Rozdział 9.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Perspektywa: Dylan.

Spojrzałem na mojego pięknego blondyna, który, cholera miał cięty język. Jestem na niego napalony i nie mogę się doczekać, aż go dorwę.

- Brawo kurwa. – usłyszałem wkurwienie w jego głosie i głośne bicie brawa. Spojrzał na Liama, stojącego obok niego. – I dzięki Tobie jego faken kumple nas znaleźli, bo zachciało się biegać po lesie i bawić w samobójcę!

- Odpierdol się ode mnie, dobra?! – krzyknął.

- Bo co mi zrobisz, co? – sarknął. – Znowu będziesz chciał się powiesić na drzewie? Przypominam, że to tak nie działa.

- Dla Ciebie byłoby lepiej, gdyby mnie nie było! – krzyknął.

- Uspokójcie się! – usłyszałem głos Brada.

- Spierdalaj. – powiedział Tommy.

- Nie mów tak do niego. – warknął Liam.

- Bo co mi zrobisz. – fuknął Thomas i spojrzał gniewnie na Liama, a następnie stał twarzą w twarz z wystraszonym Bradem.

- Musimy ich rozdzielić. – usłyszałem głos Minho, który po chwili trzymał w objęciach Brada, zaś Brett powstrzymywał Liama przed tym, aby ten, nie rzucił się na blondyna.

Thomas stał wściekły obok rozglądając się po pomieszczeniu. Nim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, ten stał za mną przyciskając mi do gardła srebrny sztylet. Cholera, tego się nie spodziewałem.

- Radzę wam ich puścić i wyjść, albo wasz kumpel zginie. – powiedział ze zgrozą w głosie.

- Hej, hej, hej... - rozpoczął Minho. – Odłóż ten sztylet, okej?

- Przyszliśmy w pokoju. – dodał Brett.

- Chuj mnie to obchodzi. Ty puszczasz Brada, ty Liama i wypierdalacie stąd w podskokach.

- Jak wypuścisz Dylana. – rzekł Azjata.

- Nie ma mowy! – krzyknął.

- Skarbie, jakiś ty głośny... - nie mogłem się powstrzymać. – Mam nadzieję, że moje imię też będziesz tak intensywnie krzyczał...

- Stul dziób! – usłyszałem i poczułem, że zaraz ten sztylet przetnie mi gardło.

- Auć. – powiedziałem i już wolałem się zamknąć, bo ten mały wariat mógłby mi naprawdę zrobić krzywdę.

- Dobra. – wtrącił Brett. – My zostawiamy Dylana i bierzemy jednego z was...

- Bierzemy Brada. – powiedział natychmiast Minho z uśmiechem, mocniej go przytulając. Spojrzałem na wampira, który wyglądał, jak by miał się zaraz rozpłakać.

- P-p-p-proszę... - wyjąkał błagalnym tonem spoglądając na Liama i Thomasa, który trochę poluzował ucisk ostrza na moim gardle. – J-j-ja n-nie chce...

- Weźcie mnie. – zaproponował Liam. – Zostawcie go z Thomasem, a mnie weźcie jako zakładnika!

- W końcu powiedziałeś coś sensownego. – wtrącił blondyn, na co spiorunował go wzrokiem jego przyjaciel.

- Ja chociaż jestem w stanie się poświęcić za przyjaciela, nie to co ty.

- Sugerujesz, że bym się za was nie poświecił?

- Teraz była najlepsza okazja, abyś udowodnił, że widzisz coś więcej, niż czubek swojego nosa.

- Odszczekaj to, Liam, bo pożałujesz. Ty i ten pedał na krześle.

- Ej! – powiedziałem udając oburzenie. – Tylko bez takich. Już coś Ci na ten temat mówiłem.

- Dla ciebie lepiej, abyś nie powtarzał.

Thomas zacisnął ponownie sztylet na moim gardle, tym razem ciągnąć mnie za włosy do tyłu.

Cholera, przez jego zachowanie jestem na niego coraz mocniej napalony.

- Uspokójmy się, dobra? – zaproponował Minho.

- Na pewno jest jakieś rozwiązanie i wierzę, że je znajdziemy bez zbędnego rozlewu krwi. Jak już wspominaliśmy, jesteśmy pokojowo nastawieni... - rozpoczął Brett, ale nie dokończył, ponieważ usłyszałem jakieś głosy na zewnątrz i krzyk Liama.

Perspektywa: Thomas.

- Kurwa, pały znowu idą!

- I Pani Allison. – dodał Brad.

- Pierdolona, stara prukwa. – krzyknąłem wściekły.

Jeszcze raz, a wyślę tą wariatkę w zaświaty.

- Musimy to pochować, szybko. – powiedział Liam i wraz z Bradem wyrwali się z uścisku zdziwionych wilkołaków. Chłopcy stali zszokowani i uśmiechali się pod nosem.

Biegaliśmy jak poparzeni po całym domu. Brad ścierał resztki krwi z podłogi z pomocą mopa, Liam natomiast szukał odświeżacza powietrza, aby zamaskować ten potworny odór po genialnym pomyśle wylania moczu na Dylana, a ja natomiast otworzyłem drzwi od piwnicy, przy czym niechcący wyrwałem je z zawiasu i teraz trzymały się tylko na jednym. Mam nadzieję, że nie zauważą.

Wrzucałem jak leci na dół wszystko, co wydawało się podejrzane, czyli opakowanie po krześle przede wszystkim, resztki połamanego taboretu i inne graty. Liam pomógł wampirowi myć podłogę, a ja porządkowałem meble, aby stały normalnie. Pochowałem również jedzenie od tej starej baby.

- A co z nim? – spytał w między czasie Liam rozglądając się po pokoju, czy wszystko wygląda w miarę znośnie wskazując na Dylana.

- Kurwa, musimy go rozwiązać. – powiedziałem i przeciąłem niechętnie liny, tak, aby chłopak mógł się uwolnić. Nie miałem wyjścia, bo ta stara lampucera widziała Dylana związanego, natomiast gliniarzom wcisnęliśmy kit, że to rzeźba i to w dodatku moja. Pierdole Liama i jego pomysły. Jeśli jeszcze raz wrobi mnie w bycie artystą, rzeźbiarzem, malarzem, albo kurwa może jeszcze muzykiem, to go normalnie zabiję. Wrzuciłem sztylet do piwnicy i chciałem ją zamknąć, ale przypomniałem sobie, że gdzieś tu się wala pistolet ze srebrnymi nabojami. Kurwa mać, będziemy mieli przejebane. Ciekawe, jak wyjaśnimy posiadanie broni. Usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Brad z Liamem w pośpiechu schowali mop do kuchni, a ja oczywiście kurwa nie zauważyłem ponownie tego pierdolonego dywaniku i z impetem wylądowałem na Dylanie przewracając się na ziemię. Wszystko działo się w ułamkach sekund. Leżałem okrakiem na szatynie, a moje ręce zatrzymały się na jego przyjemnie ciepłej klatce piersiowej, a nasze usta dzieliły dosłownie centymetry. Spojrzałem mu oczy i zobaczyłem błysk czystego pożądania, co mnie cholernie wystraszyło.

- Tommy, aż tak cię nakręcam? – spytał swoim nieziemsko seksownym głosem. – Nie wiedziałem, że tak bardzo chciałeś być tops...

Jak poparzony wstałem, gdy usłyszałem te słowa i głośny śmiech Minho i Brett'a. Do salonu wbiegł Brad i nie zdążyłem się zorientować, jak Liam otworzył drzwi, a drugi przyjaciel wrzucał do piwnicy linę i krzesło Dylana. Dobrze, że chociaż on pomyślał, aby to schować. Chłopak stał przy drzwiach próbując je zamknąć, ale były doszczętnie rozwalone i musiał się o nie opierać, aby to w ogóle nie było podejrzane.

- Dzień dobry Panie Wood, Panie Martin. – przywitał się kulturalnie.

- Mówiliście chłopcy, że więcej nie będziemy musieli do was przyjeżdżać, a dostaliśmy zgłoszenie od tu obecnej Pani Allison, że w waszym domu znajdują się złodzieje i przetrzymujecie zakładnika. Możemy wejść do środka, czy potrzebny będzie nakaz?

Zamurowało mnie na jego słowa.

Co za pojebane babsko.

Liam bez wahania wpuścił całą trójkę do mieszkania. Funkcjonariusze i ta stara kurwa weszli do pokoju.

- Liamku, kochane dziecko, nic wam nie jest? Widziałam, jak jacyś złodzieje weszli do waszego mieszkania i natychmiast zadzwoniłam po policję! – spytała przejęta, ale gdy przekroczyła próg salonu natychmiast krzyknęła.

- To oni! To oni! – wskazała na Brett'a i Minho, którzy nie ukrywali swojego zdziwienia, a szczególnie wściekły Brett.

- Jest Pani pewna? – spytał facet z wąsem.

Ciekawe, czy jego wąs, jej pizdą również trząsł.

Pomyślałem ledwo powstrzymując się przed parsknięciem głośnym śmiechem. Dylan spojrzał na mnie pytająco.

- Tak, tak! – wrzeszczała. – Ten chłystek – wskazała na Brett'a – podeptał moje kwiaty i zaglądał przez szybę do mojego domu! Podglądał mnie, bezbożnik jeden!

Funkcjonariusze wymienili porozumiewawcze spojrzenia i patrzyli na nas wściekłym wzrokiem. Coś mi się wydaje, że tym razem nam nie uwierzą w żadne bajeczki.

- Liamek i Brad to takie grzeczne dzieci. – kontynuowała. Świetnie, a ja to co? – Tak bardzo ich lubię. To są moje małe aniołki.

- Dziękuję Pani Allison! – usłyszałem głos Brada, który pomachał jej, ale natychmiast musiał się znowu opierać o drzwi, ponieważ były rozwalone i wymagały podpory.

- A ten kryminalista – tu wskazała na mnie, na co zrobiłem wkurwioną minę i coś fuknąłem pod nosem – związał i przetrzymywał Dylanka!

- Słucham? – spytał drugi funkcjonariusz. Cudownie.

- Mówię Panu, tu stało krzesło, a na nim siedział ten chłopczyk, co stoi obok tego zwyrodnialca.

Funkcjonariusze spojrzeli na miejsce, które wskazała kobieta. Po ich minie widziałem, że będziemy mieli ostro przejebane. Właśnie w tym miejscu stała moja wspaniała rzeźba, którą był zakneblowany Dylan.

- A gdzie wasza rzeźba? – spytał Wood.

Ja pierdole, tylko nie to.

- Jaka rzeźba? – spytała energicznie starsza kobieta. Co za wścibskie babsko.

- Ostatnio jak byliśmy tutaj na interwencji, to w miejscu, które pani wskazała, była przykryta białym przekradłem rzeźba autorstwa tego młodzieńca.

Wskazał na mnie i wiedziałem, że będę miał przesrane. Liam zrobił wystraszoną minę.

- Nonsens! Nonsens! – zaczęła się znowu wydzierać. Co za combo. Nie dość, że ona tu przylazła, to jeszcze w asyście tych dwóch zboków zwanych policjantami. Nic tylko się zabić.

- Jak to? – dociekał Martin.

- Ten kryminalista nie ma w sobie za krzty duszy artysty! – zaczęła opowiadać i przez jej słowa, prawie wszyscy mieliśmy przesrane. – To jest kłamczuch i łgarz! Gdyby nie Liamek i Brad to już dawno by siedział w zakładzie karnym!

- Byłem ostatnio. Jakoś mi się nie spodobało, sztywna atmosfera. – wtrąciłem na jej obelgi.

- Jak źle cię rozciągnęli, to na pewno była sztywna. – powiedział Dylan sugestywnie poruszając brwiami, a ja myślałem, że zaraz go zabije. Jego zjebani kumple zaczęli się śmiać.

A mogłem ją zamordować jak była okazja.

- A ten łobuz – wskazała laską na Brett'a – zaglądał do mojego domu niszcząc moje kwiaty. Co za wandal!

- Nieprawda! – wrzasnął chłopak.

- Nie odzywaj się. – upomniała go. – Ten chłopak tutaj – wskazała na Minho – śmiał się tak głośno, jak by zażywał jakieś narkotyki! Mówię Panom, tutaj ostatnio słyszałam od koleżanek, że jacyś dilerzy się kręcili i sprzedawali dzieciom narkotyki. Jestem przekonana, że on jest jednym z nich i handluje jakimiś prochami.

- W tej sytuacji chyba nie mamy innego wyjścia. – zaczął Wood.

- 04 do 00. – powiedział przez radio Martin, a po chwili odezwał się męski głos.

- 00 zgłaszam się.

- Przyślij nam patrol, musimy przewieźć do aresztu dwóch chłopaków. Jeden podejrzany o handel narkotykami, a drugi o wandalizm i próbę włamania.

- Za minutę będą u was 05. Są jedną ulicę dalej. Wezwę ich. Bez odbioru.

Na słowa policjanta Minho z Brett'em zrobili zdziwione miny i zaczęli się przekrzykiwać się, że są niewinni. Między nimi, a policjantami rozpoczęła się kłótnia. Wtrąciła się do niej również Pani Allison.

- Ona kłamie.

- Jak może Pan jej wierzyć!

- Nic nie zrobiłem.

- Podglądaliście mnie!

- Wcale nie, Pani kłamie.

- Ja nic nie biorę, jestem czysty!

- Widziałam na własne oczy.

- To trzeba kupić kurwa okulary, bo jest Pani ślepa!

Awanturę przerwały kobiece głosy. Do naszego domu weszły dwie policjantki, które natychmiast zlustrował swoim wzrokiem Martin.

Co za stary zboczeniec.

- Zakujcie tych dwóch i wsadźcie do celi. Potem ich przesłucham. – nakazał, a one bez żadnej delikatności zakuły Minho i Brett'a i wyprowadziły do radiowozu.

Spojrzałem na Brada i Liama. Modliłem się, aby oni sobie już poszli, to nie, ta stara kretynka musiała dodać kolejne pięć groszy do rozmowy.

- Jeszcze jego zakujcie! – krzyczała i wskazała na mnie. Nosz ja pierdole, zaraz nie wytrzymam.

- Za co kurwa?! – wrzasnąłem.

- Związałeś, torturowałeś i przetrzymywałeś Dylanka wbrew jego woli!

- A może on kurwa lubi być wiązany?!

- Na pewno nie!

- Wszechwiedząca suka się znalazła. – burknąłem.

- Dostaniesz po głowie, chłopcze.

- Oh, ale się boję. – prychnąłem.

- Dość tego. – przerwał Wood. – Zabieramy Cię, malarzu-artysto na komendę.

- Za co do chuja?! – krzyknąłem. No świetnie. Jeszcze tego brakowało.

- Za przeklinanie, uprowadzenie i przetrzymywanie tego chłopca wbrew jego woli.

- Widzicie panowie! Kłamca i kłamca. To nie jest żaden malarz. Nigdy nie miał pędzla w dłoni i na pewno nigdy nie malował żadnego obrazu. Okłamał nas!

- Zaraz wezmę jebany pędzel i namaluje obraz twoją krwią, ty stara prukwo. – nie wytrzymałem. Poczułem jak Wood boleśnie wykręca mi ręce do tyłu i nakłada kajdanki. No cudownie.

- Dodatkowo postawimy Ci zarzut gróźb karalnych. – dodał Martin. Mieli mnie już wyprowadzać, lecz Wood zauważył ten cholerny pistolet wystający spod fotela. Kurwa, to tu jednak był.

- O proszę, co my tutaj mamy. – powiedział zadowolony i nałożył rękawiczki podnosząc moją zabawkę.

- To jego! – zainterweniowałem. – To Dylana! Ona wpadł do nas z bronią i zaczął nam grozić. Chciał nas okraść wraz z jego kumplami, którzy są już na szczęście w celi.

Zacząłem i miałem nadzieję, że przyjaciele mi pomogą. Spojrzałem na Liama, który natychmiast się odezwał.

- To prawda. – potwierdził.

- Liamku, nie musisz kłamać, aby bronić Thomasa... - nie dokończyła, ponieważ odezwał się Brad, któremu wierzyła w każde słowo.

- Ale to prawda Pani Allison! On nam groził tym pistoletem i chciał nas zabić.

- Co? – spytał zszokowany wilkołak. – Co wy bredzicie?!

- Dość tego. – powiedział Martin i skuł równie boleśnie Dylana w kajdanki. Policjanci zaczęli nas wyprowadzać z domu, a ta stara debilka zdążyła wyzywać Dylana od łajz i uderzyć go kilka razy swoją laską.

Funkcjonariusze wsadzili nas do radiowozu, a sami usiedli z przodu. Coś czuję, że to będzie bardzo długa droga na komendę. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro