53.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

HOLDEN






Nie mogłem pogodzić się z tym, że moja mama wkrótce umrze. Owszem, leżała w szpitalu od lat, kilka razy w śpiączce, ale nadal miałem nadzieję, że jakoś to będzie. Tym bardziej że po ostatnim wybudzeniu kontaktowała, co się wokół niej działo. Nie długo, ale byłem wtedy przy niej cały dzień, ryzykując swój związek z Cassie. Po powrocie byłem załamany, ale obiecałem dziewczynie, że w najbliższym czasie pozna prawdę, żeby wytrzymała jeszcze trochę. Wydawało mi się, że zrozumiała. Miałem taką nadzieję.

Dziś spotkałem się z ojcem w szpitalu. Cassie nie wiedziała, że tutaj byłem. Powinienem siedzieć w pracy. Na szczęście ona sama była w swojej. Dostała się do księgowości i zrobiła kilka kursów. Na szczęście mój szef nie kontaktował się ze swoją kuzynką zbyt często. Jej firma nawet nie była blisko jego biura.

– Nie chcę, żeby odeszła. - Spojrzałem na ojca.

On już pogodził się ze stratą. Widziałem to po nim. Był zmęczony ciągłymi przyjazdami tutaj. Nie obwiniałem go. Mimo to ani razu nie powiedział, żebyśmy zrezygnowali. Czekał, aż sam podejmę decyzję. I to było najgorsze. Wszystko zależało de mnie. Oboje powinniśmy się przygotować ba rozstanie z mamą już dawno. Nie było łatwiej, gdy leżała w śpiączce, chociaż kiedyś myślałem, że to pomoże nam w rozstaniu. Myślałem, że wcześniej pogodzimy się z tym, że mama umierała. Do kogo teraz będę przychodził w ciężkich chwilach? Wierzyłam, że pomimo swojego stanu słyszała wszystko, co jej opowiadałem.

– To nie jest życie. - Poklepał mnie po ramieniu. – Ani dla niej, ani dla ciebie. Męczy cię to.

– Wcale nie.

Mylił się. Nie widziałem problemu w przyjazdach do szpitala. Mogłem zjawić się tutaj w każdej chwili. Problemem było to, że nie umiałem opowiedzieć o swoich wyjazdach Cassie. To było trudne. Tym razem wspomniałem o klinice i tym, że za kilka dni powiem więcej. Musiałem po ostatnim powrocie, bo bałem się, że stracimy wszystko, co udało nam się naprawić przez ostatnie tygodnie. Dziewczyna wykazała się cierpliwością, ale byłem pewny, że mi nie odpuści. Zbyt długo unikałem powiedzenia prawdy. Już niedługo. Najpierw musiałem poradzić sobie z jedną sytuacją.

– Holden, jesteś cudownym synem. Ona o tym wie. - Spojrzał na mamę. – Daliśmy jej i sobie wystarczająco dużo czasu.

Wciąż miałem wrażenie, że zrobiłem za mało, żeby pomóc swojej rodzicielce. Tyle że nie wiedziałem, co jeszcze można było zrobić. Znalazłem sprawcę jej wypadku, dopilnowałem, żeby został ukarany, a tata zadbał o dobrą opiekę i klinikę. Nigdy nie usłyszałem od niego dobrych słów na swój temat. Nie chwalił mnie za nic. Jednak teraz to niewiele znaczyło. Nie potrzebowałem tego.

– Żałujesz tego, co jej zrobiłeś? - Spojrzałem na niego.

Nie rozmawialiśmy na temat krzywd, które wyrządził mojej mamie. Ona sama powiedziała mi tylko kiedyś, że została zgwałcona. Z biegiem czasu zrozumiałem, że to wyznanie było jej chwilą słabości, której się wstydziła. Wolałaby, żebym się o tym nie dowiedział, ale nie miała komu powiedzieć o tym, bez strachu, że ojciec zostanie ukarany. Mimo wszystko zależało jej, żeby mógł być kiedyś obecny w moim życiu, mimo że go znienawidziłem. Wiedziałem, że mnie nie chciał, ale bałem się usłyszeć to od niego. Zabolałoby mnie to o wiele bardziej. Nie umiałbym już spokojnie siedzieć z nim w jednym pomieszczeniu i rozmawiać twarzą w twarz tak jak przez pewien czas.

– Wszystkiego, ale cieszę się, że cię urodziła. Jesteś najlepszym, co mnie w życiu spotkało.

Mama też tak mówiła. Za każdym razem, tyle że towarzyszył jej wtedy szeroki uśmiech. Byłem jej oczkiem w głowie. Właśnie dlatego nie chciałem, żeby odeszła. Wierzyłem, że się wybudzi. Zbyt wcześnie ją straciłem. Żałowałem wielu rzeczy, ale najbardziej tego, że mama nie mogła zobaczyć, jak sobie radziłem i że wychowała mnie na dobrego chłopaka, mimo że popełniłem wiele błędów. Nie zawsze zachowywałem się dobrze wobec dziewczyn, ale próbowałem ich nie ranić. Wychodziło różnie. Brakowało mi rodzicielki każdego dnia. Nie umiałem pogodzić się z jej strata. Nie wiedziałem, jak sobie poradzę, ale nie mogłem tego przedłużać.

– Nie chciałeś mnie. - Nie spojrzałem na ojca z wyrzutem.

Wcześniej nie miałem odwagi mu tego powiedzieć. Mógł przecież przestać płacić za leczenie mamy i zniknąć. Sam bym sobie nie poradził. Nie było mnie stać na nic poza jej pobytem w publicznym szpitalu. Nie chciałem widzieć jego wyrazu twarzy na moje słowa. Bałem się. Mimo nienawiści jakaś część mnie pragnęła jego obecności. Wciąż miałem rodzica. Mogłem do niego przyjść, mimo że nie robiłem tego dla niego. Głównie podczas odwiedzin dowiadywałem się o stanie zdrowia mamy i wracałem do swojego mieszkania. Ojciec był obecny w moim życiu, ale nie wiedział co się w nim działo. Nawet nie znał mojego nowego adresu zamieszkanie. Nie życzyłem sobie, żeby kiedykolwiek mnie odwiedził.

– Byłem głupim nieodpowiedzialnym gnojem.

To żadne tłumaczenie. Nie liczyłem na usprawiedliwienie, ale myślałem, że jakoś wyjaśni mi swoje zachowanie. Było wiele powodów. Sam jednak nie zamierzałem podsuwać mu pomysłów. Może to lepiej, że nie wymyślał tłumaczeń. Tyle że utwierdził mnie w przekonaniu, że był pieprzonym egoistą. Ani trochę nie zależało mu na mojej mamie. Nic do niej nie czuł. Tyle że dopiero po latach zaczęły dręczyć go wyrzuty sumienia. Czasami zastanawiałem się, czy pojawiłby się w moim życiu na stałe, gdyby nie to, że po wypadku mamy skontaktowała się z nim policja. Był moim jedynym żyjącym krewnym, który według nich mógł się mną zaopiekować.

– Tylko dzięki mamie nie skończyłeś w więzieniu.

Mogła oskarżyć go o gwałt i przemoc, ale też o to, że próbował zmusić ją do usunięcia ciąży. Dał jej pieniądze na zabieg i miał pomóc dotrzeć do lekarza. Zapewne chciał dopilnować, że zrobi to, czego oczekiwał. Może tak byłoby łatwiej. Odeszłaby od niego i ułożyłaby życie z kimś innym. Podobno bardzo się wściekła i go pogoniła. Chciała mnie urodzić. Zaopiekowała się mną. Byłem jej za to ogromnie wdzięczny, bo nikt nie mógł zmusić jej do obowiązku w postaci dziecka. Sama zdecydowała. Miałem nadzieję, że nie żałowała, bo beze mnie jej życie mogło wyglądać zupełnie inaczej. Lepiej.

– Jestem jej za to wdzięczny. - Patrzył na mnie. – Mogłem zacząć wszystko od nowa. Żałuję, że wiele rzeczy zrozumiałem dopiero po jej wypadku. Chciałem móc ją za wszystko przeprosić i jakoś wynagrodzić jej cierpienie. Przykro mi, że nie mogłem. Mam nadzieję, że mi wierzysz, Holden.

Nie narzekałem na życie z mamą. Opiekowała się mną najlepiej, jak potrafiła. Możliwe, że byłem rozpieszczonym dzieciakiem, ale ani mnie, ani jej to nie przeszkadzało. Starczało nam na wszystko. Mieliśmy jakieś oszczędności. Zapewne po moich dziadkach. Mama niewiele pracowała. Chyba że przed moimi narodzinami było inaczej, ale odkąd pamiętałem, spędzała dużo czasu w domu. Tacie z dala od nas też się powodziło. Dzięki temu było go stać na leczenie mojej mamy. Inaczej już dawno byśmy musieli pogodzić się z jej śmiercią i żyć z myślą, że nie wykorzystaliśmy każdej szansy, żeby ją uratować. Lekarze w publicznym szpitalu już dawno wmówiliby nam, że mama umarła.

– Tak się nie da. - Kręciłem głową. – Nigdy nie wybaczę ci tego, co zrobiłeś. Wiesz, że bez niej dla mnie nie istniejesz? - Uniosłem głowę, żeby na niego spojrzeć. – Jeśli ona umrze, nie skontaktuję się już z tobą. Umrzesz razem z nią, tato. Dlatego tak długo z tym zwlekaliśmy.

Na pewno będzie mu ciężko. Jednak inaczej nie byłem w stanie postąpić. Z dniem, kiedy odłączą mamę od aparatur podtrzymujących życie, stracę obojgu rodziców. Wydaje mi się, że ojciec zdawał sobie z tego sprawę. Dlatego przedłużaliśmy swoje cierpienie. Przynajmniej przez krótkie chwile w szpitalu u boku mamy mogliśmy być rodziną.

– Wiem. Tak samo, jak nie chcę stracić jej, nie chcę stracić Cię.

Nie byłem w stanie zmienić zdania. Podejrzewałem, że wcale nie będziemy za sobą tęsknić. Czasami odnosiłem wrażenie, że ojciec udawał, że tylko czekał, żeby wrócić do swojego życia, w którym nie było miejsca dla mnie i mojej mamy. Uwolni się od nas. Może nawet ułoży sobie życie z inną kobietą. Nie obchodziło mnie to już. Mógł robić, co chciał. Skupię się tylko na Cassie. Ona była teraz dla mnie najważniejsza.

– Ale na to nie mamy już wpływu. - Otarłem twarz dłonią.

Nie chciałem się rozpłakać. Nie przy nim. Nie wiedziałem, czy później będę w stanie się z nim skontaktować i czy będzie obecny w moim życiu. Na razie w ogóle o tym nie myślałem. Chciałem tylko pożegnać się z mamą. Ojciec pewnie szybko nie wyprowadzi się z naszego domu. Mógł tam zostać. Chociaż przez chwilę pomyślałem, żeby wprowadzić się tam z Cassie. W porównaniu do niej chciałem zachować jak najwięcej pamiątek po swojej mamie. Wspomnienia niedługo osłabną, a jej rzeczy zostaną ze mną na zawsze.

– Może za jakiś czas się ze mną skontaktujesz. - Wstał. – Będę czekał zawsze, Holden. Nie zapomnij, że możesz na mnie liczyć.

Zaskoczyło mnie, że z taką łatwością pogodził się z moją decyzją. Myślałem, że chociaż zaprotestuje, spróbuje mnie przekonać, że jakoś sobie poradzimy i uda nam się dogadać. Nie wiedziałem, czy byłem zły, że tego nie zrobił. Przecież nie dałbym się namówić do częstszych spotkań. Zastanawiałem się, czy zabrać pamiątki po mamie z domu od razu, czy poczekać na decyzję ojca o wyprowadzce. Nie chciałem go wyganiać. Miał prawo tam zostać po tym, ile pieniędzy wydał na leczenie dla mojej mamy.

Zanim wróciłem do domu, napisałem Cassie SMS, że miałem ciężki dzień i poszedłem do klubu. Chciałem się upić i zapomnieć o ostatnich godzinach swojego życia. Pożegnanie z mamą było trudne. Mieliśmy jeszcze kilka dni, zanim lekarze zaczną całą procedurę odłączenia jej od aparatur podtrzymujących życie. Kilka dni na to, żeby Cassie mogła ją poznać. Musiałem zebrać się do rozmowy, która będzie dla mnie ciężka. Myślałem, że alkohol jakoś mi w tym pomoże. Niestety myliłem się. Nic nie było w stanie mi już pomóc.

– Co się z tobą dzieje? - Cassie spojrzała na mnie przerażona.

Musiałem wyglądać okropnie. Wcale nie przejmowałem się tym po wyjściu ze szpitala. Myślałem tylko o tym, jak wrócić do domu. Nie chciałem nikogo prosić o podwiezienie. Z ledwością doszedłem do naszego mieszkania. Nie piłem. Nie byłem w stanie ruszyć kieliszka, który postawił przede mną barman, gdy zajrzałem do klubu. Widocznie było mu mnie żal, a to jedyny sposób na pocieszenie, jaki znał. Siedziałem przed nim przez kilka godzin. Żaden z nas nie odezwał się słowem, aż zdecydowałem opuścić lokal.

– Potrzebuję odpocząć.

Miałem nadzieję, że Cassie nie będzie chciała rozmawiać akurat teraz. Nie byłem do tego zdolny. Gdyby zagroziła odejściem, nie protestowałbym. Rozpłakałbym się przed nią jak dziecko. Byłem żałosny. Minąłem dziewczynę i udałem się do łazienki. Potrzebowałem prysznica. Zimnego. Liczyłem, że mi się poprawi.

Po wyjściu z łazienki. Nigdzie nie zauważyłem Cassie. Nie wierzyłem, że mnie zostawiła. Opadłem na łóżko niezdolny zrobić nic, żeby jej szukać.

– Wyglądasz okropnie – odezwała się.

– Jesteś. - Spojrzałem na nią zaskoczony. Stała w drzwiach naszej sypialni.

– Nie ucieknę. - Podeszła do mnie. – Nie wiem, co się dzieje, ale mam nadzieję, że mnie potrzebujesz.

– Tak – wyszeptałem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro