(🐑.)────rozdział tydziesty trzeci

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

───────•••───────

Minął księżyc od ostatnich wydarzeń, a wszystko zdawało się wracać do swojego poprzedniego porządku. Szyszkowa Kita korzystała ze swojej wyższej rangi często wychodząc na samotne polowania aby chwilę porozmyślać nad głupotami bądź jej koszmarami, które od pewnego czasu kompletnie zniknęły. Kocica nie wiedziała czy powinna się tym martwić czy cieszyć ponieważ owe sny były jej nieodłączną częścią życia. Była "przekaznikiem", brak snów powinien być niepokojącą oznaką.

Zaś z drugiej strony miała wrażenie, że Sójcze Skrzydło zaczęła z powrotem otrzymywać swoje sny od Klanu Gwiazd. Z pewnością miej krwawe i bruralne od koszmarów młodej wojowniczki, ale mogły zawierać wiecej informacji bądź i słów. Ona słyszała tylko urywane miauknięcia, syki, warknięcia czy zgrzyty zębami. Nigdy nie miała szansy usłyszeć całego zdania co było irytujące. Musiała wpatrywać się w krwawe tragedie tylko po to aby usłyszeć kilka bezsensownych słówek i obudzić się z przyśpieszonym oddechem.

Na razie starała się korzystać ze względnego spokoju. Starała się nadrobić straczony czas ze swoimi braćmi oraz zaczęła rozmawiać więcej z Jemiołuszkową Łapą, którą poznała podczas swojej lekkomyślnej podróży. Uczennica — niegdyś pieszczoszka, a później samotniczka — nie była wcale taka zła jak się wydawała na początku. Co prawda bywała leniwa, ale poza tym była przyjazna i zawsze służyła pomocą. Nigdy również nie żałowała swojej decyzji dołączenia do klanu.

Mroźna Łapa zaczął normalnie przyjmować pokarm i zaczął również o wiele lepiej mówić. Co prawda czasami były gorsze dni gdzie nie mógł wydobyć z siebie słowa bądź cierpiał na okropny ból mięśni, ale poza tym zdawało się z nim być wszystko w porządku. Nigdy nie narzekał na swoje samopoczucie i złapał wspólny język z Sowim Piórem. Ponoć czarny uczeń często mówił mu o tym co będzie robił jak wyzdrowieje, że będzie chciał odszukać swój klan.

***

Wiatr szumiał wśród zielonych koron drzew, a co poniektóre listki nie wtrzymujące siły powiewów opadały bezwładnie na ziemię. Na błękitnym niebie leniwie płynęły białe, puchate obłoki zakrywając przy tym co jakiś czas jasne słońce. Wysokie drzewa opatulały główny obóz swoimi cieniami, w których panował chłód przyprawiający o dreszcze. Ptaki oraz inne zwierzęta były cichutko, odpoczywając w promieniach bądź polując na róznoraką zwierzynę. W skrócie, pogoda była wręcz idealna. Ani nie było zimno ani ciepło z racji na wiatr, który skutecznie utrzymywał stałą temperaturę.

Większość kotów była poza obozem na polowaniu bądź na treningach ze swoimi uczniami. Trujący Krzew siedział w zasięgu słońca, myjąc spokojnie swoją ciągle błyszczącą sierść. Przy żłobku siedziała Mysi Wąs, spokojnie jedząc swoją zwierzynę, a jej kociaki ganiały się wokół niej. Tylko Mknątka siedziała przy swojej matce, dokładnie pielęgnując swoje ciemnobrązowe futerko. Omszony Pień drzemała spokojnie w cieniu po tym jak powróciła z patrolu i polowaniu, a Ostry Pazur siedział obok niej wpatrując się z zamyśleniem w niebo.

Przy legowisku przywódcy siedział Rudzikowa Gwiazda, myjąc dokładnie swoje rudo-białe futerko. Obok niego leżała Zakrwawiony Pęd, która spod przymkniętych powiek kontrolowała sytuację w obozie. Wszystko było takie spokojne i ciche. Nikt nie krzyczał, nie śpieszył się ani nie narzekał. Gdyby każdy dzień tak wyglądał nikt nie chciałby umierać tylko żyć w tym słodkim raju jakim jest ziemia. Niestety, życie takie nie jest.

— Musisz mianować Mknątke, Tojadową Łapę i Deszczową Łapę. — przypomniała mu następczyni, otwierając szerzej oczy i zmieniając pozycję na wygodniejszą.

— Wiem, czekam tylko aż przyjdzą. Bo o ile Mknątka jest w obozie to Tojadowa i Deszczowa Łapa zapewne są na treningu.

— Wiem, tylko ci mówię abyś przypadkiem nie zapomniał czy coś. — wymamrotała obojętnie łaciata. — Będziemy mogli za niedługo przeprowadzić jakiś atak? Jest idealny czas. Nasz klan jest w najlepszej formie i mamy wielu nowych wojowników.

— Zobaczymy. Stawiam, że innym klanom również się dobrze powodzi, więc byłby wyrównane szansę na wygraną. Nawet jeśli to kogo byś chciała zaatakować?

— Oczywiście, że klan Silnego Wiatru. Te lisie łajna śmią z nami konkurować. Gdybyśmy wygrali pokazalibyśmy innym, że jesteśmy najsilniejszymi w tym lesie.

— To ryzykowne, Zakrwawiony Pędzie. Klan Silnego Wiatru z jakiegoś powodu jest w stanie nam dorównać, racja? Z pewnością mamy mniejsze szansę na wygraną. Nie chciałabyś zmniejszyć może terytorium Klanu Wiecznej Ciszy i zemścić się za porwanie Szyszkowej Kity?

— Od kiedy ten dzieciak cię interesuje? Poza tym, atak na słaby klan jest nudny. Atakowanie kogoś z kim masz wyrównane szanse jest ekscytujące bo nigdy nie wiesz kto wygra! W każdej chwili może nastąpić jakiś zwrot akcji i sytuacja całkowicie się obróci. A gdy wlaczysz z kimś słabym wiesz, że wygrasz, więc nie ma z tego żadnej zabawy.

— Nie chce po prostu ryzykować żyć naszych wojowników. Mamy stworzyć klan nad klanami, więc potrzebujemy silnych kotów. Jeśli wszyscy umrą na początku to na nic się nie zdadzą nasze starania. Już wystarczy, że Złamana Łodyga zmarł. Był doświadczonym szpiegiem, któremu mogliśmy ufać, a teraz na jego miejsce wstąpił kociak, który ledwo co poznaje życie.

— Oh, racja, Złamana Łodyga. Zapomniałam o nim. — wymamrotała pod nosem bursztynooka, ale przywódca to usłyszał i był szczerze zirytowany jej słowami. Jej dawny wspólnik umarł, a ona traktuję go tak lekceważąco? Gdyby on też umarł to też zostałby potraktowany w ten sposób? — Zroszony Fiołek wcale nie jest takim dzieckiem. Może nie ma zbyt wielkiego doświadczenia, ale ma umiejętności, które to nadrabiają.

— Ale doświadczenie jest również ważne. Gdy napotka zupełnie nową sytuację nie będzie wiedział jak na nią zaregować i coś zepsuje. Dlatego nie daje mu aż tak ważnych misji, które mogłyby wpłynąć znacząco na nasz klan.

— Eh, nie dogadam się z tobą. Jesteś nudny i przewidywalny zupełnie jak Gronostajowa Gwiazda. Tylko, że ten był naiwny jak mały kociak! Miło było patrzeć jak spada z tego kanionu, a później słyszeć dźwięk jego łamanego kręgosłupa. Można powiedzieć, że ułatwił nam zadanie! — I tak oto Zakrwawiony Pęd uderzyła w czuły punkt Rudzikowej Gwiazdy. Jego najlepszy przyjaciel, Gronostajowa Gwiazda, pomimo iż już dawno był martwy nadal był jego słabością.

Nie mógł tak po prostu pozwolić aby ktoś obrażał jego najlepszego przyjaciela w ten sposób. Racja, sam go skrzywdził, ale pomimo to nie mógł znieść jak robił to ktoś inny. No i dodatkowo nie powinno się obrażać zmarłych.

— Mówiłem ci już abyś nie wspominała o nim w moim towarzystwie, Zakrwawiony Pędzie.— odezwał sę ponuro i chłodno, mierząc nastęoczynie lodowatym wzrokiem. Ta tylko zachichotała z kpiną.

— Minęło tyle księżycy, a ty go nadal lubisz! Zrozum w końcu, że on zabił się przez ciebie, a ja tylko dodałam mu powodu. Gdyby nie ty, nie udałoby mi się zniszczyć jego psychiki do tego stopnia, że się zabił.

— Zamknij się! To przez ciebie się zabił!

— A kto zostawił go dla swojego partnera? Kto codziennie śmiał mu się w twarz? Kto codziennie rozdrapywał jego stare rany? Kto dzień w dzień przypomniał mu jak bezwartościowy jest? On do końca dni traktował cię jak swojego przyjaciela. To ty go zniszczyłeś, nie ja.

— ZAMKNIJ SIĘ! TO NIE MOJA WINA! —  wykrzyczał łamiącym się głosem, a z jego błękitnych ślepi pociekły mimowolnie słone łzy. Wszyscy w obozie ze zdziwieniem i zmartwieniem spojrzeli się w jego stronę, a przywódca czując na sobie wzrok wszystkich wszedł pośpiesznie do swojego legowiska. Kątem oka dostrzegł tylko uśmiechnięta szeroko nastęoczynie i jej bursztynowe oczy błyszczące czystą satysfakcją z zadanego mu bólu psychicznego. Ona była potworem. Nie kotem, a potworem. Nie mogli się nawet porównywać w sile ponieważ kocica była o wiele wyżej od niego. Co w jej życiu się stało, że dotarła do takiego stanu?

***

Rudzikowa Gwiazda był sam. Pośród ciszy i chłodu było pozostawiony sam sobie, ale nie mógł nikogo winić ponieważ sam sobie taki los wybrał. Samotny, pozbawiony uczuć. Kiedyś, zawsze gdy był smutny Gronostajowa Gwiazda go pocieszał, wychodzili razem na polowanie, a jego humor momentalnie się poprawiał. Tak naprawdę sama obecność jego zmarłego przyjaciela wystarczała aby poczuł się lepiej. Później był przy nim Wietrzny Obłok.

Biały kocur starał się żartować aby poprawić humor swojego partnera, ale zawsze jego żarty były beznadziejne. Pomimo to, Rudzikowej Gwieździe to wystarczało ponieważ ponownie tylko obecność jego ukochanego polepszała mu humor.
Tak naprawdę nigdy nie był samotny, dopiero kiedy odtrącił wszystkich od siebie poczuł jak kosztuje bycie samotnym. To było ciężkie.

Wiedział, że jak martwy już pręgus był samotny, a rudego przywódcy przy nim nie było to przychodzili inni. Nagietkowa Skóra, Błądzący Lot, Odymiony Sen, Lsniący Grzbiet, Krucze Futro. Zawsze ktoś przy nim był, ale później każde z nich umarło, pozostawiając bliznę na jego sercu. Zaś później jego serce rozwalił nie kto inny jak błękitnooki. Zakrwawiony Pęd miała rację. To on głównie przyczynił się do samobójstwa zielonookiego, a ten pomimo to nadal traktował go jako swojego najlepszego przyjaciela.

"Żegnaj, najlepszy przyjacielu."

Ostatnie słowa. Pochłonięte cierpieniem i bólem zupełnie jak on sam. Później były tylko łzy i dźwięk łamiania się jego kręgosłupa. Uśmiech podłej kocicy i strumienie łez rudofutrego. To był najgorszy dzień w jego życiu. Dzień, w którym zabił swojego najlepszego przyjaciela.

Jego pusty wzrok błękitnych ślepi był wbity w wyjście z legowiska. Nie płakał jednak cierpiał. To był ten moment w jego życiu, w którym łzy nie nadchodziły pomimo iż powoli tonął w oceanie bólu i żalu. Nagle jego myśli zostały przerwane przez głos Zakrwawionego Pędu, mówiącej, że wszyscy już przyszli i może rozpocząć mianowanie.

Ta kocica... zabiłby ją. Wyrwał by jej flaki, wydłubał oczy, oderwał uszy i pozbyłby się jej cwanego uśmieszku. Zrobiłby wszystko, aby widzieć jak jej szkarłatna krew znajduję się na jego łapach. I był pewien, że nie tylko on by ją zabił. Miała tylu wrogów w samym klanie, a co dopiero poza nim. W końcu była samotniczką, nie wiadomo kogo gnębiła kiedy nie była jeszcze kotką klanową.

Była potworem. Po prostu, potworem.

Rudzikowa Gwiazda wstał ze swojego posłania, rozciągając się po czym truchtem wychodząc z swojego własnego legowiska. Kiedy znalazł się na zewnątrz poczuł nie tylko przyjemne promienie słońca, ale i milion spojrzeń wpatrujących się prosto w jego sylwetkę. Wiadomości w tym klanie bardzo szybko się roznoszą skoro już większość wiedziała o jego nagłym wybuchu. Wskoczył na Omszony Głaz i nawet nie musiał nic mówić, a klanowicze zebrali się w wyznaczonym miejscu wyczekując zarówno mianowania jak i wytłumaczenia sytuacji.

— Mknątko, wystąp

Młoda, ciemnobrązowa kotka wyskoczyła na przód prawie potykając się o swoje łapy. Podniosła niewidzący wzrok w miejsce gdzie sądziła, że był przywódca.

— Mknątko, od dziś aż do czasu kiedy zdobędziesz imię wojownika, będziesz nazywać się Mknąca Łapa. Twoim mentorem będzie Szybki Powiew.

Biały kocur wystąpił na przód z szczęściem błyszczącym w oczach oraz z wyjątkową dumą. Zerknął kątem oka na swoją niedoszłą uczennicę po czym z powrotem na Rudzikową Gwiazdę.

— Zostaniesz mentorem Mknącej Łapy. Szybki Powiewie, okazałeś się wojownikiem sprytnym i wytrwałym. Na pewno przekażesz temu młodemu uczniowi całą swoją wiedzę. — rudofutry dokończył formułkę, a świeżo mianowana uczennica i jej mentor zetknęli się nosami według tradycji. Zaraz po tym wycofali się z powrotem do tłumu, który zaczął wykrzykiwac nowe imię kotki.

— Tojadowa Łapo, Deszczowa Łapo wystąpcie. — rodzeństwo wystąpiło na przód. Biało-szara kocica z widocznym podekscytowaniem, a jej brat z lekką niepewnością i zawachaniem.

— Ja, Rudzikowa Gwiazda, przywódca Klanu Porywistej Rzeki, wzywam naszych wojowniczych przodków, by spojrzeli na tego ucznia. Ciężko pracował, by zrozumieć wasz szlachetny kodeks, więc polecam wam go jako wojownika. Tojadowa Łapo, czy obiecujesz przestrzegać kodeksu wojownika, chronić i bronić go nawet za cenę własnego życia?

— Obiecuję.

— A zatem mocą Klanu Gwiazd nadaję ci imię wojownika. Tojadowa Łapo, od dziś będziesz znany jako Tojadowy Krzew. Klan Gwiazd honoruje twoje opanowanie i spryt, a my witamy cię jako pełnoprawnego wojownika.

Rudy przywódca zrobił krótką przerwę pomiędzy wypowiedziamy po czym skierował swój poważny wzrok na drugą uczennicę.

— Ja, Rudzikowa Gwiazda, przywódca Klanu Porywistej Rzeki, wzywam naszych wojowniczych przodków, by spojrzeli na tą uczennicę. Ciężko pracowała, by zrozumieć wasz szlachetny kodeks, więc polecam wam ją jako wojownika. Deszczowa Łapo, czy obiecujesz przestrzegać kodeksu wojownika, chronić i bronić go nawet za cenę własnego życia?

— Obiecuję.

— A zatem mocą Klanu Gwiazd nadaję ci imię wojownika. Deszczowa Łapo, od dziś będziesz znana jako Deszczowy Poranek. Klan Gwiazd honoruje twoją zręczność i odwagę, a my witamy cię jako pełnoprawnego wojownika.

Rudzikowa Gwiazda zeskoczył z Omszonego Głazu, idąc do nowo mianowanych wojowników. Na początku oparł brodę na głowie Tojadowego Krzewu, a ten zgodnie z tradycją polizał jego bark, a później tą samą czynność wykonał z Deszczowym Porankiem. Zaraz po tym dumny klan zaczął wykrzykiwać imiona dwóch, nowych wojowników, którzy z uśmiechami przyjmowali gratulacje. Zaś błękitnooki zakończył spotkanie i ponownie schował się w swoim legowisku.

───────•••───────

[ 2017 słów ]

dzisiaj trochę dluszy rodzial, wiec mam nadzieje ze wam sie spoodba!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro