(🐑.)────rozdział trzydziesty siódmy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

───────•••───────


Kiedy Ukryty Korzeń walczył o swoje życie, a Szyszkowa Kita popadała w obłęd wyczekując następnych wydarzeń, Grzybowa Noga leżał w legowisku wojowników. Od zawszw był optymistą, ale w tamtej chwili nie mógł się zdobyć na pozytywne myślenie. W końcu jego ukochane rodzeństwo, jedyne koty jakie go kiedykolwiek zaakceptowały, były na polu walki. Nie wiadomo czy wrócą do niego czy nie, nie wiadomo czy jeszcze ich zobaczy żywych.

Starał się wygonić pesymistyczne myśli ze swojego umysłu, wmawiając sobie, że są silni i nie ma mowy aby tak łatwo stracili swoje życia. W końcu mieli odkryć razem tajemnice ich ojca i pokonać Rudzikową Gwiazdę! Nie mogliby tak po zginąć, łamiąc obietnicę, że nigdy go nie opuszczą tak jak zrobili inni.

Grzybowa Noga nazywał siebie wyrzutkiem społecznym. Nie miał przyjaciół, nie miał nawet znajomych i nawet inni wojownicy unikali z nim kontaktu. Czemu? Oczywiście dlatego, że przypięto mu łatkę słabeusza, a kto chciałby się zadawać z kimś kto powszechnie był uważany za nieudacznika. Przecież wtedy inni też by wyzywali jego przyjaciela, więc nikt nie chciał się do niego przywiązywać.

Może i nikt nie mówił mu tego wprost, ale bursztynooki był na tyle mądry aby rozpoznać to po ich sposobnie mówienia i spoglądania na niego.

"Nie potrzebujesz może pomocy z tym, Grzybowa Nogo? To jest dość ciężkie."

"Mogę za ciebie ponieść tego królika bo wydaję się być dość ciężki."

"Jesteś pewien, że chcesz iść z nami w tamte rejony? Jest tam dość nierówne podłoże, możesz sobie przypadkowo zrobić krzywdę."

Młody wojownik rozumiał, że przez jego niepełnosprawność faktycznie jest słabszy od innych i zawsze będzie tym gorszym ogniwem w klanie, ale to nie oznaczało, że nie mógłbyć przydatny.

***

Ukryty Korzeń zakaszlał, a z jego pyska wypłynęła szkarłatna ciecz kiedy o wiele silniejszy wojownik kontyunował kopanie i drapanie go bez opamiętania. Wiedział od początku, że był na przegranej pozycji, ale nie sądził, że było aż tak źle. Nie wiedział ile czasu minęło od początku walki ani co się działo dookoła, ale miał wrażenie, że przegrywają.

Pręgus jedyne co w tamtym momencie mógł czuć to paraliżujy ból, wyraźny odór jego własnej krwi i powoli rozmazujacy się obraz zakrwawionej gleby. Bolało go wszystko, a każdy kolejny cios jaki dostawał wydawał się być coraz bardziej brutalniejszy. Z kimkolwiek walczył, zdecydowanie uwielbiał pastwić się nad swoimi ofiarami.

Był świadomy, że nie wytrzyma już długo z takimi poważnymi obrażeniami zewnętrznymi jak i wewnętrznymi. Już ledwo co udawało mu się łapać następne oddechy, a wszystko dookoła wydawało się być mu odlekłe. Tak jakby był kompletnie sam, a wszystko było tylko okropnym koszmarem, z którego zaraz się wybudzi. Niestety, nigdy to nie nastąpiło.

Nagle wśród ciszy rozległ się krzyk. Nie był pewien jakie to były słowa ani skąd docierały. Później poczuł jak ktoś podnosi jego bezwładne ciało, a zaraz po tym stracił przytomność. Nie miał pojęcia czy wygrali czy przegrali, ale nie przejmował się tym w tamtym momencie kiedy był dosłownie na skraju śmierci. Ból jaki odczuwał był nie do zniesienia i miał szczerą ochotę krzyczeć z całych sił.

***

Pierwszy oddział odwrócił się zaraz po tym jak ktoś zauważył martwę ciało Ostrego Pazura i Jeżynowego Ucha. Dwójka była kompletnie zmasakrowana, a gigantyczna plama krwi otaczała ich ciała. Nikt się nie spodziewał, że z pozoru spokpjny klan Silnego Wiatru okazał się być tak brutalny. Każdy kot owego klanu wydawał się być potworem, który czerpie zadowolenie z rozdrapywania ciał poległych.

Wszyscy byli tym faktem przerażeni oprócz Zakrwawionego Pędu, która z szerokim uśmiechem przyglądała się masakrze. Sama była dość mocno poraniona, ale nie wydawało jej się to przeszkadzać kiedy przyglądała się jak doprowadza swój klan do klęski. Łaciata następczyni wręcz z niechęcią opuściła pole bitwy. Jednakże obiecała sobie w duszy, że jeszcze wróci do tego klanu i go wymorduje. Zabije każdego kto wejdzie jej w drogę.

Kiedy pierwszy oddział już wracał w połowie drogi wymineli się z drugim. Przerażona Szyszkowa Kita dostrzegła swojego braciszka, który cały pokryty ranami i krwią był niesiony przez dwójkę wojowników. Co mu się stało? Czy on umrze? Co jeśli ona również idzie na pewną śmierć? Owe pytania od razu zawitały w głowie kotki, a w jej oczach pojawiły się łzy. Nie chciała umierać.
Nie kiedy była taka młoda i w taki sposób.

Miała ochotę uciec, ale pomimo coś nadal kazało jej iść na przód. Z łzami spływającymi jej strumieniami po policzkach, biegnęła na przód. Może napradwę spełniał się jej makabryczny koszmar? Ten, w którym jako jedyna żywa, stoi wśród miliona ciał. Niektóre nie miały kończyn, inne były całe rozdrapane, a po innych zostały tylko krwawe plamy. Nie chciała tego doświadczyć. Jednak przed przeznaczeniem ponoć nie da się uciec.

───────•••───────

[ 790 słów ]

CIEKAWOSTKA
wujkami omszonego pnia i sowiego pióra jest deszczowa i tojadowa łapa pomimo iż są od nich młodsi

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro