45. Nie ociągaj się, Tommo

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Harry


- Błagam cię, nie rób tego. - powiedziała Jay, mocno mnie ściskając.

- Kocham was, ale muszę już jechać. - szepnąłem. - Brakuje ludzi, a Greg mnie uratował, nie mogę siedzieć bezczynnie, kiedy jest w tarapatach.

- Harry... - odezwały się dziewczynki, stojące w rządku przy matce. - Louis też obiecał, że wróci. Nie rób tego.

- Kocham was, myszki. - uśmiechnąłem się. - Obiecuję, że nie ważne co by się stało, będę przy was.

- Boisz się Harry? - zapytał Ernest.

Ukucnąłem przed nim i przytuliłem go do siebie. Pozostał jedyny chłopak w rodzinie. Był jeszcze taki malutki, by to wszystko zrozumieć. Nie chciałem ich zostawiać, ale czułem, że muszę wyjechać.

- Troszeczkę. - odparłem. - Tak malutko. - pokazałem mu małą odległość między kciukiem i palcem wskazującym.

- To nie jedź. - odezwała się najmłodsza dziewczynka.

- Maluchy... - westchnąłem. - Wczoraj już wam tłumaczyłem.

- Wiem! - zawołał Ernest. - Ty będziesz jak superman! Jedziesz ratować ludzi, prawda?

- Tak. - uśmiechnąłem się i zmierzwiłem jego włosy.

Całą noc nie mogłem zasnąć. Na łóżku oprócz mnie leżały dziewczynki wraz z Ernestem. Lottie wróciła do siebie, ale siedziała do drugiej w nocy. Dziwiłem się, że łóżko wytrzymało taki ciężar. Nie chcieli mnie  puścić. Powiedzieli, że Louis rano się z nimi nie pożegnał, ale zrobił to wieczorem, bawiąc się z nimi wspólnie i rozmawiając. Nie chciałem sprawiać im bólu. 

Wracałem do pieprzonego Iraku. Wiele razy obiecywałem sobie, że nigdy nie opuszczę kraju, ale życie potrafi być zaskakujące. Musiałem to zrobić, pisanie piosenek nie przynosiło mi już tego  nikłego cienia radości. Tak naprawdę nie spodziewałem się, że wrócę z  tej misji. Pożegnałem się z Nathanielem, Niallem i Zaynem. Powiedzieli, że postradałem rozum i powinienem wybić sobie ten pomysł z głowy. Jedynie Nath mnie choć w minimalnym stopniu rozumiał.

- Wiedziałem, że to zrobisz. - tak brzmiały jego słowa. - Nie będę cię oceniać...

Zrobiliśmy sobie męski wieczór, użalając się nad swoim życiem. Nad ranem zostałem mocno wyściskany. Byli dla mnie jak bracia. Odwiedziłem też grób Louisa. Wizyta była krótka, bo planowałem właściwe spotkanie na dzisiejszy dzień.

- Jesteś pewien swojej decyzji, Harry? - Jay patrzył na mnie z głębokim smutkiem.

- Tak, jak nigdy. - uśmiechnąłem się.

- Obiecaj, że nie jedziesz tam tylko po to, aby zginąć. Musisz mi to obiecać Harry. - ujęła dłonią mój podbródek, abym patrzył jej w oczy.

- Obiecuję, Jay. - przysunąłem się i znów mocno ją uściskałem. - Jesteś wspaniałą kobietą. Niezwykle silną, dacie sobie radę. Kocham was wszystkich. Jesteście moją rodziną i błagam, nie płaczcie, bo ja też się rozkleję.

Wziąłem swoją torbę i skierowałem  do drzwi. Nie mogłem się obejrzeć bo wtedy wiedziałem, że zrezygnuję. Łzy spływały mi po policzkach, ale byłem nieugięty. Gdy nacisnąłem klamkę, usłyszałem głośny płacz i szloch. Zacisnąłem zęby i otworzyłem drzwi. Wyszedłem na zewnątrz i ruszyłem w stronę chodnika.  Zacząłem nucić jedną z piosenek, którą niedawno napisałem.

Powolnym krokiem kierowałem się na cmentarz. Znałem tę drogę tak dokładnie, że mógłbym przejść ją z zawiązanymi oczami. Nogi same mnie prowadziły przed siebie. Gdy w końcu dotarłem na miejsce, usiadłem jak zwykle obok nagrobka i uśmiechnąłem się, widząc już nieco niewyraźne napisy.

- Witaj, Loueh. - zacząłem. - Ten dzień był koszmarny, ponieważ nienawidzę się z nikim żegnać. Rozstania są okropne.  Masz wspaniałą rodzinę, kolego, ale to ci już mówiłem z milion razy. Pęka mi serce, kiedy pomyślę, że ich zostawiam. Wiem, że nie rozumiesz moich pobudek, dlaczego jadę do Irku. Pamiętasz Grega, prawda? Po tylu latach znów pojechał na misję i już pierwszego miesiąca zostali uwięzieni w jednym z małych miast. Jeśli nie nadejdzie wsparcie, wszyscy zginą.  Ale nie boję się, wiesz? Zawsze szedłem za tobą, a ty mnie osłaniałeś. Teraz też tak będzie, wiesz? Pomożesz mi uratować kolegę, co Tommo? Dlatego rusz swój duży tyłek z niebiańskiej chmurki i wołaj chłopaków, bo mamy nieco roboty.

Spojrzałem na swoją spakowaną torbę, która leżała obok mnie. Myślałem, że ją wyrzuciłem, ale jak się okazało, spoczywała gdzieś w kącie. Nie byłem mistrzem porządków. Louis by chyba wyszedł z siebie, gdyby zobaczył w jakim stanie jest jego były pokój. W kątach mieszkały pająki, którym ponadawałem nazwy. Nawet potrafiłem je rozróżnić, gdy zmieniały swoje miejsca! Zasmuciło mnie, gdy rano na poduszce znalazłem truchło Caspera. Musiałem nieszczęśnika przygnieść. Ale mógł nie wchodzić na moje łóżko, prawda?

- Będę się zbierał już. - westchnąłem. - Zostawiłem listy na każdą ewentualność. Niall znów ma niemałe zadanie. Napisałem do twojej rodziny, do mojej, do chłopaków, Nathaniela i nawet do Liama. Pamiętasz go, prawda? Co by się tam w Iraku nie wydarzyło, będę szczęśliwy. A wracając do tematu, ruszaj się poruczniku, bo misja czeka.

Podniosłem się z trawy i zarzuciłem na ramię torbę. Ostatni raz spojrzałem na nagrobek i uśmiechnąłem się. Wiązałem z tym miejscem dużo wspomnień, tyle samo co z właścicielem grobu. Najdziwniej było mi się tłumaczyć przed starym dziadkiem, kiedy śmiałem się jak opętany ze swojego żartu. Ale chyba odwiedzający ten cmentarz się do mnie przyzwyczaili. Niektórzy szeptali ,,biedny chłopak'' lub ,,zwariował po wojnie''.  Mieli rację, ale zwariowałem z miłości do ślicznego pana porucznika o niebieskich oczach.

- Nie ociągaj się, Tommo. - powiedziałem, kierując swoje kroki do wyjścia. - Czeka nas niezła zabawa jak za starych lat, co nie?


&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&

Witajcie kadeci/wilki/nietoperze/dzieciaki/żołnierze/kowboje/wilczki!

Z tym pająkiem to prawdziwa historia. Kiedyś znalazłam jednego zabitego przy twarzy na poduszce. Ale ja nie jestem fanem pająków, panicznie się ich boję. Natychmiast wyskoczyłam z łóżka ledwo powstrzymując się przed krzykiem XD

Kto też nie lubi pająków?

Dziękuję za gwiazdki i komentarze!

Do następnego! Xx

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro