podchody 0.2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dodaję wyjątkowo dzisiaj. Od przyszłego tygodnia będą regularnie co czwartek/piątek ;)
Info dla tych co czekają na SMTMOBL: możliwe, że przesunę premierę. Jednak polecam śledzenie opowieści bo jak coś to będę zmieniać datę ;)

Również zapraszam was na mój profil do czytanie 'one shots' i ' Show me the meaning of being lonely' :D

Komentujcie!

beta: fine-by-me

p.s uprzedzam od razu, rozdziały mają różną długość!

________________________________________________________________________

Budzę się gdzieś nad ranem, cały zalany potem.

Znowu ten sen. Znowu.

Chwytam się za włosy i delikatnie za nie ciągnę. Wtedy przypomina mi się coś, co miałem zrobić. Wyplątuję się z pościeli, prawie rozwalając sobie kolano o stolik. Podchodzę do bluzy, która wisi na krześle. Wyciągam z kieszeni pomiętą kartkę. Siadam przy wielkim biurku i zaplam lampkę. Rozprostowuje kartkę na ciemnym drewnie. Zanim zaczynam czytać, sięgam po schowane okulary. Zakładam je, po czym przebiegam wzrokiem po kartce.


1. Weronika McDum
2. Hans Schmid
3. Daniel Fernel
4. Clara Smith
5. Oliver Stivenson
6. Joelyn Brown
7. Victor Hemmings
8. Zelda Hood
9. Kevin Ribs
10. Jude Clars
11. Linda Glys
12.Tyson Banasiak
13. Mia Styles

Styles.


Moje serce bije szybciej od samego wpatrywania się w to nazwisko. Biorę głęboki oddech, po czym składam kartkę i chowam ją z powrotem do bluzy. Wracam do łóżka z nadal kołaczącym sercem. Czemu mam wyrażenie, że przez tą jedną dziewczynkę będę mieć masę problemów? Zamykam oczy, próbując o tym nie myśleć, ale również nie zagłębiać się w siebie. Kiedy po godzinie upragniony Motrfeusz nie nadchodzi, daje sobie spokój. Podnoszę z małego stoliczka komórkę. 4:44. Pomyśl o kimś. Sam nie wiem czemu nagle na myśl przychodzi mi „Styles". Kręcę głową. Co jest ze mną nie tak? Odkładam urządzenie na pościel. Przeciągam się, po czym wstaje. Nie jestem w stanie postawić nawet kroku w przód, kiedy czuje jak coś się we mnie porusza. Do moich nozdrzy dociera nuta pięknego zapachu. Słodko-gorzkiego z miętą. Klnę pod nosem, kiedy ów zapach znika, tak samo szybko jak się pojawił. Mój wewnętrzy wilk porusza się delikatnie.

Nie!

Szybko odzyskuje władzę w nogach, trzy wielkie susy wystarczają, żebym dotarł do walizki. Wyciągam z niej Jack'a Danielsa i odkręcam w połowie pustą butelkę, tylko po to żeby pociągnąć wielki łyk. Czuję, jak ciecz pali moje gardło. Minimalne ruchy kompletnie znikają, co sprawia mi wręcz fizyczny ból, ale mam to gdzieś. Jestem do tego przyzwyczajony.

Zasługuję na to.

Pocieram twarz drżącą dłonią. Odstawiam butelkę na stolik, po czym kieruje się do wyjścia. Przechodzę przez mały korytarzyk, a następnie wchodzę do łazienki. Biorę szybki, pozbawiony rozmyślań prysznic. Po tym jestem gotowy do przewertowania dokumentów do szkoły. W końcu mam tylko pięć godzin do rozpoczęcia pracy.

Każda kartka jest na swoim miejscu, kiedy dzwoni budzik, sygnalizując godzinę siódmą trzydzieści trzy. Przecieram zmęczone oczy. Przeczytałem każdą kartkę, która została mi podarowana. Już znam mniej więcej zwierzęce postacie moich uczniów, jak i ich sytuacje rodzinną. Jednak, papier to nie to samo, co żywa istota.

Wstaję z miejsca, przeciągając się. Patrzę przy tym za okno na piękne, jasne słońce. Nigdy nie znudzi mi się wpatrywanie się w nie. Z lekkim uśmiechem podchodzę do szafy, jednak w połowie drogi do mebla uświadamiam sobie, że wszystkie moje ubrania są nadal w torbach. Kręcąc głową, zmierzam do wielkich walizek. Wciągam na tyłek czarne rurki i ciemnoszary sweter. Przed opuszczeniem piętra zahaczam o łazienkę. Z torbą i duszą na ramieniu schodzę na dół.

W kuchni wita mnie uśmiechnięta Marianna i Jaemin. Są tacy weseli. Wręcz czuję, jak ich wewnętrze stworzenia mruczą, kiedy mój wilk pozostaje cicho. Śpi jak zabity. Podczas śniadania rozmawiamy na temat pogody. Nigdy nie jadłem tak dobrych naleśników. Możliwe, że byłem głodny, jednak od razu odrzucam tą myśl. Przecież każdy może wytrwać dwadzieścia pięć godzin bez posiłku, co nie?

Równo o ósmej jedenaście wychodzimy z domku. Wszyscy. Okazuje się, iż Marianna prowadzi kawiarnię niedaleko szkoły, w której będę uczył. Widzę, jak się dla mnie starają. Każdy uśmiech, miłe słowo, to wszystko pomaga mi się zaaklimatyzować. Dziękuje im, po czym opuszczam pojazd. Od razu uderzają we mnie różne zapachy.

Alfa, omega, beta. Róże, cynamon, śnieg, mokry pies, sosna.

Każdy pojedynczy zapach atakuje moje nozdrza. Z pozornym spokojem pokonuje kolejne metry w drodze do drzwi wejściowych. Cały czas napływają do mnie nowe zapachy i już nawet nie próbuję dopasować ich do danej osoby. Stojąc na wielkim korytarzu, po którym biegają tony dzieci, wyciągam kartkę z numerem sali, która od teraz jest moja. 113. Pierwsze piętro. Miło. Kieruję się w stronę wielkich schodów.


Mięta.


Pokonuje kolejne stopnie na drżących nogach. Coś jest nie tak. Matki i ojcowie posyłają mi miłe uśmiechy, wiedząc kim jestem. Kiwam głową niektórym z nich, po czym zmierzam do sekretariatu po kluczyk.


Gorzka czekolada.


Witam się z Sandrą, która życzy mi dobrego dnia. Urocza z niej beta. Moja sala znajduję się na końcu korytarza, co specjalnie mi nie przeszkadza. Zmierzając do niej, przyglądam się obrazkom i zdjęciom wiszącym na ścianach, w międzyczasie unikając małych wilków czy też niedźwiedzi.

Zatrzymuję się przed drzwiami z ciemnego drewna z wygrawerowanymi na nich złotymi cyframi. Okazuję się iż to jest klasa 2c, której najprawdopodobniej będę wychowawcą. Wkładam kluczyk i przekręcam, już mam pchnąć drzwi, kiedy ktoś ciągnie za moją torbę. Odwracam się w lewo i spoglądam w dół.


Szampon.


- Proszę pana?


- Tak, słonko? - Uśmiecham się, kucając koło małej dziewczynki z burzą malutkich loczków na głowie.


-Jest pan naszym nowym wychowawcą? - Pyta, uśmiechając się, a w jej oczkach widoczny jest zachwyt.


-Tak, a co?


-Jest pan bardzo przystojny! - Krzyczy, po czym ucieka do koleżanek. Patrzę na nią lekko zdziwiony, ale co ja tam wiem. Wchodzę do klasy pomalowanej na jasnozielony kolor. Z głębokim westchnieniem kładę torbę na biurku. Podchodzę do okna, żeby je otworzyć i wtedy to się dzieje.


- Mia! - Głęboki, zachrypnięty, piękny, niecodzienny dźwięk rozbrzmiewa na korytarzu.


Głos należący do Alfy.


Mój wilk otwiera oczy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro