podchody 0.7

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Witajcie! Zanim przeczytacie chciałabym wam coś ogłosić. Zamierzam zawiesić moje konto, jednak! Rozdziały RUM? nadal będą się pojawiać tak jak i kolejne zamówione os. Chodzi bardziej o to, że na razie nie pojawi się nic nowego, a ja będę tylko czytać i możliwe(?), że przyjmować propozycje na shoty. Tyle! Dziękuję, za uwagę i miłego czytania!


______________________________


- Usiądź, Louis. - Głos Marianny jest spokojny, co niepokoi mnie jeszcze bardziej. Siadam wygodnie na skórzanej kanapie, w niewielkim salonie połączonym z kuchnią.

– Muszę ci zadać kilka pytań. To jest ważne – kiwam głową na znak, ze rozumiem – Louis. Jestem już stara i doświadczona przez życie. Widziałam wiele, jednak ty jesteś czymś, czego nie umiem zrozumieć. – Marszczę brwi, nie rozumiejąc. – Kiedy tutaj przyjechałeś, z trudem mogłam wyczuć na tobie jakiś zapach. Myślałam, że jesteś betą, nikim więcej. Dlatego tak się zdziwiłam, słysząc od mojego wnuka, że jeszcze nigdy nie widział tak przystojnej omegi. Nie mogłam uwierzyć, że właśnie nią jesteś. Nie pachniałeś alfą, ani omegą. To było niemożliwe. Dlatego, tamtego dnia poszłam sprawdzić, czy przypadkiem nie zatajasz swojego zapachu.


- Wtedy znalazłaś alkohol...


- Dokładnie. To wiele wyjaśniało. Wilki nie posiadają zbyt dużej tolerancji, jeśli chodzi o zbyt duże ilości wódki czy Jacka. Zbyt duża dawka przez dłuższy okres czasu, prowadzi do śmierci zwierzęcego ja. Do tego dążyłeś, dlatego cię nie czułam. Po tym, jak odstawiłeś alkohol, twój znikomy zapach zaczął do mnie docierać. Jest tak słaby, że tylko ja go czuję. Jeamin jest na to za młody. Jednak, nie do tego zmierzam. Jako że jesteś pod moja opieką, muszę widzieć z kim się spotykasz. Wiem, że masz te dwadzieścia ileś lat, ale musze to zrobić. Powiedz mi Louis... Czy Styles cię nachodził?


- Nie, oczywiście, że nie. Robił wszystko powoli i na spokojnie. - Odpowiadam, przyglądając się swoim palcom. - Wiedział, jak na niego zareagowałem pierwszego dnia, dlatego pisał do mnie listy. To było miłe. - Uśmiecham się pod nosem na wspomnienie pierwszego listu.


- To dobrze. Czy zmusił cie do czegokolwiek? - Kręcę głową w akcie zaprzeczeniu. – Czy chciałbyś się z nim spotkać?


- Tak... - Szepczę, uśmiechając się jak wariat. Dawno nikt tak o mnie nie dbał. To tak cholernie kochane.


- W porządku. Zgaduję, że jutro przyjdzie do mnie z pytaniem o zgodę na spotkanie z tobą. Dostanie ją. Chce, żebyś był szczęśliwy Louis. Zasługujesz na to. - Mówi Marianna, głaszcząc moją dłoń.


- Jest jeszcze jedna, rzecz...


- Tak? - Spoglądam na nią z uśmiechem.


- Kim jest Anastazja?



Następnego dnia Harry nie czeka na mnie w tym miejscu, co zwykle. Spoglądam na telefon, oczekując wiadomości. Nie ma jej. Coś jest nie tak. Na korytarzu zaczepiam Mię.


- Mia?


- Tak, panie Lou? - Dołeczki w jej policzkach przypominają mi te, w policzkach jej brata.


- Coś się stało Harry'emu? - Pytam cicho, tak żeby nikt nie usłyszał.


- Braciszek ma ruję. Nie wychodzi z pokoju. Przyszył do niego jakieś dziwne panie i ode tego momentu nie wyszedł z pokoju.


Ta informacja rozrywa mi serce na pół. Nieprzytomnie kiwam głową, po czym oddalam się. Nie rejestruję tego, że ktoś mnie woła. Ani tego, ze po moim policzkach lecą łzy. Ból w klatce jest nie do zniesienia. Nigdy czegoś takiego nie czułem. Złość, gniew, ból... Ta mieszanka jest okropna. Nie mogę myśleć o tym, że jakieś inne omegi dotykają Harry'ego. Nie mogę o tym myśleć. Jest mi od tego słabo.

Wchodzę do domu, będąc w totalnej rozsypce. Wyciągam z lodówki lody i nie kłopocząc się przebieraniem ubrań, ruszam do salonu. Na kanapie zwinięty w kulkę leży Jaemin. W jego dłoni również jest pudełko lodów.


- Znajdzie się dla mnie miejsce? - Pytam z małym uśmiechem. Chłopak widząc mój stan, odchyla koc i wpuszcza mnie do ciepłego kokonu.


-Chyba cierpimy na to samo.


- Zdrada boli. - Chlipię, wkładając łyżkę do ust. Boże, czemu użyłem tego słowa? Przecież ja i Harry nie jesteśmy razem. Chociaż chciałbym pójść z nim na randkę, może dwie. Cholera! Ja serio myślałem... Czy jestem zwyczajnie naiwny? Kręcę głową. Ponownie spoglądam na ekran, a kolejna pełna łyżka lodów ląduje w moich ustach.



Mija tydzień bez wieści od loczka. Martwię się i znowu sięgam po alkohol. Jednak tym razem jest inaczej. Wszystko, co wypijam, po pół godzinie ląduje w muszli klozetowej. Mój wilk walczy, a ja nie mam sił się z nim kłócić. Powoli zaczynamy się dogadywać. Może nadal nie jest idealnie, ale o wiele lepiej. Ni buntuję się na moje odruchy, które są typowe dla omeg. Pozwalam się temu dziać. Nadal unikam większych skupisk wilków. Podobno mój zapach staje się coraz bardziej wyczuwalny. Gorzej dla mnie. O wiele gorzej. Ostatnio wraz z ciemnoskórą omega kursujemy między szkoła, domem, a sklepem. Dowiedziałem się, czemu chłopak ma taki, a nie inny humor. Podobno poznał jaką alfę. Mówił, że byli dla siebie idealni. Ja mówiłem to samo. Wyszło jak wyszło. Odruchowo sprawdzam telefon i aż opluwam się kawą, widząc nową wiadomość. Odkładam zielony kubek na stół, po czym klikam mała ikonkę.

Lou przepraszam.
Tęsknię za tobą, moja ruja się skończyła. Czy... Czy możemy się spotkać w kawiarni koło szkoły? Będę czekał po lekcjach.

Patrzę na wiadomość od Hazzy i sam nie wiem, co mam powiedzieć. Nie mam bladego pojęcia. Wiem jedno. Muszę się z nim zobaczyć. Wręcz usycham z pragnienia zobaczenia go.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro