8. Z nim nie zmarzniesz

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Harry


Zostawiłem swój plecak przy jednym z wolnych łóżek. Słyszałem całą rozmowę trzech mężczyzn. Spojrzałem w ich stronę i gdy napotkałem niebieskie tęczówki, spuściłem wzrok. Nie chciałem pierwszego dnia podpaść u swojego dowódcy. Gdy wszyscy wyszli, zostaliśmy sami w namiocie. Skierowałem się pospiesznie do wyjścia. Szatyn nie powiedział ani słowa, tylko ruszył za mną.

Po chwili doszliśmy do wielkiego namiotu, który robił za stołówkę. Przy stolikach siedzieli żołnierze, którzy kończyli swoje śniadanie. Zająłem miejsce obok Grega. Właśnie dopijał kawę. Posłał mi lekki uśmiech i spojrzał na mnie uważnie.

- Jak twój porucznik? - zapytał. - Miły chociaż?

- Nie wiem. - wzruszyłem ramionami. - Jeszcze nie miałem okazji go poznać. Zdążyliśmy tylko zostawić plecaki przy swoich łóżkach. Potem kazał wszystkim przyjść tutaj.

- Wayland jest w porządku. - powiedział po chwili. - Tylko jest jeden problem... Powiedział nam, że okropnie chrapie.

- Jestem pewien, że nie gorzej niż ty. - zaśmiałem się i wziąłem kromkę chleba.

- Ja nie chrapię! - bronił się. - Co najwyżej gadam przez sen.

- Tego akurat nie zauważyłem.

- Więc się ciesz. - zaśmiał się i po chwili spoważniał. - Wysyłają nas już dziś...

- Tak szybko? - zdziwiłem się. - Mieliście wyruszyć dzień po nas.

- Zaszły podobno jakieś zmiany i wylatujemy gdzieś indziej. - westchnął. - Mamy dołączyć do drugiego oddziału, który walczy tak już od tygodnia.

- Zostawisz mnie? - skrzywiłem się lekko. - Kto będzie mnie budził w nocy przez chrapanie?

- Ale z ciebie dzieciak, Styles. - zaśmiał się i zmierzwił mi włosy. - Trzymaj się, Harry. Powodzenia.

- Ty również. - posłałem mu delikatny uśmiech.

Wstał od stołu i wyszedł z namiotu. Jego osoby z oddziału też już wychodziły. Jeszcze nie wyleciał, a już czułem dziwną pustę. Był dla mnie jak brat, którego nigdy nie miałem. Naprawdę go polubiłem. Czasami był wkurzający, ale taki po prostu był Greg. Dokończyłem szybko śniadanie i dopiłem zbożową kawę. Zanim wstałem, rozejrzałem się jeszcze po stołówce. Szukałem kogoś znajomego z mojego oddziału. Niestety nie znałem nikogo, jedynie kojarzyłem z wyglądu. Najpierw w oczy rzucił mi się blondyn. Z tego co słyszałem miał na imię Nathaniel. Siedział przy stoliku razem z Tomlinsonem i Greenwoodem.  Żywo o czymś dyskutowali.

Wstałem od stołu i wyszedłem na zewnątrz. Pomimo wczesnej pory było gorąco. Wróciłem do namiotu. Niektórzy z żołnierzy również skończyli jeść posiłek i siedzieli na swoich łóżkach. Podszedłem do grupki mężczyzn, aby nieco się z nimi zapoznać. Przedstawiłem się i poznałem ich imiona. Nie wyglądali na zbyt rozmownych. Gdy chciałem ponownie zagadać, przerwał mi Simon.

-  Dzieci nie powinni wpuszczać do wojska. - mruknął. - Nie jesteś za młody?

- Ja... - urwałem, nie wiedząc co powiedzieć.

- A ty nie jesteś za głupi?- usłyszałem znajomy głos.

Za mną stał Tomlinson. Nie wiedziałem, jak udało mu się wejść tak cicho, że nie zauważyłem. Przesunąłem się, aby nie być tyłem do niego. Mężczyźni mierzyli się spojrzeniami. Już na pierwszy rzut oka widać było,  że się nie lubią. Atmosfera w pomieszczeniu się zagęściła. Nikt nie chciał  przerywać tej nieznośnej ciszy do czasu, aż nie pojawiła się kolejna osoba.

- Tylko mnie nie było i już zabijacie się wzrokiem? - zaśmiał się Nathaniel.

Podszedł bliżej  nas i uwiesił się ramienia niebieskookiego. Porucznik spojrzał na niego i cicho westchnął. Po chwili dołączył jeszcze Thomas. Próbował zrozumieć, co się tu działo. Nie wiedziałem, po co robią z tego wielki problem. Spile widocznie nie należał do najmilszych osób.

- Zostawić cię tylko na chwilę i już rozrabiasz. - powiedział cicho czarnowłosy do Tomlinsona, lecz i tak słyszałem.

- Za pięć minut zbiórka. - odezwał się, ignorując swojego przyjaciela. - Chcę was poznać, bym mógł rozróżnić który to który.

- Lepiej się nie spóźnić, bo porucznik na akcji może cię nie rozpoznać i jeszcze do ciebie strzeli. - zaśmiał się Simon.

Dwóch mężczyzn stojących obok mężczyzny cicho się zaśmiało. Pod wpływem karcącego spojrzenia Nathaniela, zamilkli.

- Jeśli to wszystko, Spile i nie masz więcej błyskotliwych teksów, to lepiej się zamknij. - szatyn podsumował go krótko.

Simon tylko prychnął i wyszedł z namiotu w towarzystwie dwóch mężczyzn. Porucznik usiadł na łóżku i wyjął jakiś notatnik wraz z ołówkiem. Po chwili zaczął coś pisać. Sam zająłem swoje posłanie. Nie miałem nic innego do roboty. Długo jednak nie nacieszyłem się samotnością. Podszedł do mnie brązowowłosy. Uśmiechnął się szeroko i usiadł na łóżku przede mną.

- Nathaniel. - przedstawił się i wyciągnął dłoń.

- Harry. - odwzajemniłem uścisk.

- W nocy jest zimno. - zaczął. - Można nieźle zmarznąć.

- Jest dobrze. - odparłem, zdziwiony jego słowami. - Nie narzekam.

- Ale byłoby ci ciepło, gdybyś mógł przytulić się do przenośnego piecyka.

- Czego? - zaśmiałem się rozbawiony. Z tego co mi wiadomo w wojsku nie ma czegoś takiego jak prywatne, przenośne piecyki.

- Louis jest bardzo gorący. - szepnął, nachylając się w moją stronę. - Z nim nie zmarzniesz.

- Z kim?!

- Z porucznikiem. - powiedział spokojnie. - I ciszej, bo cię usłyszy.

- Słyszałem cię Frost! - krzyknął niebieskooki, przyciskając mocno ołówek do kartki. - Ty mała, zdradziecka cholero...


※※※※※※※※※※※※※※※※※※※※※※※

Witajcie kadeci/wilki/nietoperze/dzieciaki/żołnierze!

Jak minął wam dzień?

Porucznikowi cięgle chce się spać, ale to chyba przez taką deszczową pogodę.

Na moim profilu podałam już nazwę nowego opowiadania o Larrym. Ktoś to zauważył?

Mam napisane już tam 4 rozdziały ^^

Dziękuję za gwiazdki i komentarze!

Spocznij!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro