże do rzucania i zaczęła nimi podrzucać w rękach, po czym celując w tarczę trafiała nimi w środek. Tymczasem Apollin i Hestia wyszli na korytarz.

- Więc co teraz zrobimy?- zapytał blondyn wyprzedzając kobietę i odwracając się do niej przodem.

- Nie mam pojęcia.- odpowiedziała z westchnieniem. Była zmęczona, a wiedziała, że to dopiero początek.- To wszystko mnie chyba przerasta.

Oboje zatrzymali się. Mężczyzna podszedł do stalowookiej i przytulił ją do siebie mocno, całując ją w czubek głowy. W oczach rudej zalśniły łzy, lecz jednak zanim zdążyły wypłynąć, ktoś przerwał tą uroczą chwilę.

- Muszę wrócić się do mojego mieszkania. Został tam komputer.- powiedział Hermes widząc dwójkę w swoich objęciach. Hestia szybko rękawem przetarła oczy i odwróciła się w jego stronę.

- Chcesz by ktoś poszedł z tobą?- zapytała uspokajając się.

- Nie. Zajmie to tylko chwilę. Chciałem tylko powiedzieć, by nikt się nie zastanawiał gdzie poszedłem.- odparł.

- W porządku, ale bądź ostrożny i wracaj szybko. Na ulicach nie jest bezpiecznie.- powiedziała patrząc zastroskana na mężczyznę.

- Będę.- i z kamienną twarzą ruszył dalej przez korytarze.

Kiedy wyszedł z palcówki, blondyn owinął się szczelniej płaszczem w odzewie na kontakt z zimnym powietrzem. Z ust uniosła się para, gdy Hermes szybkim krokiem przemierzał ciemne ulice. Obok raz po raz przejeżdżały autobusy, czy samochody rzucając cienie na ściany budynków.

Był cały spięty, a jego oddechy były szybkie i płytkie. Napięcie z ciała uszło dopiero gdy skręcił w znajomą uliczką. Z ust uszło wcześniej wstrzymywane powietrze w westchnieniem ulgi. Mimo to kroki nie zwolniły. Mężczyzna wszedł do kamienicy rozglądając się za sobą, po czym nawet nie patrząc na windę wbiegł na schody.

Po klatce schodowej rozchodziło się echo szybkich kroków, gdy blondyn minął pierwsze piętro i biegł dalej na drugie, gdzie korytarzem podszedł do drzwi. Błękitnooki nie krył zaniepokojenia, gdy zamek drzwi okazał się być wyłamany.

Dłoń agenta powędrowała do ukrytej pod płaszczem kabury, w której znajdował się pistolet. Druga tymczasem lekko popchnęła drzwi, by te ze skrzypnięciem otworzyły się i ukazały poturbowane wnętrze mieszkania. Meble leżały w strzępach na podłodze, gdzieniegdzie pozakrywane rozrzuconymi papierami.

Mężczyzna minął ten pokój ruszając prosto do sypialni i jednym szarpnięciem klamki otworzył drzwi. Szybko znalazł pstryczek i włączył światło w pokoju rzucając się na ziemię i sięgając pod łóżko. Z pod łóżka wyciągnął torbę na laptop i przytulił ją do siebie.

Hermes wstał z ziemi i otrzepał się z kurzu osiadłego na podłodze przez jego nieobecność. Z torbą w ręce odwrócił się w stronę drzwi od pokoju, tylko by zobaczyć tam trzy stąjące postacie. Było jednak już za późno. W momencie w którym obrócił się jedna z postaci wystrzeliła, a ciało upadło bezwładnie na ziemię.

Huk wystrzału rozległ się echem po kamienicy wstrząsając całym piętrem.

O jednego mniej, teraz będzie lżej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro