Rozdział 23.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pespektywa: Liam.

Zobaczyłem, że Dylan wybiega z domu jak poparzony, wyrywając przy tym drzwi. Brett burknął, że to już trzecie drzwi w tym miesiącu, a ja się zaśmiałem.

- Śmieszy Cię to? – fuknął.

- Żebyś wiedział. – odpowiedziałem zdenerwowany jego postawą.

- To zapierdalaj po narzędzia i naprawiaj. – wydał mi polecenie, a ja przewróciłem oczami i wściekły udałem się do piwnicy w celu znalezienia narzędzi.

Wkurwia mnie on i jego wahania nastrojów. Raz jest znośny, a potem jest wrednym chujem.

Poszedłem do garażu i zacząłem szukać narzędzi. Oczywiście musiałem spełniać jego zachcianki, bo przecież jestem jego cholernym niewolnikiem i nie mam nic do gadania, bo równie dobrze może mnie ugryźć i mieć święty spokój. Znosiłem tego gbura dla Thomasa, a w szczególności dla Brada, który jest niesamowicie zakochany w Minho. Nie chciałbym ich rozdzielać ze swojego powodu.

- Liam! – usłyszałem głos przyjaciela i poszedłem do salonu.

- Pozwolił ci ktoś tu przyjść? – spytał Brett, a ja, nim zdążyłem odpowiedzieć, wtrącił się do rozmowy Minho, który był zdenerwowany i miał serdecznie dość całej tej chorej sytuacji.

- Mógłbyś przestać być takim sadystycznym palantem jak Dylan? – warknął wściekły wilkołak, a jego kumpel zszokował się jego słowami. – Możecie w końcu z Dylem się ogarnąć i przestać ich traktować jak nic niewarte śmiecie?! Ile to można znosić?!

- Czy ja kogoś traktuje jak śmiecia? – prychnął Brett, a nasza trójka zgodnie i chóralnie odpowiedziała.

- TAK.

- Ok, nie ważne. – burknął widocznie zszokowany, bo nie skomentował nic więcej, tylko odpalił sobie papierosa i rozsiadł się na kanapie. Minho kontynuował swój monolog.

- Mam serdecznie dość waszego zachowania. Od dzisiaj masz być miły dla Liama, masz go szanować i nie wydawać mu poleceń. On razem z Thomasem i Bradem są naszymi gośćmi i masz im więcej nie dogryzać, nie wyśmiewać się z nich, ani tym bardziej bić tak, jak to robił Dylan. Oni mają prawo robić to, co chcą, a nie Wam usługiwać, do kurwy nędzy.

- A kim ty kuźwa jesteś, że będziesz mi rozkazywał? – warknął wkurzony Brett. – I dlaczego kurwa tylko ja dostaję opierdol?!

- Dostajesz, bo jesteś na miejscu! – krzyknął. – Jak wróci Dylan, to go opierdole i jeszcze mu przywalę w ryj za to, jak tratował Thomasa. Chłopak poszedł nad jebane urwisko, bo ma dość życia i piekła jakie mu zgotował ten debil Dylan! Więc od teraz ty masz szanować Liama i żebym nie usłyszał choć złego słowa na niego, bo się z Toba policzę. Niech jeszcze tylko ten drugi osioł wróci, to mu skopię dupę. I ta sama zasada tyczy się Dylana odnośnie Thomasa. Nie chcę słyszeć żadnych obraźliwych słów w stronę tych dwóch chłopaków, bo inaczej się policzymy. I żadnych konsekwencji z tego paktu nie wyciągamy, zrozumiano?!

- Oczywiście, Mamo. – fuknął rozwścieczony.

- A teraz wychodzę na spacer z Bradem i nie chcę słyszeć żadnych kłótni, dogryzania, żadnego bicia i wyśmiewania się. – powiedział surowo Minho.

Spojrzałem zadowolony na wilkołaka i wiedziałem, że to naprawdę spoko gość. Jedyny z tej całej gromady. Bronił zaciekle Brada, ale potrafił też stanąć w naszej obronie, za co byłem mu wdzięczny. Popatrzałem a niego porozumiewawczo, a on tylko uśmiechnął się do mnie na znak, że wszystko będzie dobrze.

- Wołałeś po coś Liama, skarbie. – powiedział Minho i pocałował go czule w policzek obejmując ramieniem.

- Chciałem się spytać, czy nie powinniśmy iść nad urwisko po Thoma.

- Nic mu nie będzie. – odpowiedziałem z przekonaniem. – Nie raz uciekał na huśtawki i zawsze wracał nad ranem.

- Mam nadzieję, że nie skoczy. – powiedział Brad. - Był bardzo załamany...

- A czy kiedykolwiek skoczył? – spytałem. – No, oprócz tego pamiętnego razu, gdy stał się wampirem.

- No w sumie. – stwierdził Brad. – Wróci nad ranem.

- Bawcie się dobrze. – powiedziałem i przytuliłem przyjaciela, a potem Brad wraz z Minho wyszli z domu.

Spojrzałem na Brett'a, który palił papierosa i patrzał w telefon. Cóż, wcześniej wydał mi polecenie, więc chciałem je spełnić, żeby nie miał się o co czepiać. Miałem już schodzić do piwnicy, ale usłyszałem jego zachrypnięty głos.

- Dokąd idziesz? – zapytał.

- Do piwnicy. – odparłem. – Idę po narzędzia, żeby naprawić drzwi.

- Daj spokój. – powiedział i wskazał ręką na miejsce obok niego. – Siadaj, później się naprawi.

Zdziwiłem się, ale wykonałem jego prośbę i usiadłem obok. Milczeliśmy chyba dobre dziesięć minut. Nie mieliśmy o czym rozmawiać i było mi trochę głupio, bo się nie wiedziałem, czy mam się odezwać, czy nie. Nie potrafiliśmy nawiązać kontaktu ze sobą, bo po prostu się nie lubiliśmy.

I nigdy się nie polubimy.

Pomyślałem i zrobiło mi się przykro. Nie wiedziałem dlaczego. Przecież ten typ ciągle mnie wyzywał, ale jakoś zrobiło mi się dziwnie niezręcznie. Nie rozumiałem dlaczego. Może dlatego, że Brad i Minho się w sobie zakochali, a Dylanowi zależy na Thomasie i chce naprawić z nim relacje? Zresztą, nie mam na co liczyć. Zostaliśmy tylko my i nie możliwe jest, aby między nami utworzyła się jakakolwiek więź, nawet czysto koleżeńska. W końcu Dyl od razu wybrał blondyna, a Minho zakochał się bez pamięci w Bradzie. My nawet na siebie nie spojrzeliśmy.

Tylko ja trafiłem na takiego debila, który mnie nie znosi. I z wzajemnością.

- To co chcesz robić? – spytałem, a on spojrzał na mnie i szeroko się uśmiechnął.

Oho, ten uśmiech nie wróży dobrze...

- A ty? – spytał. – Ja lubię dużo rzeczy robić.

- Co na przykład? – chciałem się coś o nim dowiedzieć, lecz szybko pożałowałem.

- No nie wiem, najbardziej to chyba lubię uprawiać seks... - powiedział i zaciągnął się papierosem, a ja wybałuszyłem oczy ze zdziwienia i energicznie wstałem, lecz on złapał mnie za rękę i pociągnął z powrotem na kanapę tak, że upadłam wprost na jego kolana, na co tylko uśmiechnął się i spojrzał mi prosto w oczy. Poczułem jego naturalny zapach wilkołaka zmieszany z papierosami i drogimi perfumami.

Ja pierdolę, zaraz oszaleję, co za cudowny aromat.

- Ale na pewno nie z Tobą. – dodał, a ja wyrwałem się z jego uścisku i obrażony usiadłem na końcu kanapy.

Obrażony? Dlaczego ja się kurwa obraziłem? Dla mnie lepiej, że ten paskudny typ mnie nie tknie.

- I bardzo dobrze. – powiedziałem stanowczo. – Nie jesteś w moim typie.

- Ty w moim też. – odpowiedział wciąż się szczerząc. – Wiesz, wolę bardziej rozrywkowych i niegrzecznych chłopców... no i szczuplejszych, choć ta Twoja wielka dupa jeszcze by mi tak nie przeszkadzała, jak ten Twój drętwych charakter...

- Nie jestem drętwy! – oburzyłem się i wstałem z impetem z kanapy krzyżując ręce na torsie. Co za wstrętny, bezczelny typek!

Jestem drętwy?! Jak on mógł kurwa powiedzieć, że jestem drętwy!!!

- I wcale nie mam wielkiej dupy! – krzyknąłem po chwili. Nie jestem wcale gruby. To, że noszę luźniejsze rzeczy nie oznacza, że można mi sugerować wielką dupę!

Przez chwilę się zamyśliłem. A co jeśli on ma rację? A może ja serio mam trochę za dużo ciałka?

Mój tyłek na pewno nie przypomina wielkiego zadu Nicki Minaj albo Kim Kardashian. Na pewno. A może jednak..?

Mimowolnie spojrzałem za siebie, a Brett tylko się roześmiał na moją reakcję.

Kurwa, znowu dałem się podpuścić! On to zrobił celowo!

- A właśnie, że masz. – powiedział i zlustrował mnie spojrzeniem wciąż się szczerząc. – Udowodnij, że się mylę.

- Jak? – spytałem wściekły, a on uśmiechnął się i rozsiadł na kanapie. Widziałem, że siedział w rozkroku i przeszywał mnie swoim wzrokiem, a ja się przestraszyłem.

Kurwa, ale dałem się wpuścić w maliny.

- Rozbierz się i sam to ocenię.

Jego słowa zadziałały na mnie jak kubeł zimnej wody, albo paralizator. Dobrze, że nie mogę się robić czerwony, bo bym chyba tego nie zniósł. Spojrzałem na niego i zaniemówiłem. Nigdy w życiu się przed nim nie rozbiorę!

Co to, to nie! Już wolę być nazywany grubasem!

- Zapomnij. – warknąłem, a on się roześmiał i wstał z kanapy. Podszedł do mnie i wyszeptał mi wprost do ucha, łapiąc mnie jedną ręką w talii.

- Bo jesteś tchórzem.

Zaniemówiłem. Wściekłem się i chciałem mu przywalić, lecz chłopak zniknął gdzieś na chwilę zostawiając mnie samego ze swoimi myślałam.

Jak on śmiał mnie nazwać tchórzem?!

Przez dłuższą chwilę nie mogłem dojść do siebie. Biłem się z myślami. Chciałem go wyzywać i mu przełożyć, ale wiem, że nic by to nie dało.

Zobaczyłem, że Brett wchodzi ponownie do salonu i w ręku trzyma starą, ogromną, zakurzoną fajkę wodną. Usiadł na kanapie i coś w niej grzebał.

- Możesz tyle nie palić? – spytałem i skrzyżowałem ręce na piersiach widząc, że zamierza się truć tym ścierwem.

A zresztą, co mnie on kurwa obchodzi Jak dla mnie to może się tym nawet udusić.

- No nie wiem, grubciu. – powiedział i zaczął się szczerzyć.

- Nie jestem gruby! – wrzasnąłem tak głośno, że pewnie słychać mnie na końcu miasta.

- Jesteś. – odpowiedział beznamiętnie. Ten ton zadziałał na mnie natychmiastowo. Nie będzie mnie poniżać żaden paskudny wilkołak. Mam swój honor i nie dam go splamić!

Nie dam mu tej satysfakcji. Nikt nie będzie mnie nazywać tchórzem.

Brett wziął fajkę wodną, w której coś tam jeszcze porobił i zaczął się zaciągać. Po jego minie wywnioskowałem, że raczej nie przypadła mu do gustu.

- Udowodnię Ci, że nie. – warknąłem i energicznie rozpiąłem bluzę rzucając ją wprost na wilkołaka, który zaczął się szczerzyć. Brett zdjął moje ubranie ze swojej głowy i widać było, że jest mocno zszokowany, kiedy zdjąłem koszulkę.

- Mmmmm, ciekawe przedstawienie. – powiedział próbując udawać nieczułego, sarkastycznego dupka, lecz jego głos nie wyrażał tego, co chciał. Spoglądał na mnie, jak by patrzał się w obrazek. Słyszałem w tonie jego głosu, że nie jest już taki pewny siebie, jak był kilka minut temu.

Pewnie pomyślał, że stchórzę.

Zdjąłem buty, po czym rozpiąłem pasek od spodni, a następnie zdjąłem je i odrzuciłem gdzieś w kąt. Brett patrzał na mnie z szeroko otworzonymi oczami i widać było, że ledwo znosi mój widok. Uśmiechnąłem się perfidnie, a on zaczął zaciągać się fajką wodną.

Bingo. I tu Cię mam.

Pomyślałem i natychmiast zsunąłem na dół swoje bokserki. Na mój widok Brett zaczął kaszleć i się dusić przewracając swoją fajkę wodną na ziemię, która rozbiła się i zasmrodziła cały dom. Powstrzymywałem się solidnie, aby nie wybuchnąć śmiechem, ponieważ twarz zaszokowanego i duszącego się Brett'a na mój widok, to było coś pięknego. Warto było się przed nim obnażyć.

- Kurwa. – ledwo wydusił z siebie jakiekolwiek słowo i wybiegł z salonu na zewnątrz szybciej, niż ja zdążyłem zdjąć majtki.

1:0 dla mnie, Bercik.

Perspektywa: Brett.

Kiedy zaciągałem się swoją starą shishą, Liam zaczął się rozbierać, aby udowodnić mi, że nie jest tchórzem. Trochę się zdziwiłem, bo nie spodziewałem się, że będzie aż tak zdesperowany, aby udowodnić mi, że się mylę. Nigdy w życiu bym kurwa nie pomyślał, że chłopak zdejmie majtki i będzie stał całkowicie nagi przede mną.

Wybiegłem z salonu natychmiast, gdy tylko mój wzrok napotkał jego sporych rozmiarów penisa.

Tego to bym się po nim kurwa nawet w snach nie spodziewał.

Dusiłem się i nałogowo łapałem świeże powietrze. Upadłem na kolana na posadzkę i próbowałem się jakoś ogarnąć. Po chwili wstałem i jakoś udało mi się unormować oddech. Czułem, jak moje policzki oblewa krwisty rumieniec. Spojrzałem w dół i wystraszyłem się, bo mój przyjaciel ustał.

Ogarnij się Brett, do kurwy nędzy, pojebało Cię, że staje Ci na widok takiego debila jak Liam?!

Pomyślałem i głęboko oddychałem, wciąż stoją tyłem do drzwi. Musiałem jakoś się ogarnąć, ale nie wiedziałem jak, bo w mojej głowie dalej piętrzył się widok nagiego Liama, a to wcale nie pomagało mi w ogarnięciu się!

To wszystko dlatego, że dawno z nikim nie spałem i nie widziałem żadnego innego chłopaka bez bielizny!

- Aż tak Cię zaszokował mój widok? – usłyszałem jego głos. Kurwa, czy on nie może wypierdalać. Dlaczego musiał przyjść akurat w takim momencie?

Kurwa, a ja dalej jestem nieogarnięty.

- Oczywiście, że nie. – odpowiedziałem. Całe szczęście, że zaczynałem się powoli wyglądać normalnie, ale niestety mój przeklęty kutas wciąż nie chce opaść.

Co się ze mną do jasnej cholery dzieje?! Chyba pora wybrać się do jakiegoś burdelu i sobie ulżyć, bo zaczynam świrować.

Wziąłem paczkę papierosów i odpaliłem jednego, wciąż stojąc tyłem do chłopaka. Mam nadzieję, że nie zobaczy mnie w takim stanie, bo nie da mi żyć w spokoju.

- To czemu tak szybko uciekłeś, co? – spytał i podszedł do mnie bliżej.

Kurwa, nie podoba mi się to.

- Ta stara fajka była popsuta i prawię się udusiłem tym dymem. Musiałem zaczerpnąć świeżego powietrza. – powiedziałem i musiałem improwizować. No przecież mu nie powiem, że prawie przestałem oddychać na widok jego... nie ważne.

- Tak? – spytał i poczułem, że jest blisko mnie. – A może zareagowałeś tak na mój widok, co?

- Na Twój? – prychnąłem i zaśmiałem się.

Bogu dzięki, że mi opadł.

Odwróciłem się do niego i spojrzałem mu w oczy.

- Na widok takiego maleństwa w życiu bym nie zareagował. – powiedziałem i zobaczyłem, jak w jego oczach gotuje się złość.

1:0 dla mnie wampirku. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro