19. Do aniołków to ty nie należysz

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Louis


Spojrzałem na twarz Harry'ego, rozważając w głowie jeden pomysł. Nie miałem pewności, że przeżyję kolejną misję, więc nie miałem nic do stracenia. Jeśli tego nie zrobię, to się nie dowiem. Styles może mnie nawet znienawidzić, ale wolę żałować, że coś zrobiłem niż, że nie spróbowałem.

- Przepraszam. - szepnąłem cicho.

Podszedłem jeszcze o krok tak, że nasze klatki piersiowe się stykały. Swoją dłoń wciąż trzymałem na jego policzku. Chłopak był wysoki, więc musiałem nieco unieść się na palcach, aby złożyć delikatny pocałunek na jego wargach. Nie trwał za długo, to było ledwie muśnięcie.

Odsunąłem się na tyle, aby być w stanie spojrzeć mu w oczy. Widziałem w nich zaskoczenie. Ale nie odepchnął mnie. Jedynie stał i mi się przyglądał. Intensywnie zielone tęczówki wpatrywały się w te moje.

- Przepraszam, nie powinienem... - westchnąłem.

Odwróciłem się  i chciałem odejść, gdy złapał mnie z rękę. Spojrzałem na niego zaskoczony. Spodziewałem się raczej, że mnie uderzy, nakrzyczy lub coś w tym stylu, ale ten jedynie się do mnie przytulił. Czułem jego ręce, które zacisnął wokół mojego ciała. Przyległ do moich pleców i wtulił swoją twarz.

- Harry?

Nie odpowiedział. Po chwili usłyszałem jak pociąga nosem. Odwróciłem się do niego przodem i uniosłem jego twarz, którą skutecznie chciał przede mną schować. Czułem się fatalnie. Przeze mnie zaczął płakać. Jaki ja byłem głupi... Prawie się nie znamy, a ja odwaliłem coś takiego. A może czekała na niego w domu dziewczyna lub chłopak? Tomlinson, ty idioto...

- Proszę cię, nie płacz. - szepnąłem i kciukiem starłem jego łzy.

- Nie płaczę... - powiedział, odwracając głowę w drugą stronę. - Nie jestem słaby.

- Łzy nie są oznaką słabości. - odparłem. - Nawet ja płaczę i nie powinieneś się tego wstydzić.

Złapałem ponownie jego podbródek i odwróciłem w swoją stronę. Zielone tęczówki błyszczały przez łzy. Na ten widok zabolało mnie serce. Nie chciałem, aby był smutny.

- Lubię cię Louis. - powiedział cicho. - Nawet bardzo i nie chcę, aby coś ci się stało.

- To dlatego płaczesz? - zdziwiłem się.

- Chciałbym, aby ta misja się zakończyła, aby odesłali nas do domów, by wszyscy byli bezpieczni.

- Ja też tego chcę. - zapewniłem. - Ale nie mamy na to wpływu. Musimy dokończyć zadanie.

Zapadła między nami cisza. Nie wiedziałem jak się zachować. Nie chciałem, aby Harry poszedł zdenerwowany na akcję i dlatego chciałem z nim porozmawiać. Teraz tylko to pogorszyłem. Styles był w totalnej rozsypce. Najchętniej zostawiłbym go tutaj i wrócił po niego, gdy będzie po wszystkim. Niestety nie mogłem tak zrobić. Nie wiadomo gdzie zjawi się wróg i w pojedynkę nie dałby sobie rady w razie zagrożenia.

Staliśmy tak przez dwie minuty. Zielonooki w końcu zaczął się uspokajać. Wytarł swoje policzki ze słonych łez i poprawił kosmyki włosów, które wpadały mu do oczu. Posłałem mu lekki uśmiech, który odwzajemnił.

- Przyjdź za chwilę, gdy będziesz gotowy. - poinformowałem go.

Odwróciłem się od niego i ruszyłem do wyjścia. Dziwiłem się, że jeszcze nikt tu nie przyszedł. Przeczesałem swoje włosy i poprawiłem koszulę. Miałem już wyjść, gdy poczułem jak ktoś popchnął mnie na ścianę. Zaskoczony spojrzałem na zielonookiego. Przyciskał mnie do muru. Głowę miał spuszczoną i włosy przysłaniały mi jego twarz. Zanim zdążyłem coś powiedzieć, przywarł wargami do tych moich. Uchyliłem usta, a on od razu to wykorzystał. Wtargnął językiem do środka. Byłem zaskoczony, chociaż to mało powiedziane.

Dłonie umieścił na moich plecach i sunął coraz niżej.  Nigdy nie spodziewałem się takiej śmiałości po takim spokojnym chłopaku. Wydawał się taki niewinny i delikatny. Teraz był zupełnym przeciwieństwem. Dosłownie miażdżył moje usta i od czasu do czasu nasze zęby stykały się ze sobą. Cicho jęknąłem, gdy chwycił mnie za pośladki, przysuwając do siebie. Nasze krocza się stykały. Gdy w końcu oderwał się od moich ust, przeniósł się na szyję. Gorące wargi sunęły po skórze, szukając odpowiedniego miejsca. Przyssał się do niej, zostawiając ślad w postaci czerwonej malinki.

- H-harry?

- Cicho. - mruknął i poczułem jego ciepły oddech. - Jutro może nas już nie być.

- Nie mów tak. - powiedziałem. - Musimy już iść, będziemy mogli kontynuować to później.

- Podoba ci się? - zapytał.

- Jak cholera. - zaśmiałem się. - Wiesz ile miesięcy nikogo nie miałem? To już chyba nawet rok. Po akcji odpowiednio się tobą zajmę.

- Zapomnij poruczniku. - zadowolony uśmieszek pojawił się na jego twarzy. - Zawsze to ja jestem na górze.

- Ale to ja jestem porucznikiem i musisz mi się podporządkować. - powiedziałem.

- Śmiem w to wątpić, panie poruczniku. - uśmiechnął się i klepnął mnie w tyłek.

- Nie waż się zginąć, Styles, bo przeszukam całe piekło i tak cię znajdę. - wplątałem swoją dłoń w jego włosy.

- Dlaczego piekło? - mrużył oczy, gdy delikatnie drapałem go w głowę.

- Do aniołków to ty nie należysz. - zaśmiałem się, widząc jego zadowoloną minę.


※※※※※※※※※※※※※※※※※※※※

Witajcie kadeci/wilki/nietoperze/dzieciaki/żołnierze/kowboje/wilczki!

Dzisiejszy rozdział wyszedł taki sobie, ale może Larry to zrekompensuje.

Kto by się spodziewał takiej śmiałości po H? Bo ja na pewno nie, ale jakoś tak wyszło...

*** Więc kto ma być top? ***

Dziękuję za gwiazdki i komentarze!

Do następnego xx

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro